2 października 2010

Rozdział 51

W tym roku zima nadeszła wyjątkowo wcześnie. Już pod koniec listopada zaczął padać śnieg, a na początku grudnia ulice były całkiem białe. Dlatego rzadko wychodziłam z i tak już chłodnego sklepu, częściej wolałam siedzieć za ladą czy robić porządki w sklepie i na zapleczu. Przez zimno rzadko odwiedzałam Marcusa na okropnie zasypanym cmentarzu, co cieszyło Toma niezmiernie. Nawet się z tym nie krył. Ale tak bardzo się też za to nie gniewałam, w końcu wolałam go takiego spokojnego, często dowcipkującego i o wiele cieplejszego, niż takiego jak był jeszcze w październiku, burkliwy, cały czas wredny i irytujący. Chociaż, od tego pierwszego… hmm… gwałtu Tom zaskakiwał mnie, niezbyt często, bo nie zawsze był na to czas i sposobność, ale w dość dziwnych miejscach. Najbardziej zapadł mi w pamięci ten raz, kiedy dorwał mnie w łazience. Trochę mnie poturbował, obdarł lewe ramię i nabił sporego guza z tyłu głowy, bo popchnął mnie na umywalkę. Nie zmieniał też techniki, zauważyłam, że sprawiało mu przyjemność siniaczenie mojego ciała.

Pod wieczór, siedemnastego grudnia, kiedy na dworze szalała właśnie straszliwa wichura, Tom wrócił ze swojej zmiany. Ale zamiast usiąść spokojnie przy stole, podgrzać sobie różdżką kolację, którą zrobiłam pół godziny wcześniej i zacząć jeść, zabrał się za poszukiwania rękawiczek.
- Ubieraj się, idziemy do Dziurawego Kotła – rzucił w pośpiechu, zakładając płaszcz z kapturem.
- A po co? – zapytałam, składając książkę i patrząc na niego jak na wariata. Nie wyobrażałam sobie wyjścia w taką pogodę. Zwlekłam się jednak z łóżka z dużym trudem. Cały bok miałam obity po wczorajszym… ehm… spotkaniu z Tomem w łazience.
- Spotykam się z moimi zwolennikami – wyjaśnił.
- Ależ ty skromny jesteś – przyznałam, a w moim głosie wyraźnie zabrzmiał sarkazm.
Riddle zignorował to. Podał mi płaszcz, zapiął go i ubrał mi na głowę kaptur. Różdżką zgasił oliwne lampy, zamknął drzwi i chwycił mnie za rękę. Zeszliśmy na dół. Burkes dokonywał ostatnich porządków przed zamknięciem sklepu. Obrzucił nas posępnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Wyszliśmy na zewnątrz. Natychmiast w twarz uderzył mnie lodowaty wiatr, oczy zaprószył śnieg. Prawie po omacku, trzymając się kurczowo ramienia Toma, udało mi się dotrzeć na Pokątną. Była mniej zasypana, jaśniejsza, bo za szybami sklepów znajdowały się świecące ozdoby, witryny opleciono łańcuchami, a wiele sklepów było jeszcze otwartych.

Dotarliśmy do Dziurawego Kotła przemarznięci i całkiem pokryci śniegiem. Riddle strząsnął sobie z ramion śnieg, a w moim kierunku machnął różdżką, by osuszyć mój płaszcz. Rozejrzałam się dookoła. Nie było tu tylu ludzi, ilu zwykle o tej porze przychodziło, ale w ciemnym kącie, przy okrągłym, drewnianym stoliku siedziało sześciu zakapturzonych mężczyzn. Tom, nie zdejmując swojego kaptura, ruszył w ich kierunku.  Powitali go cichym pomrukiem, ale on tylko skinął sztywno głową. Oboje usiedliśmy przy stole. Podeszła czarownica z notesem w ręku, ale Riddle zamówił tylko dwie szklanki Ognistej Whisky i machnął ręką, żeby sobie poszła.
- Victorio, chyba trochę schudłaś. I wyładniałaś – odezwał się jeden z mężczyzn, Yaxley, zdaje się.
Wyciągnął rękę w moim kierunku, żeby dotknąć moich piersi, kiedy już zdjęliśmy kaptury. Riddle gwałtownie pochylił się do przodu, chwycił go za gardło, zanik zdążył mnie dotknąć i wycedził z bardzo wyraźną złością w głosie:
- Jeszcze raz tak na nią spojrzysz albo dotkniesz, znajdą twoją głowę na dnie Adriatyku, zrozumiałeś?
Oczy zalśniły mu czerwienią. Yaxley cofnął się, ze swoim krzesłem, mamrocząc jakieś przeprosiny. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego wyrazu twarzy Toma. W podobny sposób zwykle patrzył na Nicka, ale teraz w tym spojrzeniu było coś jeszcze. Jakby… iskra zazdrości?
Czarownica przyniosła nam Ognistą Whisky. Owi „zwolennicy” Toma też mieli przed sobą szerokie, płaskie szklanki, ale już dawno je opróżnili. Ja szybko osuszyłam swoją, w nadziei, że zrobi mi się choć odrobinę cieplej. Drżałam tak gwałtownie, że prawie oblałam się trunkiem. Tu było zdecydowanie zimniej niż u Borgina i Burkesa.
- Nie będzie to długie spotkanie – rzekł Tom. – I na razie tylko z wami. Pozostałym nie ufam w ogóle. A jeśli chcecie pozostać w mojej łasce, musimy sobie od razu coś wyjaśnić, choć chyba powinna to być sprawa całkowicie dla wszystkich jasna i oczywista. Jeśli któryś z was ośmieli się choćby dotknąć Dżahmes, straci życie z tych rąk.
Uniósł dłonie, jakby myślał, że oni wszyscy nie zrozumieli, co do nich powiedział.
- Tylko ja dostąpiłem tego przywileju i to się nie zmieni – dodał, patrząc na Yaxley’a, który drgnął lekko, a kaptur zafalował mu lekko. – Druga sprawa. Jak widzicie, znajdujemy się teraz z Dżahmes tutaj, niedaleko Dziurawego Kotła. Mamy kilka ważnych spraw do załatwienia. Ale to nie potrwa długo. Myślę, że od przyszłej zimy, może nawet jesieni, będę mógł zacząć działać. Objawi się wtedy cała potęga Lorda Voldemorta.
Umilkł, patrząc na mnie pytająco. Drżałam tak gwałtownie, że szklanka, którą wciąż trzymałam w zaciśniętych dłoniach, odbijała się o złote pierścionki, które miałam na palcach i dzwoniła głośno. Zaciskałam sztywne, sine już usta, jakby to mogło dać mi trochę ciepła dla zmarzniętego ciała.
- C-co? – zapytałam, patrząc najpierw na „Lorda Voldemorta”, później na jego zwolenników. – Nie czujecie tego zimna?
Riddle przez parę sekund przyglądał mi się, jakby rozważał jakąś poważną decyzję, po czym wyciągnął w moim kierunku lewą rękę w zapraszającym geście.
- Chodź tu.
Powiedział to tak stanowczym tonem, jakim mówił do mnie, gdy się ze mną kochał. Ale raczej pieprzył mnie, zadając wciąż nowe siniaki, z tą nieokrzesaną dzikością i shizą. Wstałam niepewnie i odeszłam, a on chwycił mnie za nadgarstek, pociągnął, a kiedy osunęłam się na jego kolanach, objął mnie, pocierając powoli dłońmi o moje ramiona i dodał:
- O tym mówię. Każdy, kto choćby pomyśli o niej w nieodpowiedni sposób, poniesie karę. A jeśli się nie dostosuje… będę wiedział.
Zamilkł na chwilę. Samo to, że odważył się publicznie mnie przytulić, ogrzało mnie od wewnątrz. Chociaż jego skóra zwykle była zimna, jakby pozbawiona prawie całkowicie krwi, w jego ramionach szybko zrobiło mi się ciepło. Jakby to nie on mnie grzał, tylko jego magia.
- Zmieniłeś się – zauważył siedzący najbliżej nas, chyba Lestrange. Zdjął kaptur, a ja zobaczyłam, że sam też nie wyglądał identycznie jak w szkole. Rude włosy miał krótko obcięte, ale za to wyhodował sobie głupio wyglądającą bródkę. Powoli wodził wzrokiem po bladej twarzy Toma, jego zapadniętych policzkach i o wiele dłuższych już czarnych włosach.
- To nie ma znaczenia – oświadczył. – Ale żeby było jasne, nie wolno wam NIKOMU mówić o tym, o czym tu rozmawiamy. Kiedy załatwimy już wszystkie nasze sprawy, przenosimy się do Egiptu, gdzie właśnie mamy swoją Kwaterę Główną. Tam też spotkamy się następnym razem. Do tego czasu nie wolno wam się z nami kontaktować.
- A co z naszymi planami? Przecież były dobre – zauważył Lestrange.
- Och, powoli wprowadzam je w życie – uśmiechnął się lekko, a jego czarne oczy zalśniły czerwienią. – Te plany nie są dobre. One są wspaniałe. Doskonałe. Tu nic nie może pójść nie tak.
Zarzucił kaptur na głowę, wstał, poprawił mi płaszcz i dodał:
- Czekajcie w ciągłej gotowości na mój znak.
Szybko opuściliśmy Dziurawy Kocioł. Na Pokątnej minęło nas kilku czarodziejów, zaś na ulicy Śmiertelnego Nokturna panowała pustka i głucha cisza, nie licząc wiatru wyjącego w ciemnych zaułkach. Nie było teraz sensu pytać Toma o to całe spotkanie, bo ani by nic nie usłyszał, ani ja nie dosłyszałabym jego odpowiedzi.

Riddle otworzył różdżką drzwi do sklepu Borgina i Burkesa. Panowała tam nieprzenikniona ciemność. Burkes już dawno wszystko pozamykał i wrócił do swojej sypialni. Dlatego zapaliłam różdżkę i zaczęliśmy się powoli, bardzo cicho wspinać po schodach. Podłoga najbardziej skrzypiała na półpiętrze, więc musieliśmy szczególnie uważać.
Z ulgą zamknęłam za sobą drzwi do naszego pokoju, podczas gdy Riddle zapalał lampy olejne. Tu było o wiele cieplej, niż w Dziurawym Kotle, choć budynek sklepu na to nie wyglądał. Sądzę, że była to sprawa jakiegoś zaklęcia. Zdjęłam gruby płaszcz i powiesiłam go na haku obok drzwi.
- O co chodziło z tym planem? – zapytałam i zdjęłam buty.
- To nic, i tak nie zrozumiesz. Nie chcę, żebyś jeszcze i tym się przejmowała – odpowiedział z lekką ignorancją w głosie. Podszedł do mnie, chwycił za pasek i pociągnął w swoją stronę. Zerwał mi z łatwością bluzkę, ale odepchnęłam go.
- Tom! – spojrzałam na niego ze złością i wyciągnęłam różdżkę, żeby naprawić ciuch. – Dzisiaj nie chcę.
- Na pewno?
- Nie myśl, że tak tylko mówię, żeby marnować powietrze. Nie chcę. Jestem zmęczona i na ciebie obrażona, bo taisz przede mną jakieś ważne plany – oświadczyłam.
- Dżahmes, to nie jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Wątpię, by cię to nawet interesowało.
- Oczywiście, Lord Voldemort wie lepiej, co mnie interesuje, a co nie – zadrwiłam. – Dla ciebie liczą się tylko twoi „zwolennicy”, a ja jestem tylko dla seksu.
Jednym machnięciem różdżki naprawiłam rozdartą bluzkę i ubrałam ją z powrotem na siebie.
- Powtarzasz się – stwierdził Tom. – Nie wiem, co ja mam zrobić, żeby cię w końcu przekonać o moich uczuciach. Co, mam paść przed tobą na kolana? Dobrze!
Ukląkł przede mną, oczy płonęły mu czystą złością. Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Zadowolona? – spytał.
- Nawet bardzo. Nie musiałeś tego robić, ale skoro już klęczysz… - urwałam i odeszłam, żeby zająć się swoimi sprawami.

*

Rodzice i Zivit przyjechali do Londynu na krótko przed Nowym Rokiem. Tęskniłam za nimi i z radością ich wszystkich powitałam, ale kiedy ściskałam siostrę z przykrością zauważyłam w jej oczach cień, co oznaczało, że wciąż pamiętała o naszej ostatniej rozmowie.

Nie obchodziliśmy świąt Bożego Narodzenia. Ale mimo to ja i Tom zostaliśmy w domu matki, dopóki znów nie wyjechali do Egiptu. Jednak, kiedy jeszcze Lock-Nahowie byli w Londynie, w piecach i kominkach płonął taki ogień, że temperatura dorównywała tej w Afryce północnej. Z jednej strony nie uskarżałam się, choć nie mogłam chodzić ubrana tak, jakbym chciała. Cały czas musiałam nosić bluzki  długim rękawem i spodnie całkowicie zasłaniające nogi, przez co teraz było mi strasznie gorąco. Wszyscy pytali mnie, dlaczego nie przebiorę się w coś luźniejszego, ale sprytnie zbywałam ich, zmieniając temat. Oczywiście, przyczyna tego była bardzo prosta. Nie chciałam, żeby rodzice, a już zwłaszcza Zivit zauważyli moje rany i siniaki. Tom nie musiał tak się tym przejmować, głównie dlatego, że miał ich o wiele mniej, za to ja prawie wyłaziłam ze skóry, żeby to się nie wydało. Ojciec by mu tego nie przepuścił, a nie chciałam, by ich stosunki się pogorszyły. Ojciec, w przeciwieństwie do Henryka Hortusa bardzo lubił Toma. Wciąż pytał o nasz ślub, przez co zaczęłam żałować, że to wszystko wymyśliłam. Teraz, okłamując ojca, czułam się okropnie. Było to dla mnie zupełnie coś nowego, bo zwykle, kłamiąc Hortusowi, czułam ponurą satysfakcję. Ale wszystko zaczęło się komplikować.


Jestem normalną czarownicą i mam swoje słabsze i mocniejsze dni. Ten należał raczej do słabszych, na dodatek poprzedniego wieczora Riddle tak mnie sponiewierał, że całą nogę miałam poobijaną i sztywną. I tą właśnie nogą zahaczyłam za głupi, marmurowy podest. Moim szczęściem lub nieszczęściem okazała się przypadkowa obecność Zivit, która złapała mnie tuż nad podłogą. Jęknęłam z ulgą, że nie wyłożyłam się jak długa na podłodze, zdobywając do kolekcji nowe siniaki. Chociaż z drugiej strony wolałam chyba ponieść obrażenia związane z wypadkiem na miotle niż później tłumaczyć się Zivit.

- Dzięki, zjawiłaś się w ostatniej chwili – powiedziałam, kiedy już stanęłam pewnie na obu nogach.
Ale Zivit nie patrzyła mi w oczy. Wzrok utkwiony miała w mojej prawej ręce, a konkretnie obnażonym nadgarstku. Szybko go zakryłam przez przypadek odwiniętym rękawem, ale ta chwyciła mnie zdecydowanie za rękę i podciągnęła sweter aż pod zgięcie ramienia. Z ulgą nie zobaczyłam na skórze żadnych rozcięć, choć prawie każdy jej kawałek pokrywały siniaki o różnych odcieniach.
Siostra spojrzała mi w oczy z przerażeniem, a ja, by na nią nie patrzeć, z wyjątkową starannością opuściłam rękaw.
- Nie wiem, co powiedzieć… - zaczęła.
- Tylko sobie nie myśl, że to przez jakiś gwałt czy coś – uprzedziłam ją.
- Więc co? Nie mówiłam ci, że Tom jest niebezpieczny? – w jej głosie dosłyszałam nutkę zniecierpliwienia i pretensji.
- Nie, to nie o to chodzi… My po prostu nie lubimy się nudzić w łóżku – wyjaśniłam z niezbyt przekonującą miną. Chwyciłam ją gwałtownie za rękę. – Proszę, nie mów o tym nikomu, tata by tego Tomowi nie darował. Proszę!
Teraz, pierwszy raz od wielu dni, poczułam strasz. Zivit długo milczała. A może, w tej całej niepewności, tylko mi się tak wydawało?
- Dobrze. Ale robię to tylko ze względu na ciebie. Musisz mi jednak obiecać, że na razie dasz sobie z tym spokój. Bo on ci w końcu zrobi krzywdę! – odpowiedziała, a twarz jej się rozluźniła, kiedy skinęłam głową.

*

Sposobność do narzucenia Tomowi wstrzemięźliwości nadała się dwa dni później, kiedy rano czesałam włosy w łazience. Riddle chwycił mnie mocno za nadgarstki i założył ręce do tyłu. Najpierw poczułam jego usta na karku, później zęby zaciskające się na tętnicy.
- Chciałabym ci o czymś powiedzieć. Nie uważasz, że powinniśmy na pewien czas odpocząć od seksu? Oczywiście, nie myśl sobie, że mnie nudzisz, nie. Po prostu jestem tak posiniaczona, że chyba bardziej już nie mogę być – odezwałam się.
Riddle posłusznie puścił mnie.
- Na pewien czas? – powtórzył zdumiony. – Czyli na ile?
- Nie wiem. Aż moje ciało… no i twoje… zaczną znów przypominać ludzkie – odparłam wymijająco. Odwróciłam się do niego twarzą, a dłoń z całej siły zacisnęłam na jego kroku, aż syknął z bólu. – A nad tym powinieneś bardziej panować.
Odwróciłam się w stronę drzwi i wyszłam, pozostawiając go w łazience. Jemu chyba będzie trudniej znieść te chwile wstrzemięźliwości, był w końcu facetem. No a ja z radością wyleczę się ze wszystkich sińców. I nie pozwolę się Tomowi dotknąć co najmniej do wiosny. Obiecałam Zivit. I zamierzam tej obietnicy dotrzymać. Ważniejsze dla mnie były relacje z siostrą, niż namiętności, targające ciałem. Będę jednak pilnować, by Riddle był mi przez ten cały czas wierny. I gorzko pożałuje każda ladacznica, jeśli spróbowałaby go tknąć. Dopiero teraz się zorientowałam, że byłam o niego niesamowicie zazdrosna.

~*~


Pff, dziś było trochę nudnawo. Ale niedługo Wam to wynagrodzę. Zbliża się kolejna rocznica bloga, dlatego mam przygotowane coś super. Jak się podoba nowy szablon? Musiałam zmienić, tamten był już stary. Dedykacja dla Lady Malfoyki :* 

30 komentarzy:

  1. ~xyz
    2 października 2010 o 19:10

    1??

    OdpowiedzUsuń
  2. ~House.
    2 października 2010 o 19:24

    No cóż, wypowiem się tak, że być może Ci się nie spodoba. Po pierwsze: to mi tak wyraziście przypomina sytuację z „Przed świtem”. Dlaczego? Bella posiniaczona po…. nocnych przygodach. Tak. Po drugie: nie było nawet nudne. A Twoje teksty stają się coraz bardziej odważne. To tylo. Tak. Aaa, xyz, to House, oczywiście. Po prostu komentowałam w między czasie inny blog, i mi się poknociło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 października 2010 o 19:31
      CZYTAŁAŚ „Zmierzch”?! Oj, współczuję. Ja nie czytałam i nie zamierzam plugawić swoich rąk tą książką. Ano, Tom się rozwija, Voldemort w końcu nie miał tyle siły co zwykły śmiertelnik, prawda? No i ja też się rozwijam, w sensie, że mój styl. W końcu piszę w pierwszej osobie, komu w myślach nie zdarzyło się przeklnąć? xD

      Usuń
  3. ~olka
    2 października 2010 o 19:51

    Fajny rozdział i ładny szablon…………..Biedna Dżahmes, Tom nic jej nie mówi o swoich planach,a mógłby,jeśli ona by chciała…………….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 października 2010 o 20:07
      Etam. Tom sam wie najlepiej, co Dżahmes powinna wiedzieć. Co ja mówię, gadam, jakbym nie popierała w stu procentach strony głównej bohaterki xd

      Usuń
  4. ~Sheirana
    2 października 2010 o 21:06

    Tom się nagle taki zazdrosny zrobił… O.o Niesamowite xD Ale nieźle Dżahmes załatwił. Ciekawa jestem, co on znowu takiego knuje, że nie chce jej nic powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 października 2010 o 21:19
      Coś okropnie szatańskiego, uahahahahaha! xD W ogóle, Tom przy Dżahmes w sprawach zazdrości to mały pan pikuś jest xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      2 października 2010 o 23:53

      Hahaha, no domyślam się, że nic dobrego ^^. No w sumie też racja xD.

      Usuń
    3. 3 października 2010 o 12:08
      No, ona kiedy jest zazdrosna, to jest też bardzo niebezpieczna xD Więcej mordów od Voldemorta potrafi popełnić. Wiem, co mówię xD

      Usuń
    4. ~Sheirana
      3 października 2010 o 13:19

      Hahaha, no to się nieźle zapowiada… xD

      Usuń
    5. 3 października 2010 o 14:09
      Wątpisz w to? Hmm? xD

      Usuń
    6. ~Sheirana
      3 października 2010 o 20:18

      Ależ skąd! xD

      Usuń
  5. ~PauLina
    2 października 2010 o 21:39

    Rozdział jak zwykle cudny, szablon zresztą też…Biedny Tomuś będzie musiał powstrzymywać swoje zapędy seksualne hahahahahhaha Och jak ja kocham ten blog…….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 października 2010 o 12:09
      Whahahahahaha, oj, będzie musiał. I to przez bardzo, bardzo długo xD

      Usuń
  6. ~nicole .
    3 października 2010 o 10:42

    Kurcze, Tom się coraz bardziej zły robi. xD A ja współczuję Dżahmes! Bidulka, chłopak się nad nią znęca xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 października 2010 o 12:13
      Ale z drugiej strony jest zadowolona xD Bo ona też z tego kożyści czerpie xD

      Usuń
  7. ~Lady Malfoyka ; *
    3 października 2010 o 13:42

    Dziękuje za dedykację. Rozdział świetny. Jestem ciekawa ile uda im się wytrzymać bez seksu xd. Śliczny szablon. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 października 2010 o 14:07
      Jakoś pójdzie. W końcu nie są od niego uzależnieni xD Jeszcze xD

      Usuń
  8. ~Caitlin
    3 października 2010 o 19:19

    Mam wrażenie że relacje pomiędzy Tomem a Dżahmes zeszły na jakiś dziwny tor xD Nie zrozumiem ich xDAch. Tom jako rycerz broniący swojej damy :D rzeczywiście, zaskakujące, że przy swoich zwolennikach ją przytulił :)Notka świetna, jak zawsze.I wcale nie było nudno :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 października 2010 o 17:54
      Ano, oni są dziwni, ale bądźmy dla nich wyrozumiali xD W końcu są opanowani przez zło, tak jak mój brat oO”

      Usuń
  9. ~Shizza
    3 października 2010 o 22:02

    Wreszcie Tom Riddle staje się Lordem V! Niestety, równowagą w przyrodzie nic nie zachwiało, bo Victoria zrobiła się… uległa? Nie wiem jak to ująć. Wracając do tematu, to nareszcie są śmierciożercy. Tylko ja proszę, nie rób im tej krzywdy, którą zrobiła Rowling: czyli zrobiła ze śmierciożerców bandę sadystów ćwierćinteligentów (jak zresztą z samego Voldemorta. Dlaczego on nie zastrzelił Pottera pistoletem? Myślę nad tym, odkąd ktoś założył taki wątek na forum Mirriel). Tylko kiedy pojawią się Potterowie? Bo jeśli Lily była w pierwszej klasie, kiedy Victoria poszła do siódmej (bardzo przyspieszyłaś akcję), to oznacza, że Harry urodzi się chyba dopiero za dziewięć lat. Kwatera główna śmierciożerców w Egipcie… to oni nie topią się w słońcu? Niee, będą popijać na tarasie drinki z palemkami, wysmarowani grubą warstwą kremu z filtrem, żeby ich delikatnej cery nie dotknęła opalenizna xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 października 2010 o 18:03
      Uległa? Dżahmes? Hahahahaha, a to dobre xD Oceń ją dopiero za dwa rozdziały, ok? Cóż, ja tu też trochę zmienię. Potter urodzi się tuż po ukończeniu Hogwartu przez Lily i Jamesa. No, tuż po zakończeniu to raczej go sobie zrobią. Wiesz, Rowling trochęzrobiła z Pottera bajkę. Bo w normalnym życiu Harry zostałby poczęty już w Hogwarcie xD No, ale jeśli mój matematyczny zmysł, którego nie mam, mnie nie myli, to Huncwoci kończą Hogwart za około 4 lata. To znaczy, będą kończyć za 4 lata, bo tak wynika z rozdziału 56, który dziś na geografii napisałam. Ale ten czas trochę przyspieszę, myślisz, że te 5 lat będę tak ciągnęła? Oj, nie, Voldemort polegnie w domu Potterów za kilka rozdziałów od notki nr 56, a odrodzi się też w dość szybkim tempie, bo mam dużo planów i nie chcę bloga ciągnąć przez dziesięć lat xD

      Usuń
  10. ~Sheirana
    9 października 2010 o 12:50

    Kiedy coś nowego? Strasznie jestem ciekawa, co będzie dalej ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 października 2010 o 11:42
      Może dziś, choć bardzo wątpię. Prędzej jutro xD

      Usuń
  11. wiwien@amorki.pl
    10 października 2010 o 22:31

    Łał…biedna ta Dżachmes jak ja bym miała tyle siniaków to pewnie nawet czołgać bym się nie mogła, a o chodzeniu to już nie wspomnę;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 października 2010 o 19:17
      Nareszcie! Nareszcie ktoś mówi Dżahmes, nie Victoria! Osiągnęłam sukces!

      Usuń
    2. ~Sheirana
      11 października 2010 o 20:37

      A ja to niby jak nie mówię? Phi! xD

      Usuń
    3. ~Sheirana
      11 października 2010 o 20:39

      * mówię. Bez nie ^^’.

      Usuń
    4. 12 października 2010 o 17:10
      Jak na razie wszędzie zauważyłam tylko „Victoria” xD

      Usuń