Zaangażowanie
w sprawy wiary, obieranych nauk i pałacu prawie całkowicie pochłonęły moją
uwagę. Utraciłam rachubę czasu, w ogóle nie liczyłam dni, które uciekały niczym
ziarna piasku przepuszczane przez palce. Mianowałam urzędników wśród najwyższych
kapłanów boskiego Horusa i rozkazałam im sprowadzić z Kairu trzysta
sześćdziesiąt powozów oraz drugie tyle koni niebylejakiej rasy. Poczułam smak
prawdziwej władzy, która okazała się być słodka, niczym chłodny, owocowy deser.
Zapragnęłam uczynić z mej siedziby posiadłość jeszcze wspanialszą i
potężniejszą, niż była dotąd. To moje małe, zamknięte na cztery spusty
państewko przestało mi wystarczać, dlatego nakazałam dostarczyć sobie całe
stosy pergaminu. Teraz miałam stać się także kreatorem.
- Zjawił się Faisal z
rydwanami, czeka w holu – poinformowała mnie któregoś dnia Heather, kiedy
siedziałam w swojej komnacie i szkicowałam coś na rozwiniętym całkowicie
pergaminie. Musiałam zaprojektować idealną świątynię, którą pragnęłam ofiarować
w darze panu mojemu i bogu – Anubisowi. Nie mieliśmy jednak ani architekta, ani
robotników, więc jak na tę chwilę plan ów stał się tylko odległym marzeniem.
Cóż wart były te rysunki, skoro nie miał kto umieścić ich pierwowzorów w
rzeczywistości?
Z ochotą odrzuciłam od
siebie gęsie pióro i udałam się z Heather do sali wejściowej, gdzie miał czekać
na mnie Faisal. Przeliczyłam się, mniemając, że mieszkańcy mego pałacu nie
znają żadnego języka poza swym ojczystym. Prawie każdy władał biegle arabskim,
a ci wyżej postawieni doskonale mówili po francusku, angielsku, a nawet
rosyjsku. Zaczęłam bardzo szybko dostrzegać swe braki wiedzy w wiedzy na temat
własnego dworu i służby.
- Faisal, czekam na ciebie od kilku dni, pamiętaj, w innej
sytuacji może to być o kilka dni za dużo – rzuciłam na powitanie,
kiedy mężczyzna pokłonił się sztywno przed moim obliczem. – Gdzie one są?
- Zanim moja pani je zobaczy, chciałbym dodać, że zakupiłam trochę
więcej, niż sobie tego życzyła – rzekł, a na ciemne,
gładkie czoło wystąpiły mu krople potu.
- Co znaczy „trochę więcej”? – zapytałam, rozeźlona, że nie dostosował się do moich rozkazów.
- Sprowadziłem pięćset rydwanów, a koni tysiąc dwadzieścia… ależ
zechciej wysłuchać mnie do końca… pomyślałem sobie, że takie wyposażenie może
pomóc naszym żołnierzom…
Zamarłam na moment. Wpadł
mi do głowy genialny pomysł, pomysł, którego realizacja zmieniłaby całe moje
życie. Przecież dawno, bardzo dawno temu, jeszcze zanim narodziło się
chrześcijaństwo i inne religie, Egipt był
potężnym państwem, mocarstwem, można rzec. Dlaczego by nie przywrócić
królewskiemu rodowi tej potęgi, którą utracił wiele lat temu? Bogowie
zasługiwali na najwspanialsze świątynie wznoszone przez setki tysięcy
niewolników.
- Jak duże są nasze wojska? – zapytałam, a serce
waliło mi w piersi z podniecenia. Tak brakowało mi dawnej potęgi, tego strachu,
który odczuwali śmiertelni przed moimi czarami…
- Tak naprawdę znaczenie ma wyszkolenie i sprawność żołnierzy, ich
magia… O pani, masz armię, która może bardzo wiele –
odparł Faisal. Czekałam na te słowa z drżącym sercem. Mogłam uczynić, co tylko
chciałam. Byłam potęgą. Przyjęłam od mego urzędnika pergamin, gdzie zapisane
było wszystko, co dotyczyło dzisiejszego zakupu.
- Bardzo dobrze. A co powiedziałbyś, gdyby nasze granice
powiększyły się? Cały Egipt, Afryka… Europa…
Faisal spojrzał na mnie,
a w jego ciemnych, ogromnych oczach zaigrały tajemnicze iskierki. Uśmiechnęłam
się, gdy po długim milczeniu nastąpiło powolne kiwnięcie głową.
*
Postanowiłam
jak najprędzej wcielić swój plan w życie. Anubis nie mógł czekać. Nigdy nie
widziałam tylu magicznych wojowników w akcji – z dumą obserwowałam, jak ćwiczą.
Byli gotowi od tysięcy lat, wiedza, taktyki wojenne… to było przekazywane z
pokolenia na pokolenie właśnie na ten moment. Nie myślałam o wojnie. Wszystko
miało odbyć się szybko i bez zbędnych ofiar. Nie chciałam ani ich śmierci, ani
życia, tylko rąk do pracy na chwałę bogów i ich nowej królowej. Jednak było w
tym coś, co mnie niepokoiło, a ja nie mogłam odkryć, co. Czułam, że miało to
związek z czymś nadludzkim. Czyżbym rozmijała się z prawdziwym celem? W tej
całej pogoni za władzą i potęgą zapomniałam o pierwotnym znaczeniu. Ale
przecież nie można być za bardzo wszechmocnym, tak, jak nie można być zbyt
mądrym. Są takie rzeczy, których nadmiar nie szkodzi, wręcz przeciwnie. Jest
wskazany. Władza szkodzi tylko ludziom słabym, takim, jak ja przed laty. Teraz
stałam się bóstwem, w którym słabości się nie liczą, jeśli jest moc.
Z
pewnością, że wszystko pójdzie po mojej myśli, uderzyliśmy na najbliższą
wioskę. Postanowiłam uczestniczyć tylko w tej wyprawie. Byłam ciekawa
umiejętności mojej armii oraz magów i kapłanów. Nie chcieliśmy nikogo zabijać.
Im więcej robotników, tym lepiej. W tej sytuacji każda para rąk była potrzebna
do pracy, każda ich siła.
Pierwsze uderzenie w
zupełności wystarczyło, aby pokonać niczego niespodziewających się mieszkańców
Adillah. Ogromna chmura złotego pyłu zwaliła z nóg każdego: szczerbatego
starca, małe dziecko, męża w sile wieku, żwawego młodzieńca… Byli nasi. Za
pomocą lewitacji przenieśliśmy ich bezwładne, nieruchome ciała do miejsca,
które uprzednio dla nich przygotowaliśmy. Nie było potrzeby zamykać ich. Mugole
są słabi, wystarczy odrobina magii, aby spętać ich wolę. To okazało się
łatwiejsza, niż mogło mi się wydawać.
- Zajmij się nimi, prace mają ruszyć jak najszybciej –
zwróciłam się do towarzyszącego mi Faisala, a on skinął głową posłusznie i
ruszył w swoją stronę. Teraz mogłam zająć się sprawami istotnymi. Byłam
zadowolona z moich magicznych wojowników. Jeśli nadal będą tak sprawnie
pracować, bardzo szybko Egipt przestanie być krajem, do którego mugole
przyjeżdżają na wakacje. Stanie się na nowo mocarstwem, którego inne państwa
zaczną się lękać. Tak, jak powinno być.
Szybko
wyrzuciłam z głowy niewolników, budowę i nowe podboje. Zaczęłam nauki, dzięki
którym mogłam zbliżyć się do Anubisa i jego boskiej mocy. Bez problemu udawało
mi się opanować nową pieśń, hymn, czy taniec, równie łatwo przychodziło mi
bieganie z jedwabną szarfą po świątyni. Rozkwitłam. Dawny czas, dawne święta,
dzięki którym go określałam, przestały mieć znaczenie. Teraz myślałam tylko o
tym – jak pogodzić władzę i służbę bogom. Rozwój państwa był ważny, a ja
musiałam znaleźć w sobie siłę, aby móc zaufać urzędnikom, których sama
mianowałam. Nie mogłam nad wszystkim panować.
Nie myślałam już ani o
rodzicach, ani o Zivit, ani nawet o Czarnym Panu. Tak naprawdę teraz ich
obecność nie była mi potrzebna. Moje serce wypełniała miłość do Anubisa i
tęsknota za bliskością jego ducha. Teraz nasze dusze były na wieki złączone
dzięki horkruksowi, który stworzyłam.
~*~
Dawno
nie pisałam. Najpierw przez post, teraz przez maturę, która już na mnie czyha.
Przepraszam za nudę w tym odcinku, ale ten rozdział jest bardziej
przygotowujący do fabuły xD No, to widzimy się po maturze.