12 września 2010

Rozdział 48

Rano obudził mnie Tom. Zrobił to w bardzo dziwny jak na niego sposób. Zaczął całować mnie po szyi, przez co trochę się wystraszyłam. Odwróciłam się gwałtownie  od ściany.
- Wiesz, wczoraj myślałam nad tym, co mi powiedziałaś – odezwał się.
- I do czego doszedłeś? – spytałam i przysunęłam się bliżej, żeby się do niego przytulić.
- Faktycznie, trochę zaniedbałem nasze… stosunki – przyznał niechętnie. – Ale mamy jeszcze trochę czasu, zanim będziemy musieli iść do pracy.
Pochylił się, żeby mnie pocałować, ale domyśliłam się, że na tym się nie skończy, więc usiadłam na łóżku i delikatnie odepchnęłam go od siebie. Riddle spojrzał na mnie  nieskrywanym oburzeniem.
- Nie rozumiem cię – powiedział, również siadając. – Z jednej strony chcesz, żebym był dla ciebie cieplejszy, ale z drugiej, kiedy już coś robię w tym kierunku, też jesteś niezadowolona.
- Nie o to mi chodziło – prychnęłam, coraz bardziej poirytowana jego dziwnym sposobem myślenia. Wstałam z łóżka i zaczęłam szukać w drewnianej szafie szaty. – Ty nigdy nie byłeś do końca normalny, rozumiem. Ale ja… może zacząłbyś doceniać to, że towarzyszę ci wszędzie, dokąd się udajesz, popieram wszystko, co robisz. Zrozum, jestem dziewczyną i potrzebuję trochę czułości. Odwróć się, chcę się przebrać.
- Dżahmes…
- Odwróć się – powtórzyłam o wiele mniej cierpliwym tonem.
Riddle, mamrocząc coś pod nosem, zrobił to, o co go poprosiłam.

- Skończyłaś? – zapytał, zerkając przez ramię po jakiejś minucie.
- Tak, to dziwne, że nadal siedzisz odwrócony na tym łóżku – odpowiedziałam i zabrałam się za przygotowywanie śniadania z tego, co mieliśmy. Wiele tego nie było, ale lepsze to, niż iść do pracy o pustym żołądku. Ja już się wystarczająco nagłodowałam.
Podałam ubranemu w czarny garnitur Tomowi kubek herbaty, po czym upiłam trochę gorącego płynu ze swojego. Syknęłam cicho – spiekłam się w język.
- A ty gdzie się tak wystroiłeś? – zapytałam, patrząc z pogardą na elegancki garnitur.
- Dziś znów składam wizytę Chefsibie Smith – wyjaśnił z bardzo niezadowoloną miną. Ni wiedziałam, czy powodem jego złego humoru byłam ja, czy też może mus odwiedzenia rozkapryszonej starszej pani, ale w obu przypadkach należało być ostrożnym i uważać, co się mówi. Ja oczywiście tego nie zrobiłam, w końcu chyba znaczyłam dla niego trochę więcej niż inni.
- Pewnie nie możesz się doczekać – zadrwiłam, patrząc na niego znad mojego kubka z herbatą. Tom zignorował to. Wstał, poprawił sobie kołnierz przy koszuli i ruszył w stronę drzwi. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Zaraz, po co znów idziesz do tej kobiety? – zapytałam i zmarszczyłam czoło, robiąc swoją groźną minę, by go przymusić do szybkiej odpowiedzi.
- Burkes mnie do niej wysyła, zwykle nic mu nie chciała sprzedawać, ale wczoraj udało mi się ją do tego przekonać, więc każe mi jeszcze, że się tak wyrażę, ją oczarować – wyjaśnił. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy bez najmniejszej emocji na twarzach, kiedy Riddle nagle uśmiechnął się złośliwie. – Nie wierzę, że jesteś zazdrosna o starszą panią.
Wyrazu jego twarzy po prostu nie mogłam znieść. Uśmiechał się w taki sposób, który zawsze doprowadzał mnie do szału. A on o tym dobrze wiedział.
- Ja? Zazdrosna? – powtórzyłam z nieukrywaną kpiną. – Nie ma o co, chodź sądząc po twoich skłonnościach do dziwaczności, może powinnam?
Tom podszedł, żeby pocałować mnie lekko w usta i poczochrać gładko uczesane już włosy.
- W moim planie na życie i tak już namieszałaś, bo nie powinno cię tu być – odpowiedział takim tonem, jakby to było coś, co od dawna powinnam wiedzieć. – Ale musiałem te plany całkowicie zmienić. Nie chciałem mieć żadnej kobiety, ale los chciał inaczej. Chefsiba Smith nie jest dla ciebie żadnym zagrożeniem. Jeśli będzie miała coś, co będzie mi potrzebne, po prostu ją zabiję, by uniknąć haniebnego sposobu podlizywania się. A jeśli nie… Cóż, też ją zabiję.
Jeszcze raz mnie pocałował, tym razem w czoło, poradził mi też zejść na dół do sklepu, po czym sam opuścił naszą maleńką sypialnię. Poczułam się dziwnie. Zwłaszcza po tym całusie w czoło. Odniosłam wrażenie, że Tom traktuje mnie jak dziecko. Nie wiem, może się myliłam, ale wszystko zaczynało coraz bardziej do siebie pasować. Nie okazywał mi uczuć jako swojej towarzyszce, ale prędzej jak wychowance. Jakbym była o wiele młodsza i mniej dojrzała od niego. A przecież byłam starsza o niecałe trzy miesiące.
Na dół zeszłam z miną niesprawiedliwie obitego psa. Burkes natychmiast wstał z powycieranego, obitego czarną skórą krzesła.
- Riddle już wyszedł – powiedział do mnie. – Zostaniesz dziś tu i dopilnujesz interesu, bo ja mam pracę na zapleczu.
Nie wiem, czy Tom czasami nie wspomniał Burkesowi, że wolałam pracować za ladą niż włóczyć się po obcych ludziach, ale nic nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na miejscu właściciela i obserwowałam przez chwilę, jak za pomocą różdżki wysyła stos pudeł stojących w kącie do pokoiku za ladą. Minutę później wspiął się po schodach i zniknął gdzieś na pierwszym piętrze. Zostałam sama. Sklep był duży, taki, że ledwo widziałam oszklone drzwi wejściowe. Takie siedzenie było naprawdę nudne… Czy ktoś w ogóle tu coś kiedyś kupił? Jak na razie tylko Burkes robi zakupy.

Trzy godziny później coś się nareszcie zaczęło dziać. Przy drzwiach zadzwoniło, a do środka weszła jakaś dziwna postać w kapturze. Przez moment myślałam, czy by nie zawołać Burkesa, ale dobrze, że tego nie zrobiłam, bo kiedy zdjęła kaptur okazało się, że to Zivit.
- Co ty tu robisz? – zapytałam szeptem. Właściciel raczej nie byłby zadowolony, że mam gości w godzinach pracy. A z moim i Zivit wyglądem trudno byłoby zaprzeczyć, że nic nas nie łączy.
- Pracujesz u Borgina i Burkesa? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, rozglądając się dookoła z przerażeniem. – Ty? Królowa Egiptu?
Poczułam, że się rumienię.
- Jaka tam Królowa Egiptu, pracuję tu, bo Tom też tu jest. A robię zwykle to, o co mnie poprosi, nie mam serca mu odmówić – mruknęłam, patrząc w inną stronę, wciąż trochę zakłopotana i zmieszana. – Matka wie, że tu jesteś?
- Pokazała mi drogę do… Dziurawego Kotła, tak? Ale nie powiedziałam jej, że idę cię szukać – wyjaśniła.
Rozejrzała się jeszcze raz, tym razem z respektem po sklepie. Pewna byłam, że Zivit nigdy nie była w takim miejscu, ale kiedy się znów odezwała, okazało się, że się myliłam.
- U nas, w Egipcie, są podobne sklep, ale o wiele wspanialsze, no i czarna magia nie jest tak bezwzględnie tępiona. Bo każdy wie, jak z niej rozsądnie korzystać – powiedziała mi i podeszła do oszklonej szafy, żeby obejrzeć kolekcję zaklętych ludzkich czaszek i szkieletów. – Nic dziwnego, że Tom wybrał Egipt na swoją siedzibę. Gdzie on jest?
- Też tu pracuje, obecnie poszedł coś kupić dla Burkesa od pewnej staruchy, nie wiem, kiedy wróci – odparłam.
Przez pewien czas milczałyśmy. Zivit przyglądała się właśnie złotemu naszyjnikowi, podobno opatrzonego straszliwą klątwą, kiedy rozległo się okropne skrzypienie, jakby ktoś schodził po schodach. W nocy trudno byłoby zejść na dół, nie budząc wszystkich tym odgłosem.
- Kaptur! – udało mi się tylko wyszeptać, bo Burkes był już na półpiętrze. Zivit w ostatniej chwili zarzuciła kaptur na głowę.
- O, widzę, że masz pierwszego klienta – zauważył. Osoba w kapturze nie zdziwiła go ani trochę, najwyraźniej często przychodziły tu podejrzane typki.
Zivit spojrzała spod fałd materiału najpierw na mnie, potem na Burkesa, po czym podeszła do oszklonej szafy, wskazała na pomarszczoną, ludzką czaszkę i zapytała o cenę. Właściciel spojrzał na mnie pytająco.
- Nie mówi po angielsku, o co jej chodzi? – zapytał. – I co to za język?
- Staroegipski – wyjaśniłam. – Zapytała o cenę.
- Dwadzieścia pięć galeonów.
Powtórzyłam jej cenę, a Zivit wyciągnęła z kieszeni sakiewkę, odliczyła dwadzieścia pięć złotych monet i podała mi je, a Burkes zapakował czaszkę w brązowy papier i podał jej pakunek.
- To widzimy się na przyjęciu – dodała, zanim wyszła ze sklepu.
- Dziwna dziewczyna – mruknął właściciel, wpatrując się bezmyślnie w drzwi. Postał tak przez kilka sekund, po czym wrócił na górę.

*

Tom wrócił około godziny trzeciej po południu. Czterdzieści minut później Burkes pozwolił nam pójść na górę. Nie wiedziałam, o której dokładnie odbywało się przyjęcie, matka powiedziała mi tylko, że wieczorem. Domyśliłam się, że może gdzieś około ósmej. Dlatego zjedliśmy obiad albo raczej coś, co mogło posłużyć za obiad i zaczęliśmy się przygotowywać.

- Zivit dzisiaj tu była – odezwałam się, przerywając to okropne milczenie. Różdżką właśnie prostowałam sobie włosy. – Mówiła, że w Egipcie są o wiele bardziej tolerancyjni, zwłaszcza, jeśli chodzi o czarną magię.
- No, to chyba dobrze wybraliśmy kraj – zauważył Riddle.
On przebrał się już dawno i teraz siedział na krześle, obserwując, jak się ubieram. Nie wzięłam ze sobą żadnych odświętnych szat. W kufrze znalazłam jedynie strój, który dała mi Heather. Raczej nie pasował do przyjęcia, które organizowała matka, ale lepsze to, niż nic. Zivit pewnie też nie będzie chciała ubrać się w normalny strój, w jakim chodzi się w Anglii.

- Zamierzasz tak iść przez miasto? – spytał Tom piętnaście minut później, kiedy już się przebrałam.
- Jest ciepło, poza tym wezmę płaszcz – odparłam i narzuciłam czarną pelerynę na ramiona. – Możemy już iść.
Zeszliśmy na dół. Sklep był zamknięty, lampy pogaszone, a Burkes już dawno w swoim pokoju. Tom różdżką otworzył drzwi i oboje wyszliśmy na zewnątrz.
Droga do domu mojej matki zajęła nam około pół godziny. Na ulicach nie było dużo ludzi, więc nie musiałam znosić wielu pytających spojrzeń. Później, kiedy weszliśmy do domu z ulgą stwierdziłam, że nie jestem jedyną dziwnie ubraną osobą. Prawie wszyscy goście byli mocno opaleni, w szatach, jakie widziałam, kiedy byłam w Egipcie, z dziwnymi fryzurami i mnóstwem złotych ozdób.
- Jednak przyszliście – ucieszyła się Earth.
- Masz bardzo… oryginalnych znajomych – zauważyłam.
Nadeszła Zivit. Miała na sobie szatę z czerwonego jedwabiu, nadgarstki oplatały jej srebrne bransolety, a na głowie miała coś, co wyglądało jak diadem. Mimo zbyt mocnego makijaży, do którego jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić, wyglądała bardzo ładnie.
- Ci wszyscy ludzie przyjechali z Egiptu? – zapytałam ją.
- Przylecieli – przyznała, wskazując na przynajmniej trzydzieści latających dywanów, leżących na podłodze w kącie. Zivit i Earth zaprowadziły nas do salonu.

Cóż, nie przepadałam za tego rodzaju przyjęciami, jak dla mnie były zbyt poważne i sztywne, no i źle mi się kojarzyły, ale okazało się, że ludzie są naprawdę mili. Nie wszyscy mówili po angielsku, ale zdecydowana większość używała języka staroegipskiego. Było też kilku takich, mówiących jedynie po arabsku. Mimo to jakoś udało nam się porozumieć.
- Przynajmniej możemy zjeść coś normalnego – zauważyłam i przytknęłam puchar do ust, żeby jednym haustem wypić czerwone wino. – Ale nie możemy tego powiedzieć mojej matce, bo nas już stąd nie wypuści.
- Nie wydaje ci się, że już dość długo tu jesteśmy? – zapytał.
W jego głosie jednak nie wyczułam znudzenia. Nie rozmawiał tu z nikim, ale pewnie dlatego, że nie chciał, by poznało go zbyt wielu ludzi. Zamienił dwa słowa z moim ojcem, a później z matką i na tym się skończyło.
Odgarnął mi włosy z czoła i pochylił się, żeby pocałować mnie w szyję.
- Ty impotencie – wysyczałam, ale pozwoliłam mu się objąć.
Opuściliśmy salon, nic nikomu nie mówiąc. W końcu nie musieli wiedzieć, gdzie i po co się wybieraliśmy. Mój pokój wyglądał tak, jak wyglądał, gdy wyjeżdżaliśmy. Oczywiście, był uporządkowany przez skrzaty, ale nie sprawiał wrażenia zamieszkanego. Pewna byłam, że mama da go Zivit, ale było inaczej. Musiała otrzymać inną sypialnię.
- Co się stanie, jeśli ktoś zacznie cię szukać i tu wejdzie? – zapytał Riddle, kiedy położyliśmy się na łóżku.
- To nas tu zastanie – odpowiedziałam. – Wielkie rzeczy. Nikt już nie pcha się w moje sprawy, odkąd odszedł „ojciec”. Poza tym, jesteśmy dorośli.
Moje słowa trochę go uspokoiły, bo nic na to nie powiedział, tylko zaczął mnie całować. Był trochę nerwowy, ale póki co musiało mi to wystarczyć.

Z ciężkim westchnieniem Tom położył się obok mnie. Podczas tych cudownych, choć dość chaotycznych chwil uniesienia, na zewnątrz zrobiło się już całkiem ciemno, a ani mnie, ani Riddle’owi nie chciało się wstać, by zapalić światło. Dlatego leżeliśmy w całkowitym mroku, wciąż jeszcze trochę dysząc z wysiłku.
Przytuliłam się do niego. Musiałam stwierdzić, że kiedy mu się chciało, nie był taki oziębły, jak mi się wydawało. Był po prostu leniem.
- Tom. Kocham cię – odezwałam się.
- Mhm… Ja ciebie też – mruknął. Wzrok utkwiony miał w suficie, jak zwykle. Odwrócił się i pocałował mnie w usta. Natychmiast jednak podskoczył, bo drzwi się otworzyły i ktoś wkroczył do pokoju.
- Mama mnie prosiła, żebym cię poszukała – powiedziała Zivit, ale kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, spłonęła rumieńcem. – Przepraszam, nie wiedziałam, że przeszkadzam…
Szybko wycofała się z pokoju. Parsknęłam śmiechem na widok jej zszokowanej miny. Tom jednak nie podzielał mojego dobrego humoru. Wyglądał na zażenowanego.
- Nie zamknęłaś drzwi? – zapytał, siląc się na spokój.
- Nie, tak się składa, że nie myślałam wtedy o tym – odpowiedziałam z nutką złości w głosie. – Mogłeś ty o to zadbać, nie jesteś tak przyziemny jak ja.
Riddle usiadł na łóżku.
- Tak się składa, że nie panuję nad sobą tak, jakbym chciał, zwłaszcza jeśli chodzi o te sprawy – warknął.
Odetchnęłam kilka razy, żeby się uspokoić. To, że Tom przyznał mi się, że nie panuje nad swoimi żądzami, jak wszyscy śmiertelnicy w taki sposób, jak myślałam, trochę go zrehabilitowało w moich oczach.
- Dobrze już, nie denerwuj się – powiedziałam w końcu i pociągnęłam go za rękę, żeby położył się z powrotem obok mnie. – Jutro z nią porozmawiam, uspokoję ją…
- I widzisz? – odezwał się nagle. – To nie był dobry pomysł. Powinnaś sypiać tu, a ja u Borgina i Burkesa. Albo w ogóle zrezygnuj z tej posady, widzę, że takie życie bardzo ci nie odpowiada. A kiedy już skończę, to przyjdę po ciebie i…
- Nie kłam! – przerwałam mu. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że i ja siedzę na łóżku. – Wcale nie zamierzasz po mnie wrócić, tylko po prostu chcesz się pozbyć ciężaru. Bo tym dla ciebie jestem! Myślisz, że nie widzę, jak na mnie patrzysz?
Podbródek mi zadrżał, a łzy same popłynęły z oczu. Nawet nie zdążyłam nad nimi zapanować. Tom z zaniepokojoną miną zerknął przez ramię, po czym zasłonił mi usta dłonią.
- To nieprawda – zaprzeczył stanowczo, znów zerkając za siebie. – Proszę, uspokój się, bo Zivit pomyśli, że zrobiłem ci krzywdę i tu przyjdzie… Ty ciągle pamiętasz o Katy. I nie chcę, żeby znów coś poszło nie po naszej myśli. Nie jestem oziębły. Kiedy leżysz obok mnie, czasami… to trudne, ale muszę się powstrzymać. Ta noc w ogóle nie powinna mieć miejsca.
Umilkł i wyciągnął drugą rękę, żeby otrzeć mi łzy z twarzy.
- Ale już się zdarzyła, czasu nie cofniesz – stwierdziłam.
Położyłam się z powrotem, Riddle zrobił to samo. Nieśmiało przytulił mnie, jakby ta rozmowa trochę zbiła go z tropu. Przez pewien czas gładził ręką moje włosy, ale ja wciąż leżałam sztywno, z szeroko otwartymi oczami, pogrążona w myślach.
- Tom? Ile Katy miałaby teraz lat? – zapytałam.
- Ponad rok, tak mi się wydaje.
Znów zapanowało milczenie, które przerwałam kilka minut później:
- Myślisz o niej czasem?
Riddle nie odpowiedział od razu.
- Czasami tak. Sądzę, że byłaby taką córeczką tatusia – odparł, wpatrując się w sufit. – Na pewno trafiłaby do Slytherinu, byłaby tak wredna, jak ja i tak śliczna, jak ty.
Zaśmiałam się cicho i wtuliłam twarz w poduszkę, by ukryć łzę, spływającą po policzku.

*

Wieczorem położyłam się spać całkiem wcześnie, więc następnego ranka wstałam około siódmej i wcale nie czułam się zmęczona. Zapowiadał się piękny dzień. Pogoda była cudowna; trochę chłodny poranek, ale i surowe, rześkie słońce, jeszcze dość nisko nad horyzontem. Tom musiał wyjść już dawno, bo jego strona łóżka była zimna.

Kiedy zeszłam na dół na śniadanie, pewna byłam, że nikogo nie zastanę w jadalni. Myliłam się. Przy stole siedziały matka i Zivit, już kompletnie ubrane. Rozmawiały o czymś z lekkim niepokojem na twarzach.
- Nie chcę być wścibska, ale to moja siostra – mówiła Zivit. Wyglądała na przerażoną i zdegustowaną. – To, co zobaczyłam, wyglądało raczej jednoznacznie.
Earth była chyba bardziej spokojna.
- Nigdy o to Dżahmes nie spytałam, ale od dawna podejrzewałam, że ona i Tom… - powiedziała. – To znacz, była dwa lata temu taka mała afera, Henryk bardzo się zdenerwował, ale uważam, że mało w tym było prawdy. Tom bardzo się przyjaźnił z Dżahmes, a Nicolas pomyślał sobie bogowie raczą wiedzieć, co… Nick, mówiłam ci o nim wczoraj po południu, pamiętasz?
- Pamiętam. Myślisz, że tata by się zdenerwował? W końcu nie mają ślubu. Zresztą, wiesz, jaki on jest… Przewrażliwiony na moim i Dżahmes punkcie…
- I wątpię, by chcieli go wziąć – przerwała jej Earth. – Dżahmes myśli, że nie domyślam się niczego. Ale praca u Borgina i Burkesa, podejrzane podróże i to dziwne zachowanie Toma… On nie wydaje mi się normalny. Zupełnie różni się od innych ludzi. Jakby był z innego świata. Bo kto po ukończeniu Hogwartu z tak wysokimi stopniami zatrudnia się w czarnoksięskim sklepie?
Dość, to musiałam już przerwać. Nie mogłam pozwolić, żeby sobie siedziały i snuły domysły dotyczące planów Toma. Dlatego wkroczyłam do jadalni, zanim któraś zdążyła coś jeszcze powiedzieć.
- Nie zostaję długo, o pierwszej jest moja zmiana – powiedziałam takim tonem, jakbym niczego nie usłyszała. Matka z Zivit wymieniły znaczące spojrzenia.
- Jak się wam spało? – zapytała. – Dość wcześnie wyszliście. Przepracowujecie się w tym sklepie.
- No tak, to dość męcząca praca – przyznałam, po czym zwróciłam się do matki po angielski. Zivit nic z tego nie zrozumiała, co ułatwiło mi sprawę. – Nie rozpowiadaj wszystkim, co robimy z Tomem. On sobie tego nie życzy. O mnie sobie możecie plotkować, ale o jego planach nie.
Zivit przysłuchiwała się temu ze średnim zainteresowaniem. Matka trochę się zmieszała. Skinęła tylko głową i wyszła z jadalni.
- Gdzie poszła? – zapytała Zivit.
- Ma jakieś swoje sprawy do załatwienia – skłamałam. – Ano właśnie. To, co wczoraj zobaczyłaś… Zapomnij o tym.
Zivit miała teraz tak poważną minę, jak nigdy wcześniej. Czy ja też wyglądam tak przerażająco, kiedy tak patrzę?
- Mam o tym tak łatwo zapomnieć? – zapytała. – Wiem, że wychowałyśmy się w innych kulturach, ale dla mnie to coś niedorzecznego, żeby bez ślubu…
- Słuchaj, dawno temu faraonowie mieli po kilka żon, kochanek, a bogowie nie mieli temu nic przeciwko. Sami robili to samo – przerwałam jej. – Jesteśmy dorośli, zachowujemy się odpowiedzialnie, nie musisz się bać. Poza tym robimy to, co wszyscy normalni ludzie.
Zivit przez chwilę przyglądała mi się uważnie, po czym westchnęła z miną winowajczyni.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale po prostu martwię się o ciebie. Ten cały Tom Riddle jest dziwny – powiedziała.
- Gdybyś poznała go takiego, jaki jest naprawdę, jakiego ja znam, inaczej być o nim myślała – odparłam. – Kocham go i bez względu na to, co powiesz, moje uczucia się nie zmienią.
Skrzat domowy przyniósł mi śniadanie, więc już zakończyłam rozmowę na ten temat. Nie byłam pewna, czy wszyscy Egipcjanie są tak szczerzy, bezpośredni i otwarci, ale nie bardzo mi się to spodobało. Nie myślałam, że będę musiała mieć przed siostrą tajemnice, ale tak będzie lepiej.

~*~


Rozdział dość długi, ale miałam dużo weny, więc ją dobrze spożytkowałam. Pewnie dlatego, że pisałam go w przedostatni dzień wakacji. Doszłam też do wniosku, że lepiej nie dodawać byle jakiego gniota, ale przemyśleć wszystko. Dlatego posty będą trochę rzadziej, ale lepsze, co Was pewnie ucieszy. 

22 komentarze:

  1. ~nicole .
    12 września 2010 o 18:58

    Zaczynam czytać xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~nicole .
    12 września 2010 o 19:07

    Zivit to taki aniołek. xD A Dżahmes totalne przeciwieństwo. xD Szablon ci wyszedł cudny, naprawdę! Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 września 2010 o 19:14
      Szablonu nie zmieniałam xD Jest od poprzedniego rozdziału xD

      Usuń
    2. ~nicole .
      12 września 2010 o 19:17

      No tak, ale on mi się szalenie podoba xD

      Usuń
    3. 12 września 2010 o 19:27
      Mnie, ku mojemu zaskoczeniu, też xD

      Usuń
  3. ~ThisLove
    12 września 2010 o 19:27

    W końcu Tom jest miły, myślałam że się nie doczekam xD A ta Zivit jest trochę za bardzo wścibska ;D Ale odcinek bardzo, bardzo mi się podobał (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 września 2010 o 19:29
      W końcu nie widziała się z siostrą tyle czasu… Nic dziwnego, że się o nią martwi xD

      Usuń
  4. ~Sheirana
    12 września 2010 o 19:55

    Zivit jest chyba rzeczywiście nieco za wścibska. Ale i tak ją polubiłam ^^ A Tom jaki się sympatyczny zrobił… Aż dziwne xD[sheirana]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 września 2010 o 20:00
      Wszyscy ją lubią. Z nią jest jak ze Snape’em. Jest wredny, ale i tak wszyscy go lubią xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      13 września 2010 o 21:38

      Taa… Chociaż ja akurat aż tak bardzo nigdy Snape’a nie lubiłam ^^. Za to zawsze byłam fanką Voldemorta xD[sheirana]

      Usuń
    3. 14 września 2010 o 19:48
      No, fanką możesz zostać xD Ale pamiętaj. Nikim więcej xD

      Usuń
  5. ~olka
    12 września 2010 o 19:59

    Chociaż siostra się o nią martwi,w bo ojciec na pewno by na Viktorię nakrzyczał jakby się dowiedział o tym……………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 12 września 2010 o 20:06
      Nie, ojciec by Dżahmes nic nie zrobił. Po prostu wyprółby flaki Tomowi, nic więcej xD Ano własnie, moglibyście z łaski swojej nazywać „Victorię” Dżahmes? Merci xD

      Usuń
  6. ~Caitlin
    12 września 2010 o 20:27

    Zivit nie mogła trafić w gorszym momencie. Ale co to jest, żeby nie zapukała? xDAch, Tom stara się być czulszy… To wspaniale. Mam nadzieję, że mu wyjdzie :)Dobry pomysł z wpleceniem Katy w ich rozmowę. Moim zdaniem powiedziało to więcej, niż cokolwiek innego :)Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 września 2010 o 19:15
      W Egipcie może mają inny zwyczaj xD Ano, Tom jest czuły xD Teraz. Normalnie nie mogę się doczekać Waszej reakcji po przeczytaniu rozdziału numer 50 xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      15 września 2010 o 19:12

      Aaaaa!!No nieee, dlaczego to zrobiłaś xDTeraz będę codziennie tu zaglądać, żeby sprawdzić, czy na pewno nic nie ma xD

      Usuń
    3. 15 września 2010 o 19:52
      Whahahaha xD Na razie nic nie będzie, może w piątek coś dam xD

      Usuń
  7. ~Nats
    12 września 2010 o 23:24

    Nienawidzę seksizmu *wali głową w ścianę* Ale rozdział fantastyczny ^^ Co prawda nadal nie przepadam zbytnio za Zivit. Jest taka dziwna. Na szczęście wprowadza akcję ;] Już się nie mogę doczekać kiedy Tom będzie znany jako Lord V. ;D Jestem ciekawa reakcji rodziny Dżahmes. ;) [rude-potter]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 września 2010 o 19:18
      Będzie znany w 51 rozdziale, więc za niedługo xD Przynajmniej wśród przyjaciół xD

      Usuń
  8. ~Shizza
    14 września 2010 o 18:35

    Polubiłam Zivit. Jako postać jest zdecydowanie lepiej wykreowana niż Vic… Dżahmes (wybacz, chyba nigdy się nie przyzwyczaję), wydaje się prawdziwsza, bardziej ludzka. Bardzo dobrze, że dałaś tą rozmowę o Katy, przecież nie zapomnieli o niej tak od razu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 września 2010 o 19:46
      W końcu Dżahmes została poddana „praniu mózgu”, który jej zafundował Tom xD

      Usuń