28 lutego 2010

Rozdział 30

Przeszliśmy z Tomem do salonu na parterze. Był urządzony w podobnym guście jak mój dom, ale nie było tu przesady. Bo swojego mieszkanie wprost nie znosiłam. Mnóstwo groteski, wszystko aż tandetnie drogie i wspaniałe, pozbawione smaku. Ojciec otaczał wszystkich takim przepychem, że aż się śmiać chciało. A tutaj było tego wszystkiego mniej, podkreślało urok domu, nie jak u mnie – szpeciło.

Zobaczyłam fortepian, stojący niedaleko drzwi prowadzących na taras. Dawniej musiał to być piękny widok, lecz teraz duże, oszklone drzwi były zabite deskami. Bez wahania usiadłam przy fortepianie, zdmuchnęłam kurz z klawiszy i położyłam na nich dłonie. Ktoś zapomniał zamknąć na nich wieko, być może pani Riddle grała właśnie, kiedy przyszedł Tom, by zabić ją i jej rodzinę.

- Grasz? – spytał nagle Riddle.
Wzdrygnęłam się, wyrwana z własnych myśli.
- Co? Och, tak. Mój ojciec stwierdził, że nie jest mi to potrzebne, ale matka w końcu zadecydowała, że jeśli ona gra, to ja też powinnam – odpowiedziałam i nacisnęłam przypadkowy klawisz.
Kochałam to. Nie byłam zbyt utalentowana plastycznie, w chórze też nigdy nie byłam, w teatrze tym bardziej… Ale gra na fortepianie sprawiała mi zawsze dużo radości i nie wychodziła mi najgorzej. Zastanawiałam się, co mogłabym teraz zagrać.
Kiedy już zdecydowałam, muzyka* popłynęła z fortepianu gładką, czystą nutą, przepływając przeze mnie. Zwykle, kiedy grałam, wychylałam się to do przodu, to do tyłu, właściwie nie świadoma tego. Muzyka poruszała mnie.

Kiedy skończyłam, siedziałam w bezruchu, w głowie nadal mając tamte dźwięki.
- Co to było? – odezwał się Tom, przerywając brutalnie tą magiczną dla mnie chwilę.
- Nie żartuj, że nie wiesz – zaśmiałam się z niedowierzaniem. – Chopin. Każdy zna jego utwory, nawet czarodziej. Bach, Mozart, Beethoven… Pamiętasz?
Tom miał taką minę, jakby nie bardzo wiedział o czym mówię, ale przytaknął.
Przywołałam go do siebie i zachęciłam, żeby usiadł na podłużnej pufie. Przesunęłam się nawet, żeby zrobić mu trochę miejsca. Riddle usiadł obok mnie z bardzo głupią miną. Położyłam jego ręce na klawiszach.
- Nie nauczę się grać, tylko tracisz czas – stwierdził.
- Taki mądry, błyskotliwy chłopak, a na głupim fortepianie nie zdoła się nauczyć grać? – zadrwiłam, kręcąc głową z niedowierzaniem. – No, chyba nie jesteś taki inteligentny jak wszyscy myślą.
Tom chyba się trochę oburzył, ale wyprostował się z ważną, zaciętą miną, mówiąc:
- Dobra, niech ci będzie. Pokaż mi, jak to się robi.

Wątpiłam, żeby Tom cokolwiek załapał. Szczerze, w ogóle nie miał ręki do instrumentów.
- Dobrze ci idzie – pochwaliłam go z nieprawdziwym uśmiechem.
Tom pokiwał z uznaniem głową.
- Wiem.
Zamknął wieko klawiatury i odszedł od fortepianu. Znalazł się przy jakiejś szafce i otworzył ją. W środku było z tuzin butelek z różnymi trunkami. Wziął dwie szklanki, nalał do nich bursztynowego alkoholu i podał mi jedną z nich. Upiłam trochę i zakrztusiłam się.
- Ohydne – stwierdziłam.
- Prawda? – zapytał Tom z wyraźną lubością osuszając swoją szklankę. Również zaczął kaszleć, ale nie powstrzymało go to przed napełnieniem sobie szklanki na nowo. Mnie zaś nie smakował ten alkohol, ale byłam zbyt dobrze wychowana, żeby marudzić i nie wypić tego.

Nie wiem, czy to alkohol był taki mocny, czy może to ja mam słabą głowę, ale po trzech dolewkach kompletnie nie pamiętałam, co się ze mną działo. Byłam pewna, że w końcu urwał mi się film.

*

Następnego ranka obudziłam się z okropnie ciężką głową. Kiedy otworzyłam oczy, nic nie widziałam, świat dookoła mnie był rozmazany i wirował. Westchnęłam ciężko, powoli przyzwyczajając się do nowo zaistniałej sytuacji. Obraz powoli się wyostrzał, a ja zauważyłam, że leżę na podłodze pod zabitymi deskami drzwiami prowadzącymi na taras. Rękę trzymałam zaciśniętą na opróżnionej całkowicie butelce. Z kolejnym ciężkim westchnieniem podniosłam się na nogi. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Zobaczyłam Toma siedzącego w przeciwległym pokoju z kieliszkiem wina w ręce. Uśmiechnął się złośliwie na mój widok. Usiadłam na podłodze i położyłam głowę na jego kolanach.
- Masz siłę dalej pić? – spytałam. – Ja ledwo się na nogach trzymam.
Riddle zaśmiał się.
- Nie masz głowy do alkoholu – powiedział.
- Eee… Tom? Ale my nie…?
- Nie.
Odetchnęłam z ulgą, chociaż słowa Riddle’a wypowiedziane po chwili wzbudziły kolejną wątpliwość:
- Tak sądzę.
Spojrzałam na niego ze złością i wstałam.
- Ty sądzisz? – powtórzyłam. – Zostaw to, nie będę się spotykać z alkoholikiem!
Wyciągnęłam z jego ręki kieliszek i wylałam całą jego zawartość na kremowy, pokryty kurzem dywan. Wzięłam też butelkę i wylałam ciemnoczerwony płyn na jego buty. Tom poderwał się z fotela z wyrazem oburzenia na twarzy.
- Nie zapominasz się czasem? – zawołał.
- Racja, jeszcze jedno.
Resztę wina, która została w butelce, wylałam mu za koszulę, odrzuciłam szkło i wyszłam z pokoju. Moje rozdrażnienie było spowodowane kacem, okropnym kacem. A lekkomyślne zachowanie Riddle’a zirytowało mnie bardzo. Wspięłam się po schodach do łazienki i odkręciłam kurek. Jak się spodziewałam, nie wypłynęła nawet kropla wody. Zeszłam z powrotem na parter, wyłamałam deski w oknie i wyjrzałam na zewnątrz. Zauważyłam studnię, stojącą w cieniu, co prawda trochę rozwaloną, ale nadal pełną wody.

Wyszłam na zewnątrz i wyciągnęłam różdżkę, którą machnęłam w stronę zardzewiałego, pogniecionego wiadra. Uniosło się ono w powietrze i zniknęło w studni, by po kilku sekundach wynurzyć się  powrotem, rozchlapując swoją zawartość dookoła. Postawiłam wiadro na krawędzi studni, nabrałam w dłonie wody i chlusnęłam ją na twarz. Zrobiłam tak kilkakrotnie, aż obudziłam się całkowicie. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że Tom obserwuje mnie przez okno. Resztę wody wylałam sobie na głowę. Odrzuciłam na bok wiadro i wróciłam do domu.

- Chcę wracać do Londynu – powiedziałam Tomowi. – To miejsce strasznie mnie dołuje.
- Dobrze. Co tylko rozkażesz.
Wziął mnie za rękę i teleportował się. Sądziłam, że nadal mi nie ufał, a ja przecież potrafiłam się już deportować i aportować.
Na horyzoncie zobaczyłam dom mojej babci. Ruszyłam w jego stronę, ale Tom zatrzymał mnie.
- Nie zobaczymy się do pierwszego września – powiedział.
Pokiwałam milcząco głową i pocałowałam go na pożegnanie w usta, puściłam jego rękę i odeszłam w stronę dworu.

Zobaczyłam Sokarisa, wałęsającego się po ogrodzie. Usiadł na brzegu fontanny, plecami do bramy. Na mojej twarzy pojawił się mimowolny, złośliwy uśmiech. Podeszłam do fontanny najciszej jak potrafiłam. Szum wpadającej do kamiennego basenu wody zagłuszył odgłos moich kroków, kiedy wchodziłam do fontanny. Chwyciłam mocno brata za ramiona i pociągnęłam do tyłu. Sokaris wpadł głową do wody i nakrył się nogami. Klnąc pod nosem, wstał. Ja zaś leżałam aż po pierś pogrążona we wzburzonej wodzie, rechocząc ze śmiechu.
- Do cholery, odbiło ci? – warknął, wychodząc z fontanny. – Debilka… Wszystko powiem mamie.
- Co, mały Sokarisek idzie na skargę do mamusi? – zadrwiłam. – Ile ty masz lat?
Sokaris zaklął pod nosek i strzepał mokre rękawy szaty. Wygramoliłam się w końcu z fontanny i powlekłam się do domu, zataczając się ze śmiechu.
Matka nie okazała większych emocji, gdy mnie zobaczyła, ale niewątpliwie się ucieszyła. Poinformowała mnie, że babcia czuje się już lepiej, i że jutro możemy wracać do domu. Nie zachwycił mnie ten pomysł, ale nie miałam innego wyjścia, jak przytaknąć i zapytać, co będzie, jeśli ojciec dowie się, że zamiast z chorą babką, spędziłam ten czas z Tomem.
- Sokaris nic nie powie – odparła matka. – Obiecał mi. Dlaczego właściwie jesteś taka mokra?
Zaśmiałam się.
- Zafundowałam Sokarisowi kąpiel w fontannie – wyjaśniłam tonem znawcy. – To działa bardzo zdrowotnie na debilizm, ale sądzę, że jemu już nic nie jest w stanie pomóc.
Już miałam odejść, żeby się umyć i przebrać, ale matka zatrzymała mnie jeszcze.
- Victorio – zaczęła nieśmiało. – Jeśli kochasz tego chłopca… Wiedz, że będę cię popierać. Co nie powiedziałby ojciec, ja zawsze będę po twojej stronie i zawsze ci chętnie pomogę.
Pokiwałam głową.
- Dziękuję, mamo – odpowiedziałam cicho i odeszłam.

*

Do domu wróciliśmy następnego wieczora. Babcia Jane pożegnała nas nawet, wychodząc na balkon, by pomachać nam, gdy wsiadaliśmy do mugolskiego samochodu. Droga powrotna była chyba nudniejsza i cięższa niż wtedy, gdy jechaliśmy do babci. Powiem szczerze, że odetchnęłam z ulgą, kiedy czarny, lśniący samochód zawiózł nas pod oświetlone drzwi wejściowe.
Ojciec nawet się nie pofatygował, by nas powitać. Siedział w domu z „Prorokiem Wieczornym” w jednej i kieliszkiem wina w drugiej ręce. A bagaże musieliśmy sobie sami wnieść.

Z radością powitałam swój pokój i łazienkę. Midnight wskoczył na biurko i utkwił swoje wielkie, żółte oczy w mojej osobie. Weszłam do łazienki, by spędzić długą, cudowną chwilę w wannie pełnej gorącej wody. Dopiero kiedy wyszłam, zobaczyłam, że coś się zmieniło w moim pokoju.
Po pierwsze toaletka, na której stały moje kosmetyki była pusta. Po prostu nic tam nie leżało, a przecież nie brałam do babci Jane nic stąd. Cóż, pewnie skrzaty domowe, gdy sprzątały pokój, musiały wyrzucić, bo może straciły datę ważności, czy coś…
Otworzyłam szafę, żeby się rozpakować, a tu – niespodzianka. Nie było w niej nic prócz kilku za małych bluzek, para wysłużonych butów i przyciasne dżinsy. No nie. Co to w ogóle ma znaczyć?
Ktoś zapukał i wszedł cicho do środka. Była to nasza skrzatka, Wąsoryjka, z wiklinowym koszem na brudne rzeczy.
- Panienka ma jakieś rzeczy do prania? – spytała.
- Tak.
Podałam jej wszystkie ubrania, które miałam u babci. Zanim skrzatka wyszła, zadałam jej pytanie:
- Nie wiesz może, gdzie podziały się moje ciuchy i kosmetyki?
Wąsoryjka pokręciła przecząco głową i wyszła, pożegnawszy mnie uprzednio głębokim ukłonem.
Cóż. Jutro rozwikłam sprawę znikających ubrań.

*

Rano przyszły jednak kolejne wątpliwości. Gdy zeszłam rano i poinformowałam rodziców, że moje ubrania rozpłynęły się w powietrzu, ojciec wyśmiał mnie, a matka wzięła mnie na stronę, wręczyła mi cały plik mugolskich banknotów i powiedziała:
- Wiesz, jaki jest ojciec, nic mu się nie podoba, pewnie kazał je wyrzucić. Po śniadaniu idź i kup sobie tyle, ile potrzebujesz.
Z zaskoczoną miną patrzyłam, jak wychodzi z salonu do jadalni. Cóż. Za zakupami nie przepadałam zbytnio. Ale w tak kryzysowej sytuacji było to konieczne. Dlatego, jak radziła mi matka, po skończeniu śniadania poszłam na górę, by się przebrać. No przecież nie będę po centrach handlowych paradować w piżamie. Wybrałam jedną, najmniej obciachową z czterech zbyt małych bluzek (czerwoną z pomarańczowymi i żółtymi frędzlami, ojciec nalegał, bym ją kupiła, bo ja sama miałam o wiele lepszy od niego gust), wcisnęłam się w zbyt ciasne spodnie i ubrałam rozłażące się już buty. W takiej kreacji wybrałam się na zakupy.

Sklepów w Londynie było mnóstwo, więc miałam w czym wybierać. Od razu skorzystałam z okazji, by się przebrać. Stare ubranie wcisnęłam do torby, przebrałam się w letnią, jasnoniebieską sukienkę. Tych okropnych butów też szybko się pozbyłam, zamieniając je na białe klapki. Tak to ja mogę podróżować po świecie.
Kosmetyki zaś kupiłam w wielkim, ekskluzywnym sklepie, niedaleko sierocińca, jak się później zorientowałam. Nie miałam żadnych oporów, by odwiedzić Toma. Nie musiałam go długo szukać. Zobaczyłam jego charakterystyczną sylwetkę, ukrytą w cieniu marnego drzewa. Riddle również mnie rozpoznał. Wstał, kiedy do niego podeszłam.
- Duże zakupy – zauważył, patrząc z lekkim zniechęceniem na ogromną ilość toreb, którymi obwieszone były moje ramiona. Położyłam je na chwilę na ziemi, aby móc go objąć i pocałować w usta.
Kiedy oderwałam się od niego, odwróciłam głowę w stronę gnojka, który wlepiał we mnie bezczelnie gały.
- Na co się gapisz? – warknęłam i podniosłam swoje zakupy.
- Chodź, porozmawiamy u mnie – zaproponował Tom, obejmując mnie lewą ręką w talii.

- Wczoraj wróciliśmy do domu – powiedziałam. – Zauważyłam, że nie mam nic. Ubrań, kosmetyków. Zniknęło nawet mydło, musiałam pożyczyć od matki. Wiesz, ja sądzę, że ojciec kogoś ma. Kogoś młodego.
- A nie pomyślałaś, że może po prostu wyrzucił twoje ciuchy w ramach zemsty, bo nic nie poradził na to, że się ze mną spotykasz? – spytał Riddle.
- Wyrzuciłby nawet te okropne ubrania, które mi kupił? – zadrwiłam. – Nie sądzę. Chyba że zabrał to, bo sam zamierza w tym chodzić.
Minęliśmy tandetną, rudą recepcjonistkę, stojącą opartą o brzeg biurka i rozmawiającą przez wielki, pożółkły telefon. Wiodła za nami oczami, dopóki nie zniknęliśmy na schodach.
- Jak ona się nazywa? – spytałam. – Miała identyczne buty i spódnicę, jak ja.
- Holly Counter. Stać ją na takie ubrania? To pewnie jakaś podróbka.
- Albo znalazła sobie sponsora.

Tom wsunął zardzewiały klucz do zamka i przekręcił. W puścił mnie do środka, po czym sam wszedł za mną i zamknął drzwi.
- Skąd u ciebie takie zachowanie? – spytałam, zaskoczona nagłą poprawą jego manier.
- Stwierdziłem, że z moim zachowaniem nie pasuję do ciebie – odparł, wzruszając ramionami. – Wszak ty jesteś tak jakby córką „szlachcica”, a ja… no. Sama wiesz.
- Słodkie. Ale dla mnie nie ma znaczenia, że twój stary był mugolem. Nie znasz go, nie musisz się wstydzić, że zachował się żenująco przy twoich znajomych, nie truje ci, że ubierasz się tak jak mi się nie podoba…
- Ale za to nie musisz spędzać każdej chwili z tymi – skrzywił się ze wstrętem – mugolami.
- W tym sierocińcu jesteś już ostatni raz – nadal upierałam się przy swoim. – A ja mojego ojca będę miała, aż umrze. I będę się za niego wstydzić.
- Mógłbym…
- Nie – przerwałam mu, zanim zdążył rozwinąć swoją głęboką myśl. – Bądź co bądź to mój ojciec, nie mogłabym pozwolić, żebyś go zabił. Co by się stało z moją matką?
- Dobrze już, nic mu nie zrobię, jeśli nie chcesz.
Usiadł na łóżku, a materac ugiął się pod nim z jękiem sprężyn. W zapraszającym geście wyciągnął w moim kierunku ręce. Usiadłam mu na kolanach, oplotłam go rękami za szyję, a on pocałował mnie w usta. Ledwo rozpięłam pierwsze dwa guziki jego koszuli, do drzwi ktoś zapukał i bezceremonialnie nam przerwał.
- Tom, jakiś chłopak do ciebie.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam tą nieprzyjemną, farbowaną, rudą dziewczynę. Za nią stał chudy, żylasty, czarnowłosy chłopak z gęstymi, grubymi brwiami i rękami wiszącymi jak u małpy.
Recepcjonistka wycofała się z pokoju, a chłopak dał znać Tomowi, żeby z nim wyszedł. Riddle przeprosił mnie i zamknął za sobą drzwi. Usłyszałam jego podniesiony głos:
- Mówiłem ci, Nott, żebyś tu nie przychodził!
- Ciszej, bo te mugolskie dzieci zaczną się interesować.
Nic już więcej nie dosłyszałam, choć wytężałam słuch jak mogłam. Nie chciałam podsłuchiwać, jeśli Tomowi zależy, bym nie wiedziała, co znowu knuje, to jego sprawa.

Siedziałam tak nudząc się chyba z kwadrans. Wzięłam z szafki nocnej jakąś książkę mugolskiego autora i dla zabicia czasu zaczęłam ją przeglądać. Tom w końcu wrócił, trochę bardziej zdenerwowany niż wtedy, gdy wychodził.
- Po co Nott cię tu odwiedził? – spytałam. – I skąd znał adres?
- Nieważne, wyczyściłem mu pamięć. Słuchaj, chyba już powinnaś iść. Muszę coś zrobić.
Ze zdziwieniem pozbierałam torby, pozwoliłam się mu pocałować i odprowadzić do bramy.

~*~


To ostatni weekend ferii, jutro już niestety do szkoły. Ale za to dziś mam urodziny, hehe. Szesnaste. I rozdział ciut dłuższy dałam, obiecałam dać go wczoraj, ale był za długi i nie zdążyłam z zeszytu przepisać. Dedykacja dla Amandy :* 

16 komentarzy:

  1. ~Eles.
    28 lutego 2010 o 15:19

    Haha, pierwsza xD. Mam nadzieję, że ta przecudofffffna Holly wpadnie. A Riddle ją zabije, o tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lutego 2010 o 15:20
      Whihhahahiha, ja mam nadzieję, że wpadnie, a Victoria się o tym dowie xD

      Usuń
  2. ~carmen37
    28 lutego 2010 o 16:07

    żeby Riddle zabił ta su.kę która wzięła ubrania Viktorii xD druuuuuuuuuuga ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lutego 2010 o 20:20
      Gdyby tak zrobił, to nie byłoby żadnych emocji. Zapomniałaś przecież o torturach, to niewybaczalne xD

      Usuń
  3. ~Olka
    28 lutego 2010 o 16:15

    Fajny rozdział i ładny szablon……..Viktoria chyba się dowie że to Holly wzieła jej ciuchy i się zemści na niej…….Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 lutego 2010 o 20:22
      No pewnie, że się zemści. Jeśli się dowie xD

      Usuń
  4. ~Elizabeth Schmitt
    28 lutego 2010 o 20:40

    Niech Holly się oberwie ;D. Współczuję Victorii stroju, w którym na początku była ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 marca 2010 o 22:29
      No, też bym w tym nie wyszła, nawet do piwnicy xD

      Usuń
  5. ~Satia
    28 lutego 2010 o 21:32

    Właściwie to miałaś szczęście. Co by było, gdybyś urodziła się 29 lutego? xDRozdział jest w sumie fajny, ale niezbyt wiele się w nim działo. Szablon… sam w sobie nie jest zły, choć te różowe litery na fioletowym tle nieco mnie gryzą. ale to nie szkodzi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 marca 2010 o 19:15
      To dobrze, że szablon ujdzie, bo zostanie tu dłużej xD

      Usuń
  6. ~Gris
    28 lutego 2010 o 23:20

    Hm… Tom grający na fortepianie…ciekawie to musiało wyglądać, nie powiem xD Co to za ojciec żeby oddawać rzeczy córki jakiejś szmatce. No ale cóż. Ciekawa jestem co to znowu nasz Riddle wymyślił. Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 marca 2010 o 19:17
      Jej ojciec nigdy Victorii nie lubił, więc co się tam będzie przejmował xD

      Usuń
  7. ~Amanda
    1 marca 2010 o 20:25

    Po pierwsze wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Po drugie dziękuję za dedykację, naprawdę mi się podobał rozdział. Szczególnie podobał mi się ten moment który Nott tak bezczelnie przerwał. Bardzo fajny. Ale przez niego znienawidziłam Notta. No i widzisz, jaką jesteś diablicą? Wywołujesz we mnie nienawiść. We mnie! Co się z tym światem porobiło… xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 marca 2010 o 19:28
      Whahaha, ja tż nie lubię Notta, na takim jednym arcie ze śmierciożercami wyszedł jak stary dziadek, laskę nawet miał w łapie xD

      Usuń
    2. ~Amanda
      13 marca 2010 o 15:24

      Zgadzam się xD. Aha, kochana, a kiedy Ty tak właściwie planujesz dodać coś nowego, bo mi się tu czas dłuży..? ;)

      Usuń
    3. 13 marca 2010 o 15:44
      W samą porę pytasz, bo właśnie została mi jeszcze jedna kartka z zeszytu do przepisania xD Jak się nudzisz, czekając na rozdział, to mam w bohaterach nowych bohaterów xD

      Usuń