Znów był wrzesień, dookoła szwendało się
pełno ludzi utykających na kotach, a ja maszerowałam przez peron dziewięć i
trzy czwarte w kierunku czerwonego pociągu, taszcząc za sobą bagaż i wiklinowy
koszyk z Midnightem. Jak każdego pierwszego dnia września od pięciu lat. Jednak
ten rok miał być rokiem zmian — na jedne czekałam z niecierpliwością, ale inne
raczej średnio mnie podniecały. Jedną z tych letnich, mało interesujących miało
być spotkanie z moim narzeczonym. Ojciec właśnie dobił targu z jego rodzicami,
więc mnie zostało jedynie posłuszne przyjęcie prawdy, ale nikogo to nie
dziwiło. Przecież pokora była jedyną rzeczą, której nigdy nie musiałam się
uczyć.
Brat szedł tuż obok mnie, a trzymał się
tak blisko, że od czasu do czasu czułam, jak jego łokieć muskał mój bok albo
ramię. Sokaris najwyraźniej bardzo się przejął nową misją, którą powierzył mu
ojciec, ale ja ani raz nie pomyślałam o ucieczce. Wbrew temu, co oboje sobie
myśleli, zamierzałam wrócić do szkoły. Poza tym za sobą miałam rodziców — choć
już dawno minęły czasy, kiedy matka była mamusią, a ojciec tatusiem, nigdy nie
śmiałam im się sprzeciwić.
Oho, idzie.
Nicka nie trudno było wypatrzeć w tłumie,
bo jego ruda głowa nieprzerwanie od trzech lat wystawała wysoko ponad wszystkimi.
Był wyższy nawet od mojego ojca i prawie nie miał szyi, ale jej brak
rekompensowała mu gęsta, kilkunastocalowa broda przypominająca świńską
szczecinę. Była ruda, paskudna i to chyba właśnie ona najbardziej mnie od niego
odrzucała, aczkolwiek inne cechy wcale nie dodawały Nicolasowi Rowdy’emu uroku
— ani jego mętne, niebieskie oczka, ani okrągła gęba, ani nieprzyjemne
usposobienie. Odkąd go poznałam, nie znalazłam w nim niczego, co mogłoby mi się
w nim podobać. Jak na złość. Nickowi towarzyszył jego najwierniejszy przyjaciel
— Ezdrasz Worple, jedyny przydupas, który pozwalał mu się tłuc, kiedy Nick miał
na to ochotę. Był chudy i żylasty, a jego ziemista twarz i dłuższe, bure włosy
upodabniały go do szczura. Dwa przystojniaki. Obaj podeszli do nas, kołysząc
się jak kaczki, co chyba miało wyglądać dostojnie, ale wyszło jak zwykle.
Obleśny uśmiech na mięsistych ustach Nicka stał się jeszcze bardziej
obrzydliwy, kiedy pochylił się nisko nad dłonią mojej matki i ucałował jej
wierzch. Kiedy zrobił to samo z moją ręką, wydał mi się cały jakiś taki śliski
i nieprzyjemny.
— Jak tam, stary? — Mój
ojciec chyba zapomniał, ile miał lat. Poklepał Rowdy’ego po muskularnym
ramieniu, uścisnął jego ogromną łapę i potrząsnął nią. Ezdrasza całkowicie
zignorował. — Co u rodziców?
— Ojciec spotyka się dzisiaj z Ministrem — pochwalił
się Nick. Na jego dudniący głos, podobnie jak na jego sylwetkę, ciężko było nie
zwrócić uwagi.
Za to Hortus chyba właśnie takiej
odpowiedzi oczekiwał, bo zastrzygł wąsami, co mogło oznaczać tylko kolejny
szerszy uśmiech. Ja mogłam o takim co najwyżej pomarzyć.
— Tata zajęty, jasna sprawa… No to
co, chłopaki, przekazuję wam Victorię i powodzenia, nie przemęczajcie się tam
za bardzo tą nauką. W końcu ostatni rok w Hogwarcie nie jest po to, żeby
przefiukać go na zakuwanie. — Mężczyźni zaśmiali się rubasznie, a ja
spojrzałam na matkę, która również starała się nie patrzeć na ojca, żeby się
nie roześmiać. — Zaraz, zaraz, a ty chodź tu na moment…
Nick kazał swojemu myszowatemu koleżce
zabrać się za nasze kufry, podczas gdy on sam oplótł mnie ciasno twardym
ramieniem i poprowadził w kierunku czerwonego parowozu. Zdążyłam tylko z trudem
się odwrócić i pomachać mamie na pożegnanie; w tym momencie zobaczyłam, jak
ojciec szeptał coś Sokarisowi do ucha. Mogłam się jedynie domyślać, co to było,
ale stwierdziłam z satysfakcją, że bratu wcale się to nie spodobało.
I to by było na tyle mojej wolności.
Gdybym kiedykolwiek jakąkolwiek miała.
Sokaris bardzo szybko nas dogonił; on
również nie zwrócił uwagi na Worple’a, który jeszcze nie skończył siedemnastu
lat i musiał tachać wszystkie trzy kufry o własnych siłach. Był chuderlakiem,
ale Nick wyraźnie to zbagatelizował. Odnosiłam wrażenie, że jemu nie
przeszkadzało bardzo wiele rzeczy, o ile nie dotyczyły go bezpośrednio. Było w
tym coś pocieszającego, bo miałam nadzieję jeszcze kogoś tutaj spotkać.
Rozglądałam się dyskretnie za Tomem już
od momentu przekroczenia czarodziejskiej barierki. Nie był on tak
charakterystyczny, żebym mogła wypatrzeć go w tłumie uczniów, ale zawsze co
roku wcześniej czy później na siebie wpadaliśmy. Od naszego pierwszego
spotkania, którego wspomnienie wciąż wywoływało we mnie delikatne zażenowanie,
przystałam do niego, a nasza dwuosobowa grupka bardzo szybko się rozrosła, bo
okazało się, że Tom posiadał wręcz nadzwyczajne umiejętności zyskiwania
ludzkiej sympatii. Nie widziałam w nim żadnych wad, zwłaszcza że opiekował się
mną od pierwszego dnia w Hogwarcie, choć nikt tego od niego nie wymagał. Uspokoiłam
się typowym frazesem — Tom był prefektem, więc najprawdopodobniej już dawno
siedział w przedziale z pozostałymi prefektami, a kiedy pociąg ruszy, wróci do
swoich wiernych kompanów i do mnie, bo cholernie się za nim stęskniłam.
Oczywiście nie miałam zamiaru spędzić całej podróży z bratem, jego nowym
kumplem Nickiem i przydupasem Ezdraszem, który teraz wypluwał duszę podczas
wpychania trzeciego kufra na ostatni schodek w wagonie.
Rowdy pomógł mi wsiąść, ale ja dobrze
wiedziałam, że te zbędne kurtuazje były jedynie typową tandetną pokazówką.
Tylko czekałam na pierwsze nieprzyjemności, w których mój brat osiągnął
mistrzostwo, a Nick… To tylko kwestia czasu. Nie mieli żadnego problemu, żeby
znaleźć jakiś pusty przedział, który tak naprawdę zrobił się pusty dopiero po
interwencji Nicolasa. Nie musiał nic mówić, po prostu wszedł do środka i bez
słowa zdjął z półek cztery kufry skołowanych czternastolatków. Nikt tego nie
skomentował, ja również, ale miałam swoje powody. A właściwie jeden powód:
strach. Nigdy dotąd nie musiałam się nikomu przeciwstawiać i na razie nie chciałam
tego robić, a tak było przecież najwygodniej.
Kiedy usiedliśmy (Nick musowo wcisnął
Ezdrasza po mojej lewicy), wypuściłam Midnighta, który od razu usadowił mi się
na kolanach. On dla odmiany był całkowicie nieposłuszny, od czasu do czasu
zdarzało mu się usiedzieć akurat tam, gdzie chciałam, aby został; nie znosił
Sokarisa, ale ze wzajemnością, dlatego złośliwy komentarz brata wcale mnie nie
zdziwił.
— Lepiej zamknij tego śmierdziela z
powrotem w klatce, dobrze ci radzę — warknął, wydymając wąskie nozdrza.
I tak długo wytrzymał.
Choć Sokaris był całkiem przystojny,
miałam go za po stokroć bardziej obrzydliwego cwaniaczka od Nicka, ale chyba
tylko dlatego, że lepiej go znałam. Miał szerokie brwi ojca i jego rzadkie, ale
ładne włosy, a po matce odziedziczył rysy twarzy, zielone oczy i delikatnie
ciemniejszą karnację, ale co z tego, skoro zazwyczaj tak się krzywił i
zadzierał nosa, jakby chciał nim strącić wszystkie żyrandole w Hogwarcie. Przebrzydły
wazeliniarz. Często zachowywał dla siebie swoje zdanie na mój temat, bo bał się
Toma i jego przyjaciół, ale doskonale wiedziałam, jak potrafił być okrutny.
Pewnie dlatego Dippet nie mianował go prefektem, jak oczekiwał tego ojciec.
— Nie chrzań, tylko opowiadaj o tym
mugolu. Naprawdę cała ulica była umazana mózgiem? — Nicolas usiadł po
mojej prawej stronie tyłem do kierunku jazdy, a Sokaris usadowił się
naprzeciwko nas.
Przestałam istnieć dla całej trójki. Brat
i Nick pogrążyli się w dyskusji o wypadku samochodowym, którego podobno Sokaris
był świadkiem, a Ezdrasz wyciągnął Proroka
Codziennego i zagłębił się w lekturze. A ja mogłam jedynie zerkać przez
okno na dorosłych, którzy żegnali się ze swoimi pociechami, bo do odjazdu
zostało jeszcze kilka minut. Choć z przyjemnością przyglądałam się dziwnie
ubranym czarownicom i czarodziejom (każde mugolskie ubranie wydawało mi się tak
niedorzeczne, że nie byłam w stanie powiedzieć, które części garderoby mogły do
siebie pasować, a które nie), bardzo chciałam, aby pociąg ruszył. Tom pozostał
dziwnie bierny przez te wakacje, a ja jak zwykle się zastanawiałam, co takiego
zrobiłam, powiedziałam albo pomyślałam (ostatnio Tom posiadł dziwną umiejętność
wglądu w moje myśli, a ja nie mogłam nic na to poradzić). Coraz bardziej się
denerwowałam.
Lekko szarpnęło, a pociąg ruszył z
donośnym gwizdem. Para wypełniła peron. Poczułam, jak coś przewróciło mi się w
żołądku, ale postanowiłam jeszcze chwilę odczekać, bo Sokaris nadal z
najdrobniejszymi szczegółami opisywał Nickowi samochodową kraksę, a
doświadczenie nauczyło mnie, że w takich momentach należało dać mu się wygadać
i dopiero później spróbować ugrać coś dla siebie. Nerwowo pogładziłam czarną
sierść Midnighta, lecz zrobiłam to tylko dlatego, aby zająć czymś ręce. Czułam
się tak, jakby jakieś małe żyjątka zalęgły mi się w żołądku i zaczęły się
skręcać. Nie było to przyjemne, a tylko ponaglało do wstania, jednak żelazne
ramię Rowdy’ego skutecznie ograniczało jakiekolwiek ruchy. I jeszcze ten
cholerny Ezdrasz przyciśnięty do mojego boku, jakby w przedziale musiała się
zmieścić jeszcze cała drużyna quidditcha.
Kiedy pociąg wyjechał na pola, a do
środka wpadły przedpołudniowe promienie słońca, postanowiłam, że dość słuchania
o miotłach. Nagromadziłam w sobie tyle odwagi, że powinno wystarczyć, aby jakoś
wymknąć się z przedziału. Czułam się osaczona, a moja przestrzeń osobista
została tego dnia już tyle razy naruszona przez praktycznie obcych ludzi, że
nie mogłam tego dłużej znieść. Przycisnęłam mocniej kota do piersi i wysunęłam się
spod ciężkiego ramienia Nicolasa.
— Ej! A ty gdzie?
Przez chwilę nie wiedziałam, co się działo.
Poczułam żelazny uścisk na karku, a później wielka dłoń Rowdy’ego przycisnęła
mnie z powrotem do siedzenia. Serce waliło jak oszalałe. Spojrzałam najpierw na
brata, a później na Nicka (Ezdrasz ostentacyjnie udawał, że niczego nie
usłyszał i nie zobaczył); Sokaris patrzył jak zwykle z pogardą, już
prawdopodobnie szykował sobie kolejną uszczypliwą uwagę, natomiast wyraz twarzy
Rowdy’ego całkiem się zmienił. Jego małe oczka jeszcze bardziej się zwęziły, a liche
brwi prawie się złączyły. Choć daleki był od gniewu, poddałam się
paraliżującemu strachowi. Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, a on nadal
mocno ściskał mnie za kark, sprawiając, że skóra w tym miejscu zaczynała
cierpnąć. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę (Sokaris nie ośmielił się odezwać,
choć z pewnością wymyślił już z tuzin docinków), aż Nick odsunął rękę i
kontynuował przerwany temat. Jakby nic się nie stało. Nie spojrzałam na brata,
ale czułam, że również był zaskoczony.
Choć Rowdy nie krzyknął ani nie spróbował
w żaden sposób mnie upokorzyć, poczułam się jeszcze bardziej niekomfortowo, niż
kiedy znosiłam wrzaski ojca. Przywykłam do złośliwości Sokarisa, więc chyba
wolałabym, aby rzucił jakąś kąśliwą uwagę, niż zachował się tak… spokojnie. Najwyraźniej uznał, że
wyrobił sobie taki autorytet, że nie musiał nawet podnosić głosu. I miał rację,
bo jego reakcja całkowicie wymazała mi z głowy chęć wymknięcia się z
przedziału. Choć powróciła dawna wesołkowatość Nicolasa, ja wciąż miałam przed
oczami ten jego piorunujący wzrok. Jakby chciał przeszyć mnie na wskroś samym
spojrzeniem, a bardzo bym nie chciała, aby kiedykolwiek poznał moje myśli. Nie
miałam o nim najlepszego zdania, ale teraz obawiałam się nawet o tym pomyśleć.
Głosy Nicka i Sokarisa zlały się z rytmicznym
stukotem sunącego przez łąki pociągu, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy usnęłam.
Obudził mnie jakiś dziwny chłód na podołku. Kiedy otworzyłam oczy, jeszcze
przez chwilę nie kojarzyłam faktów, dopiero w momencie, kiedy poczułam
kołysanie, przypomniałam sobie, że jechałam do Hogwartu. Pierwsze, co
zobaczyłam, to Midnighta siedzącego na pustym miejscu Sokarisa — no tak, kotu
musiało się znudzić zaleganie na moich kolanach, stąd ten chłód. Nicka też nie
było, a ja siedziałam z głową opartą o własne ramię. Przez ułamek sekundy
poczułam dreszcz podniecenia, bo wydawało mi się, że zostałam w przedziale
sama, ale owo radosne uczucie natychmiast zostało zdeptane przez Ezdrasza. Był
na swoim dawnym miejscu i bazgrał coś po ostatniej stronie Proroka Codziennego.
— Gdzie oni
poszli? — zapytałam jeszcze trochę zaspanym głosem.
Worple oderwał wzrok od krzyżówki i
uśmiechnął się nerwowo. Jego Rowdy musiał przerażać jeszcze bardziej niż mnie.
— Poszli do Ivy, pewnie za chwilę
wrócą… Sokaris poprosił, żebym miał na ciebie oko, więc nigdzie nie wychodź,
co?
Ivy Taciturn. Najładniejsza dziewczyna,
jaką kiedykolwiek widziałam w Hogwarcie, rówieśniczka mojego ukochanego
braciszka. Oczywiście Ślizgonka, nie wyobrażam sobie, żeby Hortus wybrał dla
swojego synalka dziewczynę z innego domu. Jakby te podziały cokolwiek znaczyły.
Oj, zebrało się ostatnio ojczulkowi na swatanie, nie ma co. Ledwo dogadał się z
rodzicami Ivy, zaraz postanowił znaleźć męża swojej córce, a z tym akurat nie
miał problemu, bo w jego towarzystwie można było znaleźć samych snobów, czyli
ludzi, na których zdaniu zależało Hortusowi najbardziej. Sokaris zaczął
spotykać się z Ivy jeszcze w zeszłym semestrze, a ona sama wydawała się o wiele
bardziej zachwycona swym przyszłym mężem niż ja. Zanim Hortus dobił targu z jej
ojcem, nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam, a i później, kiedy się okazało,
że niedługo stanie się panią Hortus, udało mi się zamienić z nią zaledwie kilka
grzecznościowych ogólników i na tym nasza znajomość się skończyła. Jednak
zdążyłam się jej przyjrzeć na tyle dokładnie, aby móc ocenić, że była w
Sokarisa naprawdę zapatrzona, a ja próbowałam wymyślić, co w moim bracie mogło
się podobać. Z całą pewnością charakter.
— Jak żyję, nigdy nie widziałam
proszącego Sokarisa. — Wiedziałam, że w obecności Ezdrasza mogłam
sobie pozwolić na odważniejsze żarty, bo on sam bał się mojego brata o wiele
bardziej niż ja. — Wiesz ty co… Muszę iść do łazienki.
Worple nic nie odpowiedział, tylko wstał
razem ze mną, a uczynił to z taką miną, jakby wizyta w małym pociągowym kibelku
z obcą dziewczyną była dla niego czymś całkowicie normalnym. Ja nie podzielałam
jego entuzjazmu.
— Sama, Worple — dodałam,
starając się nie zabrzmieć zbyt napastliwie.
Chłopak zbladł pod pryszczami, a jego wzrok
zrobił się jeszcze bardziej rozbiegany. Ruszał się też jakoś dziwnie, jakby pod
skórą miał drażniące robaki — domyśliłam się, że Sokarisowi bardzo zależało,
żebym nie spotkała się z przyjaciółmi, ale sam wolał zaryzykować i zostawić
mnie pod opieką naiwnego kumpla, niż ograniczyć swoją wolność. Nagle mnie
olśniło i chyba domyśliłam się, co szeptał mu do ucha Hortus.
— Sokaris mówił…
— Przecież nie będziesz mnie tu
więził. — Byłam pod wrażeniem swojego własnego rozsądku. Jeszcze
nigdy nie musiałam się prosić, aby iść do łazienki. Przynajmniej
oficjalnie. — Zaraz wrócę, Sokaris się nie dowie. Myślisz, że mam
ochotę wysłuchiwać jego monologu?
Nie czekałam już na pozwolenie Ezdrasza,
tylko szybko rozsunęłam drzwi i wyszłam na korytarz, pozostawiając
piętnastoletniego Ślizgona sam na sam z własnym zmartwieniem. Musiało być już
po południu, bo wąskie przejście całkiem opustoszało, a wózek ze słodyczami
dawno przejechał. Niebo trochę się zachmurzyło i chyba zbierało się na deszcz,
bo wiatr szargał koronami drzew, a charakterystyczna szara plama między
chmurami a horyzontem mówiła, że w oddali już lało. Szłam i chwiałam się
najpierw przez jeden wagon, potem drugi, trzeci… I tak przez jakiś czas, aż
dotarłam do pierwszego, w którym znajdował się przedział zarezerwowany dla
prefektów. Dyskretnie przykleiłam nos do szyby, aby zajrzeć do środka; żołądek
wywinął mi się nieprzyjemnie na samą myśl, że miałabym wpaść do przedziału
pełnego obcych ludzi i dopiero tam zorientować się, że Toma nie było. Ale był.
Poznałam prefektów naczelnych siedzących naprzeciwko siebie pod oknem, jakąś
dwójkę nieznanych mi uczniów (musieli być nowymi prefektami z Hufflepuffu,
ponieważ Puchonów prawie w ogóle nie kojarzyłam), a także Toma. Siedział w
środku między siódmoklasistą z Ravenclawu i Margaret Rowle — naszą
rówieśniczką, która również w zeszłym roku dostała odznakę i sprawowała urząd
prefekta aż do przesady poprawnie. Nie znosiłam jej. Była paskudnie śliczną
dziewczyną, długie, kasztanowe włosy układały się na jej ramionach w błyszczące
fale, a w policzkach miała urocze dołeczki. Do tego jeszcze te piegi.
Obrzydliwa. A teraz siedziała po lewej stronie Toma i prawie dotykała plecami
jego rozciągniętego na oparciu ramienia. Poczułam, że zrobiło mi się gorąco.
Przez chwilę z mieszanymi uczuciami spoglądałam na jej twarz, ciesząc oczy
przyjemnym widokiem i walcząc z zazdrością, ale szybko ostudziło mnie
spojrzenie Toma. Odwrócił wzrok od szyby i spojrzał mi prosto w oczy, jakby
cały czas zdawał sobie sprawę z mojej obecności. Wydawał się znudzony
towarzystwem z przedziału. Kiedy zarejestrowałam jego wzrok, uniosłam obie ręce
i pomachałam nieśmiało, dając mu znak, aby wyszedł na korytarz. Powiedział coś
do pozostałych prefektów, czego nie mogłam usłyszeć przez grubą szybę, zabrał
nonszalancko rozłożone ramię zza pleców Rowle i rozsunął drzwi.
— I jak tam na
spotkaniu? — zagadnęłam go, cofając się, żeby zrobić mu
miejsce. — Przepraszam, że nie przyszłam, ja…
— Widziałem przez
okno — przerwał mi i oparł się plecami o zasunięte drzwi. — Rosier
został prefektem, Dippet chyba za bardzo mu zawierzył.
— Ja tam wierzę, że się sprawdzi.
Przepraszam, że nie pisałam od lipca… Ale Hortus zrobił mi straszną awanturę,
zabrał mi sowę… nie miałam wyjścia… A na koniec Sokaris spalił wszystkie listy
od ciebie…
— A teraz wychodzisz za
mąż. — Jego głos był suchy i całkowicie wyprany z emocji.
Przytaknęłam. Miałam wrażenie, że Riddle na
coś się wściekł (dziwnym trafem wydawało mi się, że to właśnie ja stałam się
źródłem jego złego samopoczucia), ale nie miałam odwagi, aby go o to zapytać.
Czekałam na jakąś uwagę, bo przecież musiał to skomentować. Plany ojca co do
mnie i Nicolasa całkowicie skrzyżowały się z naszymi. Choć z Tomem nigdy o tym
nie rozmawialiśmy, wydawało nam się to całkiem naturalne, że po szkole nadal
będę mu towarzyszyć we wszystkim, co tam sobie postanowi. Nie brałam pod uwagę
jakichkolwiek utrudnień, przecież byłam tylko jedną z wielu osób, które
znajdowały się w jego towarzystwie. I nikomu do tej pory to nie przeszkadzało.
Oderwałam wzrok od podłogi i wlepiłam go w
Toma. Nie widzieliśmy się dokładnie dwa miesiące, przez które naprawdę się
zmienił. Nie, nie fizycznie. Pozostał tym samym szczupłym chłopakiem o bladej
twarzy i ładnych, bystrych oczach, nawet czarne włosy miał ułożone w jednakowy
sposób, ale z całej jego postaci biło coś takiego… jakby ciemniejszego. Był też
dużo chłodniejszy w obejściu i o wiele bardziej zamyślony. Nie śmiałam o to
spytać.
— Zamierzasz coś z tym zrobić?
Kolejne pytanie, na które nie znałam
odpowiedzi. Wzruszyłam tylko ramionami i znów spuściłam wzrok, aby nie widzieć
wyrazu jego twarzy. Bałam się, że zobaczę rozczarowanie, choć było mało
prawdopodobne, aby Riddle podzielił się ze mną tak ostentacyjnie swoimi
emocjami, a do jego wnętrza miał dostęp tylko on sam.
Rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi, a
Ślizgon drgnął i przesunął się, żeby nie wpaść do przedziału. W progu pojawiła
się Rowle. Sztywne skinięcie głową miało chyba być jakimś paralitycznym
powitaniem.
— Tom…
Udało jej się wypowiedzieć tylko jego
imię, bo ten w tym samym czasie na nią spojrzał. I to wystarczyło, aby zamknąć
jej usta. Pierwszy raz zobaczyłam, żeby ktoś patrzył w ten sposób. Zwykle
chłodne i myślące oczy Riddle’a błysnęły na czerwono (choć miałam nadzieję, że
to tylko gra świateł); mimo że nie ja byłam adresatką tego spojrzenia,
poczułam, jak małe włoski na karku stanęły dęba. Nawet Hortus tak nie raził
wzrokiem. Pomyślałam, że bardzo bym nie chciała wzbudzić w Tomie takich uczuć,
które zmusiłyby go do posłania mi takiego spojrzenia.
Jak dziewczyna szybko pojawiła się w
wejściu, tak równie prędko wpadła z powrotem do przedziału, a Riddle powoli
odwrócił głowę. Kiedy popatrzył mi w oczy, pozbył się już tego nieprzyjemnego
wyrazu twarzy, ale wciąż był jakiś zesztywniały. Serce mocniej zatłukło mi się
w klatce piersiowej, kiedy zapytałam:
— Jesteście… razem?
Chciałam zabrzmieć naturalnie i luźno,
ale wyszło jak zwykle — nieśmiało i jąkliwie. Kiedy tylko te słowa opuściły
moje usta, od razu pożałowałam, że śmiałam to zwerbalizować. Zabrzmiałam jak
zazdrosna małpa, a przecież byłam ostatnią osobą, która miała prawo zazdrościć.
Ojciec od lat wpajał mi to na przykładzie mamy.
— Nie.
— Ach…
Zapanowało między nami niezręczne
milczenie, przynajmniej według mnie, bo Tom nie wyglądał na takiego, który
nagle poczuł się nieswojo. Stał z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała i przyglądał
mi się tak, jakby chciał odczytać moje myśli. A ja gryzłam się z każdym
wypowiedzianym w jego obecności słowem i zastanawiałam się, czy znów nie
palnęłam jakiejś głupoty. Był zdecydowanie zupełnie innym Tomem Riddle’em od
tego, który żegnał się ze mną ostatniego dnia czerwca na peronie dziewięć i
trzy czwarte.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, żeby
przerwać tę męczącą ciszę, ale na korytarzu pojawił się jakiś chłopak —
Ezdrasz, jak się później okazało. Był bardzo zdenerwowany i chyba biegł przez
całą drogę do pierwszego wagonu, bo dyszał jak zganiany pies.
— Okłamałaś mnie…
— Bo sobie na to
pozwalasz — przerwałam mu, ale wiedziałam, że i tak będę musiała
wrócić z nim do przedziału.
— Powiedziałem Sokarisowi, że
poszłaś do łazienki… Chodź, no chodź! — Zrobiło mi się go żal. Ja
musiałam znosić Sokarisa z racji tego, że był moim bratem, ale Worple’a nic
przy nim nie trzymało. — Nie chcesz rozzłościć Rowdy’ego, uwierz…
Zerknęłam jeszcze raz na Toma, który
obdarzył Ezdrasza jedynie chłodnym, nieoceniającym spojrzeniem i znów powrócił
wzrokiem do mnie. Patrzył tak, jakby jego cała sytuacja nie dotyczyła. Jakby
był jedynie jej obserwatorem. I tak w istocie było, bo Worple nie odważył się
nawet z nim przywitać.
— Muszę już
iść — powiedziałam na pożegnanie, czując palące wyrzuty sumienia.
Kolejny raz popisałam się wielką odwagą,
nie ma co. Kiedy już zaczynało mi się wydawać, że stałam się godna miana
Ślizgonki, zawsze musiał wyskoczyć szereg sytuacji, który skutecznie burzył
moje dobre przekonanie o sobie. Chciałam się odwrócić, żeby udać się za
podskakującym nerwowo chłopakiem, ale Tom w ostatniej chwili musnął moją dłoń
palcami. Natychmiast się zatrzymałam, choć jego ręce powędrowały już do
kieszeni wypłowiałej szaty.
— Później — rzucił tylko i
zniknął w swoim przedziale, nie oglądając się za siebie.
Choć nasza pierwsza w tym semestrze
rozmowa nie za bardzo się kleiła, mogłam myśleć tylko i wyłącznie o obietnicy
spotkania. Od momentu, kiedy pociąg ruszył, wiedziałam, że moje życie w
Hogwarcie nie będzie już takie jak dawniej. Z pokorą zniosłam reprymendę
Sokarisa, która okazała się chyba trochę mniej jadowita i obraźliwa (nie mogłam
w to uwierzyć, ale mój brat chyba naprawdę się zakochał), Nick natomiast ani
słowem nie skomentował tamtego zniknięcia — chyba faktycznie uwierzył, że
udałam się do łazienki, a tam nawet jego narzeczona potrzebowała małego sam na
sam z toaletą.
Deszcz zaczął bębnić o szyby pociągu
mniej więcej o czwartej po południu. Choć krajobraz za oknami już całkowicie
zdziczał, co oznaczało, że do stacji Hogsmeade zostało jeszcze może ze trzy
godziny drogi, ja siedziałam jak na szpilkach i słuchałam, jak Sokaris ekscytował
się ślubem z Ivy. Kto jak kto, ale on wydawał się ostatnią osobą chętną do
żeniaczki. Pan Taciturn musiał mieć naprawdę spory majątek, skoro mojemu bratu
było tak spieszno do ołtarza. Przez resztę drogi nie odezwałam się ani słowem,
choć wielokrotnie cisnęły mi się na usta złośliwości, kiedy tak przysłuchiwałam
się gadaninie Sokarisa i Nicolasa. Jak na chłopców mieli wyjątkowo dużo do
powiedzenia, ale ja mogłam jedynie w myślach wyśmiewać się z ich durnych
teorii, bo przecież z moich ust nie padła nigdy żadna mądra wypowiedź.
Przynajmniej zdaniem Hortusa tak gorliwie popieranego przez ukochanego synalka.
Od czasu do czasu zdarzyło mi się wymienić znaczące spojrzenia z Ezdraszem,
który również w tej sytuacji nie miał zbyt wiele do gadania; choć był
tchórzliwy i płaszczył się przed Rowdym, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja,
budził moją sympatię. Musiałam się tylko pilnować, aby mu za bardzo nie zaufać.
Byłam przecież tylko dziewczyną, a dziewczyny zawsze znaczą mniej od chłopców.
~*~
No i jesteśmy po pierwszym rozdziale.
Betuję opowiadanie, więc pierwsze trzy rozdziały będą krótsze niż reszta, żebym
się zmieściła w fabule. Rozdział z dedykacją dla Gonii. :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
~Olka
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 00:24
Fajny.Podobało mi się…….fajnie że Viktoria poznała Toma na dworcu,przynajmniej będzie mieć przyjaciela.Czekam na ciąg dalszy.Pozdrawiam.
14 listopada 2008 o 22:02
UsuńNoom xD
~Ms.Riddle
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 09:13
Ja bym zatłukła takie palanta jak Nick ;d;p a Voldziu tajmniczy ;dp uwielbiam tatusia za to ;p hehe naprawde fajnie;d;p zapowiada sie po tych pierwszych rozdzialach niesamowite opowiadanie ;**** nadia-riddle-love; ))
14 listopada 2008 o 22:03
UsuńOni długo ze sobą nie będą xD Victoria długo z nim nie wytrzyma xD
~Evera
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 10:34
Fajny rozdział. Tom jak zwykle tajemniczy, a Victoria widzę równie dociekliwa. Na jej miejscu pewnie zastanowiłabym się nad związkiem z „takim” Nickiem, ale to w końcu jej życie. Pozdrawiam
14 listopada 2008 o 22:04
UsuńTak, trudno o lepszą parę, prawda? Ale może im nie wyjść, jeśli taki Nick będzie cały czas wchodził Victorii w paradę xD
~xXxMAdzikxXx (krwawa)
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 13:15
super….nowa tajemnica…uwielbiam to ..;D i czekam na newik ;D
14 listopada 2008 o 22:05
UsuńTaa, ta tajemnica może im wszystko zepsuć xD
chloe_april@autograf.pl
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 13:55
Muszę przyznać, że trochę mnie zdziwiło to, że ten chłopak Victorii, odzywał się w taki sposób do Toma. Myślałam, że on budził trochę więcej respektu. Nie podobna mi się trochę pierwszy akapit, wydaje się być trochę napisany od niechcenia, to pewnie przez te „mniejsza o to”. Ogólnie w porządku, ale czekam na rozwinięcie. [secret-of-lord]
14 listopada 2008 o 22:06
UsuńDo Toma większość ludzi miała szacunek, ale są jednak jakieś mniejszości xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 14:11
Niezły rozdział::) Widać, że Sophie i Wiktoria to zupełnie inne osoby… Pozdrawiam i czekam na news:)
14 listopada 2008 o 22:08
UsuńTaak, torchę inne xD Bo Sophie wogóle nie szanuje Voldzia xD
~Natasza__
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 15:04
Fajny rozdziałJeju niech ona zerwie z tym Nickiem czy jak mu tamOn jest za głupiCiekawe czy dowie się o tajemnicy TomaPozdrawiam
14 listopada 2008 o 22:11
UsuńNa pewno się dowie. Ale zerwać z Nickiem to będzie problem xD
~Gonia
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 15:57
Noo, Frozenko, dziękuję za dedykację :* Rozdział mi się podobał (szczerze!) głównie dlatego, że pierwszy raz spotykam się z takim opisem (czyli życie pana Voldzia za jego studenckich czasów). Pomysł dobry, wykonanie też dobre… życzę tylko powodzenia :) dramione-draco-i-hermione
14 listopada 2008 o 22:12
UsuńPan Voldzio na pewno wiele zwojuje w swoim życiu xD
~susan1224
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 17:18
spooooooooooooooko lila-potter :D
14 listopada 2008 o 22:13
UsuńDzięęęęęęęęęęęęki xD
~Clumsy
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 17:22
Podoba mi się ;PJakie Voldemort ma ciekawe życie xdwww.ps-love-you.blog.onet.pl
14 listopada 2008 o 22:13
UsuńA ciekawsze będzie, jeśli będzie w nim Victoria xD
~House
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 17:54
Heh, ciekawe.. zaiste ciekawe xD Fajny początek…
14 listopada 2008 o 22:14
UsuńThx xD
~maika
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 18:04
hmmm, podobaalo mi sie;], ciekawie sie to zapowiada, mam tylko nadzieje, ze ona zerwie z tym Nickiem…;/, czekam na next;]
14 listopada 2008 o 22:14
UsuńMoże z nim zerwie xD A może Nick sam z nią zerwie? xD
~Demi
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 19:23
No no, super ten rozdzialek xD Pozdro ;* http://www.joe–jonas.blog.onet.pl
~Anuśka
OdpowiedzUsuń14 listopada 2008 o 23:06
# Ten NIck to jakis totalny palant,dlaczego ona z nim jest,po co?Niechże się dziewczyna,nie męczy i zerwie z nim w cholerę !!! Co za genialne imię Midnight,,,ehh wspaniałe.Zapowiada się tak jak lubię to u Ciebie,mrocznie i tajemniczo jednym słowem SUPER,i tak trzymaj !! Do następnego razu;p;p (romans-hogwart-moja-wizja)
15 listopada 2008 o 15:30
UsuńWydaje mi się, że trochę kulawo waczęłam, ale to nadrobię xD A imię „Midnight” wzięłam z filmu „Kobieta kot”. Tam też był egipski Mau Midnight i był bardzo inteligenty xD
~Isi
OdpowiedzUsuń16 listopada 2008 o 16:40
Zdecydowanie trafny tytuł. Riddle ma tyle tajemnic ale zauważyłam że nawet troszczy się o Victorie. Między nimi coś jest chociaż trudno to określić. Nie wiem po co jej do szczęścia Nick bo jak na razie nic więcej nie znaczy. A ten piękny kotem to kojarzy mi się z pewnym filmem… Nieważne – całuski :-*
13 marca 2009 o 17:21
UsuńTak. Z kotem Midnightem z „Kobiety-Kot”, tak? xD
~Aviar
OdpowiedzUsuń28 marca 2009 o 10:45
Paranormalny związek z niepełnosprytnym Nickiem… To właśnie to czego jej trzeba!i stało się… zaczynasz psuć mi Toma…:(;]
18 kwietnia 2009 o 15:16
UsuńCo, ma jeszcze sobie zrobić tatuaż i zacząć ćpać? Albo zostać gejem? To będzie zepsucie! xD
~Mona
OdpowiedzUsuń20 września 2010 o 20:53
przeczytałam! :D uc, uc, uc xd
~Merimaat
OdpowiedzUsuń17 sierpnia 2011 o 20:19
Szósty rok, dziewczyna charakterna, choc też się dziwię, że jest z tym typem, skoro tak go nie cierpi. Jak można być z kimś przez namowę kogoś? Nie całkiem to rozumiem. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały wyjaśnią mi to lepiej. Zaintrygowałaś mnie natomiast tym pierścieniem.
18 sierpnia 2011 o 17:19
UsuńPowiem tak: jak dotrzesz do późniejszych rozdziałów, to zobaczysz, że Dżahmes jest bardzo słaba, podatna na wpływy… Bo tak naprawdę jest dobra i ma czystą duszę, a zmarnotrawi to dla osoby, którą kocha.
Na, wstewst napiszę, że komentuję tu gdyż, zwyczajnie nie mogę dodać komentarza jak na człowieka przystało. Menu go zasłania i nie mogę wcisnąć publikacji... W ogóle nie wiem czemu tak wyszło... Mam nadzieję, że przez to mój komentarz nie zaginie w akcji.
UsuńOch to już pięć lat minęło? Aż smutno, że tak szybko xD Mam nadzieję, że wplotłaś w opowiadanie momenty przeszłości, nie tylko ważne wspomnienia, ale i te całkiem błahe ;)
Victoria z arystokracji, ma się rozumieć? Tatuś przysyłać - tyran rodziny liczący się tylko w świecie biznesu. To mi śmierci mocno arystokracją xD Lucjusz M. też gdzieś tam krąży? Hehehe
Charakter przedstawiony głównej bohaterki póki co nie ukazuje niczego co mogłoby silniczek tiarę do przydziału Węży. Ciekawa jestem jak to możliwe? Płocha, smutna dziewczynka mając 11 lat chyba musiała marzyć o śmierci ojca i brata by tam trafić xD Po latach na usługach Riddla jest już to prawdopodobniejsze. Choć wciąż nie wiemy jaka łączy ich relacja. Czy Tom traktuje ją jak przyjaciela, sługę czy jednak darzy ją silniejszym uczuciem. Jakby nie było wieść o zamążpójściu nie napawa go optymizmem.
Tak wiele tajemnic i tak bardzo chciałam je poznać! Twoje opowiadanie wciąga i jest świetnie napisane. Jakbym czytała książkę i to nie byle jaką. Chyba znalazłaś fankę ;)
Pozdrawiam gorąco.
Faktycznie, z tym rozdziałem jest coś nie tak, ja również nie widzę opcji dodawania komentarzy. Pojęcia nie mam, co mogło się stać, możliwe, że coś z kodami, bo już pod kolejnym wszystko jest okej.
UsuńTo są czasy młodego Voldka i pierwszych śmierciożerców, ale tak, Lucjusz też się pojawi.
Tak bardzo staram się walczyć z tym stereotypem, że Ślizgoni to rasiści pragnący śmierci ludzi, którzy ich nie lubią. XD Postawiłam tu bardziej na ambicję i po części na wieloletnią tradycję (jak Rowling zrobiła z Weasleyami). Chociaż nigdy jakoś specjalnie nie przywiązywałam uwagi do tego, że uczeń z takimi czy innymi cechami trafia do domu X, wolę traktować to jako luźny podział na klasy. W zasadzie można po humanie pisać matmę rozszerzoną i iść na geodezję. XD Podobnie widzę domy w Hogwarcie.
Bardzo się cieszę, że opko przypadło do gustu. <3
Cześć, poczytuję sobie powoli, na razie przebrnęłam przez prolog i ten rozdział. Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje się, jakby prolog był pisany dawno-dawno temu, a rozdział sporo później, tzn mam na myśli, że ja widzę znaczącą poprawę warsztatu. Nie wiem, w jakim stopniu szczegółowych opinii oczekujesz, na czym chciałabyś, żebym się ja, jako komentująca skupiła? Widzę, że betujesz (betowałaś?) zatem może zostawię stronę techniczną, bo się sama gówno znam, a zostanę przy czytelniczych odczuciach.
OdpowiedzUsuńPonieważ widzę, że tekst raczej będzie na wysokim poziomie, to pozwolisz, że będę wytykać nawet największe drobnostki, jakie mi się rzuciły? Przy czym chciałabym podkreślić, że w ogólnym odbiorze opowiadanie mi się podoba, a wytykanie błędów ma z mojej strony na celu tylko zwrócenie uwagi na coś, co ewentualnie może trochę zgrzytać, ale to oczywiście moja subiektywna opinia.
Mam dwie takie uwagi do tego rozdziału (z prologu już zapomniałam, sorki). Po pierwsze, napisałaś, że oczy Riddle'a błysnęły czerwono, a Veronica miała nadzieję, że to tylko gra światła. To zdanie wydaje mi się cholernie dziwne. W sensie, dziewczyna widzi, jak chłopakowi OCZY BŁYSZCZĄ NA CZERWONO i nic? "Mam nadzieję, że to gra światła"? A jakby to nie była gra światła, to niby co wtedy? Co z tego? Co to ma oznaczać? Wiesz, co próbuję powiedzieć? :D Że to brzmi tak, jakby ten czerwony błysk miał coś szczególnego oznaczać, a ona wiedziałaby co i bałaby się tego. A nie ma prawa tego wiedzieć i w ogóle jej reakcja na to była dziwaczna. Normalny człowiek po prostu pomyślałby coś w stylu "kurczę, ale dziwne, wydawało mi się, że oczy błysnęły mu czerwienią, strasznie to wyglądało!". Normalny człowiek nie zakładałby w ogóle, że to nie było złudzenie optyczne.
Dalej, ale tu już może moje niedopatrzenie - przyznam że czytałam trochę jednym okiem bo próbuję się uczyć do egzaminu XD - skąd Riddle wie, że ona wychodzi za mąż, skoro nie pisali do siebie w wakacje? :)
Ogólnie jak mówiłam wrażenie jest dobre. Nie znienawidziłam Victorii na dzień dobry, a to dużo, bo ja zazwyczaj nienawidzę bohaterek opkek, szczególnie OC (powiedziała, rodząc fanfik o OC bliźniakach w Hogwarcie, hipokryzja lvl expert XD). Jej brat to śmieć, ale to chyba dobrze, że tak go odbieram, tak miało być? Jest w każdym razie przekonujący. Nick to jeszcze większy śmieć i aż się we mnie gotuje. Czy on umrze? XD
A ten trzeci, któremu dałaś bardzo dziwne imię, którego na pewno nigdy nie zapamiętam, wydaje się taki, jakby to zdążało do tego, że się z Victorią zakumpluje, a kopnie w tyłki swoich koleżków. Ale może to tylko wrażenie.
Jeśli chodzi o Riddle'a, to spoko, kupuję. TYLKO - ja wiem, że to opko ma być romansem. I to oczywiście moja subiektywna uwaga, ale moim zdaniem za szybko dajesz znaki, że Victoria coś tam do niego zaczyna czuć (jest zazdrosna) i on chyba do niej też. W sensie, to jest pierwszy rozdział. Jeszcze nie wiem czego się spodziewać po tym opowiadaniu, ale BOJĘ SIĘ, że ono będzie wyłącznie romansem. Mam nadzieję, że tak nie będzie, bo to jest po prostu nudne. Romans - okej, ale z czymś. I taki pierwszy rozdział sprawia wrażenie, ze opko się tylko na tym będzie skupiać. Może to mylne wrażenie, ale takie odniosłam.
I jedna jeszcze uwaga, że nie rozumiem trochę dlaczego nazywasz ojca Victorii po nazwisku? Tzn czemu ona nazywa go po nazwisku? Przecież w prologu miał na imię Henryk? I, nawiasem mówiąc, takiego imienia nie powinno się chyba spolszczać. Bo Lucius - Lucjusz, ok. Ale Henry jest naprawdę okej.
Pozdrawiam i lecę do następnego :)
Yup, masz rację, prolog był pisany wtedy, kiedy zaczynałam to opko (jakaś końcówka 2008), był on na tyle krótki i neutralny, że postanowiłam jedynie poprawić pierdółki (jakieś przecinki, wstawić myślniki, akapity, takie tam), troszkę podrasować dialogi i wstawić trochę mniej gimbazjalne opisy. Resztę piszę od początku.
UsuńGeneralnie tak. Nie wiem, czy dogrzebałaś się do jakiejś informacji na temat dziwnej historii tego bloga: pisałam to w gimbazie, ale jakiś czas temu (z racji tego, że opko zbliża się ku końcowi) tknęło mnie, żeby poprawić poprzednie rozdziały; niestety okazało się, że nie mogę na nie patrzeć, więc zaczęłam pisać od nowa, ale bez zmieniania tego, co sobie wymyśliłam lata temu. Więc no. Staram się to urealniać na tyle, na ile się da, ale nie uniknie się dziwnych kwiatków (jak choćby z tymi imionami: albo wszystkie spolszczone, albo wszystkie oryginalne, ale gimnazjalnej mnie nie przyszło to do głowy, więc musi zostać po staremu :/). I taka to historia. Teraźniejsza (i przyszła) ja robi, co może. XD
Co do tego, na czym mogłabyś się skupić... Najlepiej na tym, co jest tobie najbliższe, bo i na tym znasz się najlepiej, a jednak poza zaskakującą nowiną, że ktoś postanowił przeczytać tego dziadka, zależy mi, żeby dzięki komciom jakoś to jeszcze rozwinąć. Ale może na kanon w niektórych wydarzeniach spuśćmy zasłonę milczenia, lata temu ubzdurało mi się, że przez lenistwo "urodzę" Toma trochę później, stąd w wydarzeniach jest bałagan, sama o tym doskonale wiem. XD Natomiast świat przedstawiony i charakter bohaterów z kanonu staram się oddawać tak kanonicznie, jak się da, więc tego spokojnie możesz się czepiać. :)
Co do błyskających na czerwono oczu, to akurat rodem wzięte od Rowling, we wspomnieniach z HP6 było o tym kilka razy i wydaje mi się, że Jo chciała podkreślić, że Tom od młodych lat miał w sobie tę voldkowatą cząstkę, która później zafarbowała mu na czerwono całe oczy. XD Potężni magowie nie zwracali na to większej uwagi (Slughorn, Chefsiba), więc wydaje mi się, że nastolatka tym bardziej. :) Jak napisałam, zważywszy na temat, chciałam przemycić do opka jak najwięcej kanonu.
Tom o tym wie, bo stosuje legilimencję. Poza tym jest w towarzystwie, które pochodzi ze "sfery" (Yaxley, Avery, Rosier itp.); w tamtych czasach ludzie nadal w pewnym sensie przykładali ogromną wagę do podziałów społecznych (a wyobrażam sobie, że staroświecka banda czarodziejów czystej krwi tym bardziej) i jeśli ktoś z wpływowej rodziny miał żenić się z kimś z innej wpływowej rodziny, wszyscy momentalnie się o tym dowiadywali. Poza tym w gazetach istniały takie rubryki poświęcone tego typu wydarzeniom (pojawia się to np. w ekranizacji "Pamiętnika"), taka część plotkarska, gdzie pisano o jakichś wielkich ślubach, narodzinach, rozwodach, ogólnie o skandalach, pojawiały się nawet nekrologi.
*wiedziałam, że nie zmieszczę się w jednym komentarzu*
Teraz nie znienawidziłaś, ale znienawidzisz później. Przynajmniej ja w pewnym momencie znienawidziłam, co - nie powiem - zdziwiło mnie, bo sądziłam, że jedynymi bohaterkami, które działają mi na nerwy, są chodzące doskonałości. W fazie mody na Merysujki w tamtych czasach postanowiłam się zbuntować i stworzyć totalną szarą myszę (których teraz pod dostatkiem), a teraz za to pokutuję. ;_;
UsuńEzdrasz? Mowa o Ezdraszu, na bank to Ezdrasz. XD
Tak, już wtedy postanowiłam, że nie będę pierdolić się w tańcu, głównie dlatego, że to opowiadanie nie jest romansem. Dlatego zaczęłam od szóstego rocznika. Może faktycznie dużo bardziej frustrujące dla czytelnika byłoby czytanie opka, które zaczęło się na czwartym czy piątym roku, kiedy to ich znajomość była jedynie przyjaźnią (przynajmniej ze strony Toma, no bo nie ukrywajmy, Victoria jest przeciętną dziewczyną z typowym gustem, a takim osobom chłopcy jak Tom prędzej czy później zaczną się podobać), ale zależało mi, żeby zacząć to opowiadanie od momentu, kiedy Tom jest świeżo po stworzeniu pierwszego horkruksa, co - moim zdaniem - przyśpieszyło i rozwinęło jego plany. Romans to tło, główna fabuła ma dotyczyć przede wszystkim wpływu toksycznych relacji (i nie tylko) na myszowatą dziewczynę. To, dookoła czego tak naprawdę ma kręcić się całe opko, będzie wspomniane dopiero na siódmym roku głównych bohaterów, w najnowszym rozdziale opisuję dopiero nadejście wiosny, więc sama ze swoim betowaniem jeszcze do tego nie dotarłam. XD Ale mogę ci obiecać na mały palec, że opko nie będzie wyłącznie romansem, na Boga, 104 rozdziały na temat WYŁĄCZNIE lofkuf... Można się zasłodzić. XD
AJ tam zaraz rasizm XD są do każdego domu jakieś konkretne cechy przypisane, resztacto już różnie. W końcu nie tylko kujoni to Krukoni :p
OdpowiedzUsuń