Usiadł
na parapecie w pewnej odległości od grupki radosnych uczniów w czerwonych
czapkach świętego Mikołaja na głowach. Dyskretnie zerkał na nich przez chwilę.
Czuł się bardzo zniecierpliwiony. Lily znów rozmawiała z Potterem. Nienawidziła
go, ale ich rywalizacja coraz bardziej słabła, traciła ogień… Evans w końcu
podda się Jamesowi i umówi się z nim. To była tylko kwestia czasu.
Ruda, ładna dziewczyna usiadła na
parapecie i włożyła mu na głowę czapkę Mikołaja.
- Wesołych świąt. Co tak siedzisz? –
zapytała i uderzyła go delikatnie w ramię. Snape tylko kiwną głową na znak, że
może być. – Zostajesz na święta w Hogwarcie? Ja muszę wrócić, ale to będzie jak
zwykle koszmar. Tunia nadal jest na mnie obrażona.
- Przestań się nią przejmować – mruknął.
– Cały czas ci zazdrości, że jesteś czarownicą, a ona nie.
Mówiąc to, cały czas obserwował Jamesa.
Rzucał w ich kierunku niby przypadkowe spojrzenia, co chwilę czochrał sobie
włosy i ukazywał olśniewająco białe zęby w zniewalającym uśmiechu. Gdyby
spojrzenie Severusa mogło zabijać, Gryfon byłby już martwy.
- Tak, wiem – westchnęła Lily i zrobiła
smutną minę. – Nie mówmy już o tym. Krążą plotko, że był tu w nocy
Sam-Wiesz-Kto. Jak myślisz, to prawda?
Severus uśmiechnął się tajemniczo.
- Widziałem Go. Jego i Dżahmes-Meritamon, kiedy wychodzili ze szkoły. Jest
niesamowity. Przerażający, ale niesamowity – odpowiedział przyciszonym głosem,
a oczy mu zalśniły. Ruda zerknęła w stronę grupki Jamesa, po czym przysunęła
się bliżej Snape’a i wyszeptała:
- A ta Dżahmes? Jak wygląda? Podobno
mieszka w Egipcie i jest czarna jak węgiel.
- Nie, to tylko plotki. Jest tak opalona,
jak Egipcjanie, niczym się nie różni od normalnego człowieka, ale wygląda tak,
jakby czas się z nią w ogóle nie obchodził. Oboje wyglądają tak samo niesamowicie.
Jak bogowie – odparł Ślizgon, na co Lily zrobiła niezbyt zadowoloną minę.
- Wiesz, nie podoba mi się twój zachwyt
nad Nim. Przecież to, co robi
Sam-Wiesz-Kto, jest złe. Naprawdę
złe. Bo czym się jego ideologie różnią od ideologii Grindelwalda? – zapytała z
pretensją w głosie. – On chce
wymordować wszystkich mugoli. Jego pomysły są nawet gorsze. Wiesz, kim jestem,
mnie też by zabił.
Snape nagle zmieszał się. Tak, pamiętał
wszystko i to bardzo dobrze, ale nie chciał do tego wracać. Podczas okresu
Standardowych Umiejętności Magicznych w przypływie złości przezwał Lily szlamą.
Pogodzili się dopiero niedawno, choć wydawało się już, że nic z tego nie
będzie. Ale Lily przez wakacje ochłonęła, przemyślała kilka rzeczy,
porozmawiała ze Ślizgonem i postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę. Ostatnią.
Severus bardzo się starał, ale nie zamierzał dla niej zmieniać swoich planów.
- Tak, ale kiedy przejdę na jego stronę,
to go przekonam – odparł z uśmiechem, by dodać Lily otuchy. Kąciki ust jej
drgnęły.
- Muszę już iść, zobaczymy się później –
mruknęła, zsunęła się z parapetu i ruszyła w stronę grupki chichoczących
uczniów. James Potter drgnął lekko, wypiął dumnie pierś, a na jego wargach
pojawił się uwodzicielski uśmiech, ręka zaś szybko powędrowała do włosów. W
Ślizgonie aż się zagotowało, ale Evans nawet na niego nie spojrzała.
Powiedziała coś do Remusa Lupina, a ten poszedł za nią. Do tego Huncwota nie
miał praktycznie nic, denerwowało go jedynie to, że trzymał z nimi. Z Jamesem
Potterem i Syriuszem Blackiem. Sam nie wiedział, którego z tej dwójki bardziej
nienawidził. Tak myślał, że warto byłoby zostać sługą Czarnego Pana chociażby
tylko po to, aby ich dopaść i ukarać za te wszystkie lata upokorzeń. Oczywiście
nigdy tego by nie wyjawił Lily, każda wzmianka o Lordzie Voldemorcie, jeśli
zawierała jakieś pochwały, przyprawiała ją o silne nerwy. A Severus nie chciał
się z nią znowu kłócić. Czuł, że nie mógł jej już wszystkiego powiedzieć.
Bardzo pragnął, aby między nimi było tak jak dawniej. Chciał jej opowiedzieć o
tym, jak ogromne wrażenie zrobiła na nim uroda Dżahmes-Meritamon, jej ciemna,
błyszcząca lekko skóra, a także powaga i stanowczość Voldemorta, jego duże,
pająkowate dłonie i twarz jak u węża… Był dlań fascynujący, chciał znaleźć się
w jego towarzystwie, zostać jednym z sług… Gdyby mógł, nie kryłby się, nie
tylko przez Lily, ale i przed Huncwotami. Chciałby widzieć minę Jamesa Pottera,
gdyby poznał jego plany. Owszem, mógł sobie uważać, że Severus jest zauroczony
czarną magią, ale był przekonany, że jest jednak zbyt wielkim tchórzem, aby
myśleć o tym poważnie. I Snape to wiedział.
Z
Lily zobaczył się dopiero przed kolacją. Zauważyła go, kiedy wychodziła z
łazienki, idącego w stronę biblioteki. Natychmiast do niego podbiegła. Policzki
miała lekko zaróżowione od emocji.
- Potter znów poprosił, żebym się z nim
umówiła – oświadczyła, uważniej obserwując Ślizgona. On tylko prychnął cicho,
kiedy padło nazwisko Huncwota, nie patrząc na rudą.
- I co, zgodziłaś się, zgadłem? – zapytał
z nutką ironii w głosie. Evans udała, że jej nie usłyszała.
- Nie, odmówiłam. Ale to ciekawe, jak on
się stara. Naprawdę, w niektórych sytuacjach jest przezabawny – odparł, rada,
że wywołała w przyjacielu rozdrażnienie i zazdrość. – Tak sobie pomyślałam…
Skoro Sam-Wiesz-Kto i Dżahmes-Meritamon tutaj przybyli, jaki musiał być ich
cel? Nie mieli ze sobą eskorty Śmierciożerców ani…?
- Wydaje mi się, że byli u Dumbledore’a.
W końcu Czarny Pan to jego wróg i dyrektor nie pozwoliłby mu na wałęsanie się
po szkole. Ale co z nim załatwiał… nigdy się nie dowiemy – odpowiedział Snape.
- Może zawarli sojusz? – mruknęła z
nadzieją w głosie Lily, a Ślizgon zaśmiał się tak głośno, na ile mu pozwalały
panujące w bibliotece zasady.
- Czarny Pan i sojusz? – powtórzył. – Ty
kpisz? On nigdy nie pojedna się z Dumbledore’em. Nigdy. Jedyna rzecz, na którą się zgodzi, to pojedynek.
Evans uniosła wysoko brwi.
- Nie widziałaś jego miny wczoraj. Był
wściekły. Naprawdę, aż przeszyły mnie dreszcze. Gdyby nie obecność Dżahmes,
pewnie rozwaliłby drzwi wejściowe. Odniosłem takie wrażenie, że to ona go
powstrzymuje od robienia niektórych rzeczy. Uspokaja go. Sam nie wiem…
Oddał pani Pince dwie książki i zawrócił
w stronę wyjścia. Lily biegła za nim, rządna informacji. Bardzo zainteresował
ją ten temat i chciała dowiedzieć się więcej.
- Powiedz mi… ty jesteś w domu, w którym
był kiedyś Sam-Wiesz-Kto. Ile on może mieć lat?
Snape wzruszył ramionami. Był pewien
trop. Nikły i mało prawdopodobny, ale zawsze jakiś. Dawno, kilka lat wcześniej
istniała w Hogwarcie elitarna grupa uczniów, należących nie tylko do „klubu
Ślimaka”, ale po prostu licząca się w szkole. Należeli do niej uczniowie
groźni, tajemniczy, a wielu z nich, o ile nie wszyscy, zostali Śmierciożercami.
A ich przywódcą był jakiś Tom Riddle. Podejrzewał, że ów bardzo osobliwy
Ślizgon musiał mieć coś wspólnego z Lordem Voldemortem. Nie przypominał go ani
trochę, ale natrafił na swego rodzaju poszlakę. Riddle’a zawsze można było
spotkać z ładną, wyniosłą, aczkolwiek cichą dziewczyną – Victorią Hortus. Po
wczorajszym spotkaniu Dżahmes-Meritamon musiał stwierdzić jedno: obie miały
takie same oczy, rysy twarzy tak podobne, że mogła to być jedna i ta sama
osoba. Nie zamierzał jednak nigdy z nikim podzielić się tą informacją.
- Hmm, wyglądają, jakby czas ich nie
obejmował. Tylko tak mogę określić ich wiek. Może w ogóle go nie mają? Poza
tym, co to ma za znaczenie? Dużo osiągnęli, znasz moją opinie na ten temat –
odparł po krótkim zastanowieniu.
- Taak – przyznała z niechęcią Gryfonka,
zawijając sobie kosmyk włosów dookoła palca. – Jesteś bardzo mądry, Severusie.
Skąd się w ogóle biorę tacy ludzie? Tacy, którzy chcą podporządkować sobie całe
społeczeństwo czarodziejów, i tacy, którzy są im całkowicie oddani?
Domyślił się, że Evans pije do jego nie
do końca zdrowych ambicji, ale nie przejął się tym. Nie chciał na nowo
wywoływać kłótni, a temat był wyjątkowo drażliwy.
- To ludzie, którzy mają własne idee. Ty
i ja umrzemy i nic na świecie nie zdziałamy. Nic nie zmienimy. A Czarny Pan
sprawi, że być może będzie się nam żyło lepiej. A może gorzej, tego nie
wiadomo. A to, że niektórzy go popierają… To jest jak polityka. Zawsze znajdzie
się ktoś, kto pochwali i ktoś, kto skrytykuje.
Bardzo był rad, że nareszcie zaciekawił
Lily czymś, co potwornie go fascynowało. Mógł jej o tym opowiadać godzinami.
Czarna magia – to był jego żywioł i pasja. Było mu przykro, że Evans nie mogła
tego zaakceptować.
- To fakt, ale jeśli Sam-Wiesz-Kto
morduje niewinnych ludzi… mnie być zabił? – spytała.
- Nie, oczywiście, że nie. Ale czasami,
kiedy chcesz coś osiągnąć, musisz ponieść pewne ofiary – odparł, patrząc jej
prosto w oczy. – Ty tego nie zrozumiesz, jesteś zbyt szlachetna.
Odszedł w stronę Wielkiej Sali, bo
kolacja już się zaczęła. Lily nie miała wyjścia, zrobiła to samo, co Severus,
analizując słowa przyjaciela. Nie miała pojęcia, o czym mówił. Nie wyobrażała
sobie, jak można kogokolwiek pozbawić życia, a co dopiero wielu ludzi, jak to
Snape powiedział… „dla większego dobra”. Och, to określenie na pewno przeszło
mu przez myśl. Jego fascynacja Lordem Voldemortem nie mieściła się w jej
głowie, a słowa, które wypowiedział pod adresem Dżahmes, jego szczery zachwyt
nad jej urodą wywołały u niej swego rodzaju zazdrość. Ona sama aż wzdrygała się
na myśl, że ta dziewczyna mogła żyć z samym Czarnym Panem, widywać go na co
dzień, a nawet dotykać… Nigdy nie podejrzewała, że kobieta może przejść na
stronę Ciemności. Pewne było dla niej to, że Lord Voldemort wywoływał u niej
strach i obrzydzenie.
~*~
Dziś krótko, ale chciałam ukazać świat
oczami młodego Snape’a. Potraktujcie to jako bonus pisany dwudziestego
trzeciego maja. Mam zaległości w publikowaniu xD Odcinek miał być już wczoraj,
ale tak wyszło. Zapraszam na moje konto na twitterze.
Dedykacja dla Mirabelli :*