25 lipca 2010

Rozdział 45

Rano wstaliśmy wraz z pierwszymi promieniami słońca. Nie chcieliśmy wyjeżdżać tak bez pożegnania, ale też nie mogliśmy zostać zbyt długo. Kiedy już znajdziemy się w Anglii, w końcu odetchnę, a Tom przestanie marudzić. Co takiego chciał zrobić?
Gdy zeszliśmy z walizkami i z Midnight’em na dół, ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam wszystkich domowników, siedzących w kuchni przy niskiej ławie. Od razu nas zobaczyli. Matka poderwała się i podbiegła do nas.
- Już wychodzicie? – spytała po angielsku.
- Zanim wrócimy do Londynu, chcielibyśmy zobaczyć jeszcze ten dom – wyjaśniłam.
- Ale zjedzcie śniadanie. Chociaż raz, w gronie rodziny.
Nie mogliśmy odmówić. Usiedliśmy. Zivit ani razu na mnie nie spojrzała. Prawdopodobnie była trochę obrażona, że tak szybko wyjeżdżam. Chciałam jej coś powiedzieć, ale jakoś nie mogłam z siebie wydusić słowa. Po śniadaniu tylko podeszłam, żeby ją przytulić. Długo nie chciałam jej puścić, ale w końcu Tom chwycił mnie za rękę i wyprowadził z domu. Arabowie już dawno porozkładali stoiska, ale na targu nie było takich tłumów jak w południe.
- A ty wiesz właściwie, gdzie jest ta siedziba? – zapytał nagle Riddle.
- Matka dała mi swego rodzaju mapę – odparłam i zatrzymała się na chwilę, żeby wyciągnąć z kufra zwinięty pergamin.
Stuknęłam w niego różdżką, a on rozwinął się, ukazując mapę Egiptu. Gdzieś na Saharze zaznaczony był krzyżykiem nasz cel. Zieloną zaś kropką, jeśli mi się dobrze wydaje – położenie mapy. Żeby się upewnić, zrobiłam do przodu kilka kroków. Zielony punkcik poruszył się. Tom zerknął mi przez ramię.
- Potrafisz tam dolecieć? – zapytałam go, wskazując na czerwony krzyżyk. Riddle wziął ode mnie mapę i utkwił w nim na moment wzrok.
- Hmm, to niedaleko Teb, zauważyłaś? – mruknął. – Tak, trafię tam.
Pomniejszył wszystkie nasze rzeczy, schował je w wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyciągnął w moją stronę ramiona, dając mi znak, żebym chwyciła go za szyję. Z niewyraźną miną podeszłam do niego, a on wziął mnie na ręce i wystrzelił ze świstem w powietrze. Pęd wiatru rozwiał mi włosy.
- Mów mi, jak mam lecieć – powiedział Tom. Teraz poruszaliśmy się o wiele szybciej.
- Trochę w lewo! – poradziłam mu, przekrzykując szum wiatru.

Lecieliśmy jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Było naprawdę gorąco. Nie byłam przyzwyczajona do takiego słońca. Świeciło mi centralnie w głowę. Nie odezwałam się ani słowem, ale w duchu już nie mogłam znieść tego upału i musiałam użyć całej swojej samokontroli, żeby nie zacząć narzekać. Z drugiej strony jednak wiedziałam, że jeśli jakoś skomentuję tę pogodę, Tom natychmiast będzie chciał wracać do Londynu i się na mnie obrazi, że straciliśmy tyle czasu. On, jakby to wyczytał z moich myśli, zapytał:
- Źle się czujesz? Już jesteśmy niedaleko.
Nic na to nie odpowiedziałam, tylko oparłam policzek o jego ramię.

Dolecieliśmy na miejsce wyznaczone na mapie. Niby byliśmy nad celem, ale wszędzie dookoła był piach i czerwone skały.
- To na pewno to miejsce? – spytał Riddle.
- Może tu chodzi o Zaklęcie Fideliusa – zaproponowałam. – Matka przekazała mi wiadomości o tym miejscu, więc trzeba podlecieć bliżej, żeby się coś wydarzyło.
Tom zniżył się. Kiedy byliśmy jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią, coś się zaczęło dziać. Wielkie, marmurowe kolumny, podtrzymujące kamienne dachy, wielkie budynki z hieroglifami i złotymi malowidłami na ścianach, połączone szerokimi, niskimi korytarzami ukazały się naszym oczom. Okna były pozbawione szyb, za to od wewnątrz przysłonięte jedwabnymi, przezroczystymi tkaninami.
Podlecieliśmy do drzwi wejściowych. Były tak wysokie i tak masywne jak drzwi w Hogwarcie, ale te miały więcej ozdób, złotych hieroglifów i w ogóle zdawały się być okazalsze. Wyciągnęłam rękę, żeby je otworzyć, ale te rozwarły się przed nami same. Zaskoczona, weszłam do środka.
Cień, który panował w holu, przyniósł mi prawdziwą ulgę. Powoli ruszyłam korytarzem naprzód. Tom zrobił to samo. Szybko zrównał ze mną krok. Myślałam, że ten dom od dawna nie był zamieszkany, nawet przez skrzaty domowe, ale ta czystość, lśniące, złote podłogi i ani odrobiny kurzu czy piasku były zbyt podejrzane…

Nagle rozległy się jakieś dźwięki, jakby odgłos otwieranych mosiężnych drzwi. Zatrzymałam się gwałtownie. Nie usłyszałam już żadnych kroków, które świadczyłyby o obecności jakiegoś człowieka, ale nic dziwnego, skoro osoba, która pojawiła się w korytarzu miała bose stopy. Wyglądała jak jakaś starożytna kapłanka. Ubrana była w prześwitującą, białą szatę, sięgającą kostek, we włosach miała złote nici, a nagie ramiona pokrywały namalowane czarną farbą symbole. Bez słowa podeszła do nas i rozpięła dwa pierwsze guziki mojej szaty. Kiedy zobaczyła Oko Horusa, wytatuowane na moim ciele, cofnęła się o kilka kroków i pokłoniła się nisko.

- Czekaliśmy tyle lat, aż przybędzie tu panienki matka, Earth – przemówiła, nadal pochylona w pokornym ukłonie, nie śmiejąc nawet na nas spojrzeć. – I w końcu przybyła, żeby nam obwieścić, że któregoś dnia przyjdzie tu jej córka, Dżahmes Meritamon.
- To ja – przyznałam. – Wyprostuj się. Jesteś tu tylko ty?
Dziewczyna zrobiła, co jaj kazałam. Musiała mieć nie więcej, niż dwadzieścia sześć lat, ale była ode mnie niższa o ponad głowę.
- Nie, jest nas więcej – wyjaśniła. – Jesteśmy kapłankami Anubisa. Ja, piętnaście dziewczyn i dwóch mężczyzn. Bogini Bastet ma więcej kapłanek, jest bardziej wymagająca od innych bogów. Ma ich dwadzieścia trzy. Ale to ja je wszystkie pilnuję. Jestem Heather*.
Jej wzrok zatrzymał się na Tomie. Na pewnie nie chciała być nieuprzejma, więc nie pytała, ale po środku jej wysokiego czoła pojawiła się pozioma zmarszczka, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
- To jest Tom, to też jego dom, będziecie słuchać go tak, jak mnie – powiedziałam kapłance. – Oprowadź nas.

Dziewczyna pokazała nam cały dom. Musiał być chyba tak duży jak Hogwart, ale był inaczej rozmieszczony. Szkoła magii i czarodziejstwa była raczej wysoka, za to ta rezydencja zajmowała dużą powierzchnię i miała zaledwie pięć pięter i rozległe, głębokie piwnice. Heather opowiedziała nam o wszystkim. Kapłani wcale nie byli potrzebni w świątyniach i w ogóle w tym domu. Można było powiedzieć, że służyli do przedłużania linii kapłanek i kapłanów, bo nikt z zewnątrz nie był tu wpuszczany i nikt na zewnątrz nie był wypuszczany, a związanie się z kimś, kto nie był spokrewniony z kapłanami starożytnego króla i królowej było zabronione. Właściwie od czasu Amenhotepa I nikt nie był wpuszczany do tych świątyń, co wzbudziło we mnie duży podziw. Ludzi było tu mnóstwo, musieli się bardzo starać, żeby ten ród przetrwał aż do dziś. Skoro niektórzy czarodzieje nie chcą pozwolić, by członkowie ich rodzin związali się ze szlamą lub mugolem, proponuję takie rozwiązanie. Zamknąć całą rodzinę w domu i nikogo nie wpuszczać.

Nagle Heather zapytała. Przez całe zwiedzanie wyglądała tak, jakby chciała to zrobić, ale nie wiedziała, czy jej wolno.
- Czyli zostaniecie tu?
Spojrzałam na Toma. Jego twarz była nieprzenikniona, nie dawał mi żadnej rady, jakby chciał, żebym sama podjęła decyzję. Chciałam zostać, ale w końcu om też miał swoje plany, których nie mogłam ignorować. No a ci kapłani byli tu od zawsze, dom jest całkiem bezpieczny. Odetchnęłam kilkakrotnie.
- Musimy wracać do Londynu. Wiesz, gdzie jest Londyn? Leży w Wielkiej Brytanii. Ale wrócimy – zapewniłam ją szybko. – Zostaniemy tu przez noc, a rano wyruszymy. Bardzo wcześnie rano, stąd nie można się teleportować.
Twarz Heather, tak pobladła od smutku, teraz rozpromieniła się ze szczęścia.
- Nie musicie tak wcześnie wracać – powiedziała. – Lecąc na dywanie szybciej dotrzecie do Londynu.
Wybiegła z ogromnej komnaty, a wróciła tak szybko, że ja i Riddle nie zdążyliśmy nawet wymienić zdumionych spojrzeń, co dopiero jakichś uwag. W ramionach trzymała cienką, jasną wykładzinę z żółtymi i brązowymi frędzlami, które, w znajomy mi sposób, dygotały. Rozwinęła ją na podłodze z szerokim uśmiechem na ustach. Dywan pokryty był czarnymi i granatowymi hieroglifami i typowymi dla Egiptu rysunkami.
- Tak, to nam bardzo pomoże – przyznałam, wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią, a wykładzina sama się zwinęła i uniosła w powietrze. Tom nagle sobie o czymś przypomniał. Wyciągnął z kieszeni nasze pomniejszone kufry oraz Midnight’a i różdżką powrócił to wszystko do normalnych rozmiarów.

Nastała pora obiadu. Poczułam, jak żołądek skręca mi się z głodu. Było już po czwartej po południu, a ja byłam tylko o śniadaniu, które zjadłam jeszcze przed szóstą rano. Heather zaprowadziła nas do komnaty, w której niegdyś jadano. Usiedliśmy przy niskim, drewnianym stole na stołkach o bardzo krótkich, przypominających łapy zwierząt nogach. Kapłanka odeszła, żeby przynieść coś do jedzenia, a ja podparłam podbródek na zaciśniętej pięści i utkwiłam wzrok w twarzy Toma.
- Świetna obsługa – stwierdziłam. – Lepsza, niż w Hogwarcie.
- W Hogwarcie było najlepiej – mruknął i spojrzał na ciemny blat stołu. Po jego środku wymalowana była ciemnymi farbami bogini Neit.
- Bo to były nasze najlepsze czasy? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział mi. Wzrok nadal miał opuszczony, a pogrążony był, zdaje się, we wspomnieniach. Tak, w Hogwarcie żyło się nam najlepiej. Bez większych trosk i poważnych decyzji. Rok szkolny zakończył się zaledwie tydzień temu, ale mnie wydawało się, że minęło o wiele więcej czasu. Poznanie mojej prawdziwej rodziny było jakby początkiem czegoś nowego, a ukończenie szkoły zamknęło stary rozdział mojego życia.

Wróciła Heather. Różdżkę miała wyciągniętą przed siebie, w powietrzu zaś płynęły złote talerze, półmiski, puchary i dzbanki. Ustawiła to na stole jednym machnięciem różdżki, ukłoniła się lekko i znów zostawiła nas samych. W milczeniu wzięliśmy złote sztućce i zaczęliśmy jeść.
Gdy skończyliśmy obiad, Heather wróciła, żeby dalej nam służyć. Poprosiłam ją, by zaprowadziła nas do łazienki. Zrobiła to z największą przyjemnością. Była dziwna. Chyba cieszyło ją usługiwanie swoim panom. Chociaż nic dziwnego, skoro przez wszystkie te lata musiała mieć bardzo nudne życie.

Łazienka okazała się ogromną komnatą, całkiem wykonaną czarnego, lśniącego granitu. Po środku znajdował się głęboki basen z szerokimi stopniami, schodzącymi w dół, w stronę środka. Dlatego w centralnej części basenu było gdzieś ponad pięć metrów głębokości. Heather odeszła do swoich spraw, więc natychmiast zrzuciłam ciuchy i wskoczyłam do wody. Spodziewałam się, że będzie ciepła przez tą wysoką temperaturę panującą w powietrzu, ale okazała się przyjemnie chłodna. Tom przyglądał mi się przez chwilę bez słowa, z rękami założonymi na piersiach.
- Nie gorąco ci? – spytałam.
Riddle rozejrzał się z wyrazem niepewności na twarzy.
- Każdy może tu wejść – rzekł.
- Nikt nie przyjdzie, dopóki nie zostanie wezwany – sprostowałam i ochlapałam go wodą. – Ale to twoja sprawa, jeśli wolisz stać w tym upale jak czereśnia, to stój.
Poskutkowało. Mruknął coś w stylu „No dobra” i zaczął się rozbierać. Zanurkowałam. Woda nie była ani słona, ani nasączona tym śmiesznym chlorem, który dodają do wody na basenach mugole, więc mogłam bez trudu otworzyć oczy. Popłynęłam na samo dno. Ściany, podłoga i schody w basenie były wyłożone drobnymi, granatowymi i błękitnymi kafelkami, a dno było podświetlone. Na podłodze te małe kafelki układały się w różne postacie, a ściany pokrywały gwieździste wzory. Mimo że byłam pod wodą, usłyszałam stłumiony plusk, co oznaczało, że Tom wszedł już do basenu. Podpłynęłam pod powierzchnię i wynurzyłam się.
- O wiele lepiej, prawda? – spytałam, podpływając do niego pieskiem.
- To fakt, lepiej, niż na powierzchni – stwierdził.
Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie, żeby pocałować mnie w usta. Oplotłam go rękami za szyję. Brakowało mi takiej bliskości, a przekonana byłam, że w przyszłości będziemy mieć jeszcze mniej czasu dla siebie. Odwróciłam głowę, kiedy Riddle pogłębił pocałunek i oparłam policzek o jego ramię.
- Jak ci się tu podoba? – zapytałam. – Najładniejsze są świątynie. Nic dziwnego, że ich wszystkich nie ciągnie do świata zewnętrznego.
- No tak, to idealne miejsce na kwaterę – przyznał Tom. – Na odludziu, dobrze strzeżone, nikt nie może nas z tym miejscem powiązać… Twoja matka, dając ci ten dom, bardzo nam pomogła.
Puścił mnie i zanurzył się pod wodę. Po chwili znów pojawił się na powierzchni. Zobaczyłam jakiś ruch. Na początku pomyślałam, że to Heather, ale okazało się, że to Midnight’owi jakoś udało się nas znaleźć. Przysiadł na krawędzi basenu, pochylił się nisko nad taflą wody i zaczął węszyć.

Tomowi chyba już się znudziło pływanie, bo wyszedł z basenu, wysuszył się różdżką i włożył ubranie.
- Wiesz, co wyczytałam? – odezwałam się, kiedy opadł na szeroką, kamienną ławę i przyglądał mi się teraz bez większego zainteresowania. – Że kapłanki mają robić wszystko, co im każę. I same też usługują swoim paniom, mimo że te wcale tego mogą nie chcieć, bo uważają odmowę za coś, co hańbi ich pracę. Zaraz się przekonamy, czy to prawda. Heather!
Nie minęły nawet dwie minuty, a dziewczyna stała już w drzwiach. Bez słowa wstałam i rozłożyłam szeroko ręce. Heather natychmiast zrozumiała, o co chodzi. Wezwała jeszcze trzy dziewczyny, po czym wyprosiła Toma, składając przed nim co chwilę głęboki ukłon.
- Pan musi wyjść, bo to niedozwolone, żeby mężczyzna się temu przypatrywał – wyjaśniła, popychając go w stronę drzwi.
Tom posłał mi zaskoczone spojrzenie, wziął Midnight’a na ręce i opuścił łaźnię. Cztery kapłanki podeszły do mnie, żeby wytrzeć mnie i ubrać. Jedna z nich wysuszyła mi włosy różdżką. Myślałam, że włożą na mnie moją szatę, ale nic z tych rzeczy. Heather wyciągnęła z szarego worka, który przyniosła, jakąś złotą przepaskę z grubym, drogocennym pasem i szeroki, cały wykonany ze złota i paciorków naszyjnik. Podczas gdy trójka kapłanek zakładały na mnie te bez wątpienia dziwne części garderoby, Heather zajęła się moimi włosami. Usłyszałam tuż przy uszach jakieś grzechotanie, które bardzo mi się nie spodobało. Kapłanka nałożyła mi a cienkie pasmo włosów złote paciorki. Poczułam nieznaczną ulgę, bo na początku pomyślałam, że chce obciąć mi włosy.
- Czy to konieczne? – zapytałam, kiedy jedna z dziewczyn wyjątkowo boleśnie zatrzasnęła mi na kostce grubą bransoletę. – Mogłyście mnie po prostu ubrać w któryś z moich ciuchów.
- Pani nie może kalać swojego ciała odzieniem zwykłych czarodziejów i mugoli – oznajmiła Heather z godnością. – Panem zajmiemy się później.
- Ooo, to bym raczej odradzała – odpowiedziałam szybko. – Wątpię, czy w ogóle pozwoliłby wam wybrać ubranie dla niego. Lepiej mu tego nie proponujcie.
Powiedziałam to z jednaj strony dlatego, że przewidziałam już reakcję Toma, ale z drugiej nie bardzo było mi na rękę, że czwórka dziewczyn będzie oglądała go nagiego. Na razie tylko ja doświadczyłam tej przyjemności, nie zamierzam pozwalać na to innym. Co innego, gdyby mieli ubrać go mężczyźni, chociaż nad tym też musiałabym się poważnie zastanowić…

- I jeszcze jedno – mruknęła do siebie Heather, uniosła różdżkę i stuknęła mnie nią mocno w czoło.
Zaprowadziła mnie do wielkiego lustra, które zajmowało całą ścianę. Cóż, muszę przyznać, że nie wyglądałam najgorzej, choć ten diadem z głową rozgniewanej kobry to już przesada. Szeroki naszyjnik całkowicie przysłonił mi piersi i rozwiązała się też tajemnica owego stuknięcia mnie różdżką w czoło. Od rzęs odchodziły czarne kreski, powieki pokrywał ciemnoniebieski cień.
- Zupełnie, jakbym cofnęła się do starożytności – mruknęłam, oglądając złote bransolety na przegubach.
- Prawda? Tak musi być – odpowiedziała z szerokim uśmiechem na ustach Heather, zachwycona tym, że ta metamorfoza tak mnie zdziwiła.
- Dziękuję. Możecie odejść – odezwałam się po krótkiej chwili.
Kapłanki ukłoniły się i odeszły do swoich zajęć, a ja opuściłam łaźnię. Tom stał tuż za drzwiami i wpatrywał się w ścianę, zapewne odczytując z niej hieroglify. Kiedy usłyszał szczęknięcie ciężkich drzwi, odwrócił głowę. Wyglądał na trochę zaskoczonego.
- I jak, podoba ci się? – spytałam, powoli podchodząc do niego.
- Jest… no… świetnie. Wyglądasz pięknie- odparł, nadal nieco zszokowany. – Teraz codziennie już będziesz tak chodzić?
- Przeszkadza ci to?
- Nie, ale nie będę spokojnie patrzył na zaślinionych, napalonych zboczeńców, pchających się do ciebie z łapskami i wywalających na ciebie gały – wyjaśnił. W jego głosie bardzo wyraźnie wyczułam złość, ale z zadowoleniem wykryłam także nutkę zazdrości. Zaśmiałam się cicho.
- Niech patrzą i zazdroszczą – odparłam i schyliłam się, żeby podnieść Midnight’a. – Po Londynie tak przecież nie będę chodzić, nie chcę, żeby mnie wzięli za chorą psychicznie. Chodź na kolację.
Na początku myślałam, że to niezbyt dobry pomysł z tym domem po środku piasków pustyni, ale okazało się, że jest całkiem przyzwoicie. Ciężko będzie mi opuścić ten ciepły kraj i przyjaznych ludzi, by wrócić do wilgotnej, zimnej Anglii z osobami, które ciągle zadręczają człowieka swoją obecnością.

~*~

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie mogłam nic ostatnio opublikować, bo miałam chwilowy brak weny i pomysłów. Ale nic innego nie robię, tylko piszę, w ogóle nie wypoczęłam. A powinnam przed rokiem szkolnym. Idę w sierpniu na pielgrzymkę na cztery dni, może uda mi się nabrać sił. Zmieniłam ten rażący szablon na coś spokojniejszego dla odmiany. Dedykacja dla PauLiny :*

* Pod gwiazdką jest link do bohaterów, gdzie powstała nowa postać. 

33 komentarze:

  1. ~House
    27 lipca 2010 o 18:02

    1? Czytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~House.
    27 lipca 2010 o 18:18

    No wiesz! taka przerwa! A może to lepiej, bo miałaś więcej czasu na inne projekty. Ładne imię- Heather.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 lipca 2010 o 20:00
      No, jak ja mogłam xD A to imię wzięłam z tego programu z MTV – „Miłość w rytmie rocka” xD

      Usuń
  3. ~Olka
    27 lipca 2010 o 20:32

    Fajny rozdział i ładny szablon………….Ładny ten egipski dom…….Tom zazdrosny,ma powody…………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 08:27
      No, pierwszy raz doznał tego uczucia xD

      Usuń
  4. ~indecesive
    27 lipca 2010 o 20:34

    no, w końcu nowy rozdział ^^ już myślałam, że umarłaś czy coś ;p haha kapłanki rozbierające toma, hmmm, ciekawe co by mu jeszcze zrobiły :D xD no mam nadzieję, że na następny rozdział nie trzeba będzie czekać tak długo ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 08:28
      Nie, już piszę następny rozdział, może będzie pierwszego sierpnia xD

      Usuń
  5. ~Allelek
    27 lipca 2010 o 21:32

    podoba mi się ten rozdział. I wgl chyba sobie wybuduje dom w simsach z kamienia wsrod piasków XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 08:30
      Hahaha, zainspirowałam Cię? xD

      Usuń
    2. ~Allelek
      30 lipca 2010 o 16:57

      Taak, taak i to bardzo XD

      Usuń
  6. ~Shizza
    27 lipca 2010 o 22:40

    Moja sadystyczna wizja dotycząca Toma w gumowych klapkach japonkach na szczęście się nie sprawdziła… Rozdział mi się podoba, chociaż myślałam, że dowiemy się czegoś nowego. Mimo to mi się podobał. Jestem ciekawa, co się stanie, gdy wrócą do Londynu. Ten szablon jest o wiele lepszy od poprzedniego, oczy nie bolą po przeczytaniu rozdziału, poza tym bardziej pasuje do treści bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 08:32
      No, ja też wolę ten szablon, chociaż nie zachwyca. Oczy nie bolą, racja xD Tom by się przeraził, gdyby mu ktoś takie klapki zaproponował. O, zapomniałaś o kwiecistej koszuli xD

      Usuń
  7. ~ThisLove
    28 lipca 2010 o 11:24

    W końcu napisałaś xD Bardzo podoba mi się nowy szablon ;) Odcinek też bardzo fajny, Tom zazdrosny, piękny dom, służące… o czym można jeszcze marzyć ;D Dodaje Cię do linków na moim blogu : enchanted-elyon.blog.onet.pl ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 17:26
      Też dodałam Cię do linków. Masz piękny szablon xD Cóż, Tom chyba poznał kolejne z ludzkich, nieznanych mu dotąd uczuć, które wiążą się z miłością. Będzie miał jeszcze wiele sposobności do zazdrości xD I Victoria też, ale na to muszę poczekać, aż urodzi się Potter xD

      Usuń
  8. ~PauLina
    28 lipca 2010 o 14:45

    Och Piękne, cudne Jestem z ciebie taka dumna :**Tom no cóż już sobie wyobrażam jego minę przy próbach ubrania go na siłę w cokolwiek hahaha Życzę dużo weny Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 17:15
      Mina jak u rozjuszonego kota, nareszcie by zrozumiał, co czuje Midnight, kiedy go próbują wsadzić do kosza xD

      Usuń
  9. ~Satia
    28 lipca 2010 o 18:56

    Cóż, planowałam sobie nieco inny komentarz, ale zburzyłaś cały plan, znajdujący się w mojej głowie. Wszelkie słowa i określenia przegoniłaś wizją Toma, którego kapłanki przychodzą ubierać ;P Rany! Mało nie spadłam z krzesła, gdy to sobie wyobraziłam. Dobrze, że Victoria im to odradziła. Biedne kapłanki, podejrzewam, że wolałyby jeszcze trochę pożyć >:) Bo jeśli nie zamordowałby ich Tom, to kto wie, może i Vikki by się pokusiła :DNo i ja byłam przekonana, że przez cały pobyt w Egipcie Riddle będzie kręcił nosem, a tu masz. Nie spodziewałam się, że może mu się tam spodobać. Ale jestem miło zaskoczona, że jednak stało się inaczej. Cudnie! :)W każdym razie rozdział jest świetny. No i szablon piękny. Zniknął wreszcie ten paskudny pomarańcz ;PPozdrawiam i czekam na newsa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lipca 2010 o 21:36
      Cóż, Tom musi się przyzwyczaić, skoro już do niego doszło, że będzie tam miał swoją siedzibę xD

      Usuń
    2. ~Satia
      3 sierpnia 2010 o 22:39

      Przyzwyczaić do ubierających go kapłanek? Jakoś wątpię, ale życzę powodzenia. Chciałabym zobaczyć minę Toma >:) No i Vikki, kiedy go zobaczy w stroju Egipcjanina ;P

      Usuń
    3. 3 sierpnia 2010 o 22:41
      Nieno, bez przesady xD Nie musi aż tak się poddawać metamorfozie xD

      Usuń
  10. ~Patu$
    1 sierpnia 2010 o 21:20

    Pięknie! Pięknie! Czekam na next :) [crystaline]

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Arancio
    2 sierpnia 2010 o 19:30

    Nowy szablon strasznie mi się podoba :) Ma swój klimat ;DNie wiem, co by Ci tu jeszcze napisać, więc ograniczę się do: rozdział jest świetny.[nowa-wsrod-niesmiertelnych]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 sierpnia 2010 o 08:19
      Zdjęcie musiałam przyciemnić, bo też było rażące xD

      Usuń
  12. ~Estelle
    2 sierpnia 2010 o 20:07

    Ach! Widzę, że zmieniłaś wygląd, a opo cudne :)Po prostu mnie wciągasz do wpisu… Nie mogę się do niczego przyczepić. Jest „perfecto”. A właśnie, na moim blogu pojawił się Prolog. Jeśli zechcesz wpadnij. Przypominamwww.malefica-hp.bloog.plPapa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 sierpnia 2010 o 08:32
      Miło mi. Masz bloga na bloog.pl ? Cóż, nigdy na takim nie byłam xD

      Usuń
  13. ~NieBieSka_MaliNkA;)
    2 sierpnia 2010 o 20:40

    Świetny blog!! Dopiero zaczęłam go czytać a już mi się podoba! Nigdy nie spotkałam się z tak dobrym blogiem…;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Caitlin
    3 sierpnia 2010 o 21:20

    Ach!Dorwałam się do komputera, gdy tylko wróciłam do domu :)Ojejej, ten strój… Rodzinka… Cudo xD Ja też tak chcę!Myślę, że gdyby nie ci ‚zboczeńcy’, to Tom chętnie by się chwalił taką odmienioną Victorią ;)No i oczywiście, gdyby mentalność niektórych ludzi się zmieniła.Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 sierpnia 2010 o 21:52
      Ano fakt. Toma też niedługo odmienimy, ha xD

      Usuń
    2. ~Caitlin
      4 sierpnia 2010 o 19:45

      Hahaha xD

      Usuń
  15. ~Caitlin
    4 sierpnia 2010 o 00:05

    Tam – ta – dadam!Mam przyjemność zaprosić Cię na XII rozdział na http://www.the-reason-to-cry.blog.onet.plCałuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Śmierć
    8 sierpnia 2010 o 14:07

    Czy twój blog powinien zostać pogrzebany żywcem? Zgłoś się do oceny na cmentarzysko-blogow.blog.onet.pl i poznaj szczerą opinię na temat twojego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń