Szliśmy w milczeniu kilka minut. W końcu
Tom zaproponował, żebyśmy się teleportowali. Ja stwierdziłam, że Riddle mógłby
mnie nauczyć tej umiejętności.
- Przecież w tym roku będą kursy
teleportacji – rzekł. – Co prawda powinny być rok albo dwa wcześniej, bo to
bardzo cenna i potrzebna umiejętność… No ale cóż.
- Gdybym nauczyła się wcześniej, byłoby
to cenne doświadczenie.
Tom zatrzymał się, ja zrobiłam to samo.
- Skoro tak, dobrze – powiedział i
wskazał ręką na oddalone o jakieś sto metrów wzgórze. – Teleportuj się tam.
- Co, teraz? – wydałam z siebie zduszony
okrzyk. – Ale nie jestem przygotowana, nie wiem, co mam robić!
Moja panika przyćmiła całkowicie radość,
spowodowaną wyrwaniem się z domu babci Jane, podczas gdy Sokaris musiał tam
nadal się nudzić, skazany na herbatkę o piątej i ciągłe uwagi ze strony
starszej pani na temat swojego zachowania i wyglądu.
Toma zaś moja histeria bardzo rozbawiła.
- Widziałaś, jak to robię – powiedział. –
To bardzo proste. Skup się na jednym celu.
Utkwiłam wzrok w szczycie łagodnego
pagórka. Skupiłam się, zgodnie z poleceniem Toma. Następnie obróciłam się
gwałtownie dookoła. Trochę za gwałtownie. Co prawda, udało mi się deportować,
ale aportację poszła mi już trochę gorzej. Zatoczyłam się jak pijany człowiek i
upadłam na plecy. Mimo że to okropne uczucie zgniatającego mnie zewsząd
ciśnienia minęło, w uszach nadal mi dzwoniło. Podniosłam się na nogi, jęcząc
cicho.
Tom teleportował się tuż obok mnie.
- Trochę cię zniosło, ale w sumie nie
najgorzej – stwierdził.
Rzeczywiście, miał rację. Aportowałam się
kilkanaście metrów od obranego przeze mnie celu.
- Tak, jestem z siebie cholernie dumna –
odparłam.
I tak rzeczywiście było.
- No, to możemy teraz iść do chaty
Gauntów – podjął na nowo temat po chwili milczenia.
- Po co mi to wszystko pokazujesz? –
zapytałam, zanim jeszcze zacisnął palce na moim przegubie, żeby użyć
teleportacji łącznej. – Miejsca, w których kryjesz swoje horkruksy. Po co mówisz mi o nich? Wcale nie musisz, tak nie miało
być.
Tom spojrzał na chwilę w inną stronę,
marszcząc lekko czoło.
- Racja, miałem inne plany – odpowiedział
w końcu. – Ale stwierdziłem, że mając kogoś takiego jak ty, nie będę samotny, będzie
mi łatwiej, no i przedłuży się ród Slytherina.
Uśmiechnął się nieznacznie, za to mój
uśmiech spełzł mi całkowicie z twarzy.
- Nie wiem, czy chcę mieć więcej dzieci –
mruknęłam.
- Mamy na to całą wieczność – oświadczył.
– Idziemy, mamy dużo roboty.
Zanim zdążyłam wyrazić jakoś swoje
zdumienie, Tom pociągnął mnie do przodu, prawie w tej samej chwili się
deportując. Ciśnienie i szum napierały na mnie ze wszystkich stron. Okropne
uczucie.
Sekundę później zaczerpnęłam już
powietrza. Czułam silną woń lasu, zwłaszcza iglastego.
- Kawałek musimy przejść – rzekł Tom. –
Ale to naprawdę nie daleko.
- Jak długo tu zostaniemy? – spytałam.
- Tyle, ile będziesz chciała – odparł
Riddle, wzruszając ramionami. – Mnie osobiście nie pali się do powrotu do
sierocińca.
- A mnie do totalitarnego domu, gdzie
panuje dyktatorski ojciec – dodałam.
- No to ustalone – stwierdził. – To
ostatnie wakacje, które spędzam w sierocińcu.
Zaśmiałam się.
- A niby gdzie chcesz zamieszkać po
zakończeniu Hogwartu? – spytałam.
- Chcę być nauczycielem.
Zamrugałam szybko.
- Nauczycielem? – powtórzyłam. – Chcesz
spędzić całe życie w Hogwarcie?
- Nie. Ale to doskonałe miejsce do
zbierania zwolenników, nie sądzisz?
Nie odpowiedziałam, więc Riddle
zinterpretował to jako koniec rozmowy. Chwycił mnie mocno za nadgarstek i
ruszył w stronę jakiegoś wysokiego, zaniedbanego żywopłotu. Ciągnął się chyba w
nieskończoność.
W końcu znaleźliśmy metrowy odstęp między
jednym a drugim krzewem.
Dom, który stał po środku posesji, popadł
już w ruiną. Okna były zasłonięte przez drewniane okiennice, drzwi przeżarte
przez korniki ledwo się trzymały na zardzewiałych zawiasach. Tylko magia mogła
zapobiec zawaleniu się poobijanych ścian i runięciu dachu. Z przerażeniem
dostrzegłam jeszcze coś: przybitego do drzwi, wysuszonego węża. Moim ciałem
wstrząsnął mimowolny dreszcz obrzydzenia.
- O zgrozo – wyszeptałam. – Co to za
miejsce?
- To dom Gauntów – odpowiedział cicho Tom
i różdżką otworzył trzeszczące przeraźliwie drzwi.
Zawiasy jęknęły niemiłosiernie, gdy
uchyliły się szerzej.
- Wyobrażałam go sobie inaczej –
mruknęłam. – Gauntowie to bardzo stara rodzina, nie sądziłam, że mieszkali w lepiance.
- Kilka pokoleń temu przepili cały
majątek – odparł Tom, bardzo skupiony na oględzinach mrocznego wnętrza. – Ale
wcześniej żyli w magnackim przepychu.
Jednym machnięciem różdżki zapalił
zardzewiałą, oliwną lampę. Blady płomyk oświetlił izbę, pogrążoną w mroku. Był
to salon, tak mi się zdaje, i kuchnia w jednym, jednak tak zrujnowany, że aż
trudno było poznać. Walący się starodawny piec przypominał bardziej kupę gruzu
niż coś, na czym można było ugotować obiad.
Poza tym wszystko pokrywała gruba warstwa
kurzu, brudu i Bóg wie jeszcze, czego.
- Chodź za mną – odezwał się Tom.
Niepewnym krokiem, ostrożnie, żeby nie
poruszyć tego kurzu na gnijących, nieheblowanych deskach, ruszyłam za nim.
Stanął nad jakimś ohydnym, ciemnozielonym, postrzępionym chodnikiem,
wypowiedział jakieś zaklęcie, a chodnik zesztywniał i podniósł się, jakby był
zrobiony z metalu.
W drewnianej podłodze ukazała się dziura
albo raczej skrytka. Znajdowała się tam szkatuła, wykonana ze szczerego złota,
ozdobiona szmaragdami. Tom pochylił się, żeby ją otworzyć. Znów wypowiedział
jakieś zaklęcie, ale nie było to Alohomora.
Wieko szkatuły powoli uniosło się,
ukazując wnętrze, wyścielone szkarłatnym aksamitem. Na środku leżał pierścień,
ten sam, który widziałam kiedyś na palcu Toma.
- Robi wrażenie – mruknęłam. – Jak tak
patrzę na to wszystko, to dochodzę do wniosku, że Dumbledore w twoim wieku
mógłby się schować.
Tom tylko zaśmiał się pod nosem i
wyciągnął ze szkatuły pierścień. Był taki, jakim go zapamiętałam. Złoty, z
czarnym, błyszczącym kamieniem, z trójkątnym okiem, wyrzeźbionym po środku.
- Insygnia Śmierci – odezwał się Riddle,
patrząc na ten dziwny znak, jakby go nigdy wcześniej nie widział. Ja również
utkwiłam w nim wzrok.
- Myślałam, że to tylko bajka dla dzieci
– powiedziałam. – One istnieją?
Tom skinął głową.
- Więc gdzie są? – spytałam.
- A kto to wie – westchnął. –
Peleryna-niewidka… cóż. Gdzieś u członków rodziny Peverellów, ale Czarna
Różdżka… Jej ślad kończy się na Arkusie i Liwiuszu, gdzie jest teraz, nie mam
pojęcia. Żeby być niezwyciężonym, tylko tego mi brakuje.
- A myślałam, że horkruksy – powiedziałam
cicho.
Kiedy Tom spojrzał na mnie, w jego
czarnych oczach zapłonęły czerwone płomienie. Jego wyraz twarzy również mi się
nie spodobał. Wyglądał jakby zwariował, nie było w nim już ani śladu jego
zwykłego spokoju.
Zmarszczył gwałtownie brwi, na ego twarzy
wystąpił gniew pomieszany ze stanowczością.
- Nie możesz się bać, słyszysz? –
przemówił do mnie tak, jak nigdy jeszcze do mnie nie mówił. – Cały czas czuję
twój strach w powietrzu, zawsze, gdy mówimy o nieśmiertelności i podbijaniu
świata.
Nagle poczułam taką złość, jakiej nie
czułam od dawna. Była to złość, spowodowana bezsilnością i brakiem zrozumienia.
- Jak mam się nie bać, skoro stajesz się
wtedy taki dziwny, szalony, jakby ci odbiło! – krzyknęłam. – Jestem w jednym
pokoju z mordercą swojego ojca, dziadków i Bóg jeden wie, kogo jeszcze. I ja
mam się zachowywać normalnie w takiej sytuacji? Boję się, że mogę nie wrócić do
domu, bo pozbawisz mnie życia, a moje ciało transmutujesz w butelkę i zakopiesz
w ziemi albo gorzej, wyrzucisz do śmieci!
Drżałam na całym ciele ze złości, nie
mogłam tego powstrzymać. A Tom patrzył na mnie spokojnie, jakby wysłuchał jakiejś
reklamy, która w ogóle go nie zainteresowała.
- Taki już jestem, nie zmienisz tego –
odparł w końcu. – Ale możesz być pewna, że z mojej strony ci nic nie grozi.
Wszak jesteś matką mojego dziecka.
Zapanowało milczenie. Okropny zapach
kurzu i jakby rozkładającej się żywności dał mi się odczuć jeszcze bardziej,
niż przedtem.
- Chodźmy już stąd, strasznie tu śmierdzi
– odezwałam się pozbawionym emocji, martwym głosem.
Tom włożył pierścień z powrotem do
szkatuły, zapieczętował wszystko zaklęciem i poprowadził mnie do wyjścia.
Uderzyło mnie świeże, choć gorące
powietrze, przesycone zapachem lasu. Całkiem miła odmiana po kurzu i gnijącym
mięsie.
- Gdzie teraz? – zapytałam.
Riddle wskazał majaczący na wzgórzu
wielki dwór. Był to, jak się domyśliłam, dom dziadków Toma.
Niedaleko apartamentu, już bardzo
zaniedbanego, znajdował się wielki cmentarz z kamiennymi nagrobkami, płytami i
różnymi rzeźbami. Zauważyłam też drewniany kościół. Musiała to być duża wioska.
Mimo że sam dom był w kiepskim stanie,
ogród wyglądał nie najgorzej. Trawa była równo przycięta, z żywopłotu nie
sterczały szpecące gałązki, a rabatki z tulipanami pozbawione chwastów. Z
komina w domku ogrodnika leciał dym.
- Ktoś tu jest? – spytałam, dla pewności
zniżając głos.
- Mieszka tu stary ogrodnik, który czasem
zajmuje się roślinami, pilnuje, żeby bachory nie wybijały kamieniami okien… -
odrzekł Riddle. – Rzuciłem na nas zaklęcie zwodzące, nie zobaczy nas. Zresztą,
jeśli nawet, to co nam może zrobić? To moje mieszkanie.
Przeszliśmy przez trawnik, a Tom otworzył
różdżką skrzypiące drzwi.
W środku widać było ślady dawnej
świetności, choć wszystko pokrywał kurz i pajęczyna.
- Zostaniemy to do rana? – zapytałam
niepewnie.
- Zawsze to jakieś nowe doświadczenie –
stwierdził i zaprowadził mnie skrzypiącymi schodami na piętro.
~*~
Nie pisałam, bo tak jakoś weny nie
miałam, później te próbne testy gimnazjalne… Nie zmieściłam się z rozprawką.
Mam nadzieję, że rozdział nie zawiódł Waszych oczekiwać. Dedykacja dla Eles. :*
~wiki-pedia
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 14:45
Kurdeeeee……….. dlaczemu nie pojawiają się moje komentarze.????
17 stycznia 2010 o 14:50
UsuńMoże piszesz niecenzuralne słowa? xD Albo Onet ma przyćmienie jakieś xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 14:48
Łah, dziękuję za dedykację. Tak jakoś czytam, czytam, czytam… I koniec xD.
17 stycznia 2010 o 14:51
UsuńWiem, że rozdział nieciekawy xD Ale przecież wakacje mają, więc się nudzą xD
~Nadine
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 15:41
i jak Ci poszły egzaminy? Też pisałam :) rozdział fajny :) dobrze, że Tom i Victoria się pokłócili. Nie pasuje do nich takie ciągłe zgadzanie się ze sobą. :) Będzie druga część, jako potomka Voldzia, czy skończysz na tym??? pozdrawiam :)
19 stycznia 2010 o 20:06
UsuńNie nażekam, choć pochwalę się, że z polskiego miałam najwięcej z tych trzech egzaminów, bo 41 punktów xD Zastanowię się, czy dać im jeszcze potomka xD Musiałabym chyba napisać jego historię, chyba że dałabym jeden rozdział jako epilog xD
~Kada113
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 16:18
uh… współczuję wszystkim. osobom piszącym testów i stresu, a pozostałym tego, że pozostali nauczyciele ganiają ich po całej szkole ;) Jak ci poszły? Trzymam za ciebie kciuki. Pomyśleć, że mnie to czeka za dwa lataXD
19 stycznia 2010 o 20:09
UsuńNie narzekam. Ale stresu praktycznie wcale nie miałam, tak jak przed występem na Noworocznym Darze, czy coś… ja w ogóle jestem bardzo spokojna, bezstresowa, że się tak wyrażę xD
~indecesive
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 16:36
rozdział super, nic dodać nic ująć :) też miałam testy próbne xdd masakra to dopiero bd na prawdziwych. Pozdrawiam i czekam na next ;)
19 stycznia 2010 o 20:11
UsuńNa prawdziwym teście będzie stresik, nie duży, ale będzie xD
~Olka
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 18:00
Ale ten dom Gantów to ruina,że też Viktoria nie bała się tam wejść…nawet z Tomem.Czekam na next.Pozdrawiam.
19 stycznia 2010 o 20:13
UsuńCzego by się miała bać? Ja się tam ruin nie boję xD
~Monsmornia
OdpowiedzUsuń17 stycznia 2010 o 22:38
Rozdział bardzo spokojny ale ciekawy. Czyli ,że nie zabije jej tylko dlatego żeby przedłużyć ród Slytherin’a ?No cóż ,Tom jest Tomem i grzechem niewybaczalnym było by robienie z niego uczuciowego chłopaczka.Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie wielkiego Lorda Voldemorta bawiącego swoje dzieci.To było by…dziwne a zarazem takie urocze.xD Będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.Mnie testy gimnazjalne czekają za rok…ugh. Strasznie się ich boję :/
19 stycznia 2010 o 20:17
UsuńZastanawiałam się właśnie, kto by się zajmował dziećmi, gdy bym się zdecydowałą im je w końcu zrobić, jakby już Tom stał się Voldkiem xD Pewnie Śmierciożercy, Bella by mogła karmić piersią xD Ja się tak bałam próbnych, w listopadzie albo w grudniu na przykład, że nie spałam w nocy, ale jak już same testy przyszly, to w ogóle nie było stresu. Nawet powiem szczerze, że na humanistyczny się prawie spóźniłam, bo zaspałam, na matematyczny też, a na angielski utknęłam w szatni, bo nie dałam rady zawiązać butów, taka była podłoga śliska xD
~Elizabeth Schmitt
OdpowiedzUsuń18 stycznia 2010 o 18:05
Haha, fajne. Ja tam bym nie weszła do tego domu, chyba, że wymagałaby tego moja reputacja xD.
19 stycznia 2010 o 20:18
UsuńEtam. Koło mnie jest taki cudny, stary dom, podobno się kiedyś spalił i pijak jakiś tam spłonął ;/
~Mania
OdpowiedzUsuń19 stycznia 2010 o 16:02
Witam.Obecnie nie mam czasu, ale na pewno bardzo chętnie przeczytam.Grafika bardzo ładna. Zapraszam na http://www.manialand.blog.onet.pl
~Amanda
OdpowiedzUsuń19 stycznia 2010 o 19:26
No, oczywiście, że piękny, ale czemu taki krótki?! Acha, i jak napiszesz książkę, to obiecaj mi że mi ją wyślesz, dobrze? I ma, oczywiście, być romantyczna. Uważam że Tom powinien był jej wyznać miłość. Normalna sierota z niego że tego nie zrobił. Przy tej gadce o dziecku był taki idealny moment… Więc Victoria jest już w ciąży? Czy jeszcze nie? I kiedy następny rozdział?
19 stycznia 2010 o 20:28
UsuńJeszcze nie, to ile razy z nim niby spała, odkąd poroniła? Raz? No, góra dwa xD
~Amanda
Usuń19 stycznia 2010 o 22:00
Hej, niektóre dziewczyny po pierwszym razie zachodzą w ciążę! To jest bardzo możliwe! I niech będą bliźniaki! Śliczne, słodkie dzieciaczki ;)
19 stycznia 2010 o 23:10
UsuńNo przecież wiem, nie mam 11 lat xD Nieno, jakbyś mi w myślach czytała xD Ale jak bliźniaki, to nie tej samej płci xD
~Amanda
Usuń20 stycznia 2010 o 17:42
Okej, zgadzam się. Ale dziewczynkę nazwij Julia. Albo Mira. Albo Lidia. Albo Maja. Albo Marie Jane. Albo po angielsku Lidia, czyli Lydia. xD Ojej ile się tego nazbierało!Napisałaś już następny rozdział?
~Amanda
Usuń20 stycznia 2010 o 17:42
Okej, zgadzam się. Ale dziewczynkę nazwij Julia. Albo Mira. Albo Lidia. Albo Maja. Albo Marie Jane. Albo po angielsku Lidia, czyli Lydia. xD Ojej ile się tego nazbierało!Napisałaś już następny rozdział?
21 stycznia 2010 o 20:32
UsuńJuż mam imię xD
~Amanda
Usuń21 stycznia 2010 o 22:38
A jakie? Dla dziewczynki czy chłopczyka? :)
22 stycznia 2010 o 18:01
UsuńNie powiem xD
~alice.
OdpowiedzUsuń19 stycznia 2010 o 23:26
No tak. xD Tom ja zwykle szczery. xD „Nie zabiję Cię, po komu zrobię dziecko? ” xD (tak, to sobie przetłumaczyłam. ;dd) Mógłby ją trochę po oszukiwać „kocham Cię!” czy coś. xD chociaż nie, to nie jego styl. xD Blee, blee, blee! Pajęczynyy. ;| Pająki lubię, a pajęczyn się boję. xD Aż mnie zatrzęsło.. ;d super. <3
~Monsmorde
Usuń20 stycznia 2010 o 01:17
Bardzo podobają mi się twoje opowiadania.Świetnie przedstawiasz w nich Toma.Tutaj jest taki bardziej ludzki a zarazem pozostaje sobą i ta jego szczerość jest powalająca!W sumie ciekawie by było gdyby mieli dzieci.Juz widzę Voldzia zmieniającego pieluche albo czytającego dzieciom bajkę na dobranoc.haha!Jakież to urocze!(www.sonea-riddle.blog.onet.pl)(www.katherine-prinsley.blog.onet.pl)
21 stycznia 2010 o 20:44
UsuńNie lubię, kiedy tak się bohaterom uczucia odbiera xD Jak będziesz chciała, to zobaczysz, jak założę jeszcze jedno opowiadanie, ale Selene Snape muszę skończyć xD
21 stycznia 2010 o 20:41
UsuńNo, właśnie, Tom sobie tak pomyślał, ale powiedział inaczej, żeby mniej bolało xD
~Jaenelle
OdpowiedzUsuń4 lutego 2010 o 12:49
Fajnie. Mi się podobało.
4 lutego 2010 o 15:09
UsuńCieszę się xD
~Amanda
OdpowiedzUsuń7 lutego 2010 o 14:25
A więc co z nowym rozdziałem, hę?
9 lutego 2010 o 15:12
UsuńNa feriach dodam. Gdyby nie szlaban, to by tutaj był już rozdział numer 32 xD
~carmen37
OdpowiedzUsuń7 lutego 2010 o 21:11
hah, no to Riddle zaszpanował xD
10 lutego 2010 o 15:10
UsuńTak jest, osi agn al szczyt lansu xD
Eles____
OdpowiedzUsuń14 lutego 2010 o 21:24
Serdecznie zapraszam na nowy rozdział {corka-ciemnego-zla} Pt.: „Czarne Serce”.