13 marca 2010

31. Druhną być

Kiedy wróciłam do domu, ojciec natychmiast kazał mi pokazać sobie, co i za ile kupiłam. Oczywiście nie był zadowolony, nawet z gumki do włosów, lecz nie miał czasu na dłuższe przemówienia, bo miał ponoć jechać na jakieś spotkanie. Tak, oczywiście. Kilkudniowy wyjazd do pracy podczas urlopu I zero narzekania. Coś to zbyt podejrzane jest. Dlatego zaraz potem, kiedy wyjechał swoim nowiutkim samochodem, poszłam porozmawiać z matką.

- Słuchaj, wydaje mi się, że ojciec kogoś ma.
Matka zakrztusiła się kawą.
- Co ty za głupoty opowiadasz? – zdziwiła się.
Rozejrzałam się, by się upewnić, że Sokaris nie podsłuchuje.
- I to niewiele starszą ode mnie – dodałam. – Niby co się stało z moimi rzeczami? Wzięła je. Ja sądzę, że to ta ruda dziewczyna, która pracuje w sierocińcu. Kiedy byłam wczoraj u Toma, ona miała takie same ciuchy jak ja kiedyś. A niby skąd na to pieniądze wzięła? Wątpię, by jej aż tyle płacili.
- Może dostała od rodziców?
Prychnęłam tylko z pogardą.
- Skoro ma takich bogatych starych, to czemu pracuje? – spytałam. – I to w sierocińcu. Możesz nie wierzyć, ale tak jest.
Chciałam odejść, ale matka zatrzymała mnie jeszcze.
- Dzisiaj wybierzesz się na Pokątną, ojca nie ma, więc warto to wykorzystać – dodała.
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową i odeszłam do swojego pokoju, żeby znaleźć list z Hogwartu, który przyszedł, gdy byłam z Tomem w domu Gauntów, a później Riddle’ów.
Byłam wściekła. Nie dość, że Tom mi nie wierzył, to i jeszcze własna matka. Jeśli to wyjdzie na jaw, zobaczą, że miałam rację. A ja się już postaram, żeby wyszło. Najpierw porozmawiam z ojcem, żeby nie był zaskoczony, kiedy matka się dowie. Albo raczej wierzy. Chyba że mnie uprzedzi i naskoczy na niego, jak mnie nie będzie.

Gdy schodziłam na dół po schodach, natknęłam się na Sokarisa. Wykrzywił mi się w dość niemiły sposób. Nie pozostałam mu dłużna. Wystawiłam mu język i poszłam do salonu. Zastałam tam matkę, czytającą jakąś książkę. Najwidoczniej miała gdzieś to, co mówiłam jej wcześniej. Coś mi przyszło do głowy.
- Tata wie, gdzie trzymasz biżuterię? – spytałam.
Matka podniosła głowę, zaskoczona tym pytaniem. Mimo to przytaknęła i zdjęła okulary.
- No to zajrzyj tam – dodałam.
Matka zawahała się, ale powoli podeszła do dużej, złotej szkatuły. Otworzyła ją i pogrzebała. Z wściekłą miną odwróciła się w moją stronę.
- Brakuje trzech naszyjników! – zawołała. – Kiedy wyjeżdżaliśmy do mojej matki, sprawdzałam, były wszystkie! A teraz zniknęły trzy!
- Mówiłam?
- Idź już na tą Pokątną, ja to wszystko załatwię sama – warknęła i wyszła, bardzo oburzona i zdenerwowana. Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w stronę kominka. Z wazonu, stojącego na jego gzymsie, wyciągnęłam garść proszku, różdżką rozpaliłam ogień i wrzuciłam go w niego. Ogień zapłonął szmaragdem. Wkroczyłam do kominka, mówiąc:
- Ulica Pokątna, Dziurawy Kocioł.
Poczułam, jakby ogromny odkurzacz wessał mnie. Wszystko dookoła mnie wirowało, musiałam zamknąć oczy, żeby to, co zjadłam na śniadanie nie ujrzało światła dziennego.
Wypadłam z jakiegoś kominka na głowę. Znalazłam się w Dziurawym Kotle, według mojego życzenia. Szybko musiałam się odsunąć, bo zaraz po mnie z kominka wyskoczyła inna osoba. Chyba wielu uczniów robiło dziś zakupy, bo w pubie było dość tłoczno.

Kiedy dostałam się magicznym sposobem na Pokątną, okazało się, że jest tam jeszcze więcej ludzi, niż w Dziurawym Kotle. Wyciągnęłam listę i zaczęłam zakupy. Zajęło mi to cały dzień, przy takiej ilości kupujących ludzi najkrócej stałam w kolejce po składniki do eliksirów. Stałam tak z dwadzieścia minut.

Kiedy już wróciłam do domu, obładowana zakupami jak wielbłąd, już od strony zamkniętych drzwi salonu dobiegły mnie krzyki z niego dochodzące.
- Włóczysz się po całym Londynie, za pracę byś się wziął! Całe życie cię nie będziemy utrzymywać!
Sokaris odkrzyknął matce, że ojciec dopiero ma mu załatwić jakąś robotę.
- Twój ojciec ma cię głęboko w dupie, zaprząta sobie ten łysiejący łeb kochankami! – zawołała matka. – A ty nie będziesz całe dnie siedział i pierdział w stołek!
Weszłam cicho do salonu, by przywitać się z rodzicielką. Odezwałam się niepewnie:
- Cześć, mamo.
- Victorio, idź do swojego pokoju, muszę dokończyć rozmowę z twoim bratem – zwróciła się do mnie o wiele spokojniejszym, lecz jakby bardziej zmęczonym tonem, niż do Sokarisa.
- Dobrze.
Posłusznie opuściłam salon i wbiegłam po schodach, żeby spakować szkolny kufer. Nie miałam nic lepszego do roboty, teraz, kiedy lepiej było nie wychylać nawet głowy za drzwi. Z utęsknieniem czekałam na dzień pierwszego września, choć po raz pierwszy nie mogłam się też doczekać powrotu ojca. Szykowała się niemiła awantura, przynajmniej dla niego. Ja za to z chęcią obejrzałabym sobie taki dramacik. Może nawet matka się z nim rozstanie? Albo przynajmniej wyrzuci z sypialni, że będzie musiał spać na kanapie w salonie.

Z nudów wyciągnęłam z szuflady talię magicznych kart i zaczęłam układać z nich domek. Te co chwilę drżały niebezpiecznie, grożąc eksplozją. Na dole ktoś trzasnął drzwiami, moja prawie ukończona budowla zachwiała się, a karty wybuchły mi prosto w twarz, osmalając mi wszystko, z wyjątkiem oczu, które zdążyłam zamknąć.
Wściekła, kopnęłam resztę kart, które nie eksplodowały i poszłam do łazienki się umyć. Jakie szczęście, że miałam ją w pokoju, bo matka cały czas chodziła wściekła i wyglądało na to, że nie szybko jej przejdzie. Za to Sokaris drogo mi za to zapłaci. Tylko on w tym domu nie wie, do czego służą klamki.

*

Ojciec wrócił ponad tydzień później. Matka już na niego czekała w salonie, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, zaciętą twarzą i w bojowym nastawieniu.
- Już jesteś – odezwała się lodowatym tonem, wstając. – Gdzie byłeś?
- Mówiłem ci – odpowiedział rozjuszonym tonem. – Miałem spotkanie.
- I trwało prawie dwa tygodnie? – zapytała z mocno słyszalną drwiną. – Masz urlop. I dziwne, że taki jesteś wypoczęty. Masz kogoś.
Ojciec zamrugał szybko.
- Co?! Zwariowałaś już do reszty? – zawołał. – Gówniarzeria, wynocha stąd. Do pokojów.
Sokaris i ja wyszliśmy pospiesznie, obawiając się jakiegoś ciosu od ojca, wazonem na przykład. Ten zatrzasnął drzwi do salonu. Od razu rzuciliśmy się do nich w milczeniu, żeby coś podsłuchać. Byłam lepsza od brata w czarach, więc zwyciężyłam, przykładając mu czubek różdżki do czoła. Pochyliłam się, by coś zobaczyć przez dziurkę od klucza. Wcale nie trzeba było mieć doskonałego słuchu i stać tuż pod drzwiami, żeby podsłuchać rozmowę.
- Tak? W takim razie gdzie podziały się ubrania Victorii? Gdzie moje rodzinne pamiątki? Tylko ty byłeś w domu! – krzyczała matka, nie próbując już nawet zachowywać pozorów chłodnej, wyniosłej kobiety.
- Nie mam pojęcia, może nasze skrzaty kradną i trzeba je zwolnić?
Te słowa dopiero matkę wkurzyły… Nigdy jej takiej nie widziałam, nawet wtedy, kiedy Sokaris dostał z zielarstwa trolla na SUMACH.
- Nie, to twoja kochanka kradnie! – zawołała, machając rękami nad głową. – I nie waż się oskarżać o to naszą służbę! Victoria mi to zasugerowała i miała rację!
Ojciec wytrzeszczył na nią swoje małe oczy.
- Co? Ta gówniara kłamie!
Stojący obok mnie brat zarechotał cicho, na co zareagowałam pogardliwym prychnięciem i morderczym spojrzeniem.
- Tak? A Sokaris znalazł to – matka rzuciła mężowi jakieś seksowne, koronkowe, czerwone majtki. – Przyniósł mi to dziś rano.
Ojciec przyjrzał się im ze zmrużonymi oczami.
- Gnojek się mści, bo nie chcę mu dawać więcej kieszonkowego – warknął. – Pewnie chce ukryć jakieś swoje romanse.
Zachichotałam z triumfalnym wyrazem twarzy. Teraz Sokaris prychnął i zaklął pod nosem, za co dostał ode mnie łokciem w żebra. Idiota. Przecież rodzice mogli to usłyszeć i kryjówka spalona.
- Nie sądzę. Powiedział mi wczoraj, że oświadczył się Ivy Taciturn, a ona się zgodziła – dobiegły mnie lodowate słowa matki.
Zamrugałam szybko i oderwałam oko od dziurki od klucza.
- Żenisz się? – wyszeptałam z niedowierzaniem. – Ty? Rzuciłeś na nią zaklęcie Imperius, czy zagroziłeś zamknięciem w pokoju z parą twoich brudnych skarpetek? A może już to zrobiłeś i dziewczyna chodzi nieprzytomna.
Sokaris zaśmiał się cicho.
- Możesz sobie drwić. Ano właśnie. Ivy wybrała ciebie na druhnę – odparł. – Jutro idziecie na Pokątną wybrać suknię. No wiesz, musisz pasować do otoczenia.
Jęknęłam zrezygnowana.
- Jeśli dobrze pójdzie, może załapiemy się jeszcze na rozwód przed pierwszym września – odpowiedziałam z nutką nadziei w głosie i powróciłam do oglądania sceny, toczącej się za drzwiami.
Matka krążyła teraz po pokoju, mamrocząc pod nosem.
- Nikt nie słuchał, czy chcę za ciebie wyjść czy nie – mówiła. – Musiałam się podporządkować, bo byłam zbyt tchórzliwa, żeby się sprzeciwić. A teraz ty sprowadzasz do naszego domu jakieś kobiety? Po tym, co JA przez ciebie przeszłam? Gdyby to chociaż były zwykłe dziwki… Nie wiem nawet, co o tym myśleć.
- Zapomnijmy o tym, a ty nie histeryzuj – odpowiedział spokojnie. – Wybaczę ci ten wybuch, ale już przestań…
- Zamknij się! I nie przerywaj mi, kiedy mówię! – krzyknęła matka. – Dość już tego, że pomiatasz mną na każdym kroku! Nawet się do mnie nie odzywaj! W ogóle to wynoś się stąd, nie będziesz mi tu gorszyć dzieci! Mogłabym powiedzieć, że zawiodłam się na tobie, ale zawsze byłam przekonana o tym, że jesteś zwykłym dupkiem.
Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Odskoczyłam od nich, chwyciłam rozkojarzonego, zasłuchanego Sokarisa za fraki i wciągnęłam go do przeciwległego pokoju. Usłyszałam energiczne kroki matki. Chwilę później z salonu wymknął się ojciec, całkowicie zastraszony i pokorny. Zupełnie jak nie on.

Wychyliłam głowę zza framugi drzwi i zaśmiałam się.
- To chyba najlepsza rzecz, która podczas tych wakacji mnie spotkała – powiedziałam już normalnym głosem. – Co ja mówię, to najlepsza rzecz, która przytrafiła się naszej rodzinie.
Sokaris nie wyglądał na tak szczęśliwego jak ja.
- Jeśli oni naprawdę się rozstaną… - zaczął. Wyszedł z pokoju i zaczął przechadzać się po holu.
- Według mnie to małżeństwo już od samego początku było skazane na rozpad – stwierdziłam, wzruszając ramionami. – Ojciec traktował mamę jak lalkę. Kiedy przestała mu się podobać, kupił dobie nową. I to dosłownie, bo gdyby nie kasa, ta laska by nigdy nie spojrzała na takiego mamuta.
Sokaris parsknął śmiechem. Stwierdziłam, choć nigdy bym mu tego nie powiedziała, to był całkiem fajny, jak na zgreda.
- Znasz ją? To znaczy… domyślasz się, kto to mógł być? – zapytał.
- Myślę, że tak – odparłam. – W sierocińcu, gdzie mieszka Tom, pracuje taka laska… Farbowane rude włosy, zbyt mocny makijaż…  jednym słowem zdzira. To może być ona. Tak myślałam… że gdyby nie moja ucieczka, nie poznałby jej.
- Jak nie ona, to inna – powiedział tylko Sokaris. – Jutro po śniadaniu idziesz z Ivy na Pokątną.
Zmarkotniała, poszłam na górę. Nie musiał mi o tym przypominać.
Na schodach zobaczyłam ojca, niosącego stos ubrań i ręcznik.
- No i co, zadowolona jesteś? – warknął.
Zatrzymałam się.
- A żebyś wiedział – odpowiedziałam lekko z uśmiechem na twarzy. – Ja wiem, kim była ta kobieta. Ta ruda z sierocińca, Holly Counter. Co, nie wiesz, jak ma na nazwisko twoja kochanka? Może imienia też nie znasz? O tym też powiem matce, ale lepiej niech trochę ochłonie, żeby jej po prostu nie zabiła.
Minęłam go i poszłam do swojego pokoju.

*

Ivy, zamiast zachować się przyzwoicie i przyjść po mnie i matkę o normalnej porze, po śniadaniu, władowała się na samo śniadanie. Była już w domu, kiedy zeszłam do jadalni jeszcze w piżamie, blada i rozczochrana.
- Co tu robisz tak wcześnie? – zapytałam, kiedy Ivy usiadła obok mnie na krześle przy stole.
- Wcześnie? – powtórzyła uprzejmie zdziwiona. – Jest już późno, jak możesz tak długo spać.
Popatrzyłam na wielki, magiczny zegar z kukułką.
- No fakt, wstawać o siódmej rano to przestępstwo – mruknęłam. – Normalni ludzie na nogach są już o trzeciej.
Ivy udała, że tego nie dosłyszała moich słów.
- Ja nie śpię już od piątej – podzieliła się ze mną i z matką tą informacją. – Jest tyle do zrobienia, jeśli ślub ma być we wrześniu, musimy korzystać z każdej sekundy.
Zachichotała podekscytowana. Ja jednak nie podzielałam jej entuzjazmu. Ślub we wrześniu? Szkoda, że nie trzydziestego pierwszego sierpnia. Albo o jedenastej pierwszego września.
Matka miała coś powiedzieć, ale właśnie do jadalni wszedł ojciec, więc wypiła łyk kawy, a właściwie wysiorbała go przez zaciśnięte mocno wargi.
- Tak sobie myślałam, żeby suknie druhen były koloru błękitnego – podjęła na nowo Ivy. – Żeby pasowało do moich i Gaby włosów. Bo do włosów Victorii pasuje właściwie każdy kolor, prawda?
- Ona też będzie druhną? – zapytałam ze zdziwieniem. – A będzie w ogóle chciała? Pewnie kiedy zagrają organy, zeżre ją trema.
Gaby była młodszą siostrą Ivy, w wieku Bellatrix Black, była nawet w jej grupie, ale małą ją znałam. Mogę tylko powiedzieć, że wyglądała tak jak jej siostra. Ciemnoblond, lekko falowane włosy, szaroniebieskie oczy, ale była chyba spokojniejsza od siostry. No i była też bardzo nieśmiała.
- Bardzo się angażuje – odparła Ivy.
Skończyłam jeść przyniesione przez skrzaty śniadanie, po czym poszłam się przebrać.


Zakupy z Ivy to była tragedia. Mimo że poszła z nami moja, a później doszła i jej matka z Gaby, nikt nie potrafił sprawić, że potrafiła się zdecydować na cokolwiek. Ja i jej siostra przymierzyłyśmy już chyba ze to sukienek, mniej lub bardziej niebieskich, ale żadna nie była dobra.

- Źle leży – powiedziała, przyglądając się mnie i Gaby. – Victoria się w swojej nie mieści, a na Gaby wisi jak worek.
Obie skrzyżowałyśmy ręce na piersiach i skrzywiłyśmy się z oburzenia.
- Dziękuję za komplement – warknęłam. – Jeśli ci się żadna nie podoba, to każ uszyć nam sukienki na miarę, stracimy mniej czasu z życia.
Ivy od razu się rozchmurzyła.
- To doskonały pomysł – ucieszyła się. – Chodźcie wszyscy na lody.
To był chyba najlepszy tego dnia pomysł, wymyślony przez nią. Z ulgą to wszystkie przyjęłyśmy, choć matka nie okazała większego entuzjazmu. W ogóle od rana była ostra i oziębła, nawet w stosunku do mnie. Jeśli jutro ogłosi rozwód, to wcale mnie to nie zdziwi.

~*~

Ten rozdział pisałam przez całe trzy dni w szkole. Tylko. Mam w przyszłym tygodniu badanie wyników nauczania, więc nic nie ukaże się tu wcześniej jak w następny piątek. Dedykacja dla Satii :*

PS: W „bohaterach” pojawiły się nowe postacie, zainteresowanych zapraszam. 

32 komentarze:

  1. ~Elizabeth Schmitt
    13 marca 2010 o 17:25

    Pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Satia
    13 marca 2010 o 17:47

    Cóż, niezbyt ostrożny ten jej ojciec. Albo raczej w ogóle nie ostrożny. Już sam fakt, że w środku urlopu wymiguje się pracą, dużo mówi. Ale żeby wykradać rzeczy żony i córki, nie mając ani zamiaru uzupełnić braków ani żadnej dobrej wymówki pod ręką, to trzeba być kretynem. Mało miał kasy, żeby jej dawać? Musiał dawać jej cudze rzeczy?Cóż, co do Victorii, to może nie powinna była tak palnąć tego prosto z mostu. Mimo to nie dziwię się, że zrobiła to, co zrobiła. Dobrze jednak, że ojciec nic im wszystkim nie zrobił. Nie sądziłam jednak, że Sokaris dorzuci swoje trzy grosze do oskarżenia. Tu zyskał plusa;P Kto wie, może jeszcze nawet nawiążą jakąś nić porozumienia z Vikki.Notka jest ekstra. Z resztą, jak większość rzeczy wychodzących spod twoich artystycznych paluszków ;P Super:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Satia
      13 marca 2010 o 18:15

      A i jeszcze jedno. Bardzo dziękuję za dedykację, bo choć nie było mojego ulubieńca, to i tak rozdział był boski:*

      Usuń
    2. 13 marca 2010 o 21:39
      Tak, właściwie to jej stary to kretyn. Też go nie lubię. Wiesz, że zrobiłam go nawet w bohaterach? Jest bardziej łysy i bardziej gruby, niech to będzie jego wizerunek z przeszłości xD

      Usuń
    3. ~Satia
      13 marca 2010 o 23:25

      Hehe, na pewno sprawdzę. Nie rozumiem, dlaczego rodzina matki Vikki (nie pamiętam imienia:( ) nalegała na jej ślub z tym kretynem.

      Usuń
    4. 14 marca 2010 o 10:27
      Matka Victorii ma na imię Earth. Wiesz, oni wszyscy mają taką zasadę, jak Dumbledore. Dla większego dobra xD

      Usuń
  3. ~indecesive
    13 marca 2010 o 17:57

    jasne, że mnie informuj. Czytam twoje opowiadania, ale nie zawsze mam czas skomentować ;) co do rozdziału, to fajnie, że w końcu matka Victorii odważyła się postawić jej ojcu i nie da już sobą więcej pomiatać. A tata Victorii to zwykły palant i tyle. Czekam na następny ;][nightheart]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 marca 2010 o 20:41
      Spoko, po prostu nażucać się nie chcę, więc pytam xD

      Usuń
  4. ~Olka
    13 marca 2010 o 19:10

    No i wpadka,mi się wydaje że będzie rozwód po tej kłótni………Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 marca 2010 o 20:36
      Ale wiesz, trzeba zachowywać pozory, co by powiedzieli znajomi, gdyby był rozwód? xD

      Usuń
  5. ~Gris
    13 marca 2010 o 20:32

    Hm.. interesująco. Zjednej strony ślub, a z drugiej chyba rozwód się szykuje. No cóż za grzechy trzeba płacić xD No ciekawe jak to dalej będzie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 marca 2010 o 20:37
      No, baa xD Ale to na tym się nie skończy, o nie xD

      Usuń
  6. ~Amanda
    20 marca 2010 o 20:23

    Bardzo pięknie napisane: ale muszę skrytykować jedną rzecz – romantyczność była tu minimalna xD Kiedy zabierzesz się za następny ROMANTYCZNY rozdział?? ;P x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 marca 2010 o 10:36
      Już się zabrałam, miałam dawać w piątek, ale nie przepisałam całego do worda. Może mi się dziś uda, choć nie obiecuję, bo na Czwórkę Hogwartu też daję xD

      Usuń
  7. ~Amanda
    25 marca 2010 o 21:18

    Kiedy nowa notka?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 marca 2010 o 20:03
      Nie wiem, mam już rozdział napisany, nawet 33, bo 32 już prawie przepisany, Ale muszę dziś na Siostrzenicę dodać, mama jest wściekła, nie wiem, czy nawet tam mi pozwoli napisać, bo cały czas się drze… Może dziś, no, jeszcze prawdopodobieństwo jest, że jutro xD

      Usuń
  8. ~ghost
    31 marca 2010 o 20:49

    Przeczytałam tylko kilka pierwszych zdań i szczerze- odechciało mi się. Nie piszę tego złośliwie, czy zeby się dowartościować tylko dopingować konstruktywną krytyką. Styl trochę kuleje i niektóre momenty mało prawdopodobne, ale cóż- ucz się ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 31 marca 2010 o 21:01
      Cóż, najwyraźniej innym się podoba, skoro Onet polecił. Wiesz, nie zawsze styl musi być ciężki, mój jest akurat lekki i według mnie nieźle się to czyta, mam już spore doświadczenie w pisaniu, ale cóż, każdemu podoba się co innego. Powiem szczerze, że skoro zobaczyłam jakąś krytykę, będzie ona lepsza, ale cóż… xD

      Usuń
    2. ~ghost
      3 kwietnia 2010 o 21:22

      Powoływać się na to, że onet polecił to raczej samobój, bo w teenie trafiają tam różne teksty, nie zawsze dobre. Owszem, pisać można lekko, ale lekkie książki to na przykład młodzieżowa „Zapałka na zakręcie”. Przyjemnie się czyta i nie można przyczepić się do czegokolwiek. Twój tekst może się podobać. Nie jest aż taki zły, ale wygląda na pisany w pośpiechu i naprawdę da sie wyłapać błędy. Ja tylko mówię co widzę, bo nie zawsze można polegać na opinii czytelników, która jest zwykle przesłodzona. No cóż, uprzejmość może szkodzić. Można pisać lekko i myślę, że mając swobodę tworzenia na blogu wszystko jest wskazane, ale to takie uwagi na przyszłość, jakbyś wzięła się za coś ambitniejszego.

      Usuń
    3. 4 kwietnia 2010 o 18:02
      Tak, w tym masz rację, piszę w pośpiechu. W szkole na przerwach, podczas obiadu… Gdzie tylko mogę, bo mam 4 opowiadania, a mam zamiar założyć jeszcze 3, jeśli zakończę conajmniej 2 opowiadania. Oczywiście nie mam zamiaru ich zawieszać, nie. Po prostu doprowadzić do końca i zakładać nowe. Do tego pisałam ostatnio książki, mam już dwie, nie chcę się chwalić, ale zabrałam się ostatnio za trzecią. No i jestem też w 3 klasie gimnazjum, za niedługo mam przecież egzaminy, więc czego się spodziewałaś? Że życie porzucę, aby pisać na blogach? Nie przesadzajmy, piszę tutaj, bo kocham xD

      Usuń
  9. pheebs@op.pl
    31 marca 2010 o 21:51

    Masz tu ciekawą szate graficzną. Taka tajemnicza i ta zieleń <3 Podoba mi się ^^ / http://www.negi-ramen.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. natt69@amorki.pl
    1 kwietnia 2010 o 11:50

    WITAJ podoba mi sie twoj styl pisania i to o czym piszesz…. zapraszam również do mnie…ja jestem poczatkujaca… no ale od czegoś trzeba zacząć.pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 kwietnia 2010 o 19:43
      Oui, też nie narzekam xD

      Usuń
  11. ~Felik
    1 kwietnia 2010 o 18:15

    Zapraszam do mnie czekam na komentarze http://staryswiatmagii.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Zajc.
    2 kwietnia 2010 o 12:11

    heloł ( ; jeśli nie lubisz spamu, możesz usunąć mój komentarz. dopiero zaczęłam działalność mojego bloga i chciałam go trochę rozsławić – gaskarth.blog.onet.pl – jest to opowiadanie o Michelle i… zajrzyj, zobaczysz ( ;

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Czarna kawa.
    2 kwietnia 2010 o 18:08

    SPAM, czyli najgorsza zmora każdego blogera, lecz reklama dźwignią handlu. Chciałabym więc zareklamować nowego bloga z ocenami i zaprosić do poddania się ocenie.[kawiarnia-ocen]Serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Pisarka
    2 kwietnia 2010 o 18:52

    Serdecznie zapraszam do nowej ocenialni blogów [ blogowe-ocenianie.blog.onet.pl ] pozdrawiam ; )

    OdpowiedzUsuń
  15. ~[pamietnikaudrey]
    2 kwietnia 2010 o 23:57

    jak na rozdział pisany w szkole to całkiem nieźle ;)pozdrawiam i zapraszam do lektury PAMIĘTNIKA AUDREY na http://pamietnikaudrey.blog.onet.pl/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 kwietnia 2010 o 08:42
      No, Ty chociaż przeczytałaś kilka słów od autora, więc spam odpuszczę xD

      Usuń
  16. Gosiak_xd
    3 kwietnia 2010 o 12:37

    [SPAM]Zapraszam na wredne-oceniajace.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Felik
    5 kwietnia 2010 o 00:32

    Jeśli interesuje was świat baśni i magii pomieszany z kosmosem i technologią to zapraszam na http://staryswiatmagii.blog.onet .pl/ Czekam na wasze opinie

    OdpowiedzUsuń