Moje oczy zrobiły się całkiem okrągłe.
O ile dwanaście lat temu całkowicie straciłam świadomość, słysząc potworne
wieści, teraz odskoczyłam do tyłu z szalejącym w piersi sercem. Na początku
pomyślałam, że to okrutny żart, lecz po chwili, kiedy ujrzałam to, co
znajdowało się w ramionach Glizdogona, uwierzyłam.
Przerażająca, wyniszczona postać z niesamowicie
zdeformowaną, płaską twarzą i nienaturalnie długimi, kościstymi palcami łypała
na mnie wielkimi, szkarłatnymi oczami z pionowymi szparkami zamiast źrenic.
Na bogów.
Te oczy… Dokładnie takie same, jak te, które pożegnały
mnie owej pamiętnej nocy. Serce zamarło we mnie. Przez moment nie mogłam się
poruszyć.
- P-panie mój… to naprawdę ty? – wykrztusiłam z
ogromnym trudem.
Glizdogon wszedł do środka, przynaglony przez władczy
głos. Przycisnęłam dłoń do piersi, aby wyczuć, czy moje serce wciąż bije. Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom. Całe dwanaście lat nieskończonego cierpienia i,
z pozoru nieograniczonego oczekiwania na jakiś najmniejszy, najbardziej błahy
znak… Aż w końcu pan mój zjawił się w ramionach swego sługi w progu mego
pałacu. Niespodziewanie.
- Dżahmes, nie wiem, co powiedzieć.
Odskoczyłam do tyłu, a moje oczy wypełniły się łzami.
Me serce zawrzało w gniewie. Nigdy nie podejrzewałam, że tak właśnie będzie
wyglądać nasze spotkanie po latach. Czasami wyobrażałam sobie, jak mogłoby ono
wyglądać, choć nigdy nie rozważyłam takiego scenariusza.
- Zniknąłeś na całe lata! – zawołałam, starając się opanować
drżenie głosu. Byłam tak wściekła, że nie mogłam płakać, choć wiedziałam, że
bardzo by mi to pomogło. – Myślałam, że nie żyjesz, nie mogłam
normalnie funkcjonować przez dłuższy czas, a ty zjawiasz się pewnego dnia i nie
wiesz, co powiedzieć…
- Dżahmes, wszystko ci wyjaśnię, tylko
daj mi trochę czasu –
głos dobiegający z tobołka nabrzmiały był słabością. – Muszę
odpocząć. Przebyłem długą drogę, aby się tu zjawić.
Wzięłam zawiniątko od Glizdogona i natychmiast udałam
się do prywatnych komnat. Nie chciałam nikogo widzieć i z nikim rozmawiać.
Powrót ich pana z pewnością był niesamowicie istotny i wart nagłośnienia, lecz
to ja byłam królową. To ja zasługiwałam na rozmowę. Na wyjaśnienia. Trzymając w
ramionach to, czego szukała od wielu lat, bez czego nie mogłam się obejść.
Czułam się tak, jakbym… jakbym śniła. Cała ta chwila zdawała mi się tak
nierzeczywista…
Dotarłam do swej sypialni, gdzie nikt nam nigdy nie
przerwie i ułożyłam Czarnego Pana na łożu, rozchylając powoli ciemny materiał.
Przez plecy przebiegł mi zimny, przejmujący dreszcz na samą myśl o tym, że w
maleńkim, pomarszczonym, kruchym ciałku kryje się potężna dusza niezwyciężony
umysł, ot, osobowość, bez której nie mogłam żyć.
- Opowiesz mi o wszystkim – zażądałam. – Mam
prawo znać całą prawdę. O tym, jak zniknąłeś, dlaczego nie umarłeś i co
skłoniło cię do ukrywania się przede mną. Tylko to się teraz dla mnie liczy.
Znużenie biło z całej karłowatej, prymitywnej świątyni
ciała Czarnego Pana, ja jednak byłam nieugięta. Musiałam dowiedzieć się, co
było powodem jego zniknięcia. Przez te wszystkie lata nabyłam władczej
stanowczości, której nie oszczędzałam nikomu. Mój twardy wzrok przynaglił Lorda
Voldemorta do mówienia:
- Zmieniłaś się. Nigdy nie pomyślałbym
o tobie jak o dziewczynie, która może sobie kogokolwiek podporządkować.
- Już dawno przestałam być młoda –
przerwałam mu ostro. – Opowiedz o tym, co się działo.
Zacisnęłam wargi w oczekiwaniu, nie spuszczając wzroku
z małej osóbki spoczywającej w bezruchu na miękkich aksamitach przetykanych
złotą i srebrną nicią. Przez cały ten czas czułam porażającą słabość. Jakby…
jakby to wszystko, co teraz się działo, było snem. A groteskowa postać Czarnego
Pana jeszcze pogłębiała to poczucie.
- Nie mam pojęcia, od czego zacząć…
- Od początku! Co się stało, kiedy
usiłowałeś zabić tego chłopca? Zniknąłeś na tyle lat, a cały świat aż huczał od
plotek – przerwałam
mu, tym razem już nieco mniej napastliwie. – Jedni mówili, że umarłeś, inni snuli
jakieś historie o twoim pobycie w Albanii…
- I mieli całkiem sporo racji.
Jak udało mi się ujść z życiem… Tego nie
wiem. Oślepiający rozbłysk, przeraźliwy huk… A później już tylko niekończący
się ból. Nawet ja nie jestem w stanie przewidzieć wszystkiego. Przez cały czas
tylko to rozdzierające, wszechogarniające cierpienie, z którym nie równają się
żadne tortury. Udało mi się umknąć gdzieś w mrok, lecz byłem całkiem samotny,
pozbawiony pomocy kogokolwiek z zewnątrz. Przez chwilę myślałem o tobie, o
Egipcie… ale nie mogłem tu wrócić. Byłem zbyt słaby i pozbawiony ciała. Dlatego
postanowiłem czekać. Tylko czas mógł ukoić narastający ból, tak przynajmniej
myślałem. I rzeczywiście. Na początku mrok i samotność przyniosły mi ulgę, lecz
nie trwało to długo. Z czasem zacząłem snuć plany powrotu do zdrowia. Nie
miałem pojęcia, co działo się w świecie żywych, który mamy rok… Ta niewiedza
była nie do zniesienia. Jednak pewnego dnia w puszczy, w której się ukrywałem,
pojawił się jakiś młokos. To była moja szansa. Udało mi się go opętać. Szybko
okazało się, że jest to nauczyciel z Hogwartu. Powróciłem do Anglii, mało tego…
do miejsca, w którym przebywał sam Harry Potter. Szczęście jednak szybko się
ode mnie odwróciło. Młodzieniec umarł podczas próby zdobycia Kamienia
Filozoficznego, a ja znów musiałem uciekać. Jego śmierć wypaliła całą krew
jednorożca, która ongiś mnie wzmocniła. Myślałem, że to już koniec. W moim
umyśle nie było miejsca na nic innego poza samotnością. Nie chciałem do ciebie
wracać w takim stanie, nie pomogłabyś mi. Ta wasza… „magia” nie potrafi raczej
przywrócić ciała komuś, kto zawisł gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Ale
szczęście znów się do mnie uśmiechnęło. Tylko, że tym razem odnalazł mnie mój
nieco tchórzliwy, ale wierny sługa Glizdogon. Udało mi się z jego marną pomocą
stworzyć to ciało, w którym mogłem zamieszkać do momentu, kiedy odzyskam swoje
ciało.
Jego krótka, pozbawiona detali opowieść wypełniła
wielką, białą plamę, która kształtowała się we mnie przez te dwanaście lat.
Wpatrywałam się bezmyślnie w swego pana, analizując jego słowa. W końcu
spytałam:
- W takim razie dlaczego postanowiłeś
wrócić?
- Jak to? – zdziwił się. – Musiałem
cię zobaczyć po tak długim czasie. Poza tym to najbezpieczniejsze miejsce, w
którym mogę wrócić do zdrowia. Mam już plan.
*
Przez
długi czas nie mogłam przywyknąć do obecności Lorda Voldemorta. Mało tego, nie
mogłam przyzwyczaić się do świadomości, że żyję. W głębi serca już dawno go
pochowałam i pogodziłam się z myślą, że już go więcej nie zobaczę. Dlatego nie
powitałam go ta, jakbym tego chciała.
Faktycznie. Czarny Pan był bardzo słaby. Kazałam
przygotować specjalne komnaty, w których mógł zregenerować siły, odpoczywać i
planować. Sama czuwałam przy jego łóżku i starałam się poukładać na nowo swoje
życie. Nie miałam pojęcia, na czym miał polegać plan Czarnego Pana, ale nie
zamierzałam wtrącać się do niego. Nauczyłam się być samowystarczalna i
pokochałam samotność. Mając swego ukochanego na nowo przy sobie, byłam w pełni
spokojna. Może nie do końca szczęśliwa, ale spokojna. Moje udręczone serce
nareszcie mogło odpocząć.
Często udawałam się na samotne przechadzki w chłodzie
nocy, tonąc w piasku pustyni prawie po kolana, dając jednocześnie Voldemortowi
okazję do spokojnego przemyślenia wszystkiego. Za dnia długo rozmawialiśmy.
Czułam, że i on pragnął odbudować łączące nas relacje, choć starał się tego nie
okazywać.
- Wciąż myślisz o naszej magii jak o
czymś gorszym –
zauważyłam pewnego wieczora, kiedy siedziałam w sali tronowej na swym kamiennym
tronie, trzymając w ramionach Czarnego Pana. Otaczał nas przyjemny, ciepły
półmrok, a ja była odprężona tak, jak nigdy dotąd. Cieszyłam się tym, że możemy
spędzić ten czas razem. Tak, jak za dawnych lat.
- Mam powody – odparł, patrząc mi prosto w oczy.
Jego wąskie, pionowe źrenice były takie, jakie zapamiętałam za dnia naszego
ostatniego spotkania. Stanowcze i zimne, lecz także czułe. Tylko dla mnie. – Nikt
nigdy nie użył ich, aby osiągnąć coś wielkiego. A to oznacza, że alb jest to
niemożliwe, albo Egipcjanie nie są ambitni.
Zaśmiałam się cicho, słysząc te słowa.
- Zatem można to wypróbować – odparłam. – Chciałabym
ci tyle pokazać… Lata twojej nieobecności sporo zmieniły w moim życiu. Jestem
teraz kapłanką Anubisa. To bardzo absorbujące, nawet sobie nie wyobrażasz, jak
bardzo przepełnione jest to magią.
Przez chwilę milczeliśmy. Wpatrywałam się w tę małą,
zniekształconą twarzyczkę i dziwiłam się, jak Glizdogon mógł czuć taką niechęć
i obrzydzenie do swego pana. Był wciąż tą samą osobą, tylko w innym ciele. Biło
w nim to samo żarliwe serce, które mnie kochało, ten sam, wielki umysł, zdolny
do śmiałych tez, które zmieniały świat… Znów wypełniło mnie gorące uczucie,
lecz tym razem nie towarzyszyła mu, jak przez ostatni czas, paląca tęsknota.
Miałam przecież swego ukochanego. Wszystko było tak, jak dawniej! No… może za
wyjątkiem jego postaci. Ale ja chyba też nie pozostałam mu obojętna.
Nienaturalnie długie palce, zaciskające się dookoła mojego kciuka uniosły się razem
z kościstą dłonią i dotknęły mojego pałającego wciąż po gorącym dniu policzka.
On sam zaś przemówił cichym, niespodziewanie łagodnym głosem:
- Nie było dnia, abym o tobie nie
myślał. Tak bardzo chciałbym cię teraz pocałować…
W jego oczach było coś takiego… Wieloletnia tułaczka
zmieniła go. A może uczynił to powrót? Tak, ja też pragnęłam tego od momentu, w
którym ujrzałam go w ramionach Glizdogona. Pochyliłam się i niemal dotknęłam
jego warg swoimi, lecz… on odwrócił głowę na tyle, na ile pozwalała mu
otulająca go czarna chusta. Z zaskoczeniem rozwarłam powieki, oczekując na
wyjaśnienia.
- Nie rób tego. Moje obecne ciało jest
szkaradne – rzekł,
tym razem za wszelką cenę unikając mojego wzroku. Przepełniło mnie poczucie
niesprawiedliwości. Mimo że pozornie odzyskałam Czarnego Pana, nie mogliśmy
połączyć się w pełni. – Ale nie martw się. Szybko odzyskam
siły, dzięki czemu będę mógł znowu zrealizować swój plan.
To zapewnienie powinno mnie uspokoić, lecz wywołało
tylko przedziwny lęk. Kilka dni później miałam się dowiedzieć, dlaczego.
~*~
Paskudnie zapuściłam się w publikowaniu. Wstyd mi. Ale
mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Dokładnie za miesiąc szykuje się rocznica
bloga, więc możecie się też spodziewać posta na Proroku Frozenki,
chciałabym także wcześniej i tu coś opublikować. Dedykuję ten rozdział każdemu
z Was w nadziei, że wybaczycie mi to haniebne lenistwo.