27 marca 2010

Rozdział 32

Już po raz ostatni wchodzę na peron dziewięć i trzy czwarte jako uczennica. Dopiero teraz, kiedy mijałam podnieconych pierwszoroczniaków, uzmysłowiłam sobie, że jestem już w siódmej klasie. Nie byłam niestety jeszcze pełnoletnia, moje urodziny przypadały dopiero na czternastego października. Chociaż nie miałam aż tak źle, jak Tom. On urodził się trzydziestego pierwszego grudnia. Każdy był od niego starszy.

Z kłębów dymu wyłoniła się czerwona lokomotywa z żółtym napisem Express Londyn-Hogwart. Jaka to będzie radość podróżować nim bez Nicka i Sokarisa… W ogóle cały ten rok będzie błogi, spokojny i cudowny, nikt ze starszej klasy nie będzie się mnie czepiał, bo… uwaga, uwaga… ja należę do najstarszej klasy! I nikt mi już nie podskoczy, żaden upośledzony Nick, i to nie tylko dlatego, że zawsze trzymam się blisko Toma.

Zauważyłam sylwetkę Riddle’a, odwróconego do mnie plecami. Stał niedaleko otwartych drzwi do wagonu i chyba nie zdawał sobie sprawy, że stoję niedaleko niego. Zakradłam się cicho w jego kierunku i odezwałam się:
- Ale fajnie, że nie ma już mojego brata.
Tom aż podskoczył i wypuścił torbę z rąk. Drobne przedmioty rozsypały się po ziemi, w śród nich kilka pustych fiolek, pióro i jakieś podejrzane przedmioty.
- Victorio! – zawołał ze złością, schylając się, żeby pozbierać rzeczy. – Co się skradasz? Nie rób tego więcej.
Pochyliłam się i wzięłam do ręki jakąś dziwną kulką z kręcącymi się dookoła niej trzema srebrnymi pierścieniami; cały ten model przypominał miniaturowego, metalowego Saturna.
- Co to jest? – spytałam.
Riddle wyrwał mi ten dziwny przedmiot z ręki i pospiesznie zawinął z troskliwą miną w brązowy papier, po czym wrzucił to do torby.
- Jeśli chcesz, żeby uschła ci ręka, trzymaj to dłużej – warknął. – Chodź, powiem ci w pociągu.
Zajęliśmy jakiś wolny przedział, a Tom zamknął drzwi i usiadł naprzeciwko mnie.
- Kupiłem to u Borgina i Burkesa – rzekł.
- Można się było domyśleć – mruknęłam. – Po co ci to?
- Kiedy skończę szkołę i zajmę się podbijaniem świata, nie będę miał czasu na zakupy – odparł. – Już nigdy nie wrócę do tego sierocińca. Nigdy.
Normalnie parsknęłabym śmiechem, gdyby powiedział to ktoś inny, ale Tom wyglądał na śmiertelnie poważnego, więc jego słowa lepiej było przyjąć serio.
No a co do sierocińca… Rozumiem, że go nie znosił, ale nie musiał się tak denerwować.

Wypuściłam Midnight’a z koszyka a ten wskoczył mi na kolana i przeciągnął się. Położył po sobie uszy, kiedy Tom zgniótł w kulkę pergamin i cisnął nią w niego. Machnął łapą, zasyczał i obnażył ostre kiełki. Ściągnęłam brwi.
- Przestań go denerwować. I mnie też. A teraz z łaski swojej wyjaśnij mi, co to za pierdoły kupiłeś.
Tom zaśmiał się tylko o znów rzucił w Midnight’a papierową kulką. Kot zjeżył sierść.
- Przestań – powtórzyłam ostrym tonem.
- To – pokazał mi coś, co wyglądało jak czerwony, kwadratowy fałszoskop – jest udoskonalone przeze mnie. Będzie wykrywać każdego, kto nie będzie po mojej stronie. Myślisz, że nie utworzy się jakaś organizacja przeciwko Śmierciożercom?
Zamrugałam szybko.
- Kim? – spytałam. – Możesz powtórzyć?
- Śmierciożerca – rzekł. – Tak siebie nazywają ci, którzy popierają moje poglądy.
- Albo ci, którzy są twoimi służącymi – dodałam. – Nie oszukujmy się, przecież każdy o tym wie. Wasze stosunki nie są zdrowe. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego mnie traktujesz inaczej.
- Pierwsza się do mnie odezwałaś, byłaś dla mnie miła… to mało?
Wzruszyłam ramionami.
- Wiedziałeś wtedy, że osiągniesz tyle? – spytałam.
Tom uśmiechnął się z wyższością.
- Szczerze? Wiedziałem. By Lem pewny, że jestem człowiekiem, który ma rękę do władzy – odpowiedział.
- No, to może powinni cię nazwać Panem Wybrańcem? – zapytałam.
Riddle tylko się głupio wykrzywił. Pogrzebałam w kufrze i wyciągnęłam z niego książkę do transmutacji. Lubiłam ten przedmiot. Ciekawił mnie, choć warto było na niego uczęszczać przynajmniej dla tego, żeby obserwować poczynania mniej zdolnych uczniów. Zawsze wszyscy śmiali się z czarów Nicka. Może nie prosto w twarz, ale się śmiali. On był mocny w gębie i potrafił przywalić, ale jego zdolności magiczne można było porównać ze zdolnościami magicznymi koguta. W pojedynku mógłby go pokonać nawet drugoklasista, jestem pewna.

- O, zobacz – zwróciłam się do Midnight’a. – Jak użyję tego zaklęcia, to sprawię, że wąsy ci zamarzną. Nie wiem, po co to komu. Icerus.
Machnęłam różdżką, a wąsy Midnight’a zesztywniały i pokryły się cienką warstwą lodu. Kot położył po sobie uszy i zaczął zezować na przypominające szpilki wąsy. Zaśmiałam się cicho i zaczęłam kartkować podręcznik.
- Uspokój się, mam już przeciwzaklęcie – dodałam i wycelowałam różdżką w pyszczek Midnight’a. – Aquatius.
Zaklęcie podziałało natychmiast.
- Dlaczego twoja matka nie odprowadziła cię na dworzec?- zapytał nagle Tom.
- Jest obrażona – odparłam.
- Na ciebie?
- Na ojca.
Zaśmiałam się.
- Miałam rację, mój ojciec miał kochankę – dodałam. – Powiedziałam matce, ona nie wierzyła, ale kiedy sprawdziła… Zrobiła mu wielką awanturę, nigdy jej takiej nie widziałam.
Pokiwałam głową z uznaniem. Z radością przypominałam sobie tamtą scenę. Nareszcie ktoś go trochę uspokoił. Ojca oczywiście.
- Wiesz? Za to ja odwiedzę ten sierociniec – powiedziałam spokojnie. – Muszę załatwić sprawę z tą całą Holly. Nie będzie przyczyniała się do cierpienia mojej mamy. Już wystarczy , żeby się z tym leniem zmagać musiała. Z jednym i drugim.
- Jest jeszcze młoda – zauważył Tom.
- Co masz na myśli? – spytałam niepewnie.
- No, może sobie znaleźć innego faceta. Nie jest zwykłą szlamą. Dlaczego tego nie zrobi? Dlaczego nie zostawi tego palanta?
- Bo jest głupia – odparłam, wzruszając ramionami. – Boi się, co jej matka i ojciec powiedzą, że jej znajomi się od niej odwrócą, nie będzie mała za co żyć… Widzi tylko ciemne strony życia.
Westchnęłam i znów zaczęłam kartkować podręcznik.

Wieczorem dojechaliśmy na stację Hogsmeade. Cudownie było wyjść z pociągu, bez ględzenia Sokarisa i popychania przez Nicka.
Bardzo tęskniłam za Hogwartem. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy ujrzałam w oddali majaczący, pogrążony w ciemności, oświetlony od środka zamek. Tylko tu czułam się naprawdę swobodnie, no, czasami narzucał mi się albo brat, albo niedoszły narzeczony, ale ogólnie tylko w tym jednym miejscu czułam się jak w domu.

Powozy zawiozły nas pod same drzwi. Dzieciaki z młodszych klas zaczęły się pchać do wejścia. W tłumie zobaczyłam głowę Gaby. Była ona, jak siostra, bardzo wysoka, wyższa nawet ode mnie, więc rozpoznałam ją bez trudu.
W holu szarżował Irytek. Do jego ulubionych zajęć należało obrzucanie uczniów balonami atramentem. Robił to najczęściej przed ucztą powitalną, bo wtedy przez hol przewijało się najwięcej pierwszoroczniaków.
Umknęłam przed wielkim, różowym balonem pełnym atramentu, mknącym w moją stronę, do Wielkiej Sali. Tom nie miał jednak tyle szczęścia. Balon roztrzaskał się u jego stóp, a sam Riddle pośliznął się i musiał chwycić mnie mocno za kark, by nie upaść. Swoim ciężarem o mało nie zwalił mnie z nóg.

Klnąc pod nosem, Riddle wyprostował się. Odwrócił się w stronę lewitującego Irytka i uniósł różdżkę.
- Daj spokój – powiedziałam cicho, kładąc mu rękę na ramieniu. Znałam go jednak zbyt dobrze, żeby mieć nadzieję, że odpuści. Zwłaszcza, że kilka drugoroczniaków zaśmiało się na ten widok.
- Hitpocecut!
Nie znałam tego zaklęcie, ale po jego skutkach mogłam wywnioskować, że nie było zbyt legalne. Grupka drugoklasistów natychmiast przestała chichotać i uciekła przerażona do Wielkiej Sali.
Zaklęcie, zaraz po trafieniu w Irytka spowodowało, że głowa oddzieliła się mu od ciała, jakby odciął mu ją ktoś mieczem. Tak samo stało się z jego nogami i rękami. Myślałam, że poltergeist jest jak duch i nie działają na niego takie zaklęcia.
Tom opuścił różdżkę i pozwolił mi się zaprowadzić do Wielkiej Sali. Cały czas mamrotał pod nosem jakieś obelgi. Miałam już dość ciągłego marudzenia ludzi, więc postanowiłam delikatnie zwrócić mu uwagę i zasugerować, żeby wyhamował.
- Możesz się już zamknąć? – zapytałam, siadając przy stole Ślizgonów.
- Nie mów mi, co mam robić – warknął.
- Będę mówiła, co mi się podoba. Dupek.
Riddle chciał mi się odgryźć, ale odwróciłam głowę w stronę stołu nauczycielskiego. Uczniowie powoli zebrali się w Wielkiej Sali, cali ociekający atramentem. Profesor McGonagall, nauczycielka transmutacji, wniosła Tiarę Przydziału, po czym przyprowadziła pierwszoroczniaków. Te ustawiły się w rzędzie, nerwowo rozglądając się po sali.
Tiara zaśpiewała swoją piosenkę, McGonagall objaśniła zasady i zaczęła wyczytywać nazwiska. Pierwsza osoba, Syriusz Black, trafił do Gryffindoru. Był na pewno spokrewniony z Bellą, która zaś musiała być starszą siostrą występującej po Syriuszu Narcyzy Black, które zaś trafiła do Slytherinu.

Moją uwagę zwróciła dziewczynka o kasztanowych włosach i przemądrzałym wyrazie twarzy. Nazywała się Lily Evans i nie wywołała we mnie przyjaznych emocji. Poza tym musiała być albo półkrwi, albo szlamą. Raczej to drugie, ojciec często zapraszał na kolację różne osobistości i nigdy nie padło podczas rozmów nazwisko „Evans”.
Nachyliłam się do Toma i wyszeptałam:
- To szlama.
Nie pomyliłam się. Dziewczyna trafiła do Gryffindoru, a tam zwykle gromadzą się wszelkie szumowiny.

W tym roku nabór do Slytherinu nie był duży. Tom nie będzie miał zbyt dużego wyboru. On zawsze stara się przekabacić na swoją stronę uczniów z najmłodszych klas. Byli łatwiejszym łupem, ogólnie pierwszoroczniaki nie były zbytnio lubiane. Po prostu nikt jeszcze ich nie znał, jak to w każdej szkole. A Tom właśnie okazywał im obłudną, fałszywą sympatię, aby zdobyć ich zaufanie. Z tymi starszymi szło trochę oporniej, ale wcześniej czy później i tak wpadali w jego sidła, nie tylko Ślizgoni, ale i Krukoni oraz Puchoni, a nawet niektórzy Gryfoni.

Profesor Dippet, po wygłoszeniu krótkiej mowy, co wolno robić, a co nie, dał znak, że można zaczynać ucztę. Na talerzach i półmiskach wykwitły potrawy. Wzięłam udko kurczaka i obejrzałam je z wyrazem zniechęcenia na twarzy.
- Może rzeczywiście powinnam podjąć się jakiejś diety – mruknęłam i odrzuciłam kurczaka z powrotem na półmisek.
- Co? Dlaczego? – spytał Tom beztroskim tonem. – Mnie podobasz się taka, jaka jesteś.
- Ale sama sobie się nie podobam – oświadczyłam, nakładając sobie na talerz warzywnej sałatki. – Ivy, narzeczona Sokarisa powiedziała, że nie zmieszczę się w suknię.
Riddle prychnął pogardliwie.
- Według mnie nie potrzebujesz żadnych diet – odparł.
- Nie znasz się.
No tak. Jemu lepiej się z problemów nie zwierzać, bo i tak uzna, że nie umywają się do jego kłopotów. Nie odwiedzie mnie jednak żadne jego marudzenie, i tak poczynię przygotowania do pozbycia się zbędnych kilogramów. I wtedy to Gaby będzie za gruba.

Po kolacji musieliśmy najpierw zebrać, a później zaprowadzić wszystkich pierwszoroczniaków do dormitorium. Bardzo nużąca praca, bo gówniarzeria rozchodziła się we wszystkie strony, jak masa naćpanych krów.
- Słuchajcie! – próbowałam przekrzyczeć podniecone gwary uczniaków, stojących w grupce naprzeciwko przejścia, prowadzącego do dormitorium. – Uciszcie się, dobrze? Tom, wspomógłbyś mnie… Cisza, zasrane bachory, zamknąć mordy!
Pierwszaki natychmiast umilkły, patrząc na mnie z niekłamanym przerażeniem w oczach.
- Nieznośna dzieciarnia – mruknęłam. Uśmiechnęłam się szeroko – Dobra. Za tą ścianą znajduje się nasze dormitorium, to ważne, żeby zapamiętać, bo nie mam zamiaru szukać po lochu jakiegoś marzyciela, który zabłądził… Ty, w czarnych włosach, słuchaj tego, co mówię, bo dwa razy nie będę powtarzać.
Chłopak o czarnych, tłustych włosach i haczykowatym nosie wzdrygnął się i odwrócił wzrok od wyjścia, by spojrzeć na mnie.
- No. Hasło brzmi Skretyniały dinozaur – podjęłam na nowo, a w chwili, gdy wypowiedziałam te słowa, otworzyło się tajne przejście. Wraz z Tomem weszliśmy do środka, a zgraja dzieciarni pomaszerowała za nami ciemnym, mrocznym korytarzem, rozglądając się dookoła z ciekawością.
- Wiesz co – odezwałam się tak cicho, żeby usłyszał mnie tylko Riddle. – Może i dobrze, że Katy nie przeżyła. Nie potrafiłbyś się zająć nawet własną córką.
- Przeceniasz mnie – odpowiedział beztrosko, wzruszając ramionami.
Prychnęłam z pogardą i zatrzymałam się po środku salonu.
- Tam – wskazałam na jedne drzwi – jest sypialnia dziewczyn, a tam – pokazałam ręką na uchylone drzwi po drugiej stronie salonu – chłopców. Rozejść się.
Obserwowałam, jak pierwszoroczniaki rozchodzą się do sypialni, gawędząc wesoło. Gdy ostatni z nich zniknął mi z oczu, usiadłam w najbliższym fotelu z ciężkim westchnieniem. Midnight, którego wypuściłam z koszyka jeszcze przed ucztą, wskoczył mi z przeciągłym mruknięciem na kolana.
- No nie, żebym musiał rywalizować o miejsce do siedzenia z kotem, to już ludzkie pojęcie przekracza – mruknął Tom, sadowiąc się na podłokietniku mojego fotela.
Zaśmiałam się i podrapałam Midnight’a za uszami, a ten rozmruczał się z rozkoszy.
- Bo to jest mój kochany syneczek – powiedziałam z czułością, całując kota w ucho.
Tom skrzywił się.
- Nie no, to jest niesmaczne – stwierdził. – Wolisz całować kota niż mnie?
- Czasem tak. Midnight zawsze ma dla mnie dużo czasu, a ty nie. Jest zawsze grzeczny i ułożony, w przeciwieństwie do ciebie.
Kot podniósł głowę i, jakby zrozumiał, że o nim mowa, obnażył wąskie, ostre kły i zasyczał. Jego wzrok niewątpliwie skierowany był na Toma.
- Grzeczny i ułożony syneczek mamusi – zadrwił. – Zaczynam żałować, że uratowałem mu życie.
Spojrzałam na niego ostrzegawczo.
- Lepiej czasem milczeć, niż palnąć głupotę, pamiętaj o tym – powiedziałam mu.
Tom przez chwilę wyglądał na oburzonego, ale koniec końców nie powiedział nic, tylko pochylił się nade mną w pocałował mnie w szyję.
- Kontynuujmy to, co przerwał nam Nott – usłyszałam jego szept tuż nad uchem. Rozpiął pierwszy srebrny guzik przy mojej szacie, później drugi… Chwilę potem syknął z bólu.

Tom oglądał już swoją nienaturalną dłoń, na której pojawiły się wąskie, szkarłatne zadrapania, mocno kontrastujące z bladością jego skóry. Zaklął dość głośno, wystarczająco, aby usłyszeli go uczniowie, siedzący na najbliższej kanapie i omawiający swoje wakacje.
- Ty go rozpieszczasz, nie wychowujesz – warknął. – Coraz częściej mam go dość.
Roześmiałam się głośno.
- Widzisz, jak mnie broni? – spytałam. – Chyba powinnam go częściej mieć przy sobie.
Riddle wstał i cofnął się.
- Skoro tak, to ja się stąd wynoszę – powiedział ostrym tonem.
- Tom, zaczekaj! – zawołałam za nim – Nie obrażaj się, tylko żartowałam!
Ale on zniknął już za drzwiami do sypialni chłopców. Midnight popatrzył na mnie swoim niewinnym, pytającym wzrokiem.
- I widzisz, co zrobiłeś? – zapytałam go ze słabo ukrywanym rozbawieniem. – Przez ciebie Tom się na mnie obraził. Trzeba go będzie przeprosić, chodź.
Wzięłam kota na ręce i udałam się do sypialni chłopców.

Pokój Toma znajdował się na samym końcu korytarza. Zapukałam do drzwi, po czym weszłam do środka. Właściciel pokoju stał tuż nad swoim kufrem i za pomocą różdżki wysyłał ubrania do otwartej na oścież szafy.
- Tom – odezwałam się cicho. – Midnight nie chciał cię podrapać. I teraz bardzo przeprasza.
Riddle z niechęcią spojrzał na kota.
- Przyniosłaś go tu, żeby mnie zirytować? – spytał. – Staram się ze wszystkich sił, żebyś czuła się dobrze ze mną… Ja tego wszystkiego nie potrzebuję. Nie potrzebuję ciebie, tego kota…
Odwróciłam wzrok, trochę zawiedziona jego słowami. W głębi serca czułam, że nawet mnie nie uda się go całkowicie zmienić.
- Ach – mruknęłam. – Domyślałam się, że… nie jestem ci potrzebna.
- To nie tak – usłyszałam tę banalną, męską wymówkę. – Chciałem tylko powiedzieć, że dałbym sobie bez ciebie radę. Kocham cię, wiesz o tym.
- No właśnie, nie bardzo. 
Pozwoliłam się mu przytulić. Zanim jednak to zrobiłam, upuściłam Midnight’a na podłogę. Domyślam się, jakby zareagował po tak bliskim kontakcie z Tomem.
Podniosłam głowę, żeby go pocałować.
- Teraz możemy kontynuować – powiedziałam cicho.
Zdjęłam przez głowę szatę, Riddle zrobił to samo. Położył się nade mną na łóżku i pochylił się, by mnie pocałować, ale nagle coś mu się odwidziało, bo podniósł głowę i spojrzał za siebie.
- Nie mogę, kiedy on tak patrzy – oświadczył.
Również spojrzałam na Midnight’a, bo to on był sprawcą tego całego zamieszania. Siedział sztywno, zupełnie jak posąg. Jego szeroko otwarte, błyszczące oczy wpatrzone były nieruchomo w Toma.
- Uciekaj – syknęłam do niego. – Idź, nie przeszkadzaj nam.
Midnight przez kilka sekund wpatrywał się we mnie, po czym wstał, podniósł wysoko ogon i wyszedł. I to dosłownie, bo gdy był już pod drzwiami, podskoczył, uderzył łapami w klamkę i wyśliznął się przez szparę między drzwiami a framugą. Riddle machnął różdżką, a te zatrzasnęły się.
- Mądry kot – zauważył.
Przytaknęłam i zamknęłam oczy, bezczynnie czekając na kolejny krok Toma. Ten zdjął ze mnie resztę ubrania. Przez chwilę nic się nie działo, po czym poczułam jego ciężar na sobie i coś dziwnego, zimnego. Z moich ust wyrwał się cichy okrzyk zaskoczenia, a ja sama wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy.
- Spokojnie – uspokoił mnie Tom. – Nie chcę znów wpakować nas oboje w kłopoty, dostaliśmy już jedną nauczkę, na drugą nie mam ochoty. Jedna Katy już wystarczy.
- Myślałam, że chcesz mieć dzieci – odezwałam się.
- Tak, ale nie teraz i nie tu -  powiedział. – Sami jesteśmy jeszcze dziećmi. W świetle prawa.
- Dobrze, skoro uważasz, że tak będzie lepiej – mruknęłam i pozwoliłam się pocałować. W sumie mugole nie są tacy głupi, skoro wymyślili taką magiczną rzecz.

*

Rano obudziłam się strasznie głodna. Na kolację nie zjadłam zbyt wiele. Ale musiałam być silna, aby dotrzeć do celu.
Sięgnęłam po różdżkę Toma, leżącą na szafce nocnej i powoli przyłożyłam jej koniec do gardła jej właściciela. Ledwo drewno dotknęło jego skóry, Tom gwałtownie otworzył oczy i chwycił mnie mocno za nadgarstek.
- No, no – odezwałam się z uśmiechem. – Jestem pełna podziwu.
Odłożyłam różdżkę z powrotem na szafkę i zaczęłam się ubierać. Tom jak zwykle bezczelnie obserwował mnie, dopiero gdy go popędziłam, był tak łaskaw, aby wstać.

Kiedy szliśmy do Wielkiej Sali na śniadanie, naszła mnie dziwna refleksja.
- To takie dziwne uczucie, kiedy pomyślę, że to już ostatni rok w Hogwarcie – odezwałam się. – Dawniej się nad tym nie zastanawiałam.
Tom mruknął na znak, że słyszy.
- Co będziesz robił, kiedy skończysz szkołę? – spytałam. – No chyba nie uważasz, że Dippet naprawdę cię zatrudni. Będziesz miał dopiero siedemnaście lat…
- Uda mi się. Wcześniej lub później, ale się uda – przerwał mi.
- A co, jeśli nie?
Na to już mi nie odpowiedział, tylko usiadł przy stole i nałożył sobie na talerz kilka tostów. Ja zajęłam miejsce obok niego i wpatrzyłam się tępo w swój talerz.
- A ty nie jesz? – spytał Tom.
- Nie jestem głodna – skłamałam.
Popatrzył na mnie surowo.
- Wczoraj nie jadłaś prawie kolacji, dziś śniadania. Co jest z tobą? Chcesz zasłabnąć na lekcji?

Westchnęłam ciężko i skrzywiłam się, kiedy kładłam na swój talerz jedną parówkę. Musiałam ją zjeść, całą, bo Riddle cały czas mi się przyglądał. Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu dopiero wtedy, gdy przełknęłam ostatni kęs.
- Grzeczna dziewczynka – powiedział.
Z markotną miną wstałam od stołu.
- A ty gdzie? – spytał natychmiast Tom.
- Do łazienki – odparłam.
- Po co?
Przewróciłam oczami i popatrzyłam na niego jak na dziecko z buszu.
- A co można robić w kiblu? – zadrwiłam.
Riddle’a to uspokoiło, i bardzo dobrze, bo nie chciałam, żeby lazł za mną. Mogłam teraz w spokoju pójść pozbyć się tych pustych kalorii.

~*~


Napisałam badanie wyników, więc dodaję rozdział. Pardon, że notka taka długa, ale miałam natchnienie, więc jest. Niektórzy pewnie się ucieszą, że zmieniłam szablon xD Powiem szczerze, że cieszą się z zakończenia u Victorii wakacji, nareszcie dam jakąś akcję. Dedykacja dla Gris :* 

22 komentarze:

  1. ~wiki-pedia
    27 marca 2010 o 10:47

    Czyżby pierwsza.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~wiki-pedia
      27 marca 2010 o 11:12

      Hahaha….biedny Midnaight :D Wywalac go z pokoju w tak interesującym momencie xD Niech ta Victoria wyluzuje bo bulimie albo anoreksję ;DD Super rozdział xD

      Usuń
    2. 27 marca 2010 o 13:26
      Etam. Nic jej nie będzie, do ślubu schudnie, później będzie luzować xD

      Usuń
    3. 27 marca 2010 o 13:24
      Oui xD

      Usuń
  2. ~Jaenelle
    27 marca 2010 o 10:57

    A ja druga. Fajny ten rozdział.Midnight’ a najbardziej lubię, mądry kotek. =D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 13:23
      Nom, też miałam kota, był taki jak Midnight xD

      Usuń
  3. ~Caitlin
    27 marca 2010 o 12:44

    Hm. Dlaczego Victoria się odchudza? Chociaż, skoro nawet Tom nie mógł jej przemówić do rozsądku… Ale żeby tylko nie wpędziła się w bulimię czy anoreksję :PJak zwykle, miły, grzeczny Tom xD te jego komentarze są świetne.Wiesz, czytając ten fragment o Midnight’cie zaczęło mi się wydawać, że nie jest zwierzątkiem, ale animagiem :P Takie wrażenie.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 13:23
      Nom, później się coś okarze, ale Midnight nie będzie żadnym animagiem xD Ale do tego jeszcze spoooro czasu xD

      Usuń
  4. ~Gris
    27 marca 2010 o 13:41

    Świetny rozdział. Hm.. Ostatni rok zapowiada sie ciekawie. Do Hogwartu zaczęły uczęszczać znane postacie xD Ah ten Tom i jego miłość do zwierzątek… Swoją drogą Midnight wydaje się inteligentniejszy od zwykłych kotów domowych. Mam nadzieję, że Victoria porzuci ten pomysł z odchudzaniem i nie narobi sobie problemów. Jestem ciekawa co będzie dalej. Nowy szablon całkiem ładny, taki intrygujący :PDziękuję za dedyczek xDPozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 14:22
      Nom, bo to nie jest zwykły kot, to opiszę później. Tak gdzieś na Boże Narodzenie (u Victorii oczywiście), no, ewentualnie później xD

      Usuń
  5. ~Kada113
    27 marca 2010 o 15:07

    haha! Fajnie…robisz z Victori bulimiczkę albo anorektyczkę? Osobiście powiem, że lepsze to drugie, chyba że w magicznym świecie mają coś na kwas, by jej z buzi nie capiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 16:43
      No jakbym mogła jej to zrobić xD

      Usuń
    2. ~Kada113
      28 marca 2010 o 20:39

      I dobrze. Bo mi się na samą myśl robi niedobrze

      Usuń
    3. 31 marca 2010 o 20:52
      A dlaczemu? xD

      Usuń
  6. ~Olka
    27 marca 2010 o 15:24

    Fajny rozdział i ładny szablon………I wróciła do Hogwartu,chyba trochę żałuje że wakacje się skończyły……Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 21:21
      Nie żałuje, co, cały dzień na d.pie siedzi, nudzi się jej… xD

      Usuń
  7. ~Satia
    27 marca 2010 o 19:06

    Prawdę mówiąc, też się cieszę, że wrócili do Hogwartu. Akurat jeśli chodzi o Viktorię, to najciekawsze rozdziały o niej i o Tomie pochodzą właśnie z okresu szkolnego. Niekoniecznie z samej szkoły, ale z samego samego tego okresu.Biedny Irytek. Chociaż nie, ani trochę mi go nie żal >:) Ciekawa jestem, czy to zaklęcie działa jedynie na duchy, czy na ludzi też. Bo Iryt jest prawie duchem i się pozbiera, ale człowiek nie miałby tyle szczęścia:/Ciężko uwierzyć, że powodem tylu problemów może być kot! A Vik powinna się zastanowić, kogo stawia na pierwszym miejscu. Zwierzak podrapał jej chłopaka a ona go chwali za chronienie jej? W porządku, że ją chroni, ale powinien jeszcze wiedzieć, przed kim ma chronić (faktycznie zaklęcie na zamrażanie kotu wąsów to głupota, ale jakże zabawna;P).Czy ta głupia dziewucha chce się dorobić anoreksji?! Bo jej zachowanie ze śniadania zakrawa właśnie na to. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że Tom będzie miał ją na oku i ją przypilnuje, bo inaczej może być niewesoło:/W każdym razie nota jest świetna:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 marca 2010 o 21:19
      Nom, wiesz, nie ufa facetom po tym, co z Nickiem przeszła. Nie miała przyjaciółki, której mogłaby się zwierzyć, Tom, sama wiesz, jaki jest, no więc pozostał jej kot xD Oczywiąście Victoria panuje nad wszystkim, mogę powiedzieć, że jest silna i puki co nic jej nie będzie, niech się odchudza na zdrowie, to jest świat magii, więc niczego się nie nabawi xD

      Usuń
  8. Minissha
    30 marca 2010 o 15:53

    [opowiadanie] Wirowała w tańcu, jej czarna suknia unosiła się i opadała. Czarne włosy upięte w kok, a połowę bladej twarzy osłaniała czarna maska. Poczuła mocne szarpnięcie za rękę i znalazła się bardzo blisko wysokiego blondyna, który przyłożył jej sztylet do gardła. Jej oddech przyśpieszył, jedną dłonią obejmował ją w talli. Czuła jego oddech na szyi, wirowali spokojnie w takt muzyki. Jej zmysły były przytłumione przez strach, nie wiedziała, że w takim samym stanie znajduje się pięć innych kobiet, tuz obok niej. Poczuła, że zimne ostrze sztyletu zjeżdża niżej, mija jej dekolt i zatrzymuje się na klatce piersiowej. Nie przeszkadzało jej lekkie ukłucie, nie przeszkadzała jej niewielka stróżka zostawiająca plamę na sukni, która właściwie nie była nawet jej. Sztylet powędrował niżej, zatrzymał się na jej podbrzuszu. Zacisnęła oczy, nie pozwoliła wypłynąć łzom na światło dzienne. Jego gorący oddech zarówno ją uspokajał jak i wprawiał w zakłopotanie. Gorące wargi muskały jej bladą szyję. Ostrze sztyletu coraz bardziej ją uciskało. Ledwo mogła skupić się na tańcu, nawet nie zważała już na kroki, to on ją prowadził. Była teraz jego marionetką, zabawką, mógł zrobić z nią wszystko. Śmierć nie jest taka straszna kiedy nie ma się już nikogo…www.TANIEC-KLAMSTW.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. ~janes
    30 marca 2010 o 22:32

    Jestem pod wrażeniem. Pierwsze co powiedziałam gdy zobaczyłam tego bloga to „Tak! To jest to”.Z wielką przyjemnością i szerokim uśmiechem na twarzy oceniłabym Twojego bloga. A wiesz dlaczego? Ponieważ tego typu blogi lubię najbardziej. Kocham ciekawe historie.Więc jeśli chcesz zobaczyć jak inni oceniają Twojego bloga, zapraszam.www.kafeteria-ocen.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Merimaat
    20 sierpnia 2011 o 17:25

    „Trochę” naginasz wiek rocznika Severusa. Bellę jeszcze jakoś zdławiłam, ale Ty już wmieszałaś w to i Huncwotów. A po co w ogóle pakowałaś matkę Snape’a na tą dyskotekę? Uważasz, że ona by tam poszła? Pewnie chodzi o dobro opowiadania, ale co zrobisz później, gdy już dojdą rzeczywiste lata rocznika 1960?Poza tym ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 21 sierpnia 2011 o 18:16
      Hahaha, to wszystko jest idealnie uporządkowane datowo. Wiesz, ja nie postarzałam Huncwotów, ale raczej odmłodziłam Toma i Victorię. Sprawdź w bohaterach xD Mam w tym swój cel xD

      Usuń