19 września 2010

Rozdział 49

Wakacje bardzo szybko nam zleciały. Ledwo zaczął się lipiec, teraz kończył się już sierpień. W tym roku dość wcześnie zrobiło się zimno. Temperatura sięgała najwyżej dwunastu stopni; mimo to słońce wciąż świeciło. Liście prędko przybrały złoty kolor, jabłka dojrzały, a wiatr miał już jesienny zapach. Lubiłam tę porę roku, ale tylko wtedy, kiedy nie padał deszcz, co rano nie witało mnie zachmurzone niebo, a na ulicach nie tonęłam po kolana w błocie. Ta jesień chyba zapowiadała się całkiem nieźle, przynajmniej na razie.
Kiedy tylko się ochłodziło, Zivit z matką, ojcem i wujkiem wróciły do Egiptu. Ale nie czułam się samotna, przecież wciąż miałam Toma. No a siostra obiecała, że wróci na Boże Narodzenie, żeby zobaczyć śnieg. Nie obchodziliśmy już tego święta, co Riddle przyjął z ulgą, bo od zawsze był zatwardziałym ateistą, ale za to pojawiło się sporo nowych. Niestety, nie mogłam obchodzić ich tak, jakbym chciała, ale już przywykłam do pracy u Borgina i Burkesa. Wychodzi na to, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Co do mnie i Toma, to nie musieliśmy sypiać w osobnych łóżkach, ale pilnowaliśmy się. W tej rutynie dnia codziennego było to trudne, ale w końcu nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro odwiedzanie dziwaków i nagabywanie ich na sprzedaż cennych przedmiotów mogłam wytrzymać, to z tym też nie było problemu. Zresztą, znalazłam sobie inne zajęcie, które skutecznie odciągało mnie od pokus.

Rego dnia było naprawdę zimno, mimo że był to dopiero pierwszy tydzień września. To było dziwne nie wyjechać do Hogwartu, jak na przykład Bellatriks. Ciekawa byłam, czy Slughorn znalazł sobie nową ofiarę, jak tam sobie poczyna Dumbledore…
Zeszłam do sklepu ubrana w gruby, brązowy płaszcz, pomarańczowy szalik owinięty szczelnie dookoła szyi i czarne rękawiczki.
- Kogo dziś mam odwiedzić? – spytałam, mając głęboką nadzieję, że nie będzie to pan Brocki, u którego byłam trzy dni temu. Cóż, wizyty nie wspominałam zbyt dobrze, by ten znów, zresztą jak podczas kilku poprzednich odwiedzinach, był obleśnie miły i prawił mi żałosne komplementy.
- Szykuje ci się dłuższa podróż, będziesz się musiała teleportować – powiedział Burkes, wręczając mi kawałek pergaminu z wypisanym adresem, jak zwykle przed wizytą u nowych klientów. – To Pan Stephen Shellbowl. Tym razem chodzi o sprzedaż. Pan Shellbowl jest za stary, żeby sam się tu pofatygować, a ja zbyt zajęty, żeby do niego pójść, więc wysyłam ciebie. Cena wywoławcza to sto pięćdziesiąt galeonów. Mogę spuścić jedynie pięć, ani knuta więcej.
Wcisnął mi w ręce duży pakunek, który wcisnęłam do skórzanej torby i opuściłam sklep. Pan Shellbowl mieszkał w domu o nazwie Silver Manor w wiosce Sheeps Village na obrzeżach Londynu. Nie miałam pojęcia, gdzie to jest, mimo to okręciłam się na pięcie i zniknęłam. Aportowałam się jakieś dwadzieścia stóp od drewnianego znaku z wypisaną na nim nazwą wsi. Wyglądało na to, że dobrze trafiłam.

Wieś znajdowała się na dość dużym wzniesieniu. Ogólnie była to całkiem pokaźna osada. Widać stąd też było Londyn. Ale dla jej mieszkańców czas chyba zatrzymał się na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Kiedy szłam główną drogą, minęło mnie kilka wozów i chłopiec na koniu. To dziwne. Albo mieszkało tu kilka czarodziejskich rodzin, albo ludzie są tu bardzo sentymentalni. Żeby nie powiedzieć nienormalni.

Odnalazłam w końcu Silver Manor. Znajdowała się dość daleko od centrum wioski. Dom ów miał ładną, żelazną bramę, lecz poza tym nic nie było w nim zachwycającego. Bardzo już zaniedbany ogród wyglądał dość śmiesznie w porównaniu z nowoczesnym, schludnym budynkiem. Weszłam na teren posesji, podeszłam do drzwi i zapukałam dwukrotnie. Otworzył mi chyba najgrubszy skrzat, jakiego widziałam. Z tego, co wiem, to skrzaty domowe zwykle się nie objadają, bo są zbyt zajęte pracą. Bez słowa wpuścił mnie do środka, chwycił za rękaw i zaprowadził do salonu. Siedział tam w wygodnym fotelu stary, bardzo gruby mężczyzna z siwymi, rzadkimi włosami, w szkarłatnym, przetykanym złotą nicią kaftanie. Stopy opierał o brzeg pufy.
- Dzień dobry, Victoria, tak? – zapytał, wskazując mi miejsce na kanapie, naprzeciwko jego fotela. Usiadłam.
- Tak. Może przejdziemy już do interesów?
Wyciągnęłam ze skórzanej torby pakunek, rozwinęłam brązowy papier i podałam mu pudełko. Pan Shellbowl otworzył je i wyciągnął złoty naszyjnik z rubinami.
- Należał do mojej prababki, Muriel Shellbowl. Musiała go sprzedać, bo straciła nagle swój cały majątek. Wymyśliła kilka zaklęć, tylko dlatego Borgin i Burkes go kupił. A teraz ja chciałbym go odzyskać – powiedział bardziej do siebie.
- Pan Burkes ustalił już cenę wywoławczą – zwróciłam się do niego, przywołując staruszka z krainy wspomnień. – To sto pięćdziesiąt galeonów.
Pan Shellbowl przywołał skrzata. Czy to nie dziwne, że wszędzie tam, gdzie byłam w interesach, czarodzieje mają skrzaty domowe? A nie występują one przecież w każdej rodzinie. Najwyraźniej Burkes dobrze wiedział, które są te najbogatsze.
- Pieniądze tu nie mają znaczenia – oświadczył stanowczo, po czym kazał skrzatowi domowemu przynieść sobie sakiewkę z odliczonym złotem.
Pan Shellbowl był dość zgryźliwym staruszkiem, marudzącym, że bolą go plecy i nerw, ale chyba go polubiłam. On rzeczywiście chciał coś kupić, to był jego główny i jedyny cel, a nie tylko obejrzeć mnie jak jakiś towar w sklepie. Ja praktycznie nie miałam dla niego znaczenia. I bardzo dobrze.
Pożegnałam się, a skrzat odprowadził mnie do drzwi. Dziś poszło mi całkiem szybko i łatwo. Była zaledwie czwarta po południu, kiedy wyszłam ze wsi. Pomyślałam sobie, że przyjemnie będzie się przejść polną drogą, pooddychać jesiennym powietrzem pachnącym opadłymi liśćmi, zanim pogoda tak się zepsuje, że do wiosny będę siedziała w wolne dni w naszym maleńkim pokoiku.

Moim oczom ukazał się cmentarz. Tak, to z pewnością był cmentarz, ale znajdował się w małej dolince, zarośniętej kilkoma starymi brzozami. Urocze miejsce. Cmentarz znajdował się dość daleko od drogi, ale mimo to zboczyłam ze ścieżki i zbiegłam z górki. Musiał podlegać pod kościół w Sheeps Village, ale  z niewiadomych powodów znajdował się trochę dalej od wsi. Wyglądało na to, że jej mieszkańcy rzadko tu bywali. Groby były dość zaniedbane, ale w jakimś dobrym guście. Przy końcu dróżki, gdzieś w kącie, stał bardzo stary i bardzo opuszczony nagrobek. Mech prawie całkowicie zarósł tablicę; musiałam użyć różdżki, żeby go usunąć. Spoczywał tu mężczyzna, który chyba nie miał już rodziny albo po prostu nie chciało się jej tu przychodzić. Martwe badyle dzikiej róży rosły za starą, podłużną tablicą, a mogiłę porastała wysoka żółta trawa kiedy ją powyrywałam, odkryłam dawno już wypalony, staroświecki znicz. Przysunęłam twarz blisko tablicy, by móc odczytać napis na niej wygrawerowany.

Szer. Marcus Ryan
* 14 styczeń 1894
+ 23 lipiec 1915

Poległ w walce za Ojczyznę.
„Przechodniu, powiedz Brytanii
Żem poległ wierny jej służbie…”

To ostatnie zdanie mnie zmroziło. Zobaczyłam uwypuklenie tuż nad nazwiskiem. Okazało się, że mech całkowicie zarósł czarnobiałe zdjęcie wymalowane na porcelanie. Musiał być to mugol, bo fotografia się nie poruszała i była w naprawdę kiepskim stanie. Od razu, by w przyszłości nie uległo większemu zniszczeniu, rzuciłam na nie proste Zakęcie utrwalające. Kiedy przyjrzałam się mu lepiej, zauważyłam, że był nawet dość przystojny jak na mugola. Miał ciemne, lekko kręcone włosy, uśmiechał się tak, jakby moment, gdy zrobiono to zdjęcie, był najcudowniejszą chwilą w jego życiu. Ubrany był w mundur; nie ulegało wątpliwości, że zginął podczas walki, gdy trwała pierwsza wojna światowa. Niewiele o niej wiedziałam, była to przecież bitwa mugoli z mugolami.

Nagle poczułam coś takiego… Jakby więź z tym miejscem. Wyczarowałam czerwony znicz, postawiłam go na miejscu starego i zapaliłam go. Nie wierzyłam w religię katolicką. Ale przekonana byłam, że jeśli Marcus Ryan zginął tak bohaterską śmiercią, ogląda Horusa i cieszy się z nowego, lepszego życia.
Wstałam z ziemi, otrzepałam płaszcz i deportowałam się prosto do sklepu Borgina i Burkesa. Tego dnia Tom stał za ladą, co uznawał za kompletną stratę czasu. Kiedy tylko mnie zobaczył, natychmiast się ożywił.
- I co? Dlaczego tak późno? – zapytał.
- Byłam po drodze na wiejskim cmentarzu – wyjaśniłam, kładąc na ladzie sakiewkę ze złotem.
- Co tam odkryłaś?
- Pewien grób młodego żołnierza, poległego podczas pierwszej wojny światowej, Marcusa Ryana – odpowiedziałam. Pewna byłam, że Tom, jako że uczył się przed pójściem do Hogwartu w mugolskiej szkole, będzie wiedział coś więcej o tej wojnie.
- Żołnierza? – powtórzył Riddle. – Mugola? Odwiedzasz grób mugola?
- Tak, zamierzam tam jutro wrócić, żeby trochę go uporządkować – przyznałam.
Nic sobie nie zrobiłam z nerwów Toma. Chciałam wejść na górę, ale zastawił mi drogę. Nie wyglądał na rozwścieczonego, panował nad gniewem. Jedyną emocją, malującą się na jego twarzy było okropne rozczarowanie. Ale nie spowodowało to u mnie wyrzutów sumienia, jak zapewne planował. Już dawno przestałam się bać jego wybuchów. A mnie od życia chyba też należało się kilka małych przyjemności.
- Tom – zwróciłam się do niego po imieniu, co spowodowało, że wzdrygnął się okropnie. – Kocham cię, słyszysz? Ale nie będziesz mi mówić, co mam robić. Rozumiesz?
Ujęłam jego twarz w dłonie, pocałowałam go w usta i wspięłam się po schodach na pierwsze piętro.

Riddle wrócił do naszego małego pokoiku półtorej godziny później, kiedy skończyła się jego zmiana. Nie wyglądał na zadowolonego. Taka mina zwykle zapowiadała kłótnię między nami. Nie chciałam tego, więc musiałam się pilnować, by jeszcze bardziej go nie rozjuszyć. To dziwne, ale tylko ja mogłam go uspokoić, ale też i naprawdę rozwścieczyć. Wszedł do pokoju i usiadł ciężko na krześle, patrząc mi wyzywająco w oczy. Puściłam Midnight’a, który natychmiast wskoczył na stół i przecisnął się przez szparę między oknem a futryną na zewnętrzny parapet i zniknął nam z oczu. Często się tak wymykał.
- Nadal się z tym nie pogodziłeś? – zapytałam z udawaną uprzejmością.
- Dżahmes – w jego głosie wyczułam nutkę groźby. – Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko. Ale zrozumieć, że będziesz myła mugolskie groby…
Nie dokończył, tylko posłał mi bardzo nieprzyjemne spojrzenie. Zobaczyłam w jego oczach groźne czerwone błyski. Nie wiedziałam już, jak go uspokoić. Odłożyłam książkę, podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach. Nawet nie drgnął. Siedział sztywno wyprostowany, ze wyrażającym obojętność, utkwionym we mnie. Musiałam objąć go za szyję, żeby nie ześliznąć się z jego kolan.
- To nie jest tylko mycie grobów – powiedziałam. – Kiedyś mi powiedziałeś, że zrobisz wszystko, by sprawić mi radość. Teraz masz ku temu okazję. Gdybym mogła odwiedzać Ryana, to by mi sprawiło przyjemność. No i jest to też trochę urozmaicenie w tym nudnym życiu. Los odbiera nam każdą radość. To miejsce jest straszne, kiedy już wrócimy do naszego domu? Tu jest tak zimno, nawet w tym pokoju cały czas marznę.
Tom objął mnie, ale w dość dziwny, sztywny sposób. Zamknęłam na chwilę oczy. Już dawno nie byliśmy tak blisko siebie.
- Mówisz tak, jakby ten dom był także mój. A ja nic od ciebie nie chcę – zauważył wspaniałomyślnie.
- Ale mimo wszystko weźmiesz.
Domyśliłam się, dlatego tak się wzbraniał przed przyjęciem czegokolwiek czy uzależnieniem od kogoś. Nie pozwalał mu na to honor i pieprzone pragnienie samodzielności. Ja byłam jego zupełnym przeciwieństwem, byłam od niego cholernie uzależniona, nie mogłam podjąć decyzji bez konsultacji z nim, mimo że sytuacja wcale tego nie potrzebowała. Ale było mi dobrze tak, jak było.
- I właśnie dlatego zawsze potrafię postawić na swoim – rzekł. – Bo mam swoje zdanie. Ty też powinnaś mieć. Ale nie mogę cię o to winić, jesteś jeszcze słaba, a mając kogoś takiego jak ja… Na twoim miejscu też czułbym się zdezorientowany.
Nic na to nie odpowiedziałam. Stwierdziłam, że nie warto go prowokować. Oczywiście, mówiąc to, Tom znów okazał całkowitą sromność i pokorę, nie mówiąc już o kompletnym braku ironii. Nie wspominając już o tym, że uszanował moją prywatność, nie używając legilimencji.
- Czytałeś mi w myślach – oświadczyłam obrażonym tonem. – Obiecałeś, że już tego nie zrobisz.
- Ach, Dżahmes, Dżahmes, czasem widzisz takie rzeczy, a nawet nie masz pojęcia, jak są dla mnie istotne. Dlatego, od czasu do czasu, muszę zajrzeć ci do umysłu. Oczywiście, wychwytuję tylko ważne dla mnie wspomnienia – wyjaśnił i poklepał mnie lekko po policzku.
Poczułam się trochę urażona tym, że tak bezceremonialnie i, co ważniejsze, w tajemnicy penetrował mój umysł, ale pozostawiłam to uczucie dla siebie. Mimo tej całej nudnej pracy, mieliśmy mało czasu dla siebie, a ja zaczęłam odkrywać, że ogarnęła nas jakby… rutyna. Nienawidziłam tego sklepu.
- Odpowiesz mi w końcu? – zapytałam niespodziewanie.
- Ale na co?
- Och, nie udawaj, że nie wiesz. Kiedy w końcu opuścimy Londyn? – prychnęłam, podnosząc głowę.
- Nie wiem dokładnie. Ale jeśli chcesz, ty możesz wracać. Tym lepiej dla ciebie, bo nie mamy już za co się utrzymać. Uważam, ż powinnaś znać naszą sytuację. A jest nieciekawa. Ledwo udaje mi się spłacić ten pokój, a jedzenie samo z nieba nam nie spadnie, choćbyś nie wiem ile modliła się do tych swoich bogów. Nie chcę, żebyś znów zaczęła chorować – powiedział to takim tonem, jakby go to wszystko mało obchodziło. Za to mnie te słowa bardzo zmartwiły. Wstałam i zaczęłam się przechadzać po pokoju, a podłoga pod moimi stopami skrzypiała cicho. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Wiesz co, poczekaj tu chwilę – rzuciłam na odchodnym i wybiegłam ze sklepu, zanim on zdążył podejść do okna, by zobaczyć, dokąd biegłam.
A popędziłam do Banku Gringotta. Matka dała mnie i Sokarisowi, a teraz także i Zivit, dostęp do złota w skarbcu. Nigdy z tego nie korzystałam, byłam mało wymagająca, jeśli chodzi o utrzymanie, ale uznałam, że teraz jest właściwy moment. Dlatego pojechałam z goblinem do skrytki Hortusów, a właściwie już Lock-Nah, zapakowałam do sakiewki garść galeonów, po czym pędem wróciłam do sklepu Borgina i Burkesa. Kiedy wspięłam się po schodach na piętro, kłujące uczucie w płucach nasiliło się, ale zignorowałam je. Tom stał przy oknie i patrzył, jak chwiejnym krokiem przechodzę przez pokój. Zanim jednak zdążyłam choć otworzyć usta, ten mnie uprzedził:
- Nie. Nawet o tym nie myśl.
- Tom… - udało mi się wydyszeć. Opadłam na krzesło, całkiem pozbawiona sił. Takiego sprintu w moim wykonaniu jeszcze chyba nikt nigdy nie widział.
- Nie. Teraz uraziłaś mnie bardziej, niż kiedykolwiek. Nie wezmę twojego złota, rozumiesz? Chcesz przez to mi pokazać, że nie potrafię utrzymać rodziny? – przerwał mi teraz już naprawdę wściekły.
- Chciałam… chciałam tylko pomóc – odparłam, oddychając swobodniej. Poczułam się trochę zawiedziona, bo wyszło na to, że biegłam do Gringotta na próżno.
- Doceniam to, ale poradzimy sobie bez twojego złota.
Wyciągnęłam z kieszeni sakiewkę i cisnęłam ją na podłogę. Nawet nie próbowałam ukryć złości i rozczarowania.
- W takim razie będzie tu tak leżeć – oświadczyłam, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.

Wyszłam przed sklep i usiadłam na pierwszym schodku. Gorączka, która mną owładnęła po tej kłótni spowodowała, że nie czułam chłodu, choć temperatura była tak niska, że mój oddech zamieniał się w parę. Nie jestem pewna, ile tam siedziałam. Przyszedł do mnie Midnight, wskoczył na kolana i, mrucząc, jak to miał w zwyczaju, towarzyszył mi. Kiedy zaczęło się ściemniać, wstałam i wróciłam do sklepu, więc nie było mnie z półtorej godziny. Nie odzywając się do Toma, wzięłam wszystkie moje pierdoły i poszłam do łazienki. Wróciłam i wciąż, nie mówiąc ani słowa, położyłam się na wąskim łóżku. Byłam na niego tak obrażona, że tej nocy chyba nie zniosę jego dotyku. Dlatego, kiedy materac jęknął głucho pod jego ciężarem, przysunęłam się bliżej do ściany. Tom zgasił światło różdżką i ostrożnie objął mnie. Musiał wyczuć, że na więcej mu nie pozwolę, bo nie wykonał żadnego więcej ruchu.
- Gorąca jesteś. Zimno ci? – spytał.
Dopiero teraz zauważyłam, że całą się trzęsę z zimna. Wcale nie wyczułam, że jest mi gorąco, dopóki nie dotknęłam swojej szyi. Odwróciłam się do niego twarzą.
- Tak – oświadczyłam. – Chciałam dać ci trochę złota, żebyś chociaż opłacił mieszkanie, więc pobiegłam do Banku Gringotta jak głupia, nawet się dobrze nie ubrałam, a ty tak po prostu to zignorowałeś, bo miałeś akurat taki humor. Gdybym cię bardziej interesowała, to byś wiedział, że jestem wrażliwa na zimno. Teraz dostanę na pewno zapalenia na płuc, bo strasznie mnie boli gardło. I umrę.
Nie było to kłamstwo, by wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. Rzeczywiście, czułam w gardle nieprzyjemne drapanie, a w płucach – kłucie. Chociaż faktycznie, chciałam, żeby poczuł się winny mojej rozwijającej się błyskawicznie choroby.
Tom przytulił mnie, ale cieplej mi się nie zrobiło. Miałam ochotę go uderzyć, ale stwierdziłam, że w moim obecnym stanie to byłoby głupie. Zamknęłam piekące powieki. Jeszcze nigdy nie chorowałam tak poważnie. Ot, od czasu do czasu łapałam katar czy nieważne przeziębienie. Do wyleczenia tego potrzebny był eliksir. By go jednak kupić, trzeba było mieć złoto.
Tom nagle wstał i zaczął się ubierać. Usiadłam pod ścianę, podciągnęłam kolana pod brodę i obserwowałam go przez chwilę. Wydawał mi się trochę zdenerwowany, więc wolałam się nie odzywać, choć ciekawa byłam, co zamierza zrobić. Midnight wskoczył na puste miejsce Riddle’a i zaczął się ocierać grzbietem o moją łydkę.
- Poczekaj na mnie chwilę – zwrócił się do mnie dość chłodnym tonem.
- Gdzie idziesz? – spytałam.
- Kupię jakiś eliksir. Musisz do rana wyzdrowieć – odparł, zapiął płaszcz pod szyją i pogrzebał w kieszeni. Wyciągnął z niej kilka srebrnych sykli, szybko je policzył i zerknął na mnie z niepokojem. Chwilę później, nie mówiąc już ani słowa, wyszedł z pokoju. Usłyszałam mechaniczne kliknięcie zamku, oznaczające, że Tom zamknął drzwi różdżką.
Nie musiałam długo na niego czekać. Zaledwie piętnaście minut później na klatce rozległy się kroki, ponowne kliknięcie zamka, a drzwi się otworzyły. Riddle wszedł do środka, roznosząc po pomieszczeniu chłód z ulicy. Kiedy wyszedł z pokoju, położyłam się, ale gdy wrócił, natychmiast się poderwałam.
- Masz, wypij to – podał mi wcześniej odkorkowaną butelkę z okropnie dymiącym eliksirem. Wypiłam trochę. Mikstura zadrapała mnie w gardle, co jeszcze spotęgowało kaszel. Z wyrazem obrzydzenia na twarzy chciałam mu ją oddać, ale Riddle doskoczył do mnie i przystawił mi buteleczkę do ust, przy okazji wlewając mi do gardła całą jej zawartość. Zakrztusiłam się. Eliksir przypominał w smaku pieprz. Ohyda. Na dodatek gorąca para buchnęła mi z uszu, tak, jakby mi się zapaliły włosy. Ale nie byłam tym zaskoczona, wiele razy widziałam coś takiego w Hogwarcie u innych uczniów, ale to wcale nie było tak zabawne, jak wyglądało.
Tom rozebrał się i położył obok mnie. Z ciężkim westchnieniem, kiedy już gorąca para przestała mi lecieć z uszu, złożyłam głowę na poduszce i na chwilę zamknęłam oczy.
- Dzięki – mruknęłam.
Tom objął mnie w dość brutalny sposób. Jakbym go nagle zirytowała. Ale jego nastrój wciąż ulegał zmianie, bez względu na to, co zrobiłam lub czego nie zrobiłam. Dlatego przestałam już przyjmować do serca jakieś jego złośliwe docinki czy gesty.

~*~


Tu jest właśnie pewien epizod z mojego życia. Może ktoś go rozpozna? I, nie, nie chodzi o choroby, ja jestem bardzo na nie odporna. Przepraszam za tę dłuższą przerwę, ale mam dużo nauki i ostatnio psuje mi się Internet, dziś właśnie tata naprawił. Ale mam nadzieję, że się podobało. Końcówka trochę mi nie wyszła, ale cóż. Dedykacja dla Eles. :* 

40 komentarzy:

  1. ~Rozz
    19 września 2010 o 18:57

    Pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Sheirana
    19 września 2010 o 19:41

    Druga! No to biorę się za czytanie… xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Sheirana
    19 września 2010 o 20:06

    Heh, nie ja jedna chora ^^’. Biedna Dżahmes.Szeregowiec Ryan? Brzmi znajomo ;p. Ciekawa jestem, co się dalej będzie działo w związku z tym grobem. I czy w ogóle coś się będzie działo w związku z tym ^^.Tak swoją drogą u mnie też pojawił się nowy rozdział, jak chcesz, to wpadnij ;).Pozdrawiam.[sheirana]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 września 2010 o 22:12
      Oj, będzie się działo, zwłaszcza w 50-tym xD Ano, nazwisko i stopień dałam z tego filmu, uwielbiam go xD Ale imię już nie, bo będzie mi potem potrzebne xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      20 września 2010 o 22:16

      No to już się nie mogę doczekać 50. rozdziału xD.A film dobry, dobry, to trzeba przyznać ^^. A najbardziej uwielbiam ten film za mojego ulubionego aktora w roli tytułowego Ryan’a. Matt Damon… <3 xDPozdrawiam.[sheirana]

      Usuń
    3. 21 września 2010 o 17:21
      No, ja jednak wolę Henksa. Tak się to pisze? xD

      Usuń
    4. ~Sheirana
      21 września 2010 o 17:28

      Nie tak ;p Hanks. Ale spoko xD Jego też bardzo lubię, ale jednak ten Matt Damon… xD

      Usuń
    5. 21 września 2010 o 18:44
      Boże, ale to było straszne, jak ten stary żołnierz stał nad tym grobem na końcu i wspominał… To ten Ryan, tak. Ale w ogóle nigdy by się nic takiego nie wydarzyło, kilka osób by życia dla jednego szeregowego nie ryzykowała. Nigdy. Chyba że rzeczywiście matka miałaby z 6 synów i tych 5 umarłoby na wojnie a jeden przeżył, ale to chyba w skrajnych przypadkach.

      Usuń
    6. ~Sheirana
      21 września 2010 o 19:36

      No… Historia rzeczywiście raczej nierealna, ale film sam w sobie jednak świetny ^^.

      Usuń
    7. 21 września 2010 o 21:05
      No, ja w ogóle uwielbiam takie filmy, chociaż mówiące o 2 wojnie światowej w Polsce są najlepsze. A widziałaś ten, w którym Niemiec został po wojnie zesłany na Sybir i potem chyba 13 lat stamtąd uciekał? Na tvn czasami leci, w dwóch odcinkach xD

      Usuń
    8. ~Sheirana
      21 września 2010 o 21:46

      Chyba nie… To muszę kiedyś zapolować na to cudo na tvnie xDZ flimów o drugiej wojnie światowej kocham „Pianistę”, ale to już taka klasyka ^^. Za to bardzo lubię też „Imperium Słońca”. To film o angielskim chłopaku, mieszkającym z rodzicami bodajże w Shanghaju, który nigdy nie był w Anglii, ale w Chinach również nie był za dobrze przystosowany do normalnego życia. I właśnie tam, w Shanghaju, zastaje go wojna. Kojarzysz? ;) Moim zdaniem film naprawdę świetny.

      Usuń
    9. 22 września 2010 o 20:14
      Według mnie za to „Pianista” jest świetny. Taki… wstrząsający. Ale „Katyń” chyba bije wszystko na głowę. To jedyny film, na którym ryczałam.

      Usuń
    10. ~Sheirana
      22 września 2010 o 21:02

      „Katyń” robi wrażenie… Świetny film. Ha, ja ryczałam przy wszystkich wyżej wymienionych xD Ogólnie dość często płaczę przy jakichś wzruszających filmach ^^.

      Usuń
    11. 22 września 2010 o 21:05
      Ja tylko się na to mogę zdobyć przy wojennych. No i przy ostatniej części Pottera, zwłaszcza przy końcu będę ryczeć, to pewne.

      Usuń
    12. ~Sheirana
      22 września 2010 o 23:25

      Hehe, to ja się potrafię przy różnych filmach popłakać ^^’. Gdy byłam mała, biłam własne rekordy w płakaniu przy „Lessie” xD I czasem zdarza mi się płakać przy książkach… Zawsze ryczałam przy „Dziewczynce z zapałkami” xD.

      Usuń
    13. 23 września 2010 o 22:09
      No, ja ryczałam przy śmierci Snape’a. I Syriusza. Przy Voldemorcie byłam zbyt zszokowana, żeby płakać xD

      Usuń
    14. ~Sheirana
      24 września 2010 o 17:41

      Przy śmierci Snape’a nie, ale przy Syriuszu już tak… xD Oj tak, śmierć Voldemorta to był szok. A już liczyłam na piękne (przynajmniej jak dla mnie) zakończenie… xD

      Usuń
    15. 24 września 2010 o 17:56
      Ale wiesz, że Rowling podobno 8 część Pottera pisze? xD

      Usuń
    16. ~Sheirana
      24 września 2010 o 18:58

      Tak? O, nie wiedziałam ^^’ Tylko ciekawa jestem, o czym to może jeszcze być, bo Voldemort nie żyje, a na końcu 7. części był taki rozdział ’19 lat później’, czy coś w tym rodzaju. To może o dzieciach Harry’ego i reszty, czy coś… No ciekawe, ciekawe xD

      Usuń
    17. 24 września 2010 o 19:46
      No, ja bym chciała, żeby Rowling tak napisała, jak ja tutaj zrobię po epilogu. Zobaczycie, jak dotrwacie do końca xD Albo raczej… do dwóch końców xD

      Usuń
    18. ~Sheirana
      24 września 2010 o 19:56

      No proszę, czyżby Tom miał się dochować wesołej gromadki dzieci? xD No to się nieźle zapowiada… Nie wiem, jak długie masz zamiar to napisać, ale chcę dotrwać do końca. Czyli do dwóch końców, tak? ;)

      Usuń
    19. 24 września 2010 o 20:56
      Może i się dochowa. Jeżeli go Dżahmes nie wyrzuci albo sama nie odejdzie po 52 rozdziale xD Ale mnie chodziło o raczej coś innego. Zobaczysz później xD Wiesz, opowiadanie będzie podzielone na dwie części. Dwa prologi (jeden już był), dwa epilogi. Na razie nie było żadnego xD

      Usuń
    20. ~Sheirana
      24 września 2010 o 22:07

      No, no, no… Zapowiada się ciekawie xD Aha ^^A kiedy można spodziewać się 50. rozdziału? Bo mnie już ciekawość zżera, co będzie dalej xD

      Usuń
    21. 25 września 2010 o 15:56
      Dziś, przynajmniej ja mam takie plany. Francuskiego muszę się nauczyć i zacznę przepisywać. Bo mam już napisane do przodu do 54 rozdziału xD

      Usuń
  4. ~olka
    19 września 2010 o 23:02

    Biedna Dżahmes zachorowała.Chyba wyzdrowieje do rana po tym eliksirze…………Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2010 o 17:20
      Każdy po tym zdrowieje.

      Usuń
  5. ~Caitlin
    20 września 2010 o 17:27

    Ach!W tym rozdziale wkradło się pełno słownictwa potocznego! xD raz zjadłaś wyraz, a raz chyba była jedna literówka, ale to nieważne :)Piszesz coraz lepiej. :)Dżahmes ma przechlapane xD Jak Tom dowiedział się o mugolu… Ech. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy xDAle kieeedy będzie tenże obiecany rozdział 50? ;>Całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2010 o 17:17
      Wiesz co, ja myślę, że to Tom będzie miał przechlapane po rozdziale 53-tym xD Tam jest dopiero potocznego słownictwa. A przekleństw… ohohoh, aż miło xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      22 września 2010 o 20:26

      Agggr zaciekawiasz, a potem trzeba czekać na kolejne części xD

      Usuń
    3. 22 września 2010 o 20:30
      Ano. Kurde, wiesz, że jutro miałam dawać 50-ty rozdział, ale mam dyskotekę dla kotów, znaczy, dla uczniów 1 klas liceów i kończy się późno, potem w piątek mam sprawdzian z francuskiego, więc na kompie mnie prawdopodobnie w ogóle nie będzie. Ale nic straconego, jeśli na scp nie dam w piątek, to wtedy dam na dlr, a jeśli nie, to w sobotę xD

      Usuń
  6. ~ThisLove
    20 września 2010 o 20:21

    Jestem wkurzona na Toma, znowu jest taki strasznie oziębły ;/ Myślę że Dżahmes wyzdrowieje (; Pozdrawiam i czekam na następny odcinek ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2010 o 17:02
      Hahaha, no to ciekawa jestem, co powiesz, jak przeczytasz rozdział 52 xD Hahaha, szpanuję, bo mam kilka napisanych do przodu xD

      Usuń
  7. ~House.
    20 września 2010 o 21:01

    Ten epizod z życia Twego aż za bardzo dostrzegalny xD W ogóle nie musiałam się wysilać. No, ale kolejne rozdziały będą pikantniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2010 o 17:01
      Tak, 50-ty będzie xD Ale lepszy będzie 52 i 53, zwłaszcza środek 53 xD Na geografii dziś pisałam xD

      Usuń
  8. ~Eles.
    21 września 2010 o 17:29

    Dziękuję za życzenia : *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 września 2010 o 18:41
      S’il vous plait, ma cherie :*

      Usuń
  9. ~nicole .
    26 września 2010 o 11:35

    O kurczaki! Przepraszam Cię bardzo, że nie czytałam!Teraz zaczynam nadrabiać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 września 2010 o 21:55
      Spoko, nic nie szkodzi xD

      Usuń