Od kiedy sprowadzono dla mnie fortepian z
Anglii, dużą część dnia poświęcałam grze. Lubiłam Bacha i Mozarta, czasami
grywałam też Chopina. To zależało od nastroju. Od czasu wyjazdu Toma, czyli od
jakiegoś miesiąca, przymierzałam się, żeby wysłać sowę do Zivit, ale jakoś nie
mogłam się za to zabrać. Z rozpaczy i braku pomysłów na wypełnienie wolnego
czasu, wybrałam się do Kairu, gdzie, przebrana za mugolkę, zwiedzałam muzea. To
zabawne, jak zwykli niemagiczni ludzie interpretują niektóre fakty. Na przykład
dotyczące wiary starożytnych.
W końcu, w maju, postanowiłam napisać do
Zivit. Już przywykłam do samotności, mieszkańcu domu sprawiali, że się nie
nudziłam, ale brakowało mi bliskiej osoby. Tom wysłał mi jak dotąd dwa listy,
ale nie mówiły zbyt wiele. Wspominał mi, że cały czas znajduje się w Azji, bo
ponoć znalazł tam duży pokład czarnej magii i musi to wszystko przebadać.
Nareszcie nadeszła odpowiedź od Zivit.
Jej list był krótki i treściwy. Na kawałku pergaminu, dość niewyrobionymi
jeszcze literami napisała krótkie, angielskie słowo „Tak”. Spotkałyśmy się więc
dzień później w Kairze, skąd zabrałam ją do domu. Nigdy tu jeszcze nie była,
ale bardzo się jej tu podobało. Pokazałam jej pokój, gdzie mogła zostawić swoje
rzeczy, ale i tak spała ze mną w moim i Toma łóżku. Czułam się wtedy o wiele
bezpieczniej, kiedy mogłam się do niej przytulić. Przez ten długi czas, kiedy
mieszkaliśmy z Riddle’em w maleńkim pokoiku, musiałam spać z nim, bo nie było
innej możliwości. A później już do tego przywykłam i ciężko mi było sypiać
samotnie, kiedy Tom odszedł.
Często, leżąc w łóżku, splecione w
objęciach, rozmawiałyśmy.
- Nasz
brat, Sokaris, zaprosił mnie do siebie na kilka dni – odezwałam się pewnego
wieczora. Głowę opierałam o ramię siostry, a ona powoli gładziła moje włosy. – Chciałabyś go poznać? Pomyślałam sobie, że
może poleciałabyś tam ze mną.
- Z
tego, co mi o nim opowiadałaś, to chyba nie jest zbyt towarzyski –
odpowiedziała wymijająco.
- Taki
był. Do rozwodu rodziców. Ale później, kiedy poznał prawdę, przestał mnie
nienawidzić i już jest dobrze. To ojciec nim manipulował – wyjaśniłam.
Faktycznie, Sokaris bardzo się zmienił.
Teraz nasze relacje przypominały takie, które zwykle łączą brata i siostrę.
Mimo że dowiedziałam się o tym, że nie mamy wspólnych ojców, ja nadal
traktowałam go tak samo. Nic się nie zmieniło. To samo czułam do Zivit. No,
może ona lepiej mnie rozumiała, w końcu to dziewczyna, no i byłyśmy
bliźniaczkami.
- Też
myślałam o tym, żeby go poznać – mruknęła. – Ale sądzę, że to będzie bardzo stresujący moment.
- Będziesz
ze mną, więc nie masz się czego bać. Już prędzej on się zestresuje, bo zobaczy
jakby drugą mnie, a przez tyle lat nie mógł znieść jednej – stwierdziłam i
objęłam ją ręką w talii, przygotowując się do snu.
Zivit to wyczuła, bo nic nie powiedziała
i zamknęła oczy.
Nie wyruszyłyśmy jednak zaraz następnego
dnia. Siostra chciała się do tego przygotować, choćby psychicznie. Bardzo się
jej podobało, jak gram, więc postanowiłam sama ją tego nauczyć. Była to dla
mnie wielka przyjemność, ale i wyzwanie, bo Zivit nie miała lekkich rąk do
klawiszy. Ciężko się tego słuchało, ale zawsze jej mówiłam, że jest pięknie.
W końcu zadecydowałyśmy, że możemy już
odwiedzić Sokarisa. Odciąganie tego momentu nic nie da, a tylko przysporzy nam
nerwów. Dlatego gdzieś w połowie maja wyruszyłyśmy na latającym dywanie do
Walii. Niby dostałam adres, ale było to takie odludne miejsce, że w ogóle
trudno było znaleźć jakikolwiek dom. Później jeszcze okazało się, że to wioska
mugoli, więc musiałyśmy lecieć wysoko, żeby nas ktoś przypadkiem nie zauważył.
Dopiero około południa znalazłyśmy odpowiadający opisowi i adresowi dom.
Podobny był do tego, w którym mieszkałam z matką i Henrykiem Hortusem w
Londynie, ale mniejszy i, jak się później okazało, ładniej urządzony.
Otworzył nam skrzat domowy. Wiem, że w
naszych czasach trudno było o skrzata, bo większość z nich z pokolenia na
pokolenie pracowało w domach czarodziejów, nie zmieniały rodzin, więc sądzę, że
ten był jednym z prezentów ślubnych. Nawet nie zapytał, czego chcę i kim
jestem, tylko od razu wprowadził mnie i Zivit do środka.
W ładnie urządzonym salonie siedział nie
kto inny, jak sam Sokaris. Przeliczał właśnie monety, zbyt skupiony na tej
czynności, by mnie zauważyć. Dopiero gdy skrzat domowy oznajmił mu naszą
obecność, schował szybko galeony do wewnętrznej kieszeni szaty i poderwał się z
fotela. Uśmiech na jego twarzy zblakł prawie tak szybko, jak się pojawił.
Spojrzał najpierw na mnie, potem na Zivit, po czym, by ukryć zażenowanie,
odwrócił na moment wzrok.
- Ja jestem Dżah… to znaczy Victoria –
odezwałam się, uśmiechem dodając mu otuchy.
Podeszłam do brata, by go uściskać. On
odwzajemnił to, trochę sztywno, przyznaję, po czym zmierzył oceniającym
spojrzeniem drugą siostrę.
- Ty musisz być Zivit – zwrócił się do
niej.
- Ona nie rozumie po angielsku, ale mogę
tłumaczyć – mruknęłam z nieco zakłopotaną miną. Zivit zmarszczyła czoło.
- Ty mnie obraża, Dżahmes! Angielski się
uczę mówić, ale ja wszystko rozumie – odpowiedziała bardzo ważnym tonem, po
czym zwróciła się do Sokarisa trochę grzeczniej: - Ja pomyślała, żeby cię
odwiedzić z Dżahmes, skoro ty mój brat. Mam nadzieję, że nie gniewa?
- Nie, jestem po prostu w szoku. Miałem
jedną siostrę, a potem nagle… dwie. Na dodatek podobne do siebie tak, że nie
sposób odróżnić – odpowiedział szybko i przywołał na usta uspokajający uśmiech.
Na korytarzu rozległy się kroki, a po
jakiejś minucie w salonie pojawiła się wysoka blondynka. Od czasu wesela bardzo
się zmieniła. Nie nosiła wyzywających ubrań, przystopowała z kolczykami, no i
bardzo przytyła. Ale nie był to wcale efekt przejedzenia.
- Ivy jest w ciąży? Czemu mi nie
powiedziałeś? – zapytałam Sokarisa z wyrzutem i uderzyłam go w ramię.
- Ty masz swoje sprawy, ja mam swoje,
myślałem, że jesteś tak zajęta podbijaniem świata z Riddle’em, że cię to nie
będzie obchodziło – odrzekł, ale popatrzyłam na niego w taki sposób, że już
więcej się nie odezwał, tylko zabrał mnie i Zivit na górę, żeby pokazać nam
pokój.
W sumie nie planowałyśmy tu zostać na
dłużej, ale skoro już otrzymałyśmy taką propozycję… W końcu co innego miałam do
roboty?
- Nie
jest taki straszny, ten Sokaris – zauważyła Zivit, kiedy się
rozpakowałyśmy.
- Bardzo
się zmienił, na szczęście na lepsze – mruknęłam.
Rzeczywiście, Sokaris był teraz zupełnie
innym człowiekiem. Normalnie bym go nie poznała, gdybym nie wiedziała jak
wygląda. Postanowiłam nie opowiadać o nim tak bardzo Zivit, nie chciałam, żeby
się do niego zraziła. Z drugiej strony, była to też trochę wina jego ojca, to
on zwrócił go przeciwko mnie i matce. Na szczęście, gdy wszystko wyszło na jaw,
obrał właściwą drogę.
Spędziłyśmy u Sokarisa i Ivy tydzień. Nie
było tak źle, przyznaję, choć tęskniłam za Egiptem. Mimo że pogoda w Walii była
dość ładna, czułam się tu nieswojo. Dlatego, siódmego dnia naszego pobytu w
domu starszego brata, nic nikomu nie mówiąc, zanim jeszcze wstało słońce,
opuściłyśmy po kryjomu rezydencję.
Kiedy przelatywałyśmy nad Londynem, po
prostu nie mogłam się oprzeć, by nie odwiedzić starego cmentarza przy mugolskie
wiosce. Wylądowałyśmy, a ja, ze łzami w oczach, ruszyłam w stronę ukochanego
grobu. Wyglądał jak zwykle, z płonącymi wiecznie zniczami, świeżą, zieloną
trawą obrastającą mogiłę… Przylgnęłam do niego tak silne, że chyba nawet Tom
nie zdołałby mnie od niego oderwać. Zivit przyglądała się tej scenie z lekkim
zaskoczeniem, ale nie skomentowała tego, jakby to zrobił Riddle.
W końcu odsunęłam się od grobu i usiadłam
na trawie. Chciałam tu siedzieć w nieskończoność, tak długo, aż Tom zakończy
swoją podróż i mnie sam stąd zabierze. Była tu jednak Zivit, dlatego musiałam
się z tym pogodzić. Mój pobyt przy grobie Marcusa był ograniczony.
- Co
to za człowiek? – zapytała w pewnej chwili, siadając po drugiej stronie
mogiły, naprzeciwko mnie.
- To
mugolskie wojskowy. Musisz chyba coś wiedzieć na temat pierwszej wojny
światowej. Umarł, walcząc za Ojczyznę. Opowiedział mi o nim jego dawny
przyjaciel, który był razem z nim na wojnie, ale przeżył – wyjaśniłam
pokrótce.
- Nic
o żadnych mugolskich wojnach nie wiem, w naszej wiosce czas się zatrzymał. Nie
mieliśmy praktycznie kontaktu z waszym światem. Za bardzo nas to zresztą nie
interesowało – odpowiedziała szczerze. W duchu roześmiałam się. Jeszcze
nigdy nie spotkałam tak prostodusznej i prawdziwej osoby, jak ona. Mogła o
ważnych sprawach mówić w taki sposób, że wydawały się nagle całkowicie błahe.
Zapadło milczenie. Zivit wodziła wzrokiem
po cmentarzu. Wyglądała na zafascynowaną tymi wszystkimi grobami. Nic dziwnego,
w Egipcie, a przynajmniej w jej wiosce zakopywano ludzi na pustyni albo, tych
bogatszych, w grobowcach. Dzisiejsze czasy tam nie różniły się praktycznie
niczym od tych starożytnych, gdzie państwem władał faraon. Ich cmentarze
różniły się od naszych. Nie składano kwiatów ani nie palono zniczy… Co nie
znaczy, że nie czczono zmarłych. Nie zdziwiłabym się, gdyby oddawano im hołd
jak bogom. A te nudne, ponure pogrzeby w Anglii nijak się miały do tych
barwnych, egipskich orszaków, którymi żyli ludzie setki lat temu.
Po kilku minutach Zivit poruszyła się
niespokojnie.
- Nie
chcę ci przeszkadzać, ale musimy już wracać, jeśli nie chcemy, by zobaczyli nas
mugole – usłyszałam.
Fakt. Nie powinnam zmuszać siostry do
siedzenia ze mną na mugolskie cmentarzu. Skierowałam się szybko w stronę
dywanu. Wiedziałam, że jeśli się obejrzę, trudniej mi będzie stąd odejść. Zivit
usiadła tuż obok mnie, a magiczny dywan wystrzelił w powietrze.
*
W Egipcie byłyśmy na wieczór. Heather
przyniosła nam kolację, ale niewiele zjadłam. Czułam się okropnie, tęskniłam za
Tomem i Marcusem. Niepotrzebnie poleciałyśmy na cmentarz. Od dawna nie dostałam
wiadomości ani od rodziców, ani od Riddle’a… To był dla mnie ciężki czas. Z
braku pomysłów poszłam do komnaty, gdzie postawiono mój fortepian, by zagrać
jakiś Nokturn. Dzisiaj jednak nie przyszło mi to łatwo, muzyka nie przepływała
przeze mnie.
Ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.
Odwróciłam się dopiero, kiedy skończyłam grać.
- Przepraszam,
że przeszkadzam – usłyszałam głos Heather. – Pani matka i ojciec przybyli z wizytą.
Natychmiast poderwałam się na nogi. Moi
rodzice? Co oni tu robią? Czyżby zamierzali zwrócić mi uwagę? Albo gorzej…
Wiedzą, czym zajmuje się teraz Tom i chcą mnie stąd zabrać, daleko od niego. Z lekkim niepokojem poszłam za
Heather do komnaty, w której przyjmowaliśmy śmierciożerców. Na jej środku
pojawiły się znikąd cztery kamienne krzesła. Trzy z nich zajęte już były przez
rodziców i Zivit. Ostatnie czekało na mnie. Ze sztucznym uśmiechem na ustach
zajęłam je.
- Kochanie,
bardzo schudłaś – zauważyła Earth.
- Co
tu robicie? Dlaczego mnie nie uprzedziliście? Mogło nas z Zivit nie być, trochę
podróżowałyśmy – odpowiedziałam, patrząc to na matkę, to na ojca.
- Chcieliśmy
wam zrobić niespodziankę. Gdzie jest Tom? Z nim też chciałabym porozmawiać
– głos rodzicielki wydał mi się nieco chłodniejszy, jakby z odrobiną groźby. No
tak, miałam rację. Przybyli tu z konkretnego powodu. – Zivit, pokaż ojcu nasz pokój, ja zaraz do was dołączę.
Siostra, z zaskoczoną miną wstała i razem
z tatą opuściła komnatę. Przez jakiś czas matka nie odzywała się, co wydało mi
się złowieszcze i sprawiło, że czułam się coraz bardziej niepewnie. By nie
zdradzić, jak bardzo się stresuję, postarałam się opanować i nie zerkać na nią
co chwilę.
W końcu Earth zatrzymała się, ja zrobiłam
to samo. Jej wyraz twarzy nie był już tak przerażający, bym miała powody do
obaw, lecz na tyle groźny, aby zachować powagę.
- Wiem, że jesteś dorosła i
usamodzielniłaś się, ale oboje twoim ojcem
zaczynamy się o ciebie niepokoić. Dobrze wiesz, że nasza religia nie nakazuje
życia w ślubie. Ale jednak lepiej to wygląda, kiedy para ma…
- Mamo, nie zrozum mnie źle, ale bardzo
się pomyliłaś. My z Tomem nie możemy się pobrać, to by źle wpłynęło na jego
reputację – przerwałam jej, zanim się za bardzo wczuła.
- Chyba się ciebie nie wstydzi…!
- Nie, po prostu nie chcemy mieszać tych
spraw z naszą przyszłością. Nie mogę ci teraz zbyt wiele powiedzieć –
odpowiedziałam. Earth wyglądała, jakby chciała coś jeszcze wtrącić, ale
dodałam: - Wkrótce zrozumiesz. Idę spać.
Pocałowałam ją w policzek, odwróciłam się
i odeszłam. Idąc w stronę mojej sypialni, rozmyślałam nad radą rodziców. To
było dla mnie kompletnie niepojęte, jak moja matka mogła pomyśleć o mnie jak o
pannie młodej. Nawiedziła mnie nagle wizja mnie samej ubranej w bardzo ozdobną,
koronkową białą suknię, z welonem zasłaniającym mi twarz i Toma stojącego obok,
w jakimś tandetnym, czarnym fraku. Nie, to w ogóle nie było moje marzenie.
Czułam, że jeśli wyjdę za Toma, coś się zmieni. A przecież nie potrzebujemy
ślubu, żeby nadal się kochać i żyć w szczęściu, jak do tej pory. Po co mieliśmy
to zmieniać? Chciałabym zobaczyć minę Riddle’a, gdyby i jego matka wzięła na
taką rozmowę.
Otworzyłam ciężkie, dwuczęściowe drzwi i
wśliznęłam się do sypialni. Zsunęłam się z ciężkim westchnieniem na szerokie łóżko.
Czułam się bardzo zmęczona, sama nie wiedziałam, dlaczego. Nawet się nie
przebrałam, tylko zamknęłam oczy, by dać im odpocząć. Nagle poczułam gwałtowne
ciepło, jakby ktoś położył mi gorącą monetę na piersiach, błękitne światło
rozbłysło spod mojej na wpół przezroczystej białej sukni. Ledwo zdążyłam unieść
się na łokciu, kiedy jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie lekko do góry. Ze
wszystkich stron naparło na mnie okropne ciśnienie towarzyszące przy
teleportacji. Byłam tak otumaniona, że dopiero po chwili zorientowałam się,
czego ta nagła deportacja była przyczyną. Tom
był z jakąś kobietą. Ale czy on był tak chętny jak ona? A może to ta
dziewczyna go napastowała?
Wylądowałam gwałtownie, ale zamiast
„wejścia smoka”, które planowałam, zatoczyłam się, przytłoczona nadmiarem barw,
dźwięków i zapachów. Ostre światło podrażniło moje oczy, przyzwyczajone do
mroku. Znalazłam się w jaskrawej komnacie, mocno pachnącej kadzidełkami i
przyprawami. Otuliło mnie ciężkie, ciepłe powietrze, jakby gdzieś blisko znajdował
się kominek z płonącym ogniem.
~*~
Ten rozdział krótki, chciałam wrednie
przerwać w kulminacyjnym momencie. Wiem, nie lubicie mnie. Przepraszam, że nie
pisałam od stycznia, ale miałam mnóstwo nauki, teraz też mam pewien problem do
rozwiązania. Ale poprawię się, obiecuję xD Zmieniłam szablon, osobiście mi się
podoba. Zdjęcie znalazłam na demotywatorach. W menu założyłam nową podstronę „W następnym odcinku”. Umieszczam tam
trzy króciutkie fragmenty z najbliższego rozdziału, wiecie, żeby podsycić Waszą
ciekawość. Zapraszam serdecznie xD