7 maja 2011

Rozdział 58

Od kiedy sprowadzono dla mnie fortepian z Anglii, dużą część dnia poświęcałam grze. Lubiłam Bacha i Mozarta, czasami grywałam też Chopina. To zależało od nastroju. Od czasu wyjazdu Toma, czyli od jakiegoś miesiąca, przymierzałam się, żeby wysłać sowę do Zivit, ale jakoś nie mogłam się za to zabrać. Z rozpaczy i braku pomysłów na wypełnienie wolnego czasu, wybrałam się do Kairu, gdzie, przebrana za mugolkę, zwiedzałam muzea. To zabawne, jak zwykli niemagiczni ludzie interpretują niektóre fakty. Na przykład dotyczące wiary starożytnych.
W końcu, w maju, postanowiłam napisać do Zivit. Już przywykłam do samotności, mieszkańcu domu sprawiali, że się nie nudziłam, ale brakowało mi bliskiej osoby. Tom wysłał mi jak dotąd dwa listy, ale nie mówiły zbyt wiele. Wspominał mi, że cały czas znajduje się w Azji, bo ponoć znalazł tam duży pokład czarnej magii i musi to wszystko przebadać.
Nareszcie nadeszła odpowiedź od Zivit. Jej list był krótki i treściwy. Na kawałku pergaminu, dość niewyrobionymi jeszcze literami napisała krótkie, angielskie słowo „Tak”. Spotkałyśmy się więc dzień później w Kairze, skąd zabrałam ją do domu. Nigdy tu jeszcze nie była, ale bardzo się jej tu podobało. Pokazałam jej pokój, gdzie mogła zostawić swoje rzeczy, ale i tak spała ze mną w moim i Toma łóżku. Czułam się wtedy o wiele bezpieczniej, kiedy mogłam się do niej przytulić. Przez ten długi czas, kiedy mieszkaliśmy z Riddle’em w maleńkim pokoiku, musiałam spać z nim, bo nie było innej możliwości. A później już do tego przywykłam i ciężko mi było sypiać samotnie, kiedy Tom odszedł.
Często, leżąc w łóżku, splecione w objęciach, rozmawiałyśmy.
- Nasz brat, Sokaris, zaprosił mnie do siebie na kilka dni – odezwałam się pewnego wieczora. Głowę opierałam o ramię siostry, a ona powoli gładziła moje włosy. – Chciałabyś go poznać? Pomyślałam sobie, że może poleciałabyś tam ze mną.
- Z tego, co mi o nim opowiadałaś, to chyba nie jest zbyt towarzyski – odpowiedziała wymijająco.
- Taki był. Do rozwodu rodziców. Ale później, kiedy poznał prawdę, przestał mnie nienawidzić i już jest dobrze. To ojciec nim manipulował – wyjaśniłam.
Faktycznie, Sokaris bardzo się zmienił. Teraz nasze relacje przypominały takie, które zwykle łączą brata i siostrę. Mimo że dowiedziałam się o tym, że nie mamy wspólnych ojców, ja nadal traktowałam go tak samo. Nic się nie zmieniło. To samo czułam do Zivit. No, może ona lepiej mnie rozumiała, w końcu to dziewczyna, no i byłyśmy bliźniaczkami.
- Też myślałam o tym, żeby go poznać – mruknęła. – Ale sądzę, że to będzie bardzo stresujący moment.
- Będziesz ze mną, więc nie masz się czego bać. Już prędzej on się zestresuje, bo zobaczy jakby drugą mnie, a przez tyle lat nie mógł znieść jednej – stwierdziłam i objęłam ją ręką w talii, przygotowując się do snu.
Zivit to wyczuła, bo nic nie powiedziała i zamknęła oczy.
Nie wyruszyłyśmy jednak zaraz następnego dnia. Siostra chciała się do tego przygotować, choćby psychicznie. Bardzo się jej podobało, jak gram, więc postanowiłam sama ją tego nauczyć. Była to dla mnie wielka przyjemność, ale i wyzwanie, bo Zivit nie miała lekkich rąk do klawiszy. Ciężko się tego słuchało, ale zawsze jej mówiłam, że jest pięknie.

W końcu zadecydowałyśmy, że możemy już odwiedzić Sokarisa. Odciąganie tego momentu nic nie da, a tylko przysporzy nam nerwów. Dlatego gdzieś w połowie maja wyruszyłyśmy na latającym dywanie do Walii. Niby dostałam adres, ale było to takie odludne miejsce, że w ogóle trudno było znaleźć jakikolwiek dom. Później jeszcze okazało się, że to wioska mugoli, więc musiałyśmy lecieć wysoko, żeby nas ktoś przypadkiem nie zauważył. Dopiero około południa znalazłyśmy odpowiadający opisowi i adresowi dom. Podobny był do tego, w którym mieszkałam z matką i Henrykiem Hortusem w Londynie, ale mniejszy i, jak się później okazało, ładniej urządzony.
Otworzył nam skrzat domowy. Wiem, że w naszych czasach trudno było o skrzata, bo większość z nich z pokolenia na pokolenie pracowało w domach czarodziejów, nie zmieniały rodzin, więc sądzę, że ten był jednym z prezentów ślubnych. Nawet nie zapytał, czego chcę i kim jestem, tylko od razu wprowadził mnie i Zivit do środka.
W ładnie urządzonym salonie siedział nie kto inny, jak sam Sokaris. Przeliczał właśnie monety, zbyt skupiony na tej czynności, by mnie zauważyć. Dopiero gdy skrzat domowy oznajmił mu naszą obecność, schował szybko galeony do wewnętrznej kieszeni szaty i poderwał się z fotela. Uśmiech na jego twarzy zblakł prawie tak szybko, jak się pojawił. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Zivit, po czym, by ukryć zażenowanie, odwrócił na moment wzrok.
- Ja jestem Dżah… to znaczy Victoria – odezwałam się, uśmiechem dodając mu otuchy.
Podeszłam do brata, by go uściskać. On odwzajemnił to, trochę sztywno, przyznaję, po czym zmierzył oceniającym spojrzeniem drugą siostrę.
- Ty musisz być Zivit – zwrócił się do niej.
- Ona nie rozumie po angielsku, ale mogę tłumaczyć – mruknęłam z nieco zakłopotaną miną. Zivit zmarszczyła czoło.
- Ty mnie obraża, Dżahmes! Angielski się uczę mówić, ale ja wszystko rozumie – odpowiedziała bardzo ważnym tonem, po czym zwróciła się do Sokarisa trochę grzeczniej: - Ja pomyślała, żeby cię odwiedzić z Dżahmes, skoro ty mój brat. Mam nadzieję, że nie gniewa?
- Nie, jestem po prostu w szoku. Miałem jedną siostrę, a potem nagle… dwie. Na dodatek podobne do siebie tak, że nie sposób odróżnić – odpowiedział szybko i przywołał na usta uspokajający uśmiech.
Na korytarzu rozległy się kroki, a po jakiejś minucie w salonie pojawiła się wysoka blondynka. Od czasu wesela bardzo się zmieniła. Nie nosiła wyzywających ubrań, przystopowała z kolczykami, no i bardzo przytyła. Ale nie był to wcale efekt przejedzenia.
- Ivy jest w ciąży? Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałam Sokarisa z wyrzutem i uderzyłam go w ramię.
- Ty masz swoje sprawy, ja mam swoje, myślałem, że jesteś tak zajęta podbijaniem świata z Riddle’em, że cię to nie będzie obchodziło – odrzekł, ale popatrzyłam na niego w taki sposób, że już więcej się nie odezwał, tylko zabrał mnie i Zivit na górę, żeby pokazać nam pokój.
W sumie nie planowałyśmy tu zostać na dłużej, ale skoro już otrzymałyśmy taką propozycję… W końcu co innego miałam do roboty?

- Nie jest taki straszny, ten Sokaris – zauważyła Zivit, kiedy się rozpakowałyśmy.
- Bardzo się zmienił, na szczęście na lepsze – mruknęłam.
Rzeczywiście, Sokaris był teraz zupełnie innym człowiekiem. Normalnie bym go nie poznała, gdybym nie wiedziała jak wygląda. Postanowiłam nie opowiadać o nim tak bardzo Zivit, nie chciałam, żeby się do niego zraziła. Z drugiej strony, była to też trochę wina jego ojca, to on zwrócił go przeciwko mnie i matce. Na szczęście, gdy wszystko wyszło na jaw, obrał właściwą drogę.
Spędziłyśmy u Sokarisa i Ivy tydzień. Nie było tak źle, przyznaję, choć tęskniłam za Egiptem. Mimo że pogoda w Walii była dość ładna, czułam się tu nieswojo. Dlatego, siódmego dnia naszego pobytu w domu starszego brata, nic nikomu nie mówiąc, zanim jeszcze wstało słońce, opuściłyśmy po kryjomu rezydencję.
Kiedy przelatywałyśmy nad Londynem, po prostu nie mogłam się oprzeć, by nie odwiedzić starego cmentarza przy mugolskie wiosce. Wylądowałyśmy, a ja, ze łzami w oczach, ruszyłam w stronę ukochanego grobu. Wyglądał jak zwykle, z płonącymi wiecznie zniczami, świeżą, zieloną trawą obrastającą mogiłę… Przylgnęłam do niego tak silne, że chyba nawet Tom nie zdołałby mnie od niego oderwać. Zivit przyglądała się tej scenie z lekkim zaskoczeniem, ale nie skomentowała tego, jakby to zrobił Riddle.
W końcu odsunęłam się od grobu i usiadłam na trawie. Chciałam tu siedzieć w nieskończoność, tak długo, aż Tom zakończy swoją podróż i mnie sam stąd zabierze. Była tu jednak Zivit, dlatego musiałam się z tym pogodzić. Mój pobyt przy grobie Marcusa był ograniczony.
- Co to za człowiek? – zapytała w pewnej chwili, siadając po drugiej stronie mogiły, naprzeciwko mnie.
- To mugolskie wojskowy. Musisz chyba coś wiedzieć na temat pierwszej wojny światowej. Umarł, walcząc za Ojczyznę. Opowiedział mi o nim jego dawny przyjaciel, który był razem z nim na wojnie, ale przeżył – wyjaśniłam pokrótce.
- Nic o żadnych mugolskich wojnach nie wiem, w naszej wiosce czas się zatrzymał. Nie mieliśmy praktycznie kontaktu z waszym światem. Za bardzo nas to zresztą nie interesowało – odpowiedziała szczerze. W duchu roześmiałam się. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak prostodusznej i prawdziwej osoby, jak ona. Mogła o ważnych sprawach mówić w taki sposób, że wydawały się nagle całkowicie błahe.
Zapadło milczenie. Zivit wodziła wzrokiem po cmentarzu. Wyglądała na zafascynowaną tymi wszystkimi grobami. Nic dziwnego, w Egipcie, a przynajmniej w jej wiosce zakopywano ludzi na pustyni albo, tych bogatszych, w grobowcach. Dzisiejsze czasy tam nie różniły się praktycznie niczym od tych starożytnych, gdzie państwem władał faraon. Ich cmentarze różniły się od naszych. Nie składano kwiatów ani nie palono zniczy… Co nie znaczy, że nie czczono zmarłych. Nie zdziwiłabym się, gdyby oddawano im hołd jak bogom. A te nudne, ponure pogrzeby w Anglii nijak się miały do tych barwnych, egipskich orszaków, którymi żyli ludzie setki lat temu.
Po kilku minutach Zivit poruszyła się niespokojnie.
- Nie chcę ci przeszkadzać, ale musimy już wracać, jeśli nie chcemy, by zobaczyli nas mugole – usłyszałam.
Fakt. Nie powinnam zmuszać siostry do siedzenia ze mną na mugolskie cmentarzu. Skierowałam się szybko w stronę dywanu. Wiedziałam, że jeśli się obejrzę, trudniej mi będzie stąd odejść. Zivit usiadła tuż obok mnie, a magiczny dywan wystrzelił w powietrze.

*

W Egipcie byłyśmy na wieczór. Heather przyniosła nam kolację, ale niewiele zjadłam. Czułam się okropnie, tęskniłam za Tomem i Marcusem. Niepotrzebnie poleciałyśmy na cmentarz. Od dawna nie dostałam wiadomości ani od rodziców, ani od Riddle’a… To był dla mnie ciężki czas. Z braku pomysłów poszłam do komnaty, gdzie postawiono mój fortepian, by zagrać jakiś Nokturn. Dzisiaj jednak nie przyszło mi to łatwo, muzyka nie przepływała przeze mnie.

Ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. Odwróciłam się dopiero, kiedy skończyłam grać.
- Przepraszam, że przeszkadzam – usłyszałam głos Heather. – Pani matka i ojciec przybyli z wizytą.
Natychmiast poderwałam się na nogi. Moi rodzice? Co oni tu robią? Czyżby zamierzali zwrócić mi uwagę? Albo gorzej… Wiedzą, czym zajmuje się teraz Tom i chcą mnie stąd zabrać, daleko  od niego. Z lekkim niepokojem poszłam za Heather do komnaty, w której przyjmowaliśmy śmierciożerców. Na jej środku pojawiły się znikąd cztery kamienne krzesła. Trzy z nich zajęte już były przez rodziców i Zivit. Ostatnie czekało na mnie. Ze sztucznym uśmiechem na ustach zajęłam je.
- Kochanie, bardzo schudłaś – zauważyła Earth.
- Co tu robicie? Dlaczego mnie nie uprzedziliście? Mogło nas z Zivit nie być, trochę podróżowałyśmy – odpowiedziałam, patrząc to na matkę, to na ojca.
- Chcieliśmy wam zrobić niespodziankę. Gdzie jest Tom? Z nim też chciałabym porozmawiać – głos rodzicielki wydał mi się nieco chłodniejszy, jakby z odrobiną groźby. No tak, miałam rację. Przybyli tu z konkretnego powodu. – Zivit, pokaż ojcu nasz pokój, ja zaraz do was dołączę.
Siostra, z zaskoczoną miną wstała i razem z tatą opuściła komnatę. Przez jakiś czas matka nie odzywała się, co wydało mi się złowieszcze i sprawiło, że czułam się coraz bardziej niepewnie. By nie zdradzić, jak bardzo się stresuję, postarałam się opanować i nie zerkać na nią co chwilę.
W końcu Earth zatrzymała się, ja zrobiłam to samo. Jej wyraz twarzy nie był już tak przerażający, bym miała powody do obaw, lecz na tyle groźny, aby zachować powagę.
- Wiem, że jesteś dorosła i usamodzielniłaś się, ale oboje  twoim ojcem zaczynamy się o ciebie niepokoić. Dobrze wiesz, że nasza religia nie nakazuje życia w ślubie. Ale jednak lepiej to wygląda, kiedy para ma…
- Mamo, nie zrozum mnie źle, ale bardzo się pomyliłaś. My z Tomem nie możemy się pobrać, to by źle wpłynęło na jego reputację – przerwałam jej, zanim się za bardzo wczuła.
- Chyba się ciebie nie wstydzi…!
- Nie, po prostu nie chcemy mieszać tych spraw z naszą przyszłością. Nie mogę ci teraz zbyt wiele powiedzieć – odpowiedziałam. Earth wyglądała, jakby chciała coś jeszcze wtrącić, ale dodałam: - Wkrótce zrozumiesz. Idę spać.
Pocałowałam ją w policzek, odwróciłam się i odeszłam. Idąc w stronę mojej sypialni, rozmyślałam nad radą rodziców. To było dla mnie kompletnie niepojęte, jak moja matka mogła pomyśleć o mnie jak o pannie młodej. Nawiedziła mnie nagle wizja mnie samej ubranej w bardzo ozdobną, koronkową białą suknię, z welonem zasłaniającym mi twarz i Toma stojącego obok, w jakimś tandetnym, czarnym fraku. Nie, to w ogóle nie było moje marzenie. Czułam, że jeśli wyjdę za Toma, coś się zmieni. A przecież nie potrzebujemy ślubu, żeby nadal się kochać i żyć w szczęściu, jak do tej pory. Po co mieliśmy to zmieniać? Chciałabym zobaczyć minę Riddle’a, gdyby i jego matka wzięła na taką rozmowę.
Otworzyłam ciężkie, dwuczęściowe drzwi i wśliznęłam się do sypialni. Zsunęłam się z ciężkim westchnieniem na szerokie łóżko. Czułam się bardzo zmęczona, sama nie wiedziałam, dlaczego. Nawet się nie przebrałam, tylko zamknęłam oczy, by dać im odpocząć. Nagle poczułam gwałtowne ciepło, jakby ktoś położył mi gorącą monetę na piersiach, błękitne światło rozbłysło spod mojej na wpół przezroczystej białej sukni. Ledwo zdążyłam unieść się na łokciu, kiedy jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie lekko do góry. Ze wszystkich stron naparło na mnie okropne ciśnienie towarzyszące przy teleportacji. Byłam tak otumaniona, że dopiero po chwili zorientowałam się, czego ta nagła deportacja była przyczyną. Tom był z jakąś kobietą. Ale czy on był tak chętny jak ona? A może to ta dziewczyna go napastowała?
Wylądowałam gwałtownie, ale zamiast „wejścia smoka”, które planowałam, zatoczyłam się, przytłoczona nadmiarem barw, dźwięków i zapachów. Ostre światło podrażniło moje oczy, przyzwyczajone do mroku. Znalazłam się w jaskrawej komnacie, mocno pachnącej kadzidełkami i przyprawami. Otuliło mnie ciężkie, ciepłe powietrze, jakby gdzieś blisko znajdował się kominek z płonącym ogniem.

~*~


Ten rozdział krótki, chciałam wrednie przerwać w kulminacyjnym momencie. Wiem, nie lubicie mnie. Przepraszam, że nie pisałam od stycznia, ale miałam mnóstwo nauki, teraz też mam pewien problem do rozwiązania. Ale poprawię się, obiecuję xD Zmieniłam szablon, osobiście mi się podoba. Zdjęcie znalazłam na demotywatorach. W menu założyłam nową podstronę „W następnym odcinku”. Umieszczam tam trzy króciutkie fragmenty z najbliższego rozdziału, wiecie, żeby podsycić Waszą ciekawość. Zapraszam serdecznie xD