3 marca 2015

92. Zranione dziecko

         Nathir zmarł zaledwie kilka dni po moim powrocie do Egiptu. Matka wysłała mi list z informacją, że został pochowany w naszej rodzinnej krypcie na cmentarzu, gdzie spoczywały osoby z najznamienitszych rodzin czystej krwi. Miałam do niej żal, że nie zostałam zaproszona na pogrzeb, ale po części to rozumiałam – nie chciała, aby ta emocjonująca uroczystość zaszkodziła mnie i dziecku. Z pokorą przyjęłam też reprymendę od Czarnego Pana, który bardzo szybko zorientował się, że opuściłam zamek. Nie poruszyły mnie jego cierpkie słowa. Można nawet powiedzieć, że byłam pod wrażeniem, gdyż widziałam, jak ciężkie było dla Voldemorta powściągnięcie emocji. Nawet nie podniósł na mnie głosu, choć prędko zakończył swój monolog i opuścił pałac na całą noc.
         Powrót Voldemorta był dla mnie swego rodzaju pociechą, gdyż jego kilkudniowa nieobecność wywołała we mnie niepokój i tęsknotę. Po stracie przyjaciela potrzebowałam obecności kogoś bliskiego, a jedyną taką osobą był właśnie Czarny Pan. Choć nie rozpaczałam ani nie roniłam gorzkich łez, w sercu miałam czarną pustkę.
Jego pociągła, trupio blada twarz nie wyrażała żadnej emocji, kiedy późnym wieczorem wkroczył do mojej sypialni. Bił od niego lodowaty spokój; wiedziałam, że już dawno wybaczył mi sekretną podróż do Londynu. Jego powitanie było czułe, jednak nie odezwał się do mnie ani słowem. Ja również milczałam. Choć na zewnątrz było już chłodno, siedziałam na niskim, wygodnym, drewnianym krześle tuż przy kamiennej balustradzie i przyglądałam się majaczącym w oddali posągom. W zamku już dawno zapadła martwa cisza, ale miasto tętniło życiem, robotnicy wracali do swych domów, aby spożyć ostatni tego dnia posiłek, a dziewczęta wychodziły na ulicę, aby zarobić trochę złota. Kątem oka dostrzegłam leniwe machnięcie różdżki, a tuż obok mnie pojawił się prosty, drewniany fotel z wysokim oparciem. Czarny Pan usiadł i wysunął rękę, aby ująć moją dłoń.
- Obiecał mi, że nie umrze – odezwałam się w końcu.
Twarz miałam zastygłą w kamiennym, beznamiętnym wyrazie skupienia, wargi zaciśnięte, a na policzkach lśniły dwie długie wstęgi łez. Teraz, kiedy nie musiałam już pokazywać obcym swego silnego oblicza, mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości. Choć niejednokrotnie w moim sercu pojawiła się niechęć do Nathira, w tym momencie pamiętałam jedynie takie sytuacje, które dawniej wywoływały na mojej twarzy uśmiech. W tym żałobnym smutku potrafiłam wspomnieć Zivit, która musiała cierpieć po stokroć bardziej. Mimo że nigdy nie kochała swego męża, musiała spędzić z nim wiele przyjemnych, radosnych chwil. Wróciła do punktu wyjścia.
- Taką obietnicę mogę złożyć ci tylko ja – odrzekł spokojnie, jakby miał w głowie od dawna ułożoną odpowiedź. – Prędzej czy później musiałabyś doświadczyć tego bólu, ponieważ Nathir był śmiertelnikiem. Nie ma znaczenia, czy miało stać się to teraz, czy za trzydzieści lat.
- Nawet sobie nie wyobrażam, co czuje Zivit…
- Och, ona zniesie to lepiej, niż ci się wydaje – przerwał mi, a w jego głosie zabrzmiała ledwo dosłyszalna nutka rozbawienia.
W mojej głowie pojawiła się okropna myśl, której nie chciałam rozwijać. Obawiałam się, że teraz, kiedy moja siostra jest wdową, jej uczucie do Lucjusza Malfoya się odrodzi. Już dawno bardzo mnie to zmęczyło, a były tylko dwie osoby, które mogły odciągnąć Zivit od śmierciożercy. Nathir już nie żył, a ja nie mogłam przenieść się do Londynu, aby mieć ją na oku przez dzień i noc. Nie była dzieckiem, które nie potrafi samo się o siebie zatroszczyć…

*

         Luty był nie tylko miesiącem przynoszącym swego rodzaju ulgę po odejściu Nathira, ale i wyczekiwaną od dawna wizytę. Kiedy tylko w Londynie śnieg zrobił się wilgotny i ciężki, w moim pałacu pojawiła się Zivit wraz z licznymi kuframi, walizkami i kartonami. Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej ociężała i zmęczona, dlatego obecność siostry znacznie poprawiła mi humor. Czarny Pan niejednokrotnie powtarzał mi, że śmierć Nathira była dla niej wyzwoleniem, a ja w końcu w to uwierzyłam, dlatego jakże ogromne było moje zdumienie, kiedy ujrzałam siostrę pogrążoną w żałobie. Choć w Egipcie było bardzo ciepło, a słońce nieustannie przygrzewało, Zivit ubrała się w długą, czarną szatę. Jej poszarzałą, kamienną twarz nie znaczył najlżejszy makijaż, a włosy miała w nieładzie, jakby nie czesała ich i nie myła od kilku dni. Jej niechlujny, żałosny widok przywołał na moje oblicze grymas, którego nie zdążyłam przed nią ukryć. Mimo że wcześniej ułożyłam sobie w głowie to, co chciałabym powiedzieć jej na powitanie, w momencie, gdy Zivit wyłoniła się z kominka, nie potrafiłam z siebie wydusić słowa. Wiedziałam, że wspomnienie Nathira wywołałoby w niej jakąś gwałtowną reakcję, dlatego postanowiłam całkowicie pominąć wątek istnienia jej zmarłego męża. Pokazałam jej kompleks komnat, które miała od tego dnia zająć na stałe i zaproponowałam towarzystwo młodych, świeżo przysposobionych do służby dziewcząt, ale Zivit krótko odmówiła: 
- Nie, dziękuję. Dziwnie bym się czuła, gdyby ubierała mnie gromadka nastolatek.

         Musiało minąć kilka dni, zanim moja siostra jako tako zadomowiła się w wielkim, słonecznym pałacu. Choć wychowała się w Egipcie i żar panujący tutaj nie był jej obcy, spostrzegłam, że tęskniła nie tylko za mężem, ale i za deszczowym, chłodnym, ponurym Londynem. Pewnego ranka podziękowała mi sucho za zaproszenie.
- Tam wszystko przypomina mi o nim – wyznała, wpatrując się pustym wzrokiem swoich bladych oczu w kamienną podłogę. Już dawno nie usłyszałam naszego ojczystego języka płynącego z jej ust. – Chciałam przyjechać zaraz po pogrzebie, ale czułam, że muszę oswoić się z tym, że go… że go n-nie ma.
Głos jej zadrżał, załamał się, lecz dzielnie powstrzymała cisnące się do oczu łzy. Przełknęła głośno ślinę i odetchnęła kilkakrotnie, mrugając szybko powiekami. Udałam, że nie zauważyłam błysku w jej oczach i nie usłyszałam łamiącego się głosu. Kiedy się odezwałam, głos miałam całkiem spokojny i radosny, choć w środku sama walczyłam z targającymi mną emocjami:
- Rozumiem. Zrobię wszystko, żebyś czuła się tutaj jak najlepiej.
Przysunęłam się do siostry i przytuliłam ją tak mocno, jak tylko mogłam. Wiedziałam, że przez długi czas nikt nie będzie jej obejmował z takim uczuciem, jak robił to Nathir. Może nie byłam najlepszym zastępstwem, ale miałam nadzieję, że moja bliskość w pewien sposób będzie w stanie ukoić jej złamane serce.
Nagle poczułam drżenie jej ciała, a do moich uszu dobiegł stłumiony szloch. Z początku byłam nieco zdezorientowana i kompletnie nie wiedziałam, jak się zachować, gdyż empatię dla smutku innych utraciłam już dawno temu, ale w końcu wyciągnęłam niezdarnie rękę i pogładziłam włosy Zivit, której ciężkie, gorące łzy zalewały mi szatę na piersiach. Byłam matką, a ona zranionym dzieckiem. Chciałam wesprzeć ją jakimś ciepłym słowem, lecz w głowie miałam pustkę. Jedyne, co mi pozostało, to czekać, aż siostra się uspokoi.

         Choć ja sama szczerze współczułam Zivit i cieszyła mnie jej obecność w moim domu, Czarnemu Panu ta wizyta była wybitnie nie na rękę, mimo że niejednokrotnie przekonywałam go o jej lojalności. Voldemort nie musiał się martwić, że pewnego dnia moja siostra zniknie, a w najnowszym „Proroku Codziennym” ukaże się artykuł o powrocie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Czasami zachowywała się bardzo dziwnie, niejednokrotnie widywałam ją w pobliżu komnat, które dzieliłam z Czarnym Panem, a raz natknęłam się na nią w całkowicie pustej sali tronowej. Siedziała w moim fotelu z beznamiętnym wyrazem twarzy, jakby nad czymś natarczywie rozmyślała. Nie rzekłam na to nic, choć w mojej głowie zaczęły pojawiać się pierwsze wątpliwości. Zachowanie mojej siostry było dwojakie – z jednej strony bardzo często spotykałam ją w miejscach, w których przebywał Voldemort, z drugiej jednak jej rozpacz po śmierci męża była widoczna gołym okiem. Choć nie uciekała już przed światem, tak, jak to było zaraz po przyjeździe do Egiptu, często widziałam, jak lamentuje, wieczorami natomiast kilka razy zaczaiłam się niedaleko drzwi do jej sypialni i usłyszałam tłumiony przez grube drewno szloch. Zivit nie mogła tak perfekcyjnie udawać, jednak byłam do końca tego pewna, gdyż siostra odcięła swój umysł od całego świata.

         Pewnego dnia w zamku pojawiła się osoba, która mogła rozwiać moje wątpliwości. Mimo że jeszcze kilka miesięcy temu wizyta Severusa Snape’a budziła we mnie gniew, czas sprawił, że nie tylko Czarny Pan, ale i ja postanowiłam na nowo obdarzyć ambitnego śmierciożercę swoim zaufaniem. Choć nie znałam go tak dobrze, jak Lucjusza Malfoya czy innych starszych czarnoksiężników, młody i sprytny nauczyciel eliksirów prędko zaskarbił sobie moją sympatię.
- Usiądź – wskazałam mu krzesło powolnym ruchem dłoni. – Czego chce od ciebie Czarny Pan? Już na ciebie czeka.
Brwi czarodzieja drgnęły lekko, a on sam usiadł na krawędzi kwadratowego krzesła i odparł śmiało:
- Czarny Pan poprosił mnie, abym regularnie zjawiał się w jego domu i osobiście składał raporty dotyczące tego, co dzieje się w szkole. I to jest właśnie jedna z takich wizyt. Prawdopodobnie sądzi, że tylko podczas rozmowy z nim oprę się pokusie kłamstwa… Chyba nadal nie ma do mnie pełnego zaufania.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, mówiąc:
 - Poprosił? Czarny Pan? Bardzo chciałabym usłyszeć, jak Voldemort prosi… Ale do rzeczy. Zanim pozwolę ci odejść do twojego ukochanego pana, zamienię z tobą kilka słów. Niedawno pojawił się pewien problem i mam nadzieję, że pomożesz mi go rozwiązać.
- Ja, o pani? – Zdumiał się Snape, unosząc uprzejmie brwi.
- Tak, właśnie ty.
Przez chwilę lustrowałam go wzrokiem swych umalowanych oczu, zastanawiając się nad słowami, które chciałabym skierować do młodego nauczyciela, który również mi się przyglądał, oczekując na kolejny mój krok. Prędko wstałam z drewnianej, obitej ciemną skórą otomany i zaczęłam powoli przechadzać się po komnacie.
- Wiem, że jesteś nie tylko mistrzem w sporządzaniu eliksirów, ale potrafisz również doskonale zapanować nad umysłem i sądzę też, że znasz się na ludziach.
Severus Snape nadal wpatrywał się we mnie jak ciele w malowane wrota, nie rozumiejąc z mojego monologu ani słowa. Skinął tylko lekko głową, słysząc płynący z moich ust komplement, mówiąc:
- Dziękuję, ale nadal nie wiem, w czym mógłbym pomóc…
Westchnęłam ciężko i na powrót opadłam na długą, wąską sofę; dłuższe, nieco bardziej energiczne spacery przyprawione choćby szczyptą emocji z dnia na dzień obciążały mnie coraz bardziej, a spuchnięte stopy uniemożliwiały komfortowe poruszanie się.
- Moja siostra straciła w zeszłym miesiącu męża – poinformowałam nauczyciela. – Sprowadziła się do Egiptu jakiś czas po jego pogrzebie. Z początku sądziłam, że po prostu bardzo intensywnie przeżywa żałobę, jednak miały miejsce pewne zdarzenia… Liczę, że ta rozmowa pozostanie między nami – nasze spojrzenia spotkały się. Gdy ujrzałam w jego ciemnych, spokojnych oczach porozumiewawczy błysk, kontynuowałam: - Zivit coś planuje, a ja nie mam pojęcia, co o tym myśleć.
- Nie próbowałaś, moja pani, użyć legilimencji, aby…?
- Jej umysł jest dla mnie zamknięty – przerwałam mu i jeszcze raz pozwoliłam sobie na ciężkie westchnienie. – Szperanie w myślach innych ludzi nigdy nie było moją specjalnością, jednak wiem, że moja siostra również nie jest mistrzynią oklumencji.
         Znów zapanowało między nami milczenie. Severus Snape wyglądał na coraz bardziej zdezorientowanego, a blask jego zimnych oczu przygasiła na moment trwoga, jakby poczuł, że osobiste sprawy rodziny Czarnego Pana nie powinny go dotyczyć, mnie natomiast z minuty na minutę ogarniały coraz większe wątpliwości. Choć nauczyciel był ode mnie młodszy i nie posiadał tak bogatego doświadczenia, potrafił oszukać samego Albusa Dumbledore’a, co świadczyło o jego nadnaturalnym sprycie. Może mogłabym spróbować… zawierzyć mu? Poradzić się go?
- W tym stanie nie mogę nic zrobić – dodałam, wzdychając po raz trzeci. – Jeśli oskarżę ją o knucie intryg, a pomylę się, stracę siostrę na zawsze. Wiem, że ona mi już nie zaufa. Ale jeśli Zivit jest sprytniejsza, niż podejrzewam…
Zerknęłam na Snape’a, który wyprostował się godnie, a jego twarz, choć poważna, wykrzywiła się przebiegle, jakby niespodziewanie zrozumiał całą sytuację. Mogłam jedynie podejrzewać, że sytuacja jest mu doskonale znana, lecz nie z tej strony, którą ja mu przedstawiłam. Odpowiedział mi cicho i spokojnie, jak gdyby mówił o pogodzie:
- Być może warto dać sprawie się rozwinąć, zanim podejmiesz jakieś kroki, moja pani.

         Choć rozmowa z Severusem Snape’em nie rozwiała moich zmartwień, ja sama poczułam się o wiele lepiej. W końcu ktoś bezstronny spojrzał na moje troski i ani nie odrzucił, ani nie potwierdził moich podejrzeń, a tego właśnie potrzebowałam. Chciałam być wysłuchana przez inteligentnego, spokojnego czarodzieja; Mistrz Eliksirów rzekł mi tak naprawdę to, co spodziewałam się usłyszeć i tym właśnie zyskał w moich oczach. Jego pokora i opanowanie były czymś niespotykanym w tym gronie, gdyż zazwyczaj spotykałam śmierciożerców nad wyraz pewnych swoich osiągnięć, które w gruncie rzeczy były błahostkami. Żałowałam, że zwątpiłam w młodego nauczyciela, który z pewnością zrobi wiele dla swojego pana.
         Nie miałam jednak czasu, aby móc zachwycać się przymiotami profesora Snape’a, ponieważ nie minął nawet dzień od jego powrotu do Hogwartu, kiedy w pałacu pojawiła się informacja, która przewróciła wszystko do góry nogami. Nie widziałam Czarnego Pana w takiej euforii od momentu, kiedy potwierdziły się informacje o moim stanie.
         Spałam, kiedy w zamku zrobiło się potworne zamieszanie. To właśnie ono mnie obudziło. Natychmiast wezwałam strażników, którzy przez tę noc mieli strzec drzwi do mojej sypialni i wypytałam ich o powód owego nieporządku.
- Pani ma siedzieć w komnacie, nie wolno schodzić na dół, żeby pani nie frapować…
Słowa ciemnoskórego mężczyzny dotknęły mnie do żywego. Choć wciąż byłam trochę nieobecna, zuchwałość pachołka rozsierdziła mnie tak, że pokraśniały mi policzki, a ja sama zaczęłam podniesionym głosem:
- Co to znaczy, że mam siedzieć w komnacie? Zważ lepiej, do kogo mówisz…
Lecz nie było mi dane dokończyć, ponieważ drugi strażnik wychylił się do przodu i przerwał mi w pół słowa:
- Czarny Pan powiedział: „królowa ma siedzieć w komnacie, a jeśliby się zbudziła i nazbyt się upierała, macie jej przekazać, że nic złego się nie stało, tylko nareszcie dokonała się ucieczka”. Dlatego pani musi wrócić do pokoju.
Choć słowa Voldemorta nieco mnie uspokoiły, nieustępliwość służby sprawiła, że gniew we mnie zawrzał. Żaden z dwójki strażników nawet się nie zorientował, kiedy w mojej dłoni pojawiła się różdżka, którą celowałam raz w jednego, raz w drugiego czarodzieja.
- Ja jestem tutaj panią i nikt nie będzie mnie odsyłał do komnat, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota.
Wyciągnęłam rozpostartą dłoń w kierunku drzwi do swojej sypialni, a długa, uszyta z wyprawionej lwiej skóry narzuta przeleciała przez całą szerokość pokoju i spoczęła na ramieniu. Ubrałam ją na siebie jak szlafrok i zapięłam wypolerowane na błysk kościane guziki, tak, że spod szorstkiej, pachnącej olejami skóry wystawała mi jedynie głowa i nagie ramiona. Prędko zwróciłam swe oblicze w kierunku, z którego najsilniej dobiegały mnie odgłosy szamotaniny i podniecone, męskie głosy.
         Spodziewałam się spotkać nowoprzybyłych w sali tronowej, lecz natknęłam się na nich jeszcze w głównym holu. Ze szczytu schodów miałam doskonały ogląd na to, co działo się kilkanaście metrów przede mną. W sali wejściowej mogłam doliczyć się co najmniej dziesięciu odzianych w łachmany mężczyzn, spostrzegłam także jakąś wysoką, przeraźliwie chudą kobietę z masą czarnych, splątanych włosów. Pozostali ludzie byli mieszkańcami pałacu, których zbudziły te niespodziewane, nocne hałasy. Stali teraz po kątach, szeptali i kręcili głowami, nie mogąc zrozumieć ani słowa z tej chaotycznej, angielskiej paplaniny. A wszystkich tych narzekań i opowiadań wysłuchiwał cierpliwie Lord Voldemort. Ich umiłowany pan i władca, spokojny i miłościwy ojciec. To do jego piersi lgnęli nawet najbardziej zatwardziali śmierciożercy, łaknąc pochwał i życzliwego spojrzenia.
- A cóż tu się wyrabia, do jasnej cholery? – Mój wysoki głos poniósł się echem nie tylko po szerokim holu, ale i po najbliższych korytarzach.
Jeszcze raz omiotłam spojrzeniem całą salę; wzrok wszystkich spoczął przez chwilę na mnie, po czym ubrani w łachmany na nowo zwrócili swe oblicza w kierunku swego pana, który szybko ruszył w moim kierunku, aby pomóc mi zejść ze schodów. Jego twarz jaśniała niczym niezamąconą radością, a w oczach tliły się szkarłatne płomienie, co mogło zwiastować tylko jedno: część jego planu została w tej chwili zrealizowana.
- To początek nowej ery – powiedział, ciągnąc mnie za ramię w kierunku brudnych, wychudzonych śmierciożerców. – Przybyli prosto z Azkabanu! Dołohow, Rookwood, Bellatriks… Dziesięciu wspaniałych!
W moim sercu pojawiła się mieszanina podziwu i niepokoju. Ucieczka z najpilniej strzeżonego więzienia była doprawdy niesamowitym wyczynem, jednak obecność śmierciożerców w Egipcie od razu wydała mi się podejrzana. To przecież szmat drogi, a uciekinierzy, których musi szukać teraz połowa świata, z całą pewnością mieliby spore problemy, aby bez przeszkód dostać się w tak krótkim czasie do naszego zamku. Jednak moje wątpliwości szybko się rozwiały, kiedy Lord Voldemort dodał:
- Mogę uznać, że Lucjusz zrehabilitował się trochę w moich oczach, ponieważ zaryzykował swoją wolność i sprowadził ich do Egiptu. Zostaną tutaj, dopóki świat nie stanie się dla moich popleczników bezpieczny, a stanie się to zaraz po odzyskaniu przepowiedni.
Z mrocznego kąta sali wyłonił się wspomniany mężczyzna, z zapałem podziękował swemu panu za okazaną łaskę i skłonił się nisko. Wymieniliśmy z Voldemortem żarliwe spojrzenia, a ja odparłam krótko:
- Będzie tak, jak powiesz.
Zerknęłam na Bellatriks, która czaiła się najbliżej swego ukochanego pana. Była skulona, jakby wciąż się obawiała, że w każdej chwili mogą pojmać ją aurorzy, lecz jej błyszczące, zapadnięte oczy patrzały śmiało. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja odwróciłam się szybko i wspięłam się z powrotem po schodach, aby udać się do swojej sypialni. Wiedziałam, że tej nocy już nie zasnę. Moje serce wypełnił palący niepokój i zazdrość. Od zawsze znałam uczucia Bellatriks do Czarnego Pana. Kiedy wyszła za mąż, a później trafiła do Azkabanu, wzmocniła się moja pewność, lecz teraz, kiedy znów pojawiła się w naszym życiu, a na dodatek wróciła jako zwyciężczyni, poczułam, że moja pozycja została zachwiana. Nie mogłam jej stąd odprawić, Voldemort nigdy na to nie zezwoli, przynajmniej dopóki śmierciożercy nie są bezpieczni w Wielkiej Brytanii. Troska o dziwaczne zachowanie Zivit wobec Czarnego Pana zdała mi się teraz głupotą.

*

         Noc przybycia zbiegłych śmierciożerców do pałacu zapoczątkowała nie tylko częste i regularne wizyty pozostałych popleczników Czarnego Pana, ale ściągnęła też do mego serca rozdrażnienie. Czułam, że dzień rozwiązania zbliża się wielkimi krokami, choć kapłan powtarzał, że poród nie odbędzie się wcześniej niż dopiero za miesiąc. Byłam bardzo ociężała, a nieustannie przewijający się przez dom śmierciożercy nie poprawiali mi nastroju, dlatego spędzałam prawie cały swój wolny czas w swoich komnatach. Bardzo tęskniłam za samotnymi, nocnymi wyprawami na pustynię, ciężkimi podbojami i poczuciem siły, które dawała mi władza. Im bliżej było rozwiązania, tym więcej czasu spędzałam w zamku z Midnightem na kolanach w otoczeniu dwórek i Zivit. Siostra wciąż bardzo przeżywała śmierć męża, aczkolwiek nie obnosiła się już ze swoją rozpaczą tak, jak na początku swego pobytu w moim domu. Wciąż nie przywykła do atmosfery, która tutaj panowała, lecz nie szukała już towarzystwa Czarnego Pana. Często opowiadałam jej o swoich lękach związanych z pojawieniem się Bellatriks, ale siostra zawsze starała się mnie uspokoić.
- Nie potrafię w tej chwili dzielić z tobą żałoby – westchnęłam i przesunęłam różdżką wieżę na planszy czarodziejskich szachów, w które grałyśmy w to parne, gorące przedpołudnie. – Zbyt wiele się tu dzieje, a ten klimat chyba nie służy zachodzeniu w ciążę. Jedynie bogowie wiedzą, co muszę znosić, aby urodzić Czarnemu Panu syna.
Choć moje słowa zabrzmiały ostro, Zivit nawet się nie skrzywiła. Przez chwilę zastanawiała się, jaki ruch ma wykonać, a kiedy jej koń zaszarżował na moją królową i zmiótł ją z planszy, rzekła:
- Nathir był moim mężem, to ja powinnam go należycie opłakać. Niedługo urodzisz dziecko i tylko o tym powinnaś teraz myśleć. Bellatriks nie może się z tobą równać, ale masz rację, powinnaś być czujna.
Rady Zivit takie właśnie były. Szczere i bezpośrednie. Wiedziałam, że naprawdę zależy jej na dobru mojego dziecka, lecz ona sama nie chciała mnie okłamywać i wmawiać mi, że wszystko jest w najlepszym porządku, a wielka miłość Bellatriks do Czarnego Pana jest tylko moim urojeniem. Nie mogłam się cieszyć z ucieczki najlepszych i najniebezpieczniejszych śmierciożerców, kiedy zagrażająca mi kobieta panoszyła się po korytarzach mojego pałacu. Nie widziałam jej przez bardzo wiele lat i prawie zdążyłam zapomnieć, jak piękną jest dziewczyną. Azkaban odcisnął na jej twarzy swe szkaradne piętno, ale wystarczyło trochę wody i nowe szaty przysłane jej przez siostrę z Londynu, aby Lestrange odzyskała swój dawny wdzięk i mroczny urok. Przez wieloletni pobyt w więzieniu utraciła nie tylko urodę, ale i zdrowe zmysły. A taka szalona, magicznie utalentowana kobieta była dla mnie niemałym zagrożeniem. Czekałam więc na poród jak na zbawienie.

         Wygnani śmierciożercy zadomowili się już tutaj na dobre, choć minęły dopiero dwa tygodnie od ich ucieczki. Idąc za radą Zivit, starałam się zachowywać spokój i myśleć tylko o sobie, lecz oczy wciąż miałam szeroko otwarte, choć Bellatriks bardzo rzadko wchodziła mi w drogę. Mimo że Czarny Pan często opuszczał zamek, musiał kiedyś znaleźć czas, żeby polecić swojej najwierniejszej słudze, by ta unikała mnie jak ognia. W momentach, kiedy spotykała mnie na korytarzu, prędko oddalała się prędko w przeciwną stronę. Nie narzekałam na to, ponieważ im krócej na nią patrzyłam, tym byłam spokojniejsza.
         Kolejny wieczór przyniósł mi ulgę po całym upalnym dniu. Wydawało mi się, że w zamku jest o wiele goręcej, niż na zewnątrz w pełnym słońcu, lecz od kilkunastu dni w ogóle nie opuszczałam dworu, gdyż na samą myśl o dłuższym spacerze bolały mnie spuchnięte, niezgrabne stopy. A teraz pragnęłam tylko i wyłącznie ciemności w swojej sypialni i przyjemnego, miękkiego chłodu satynowej pościeli. Bez słowa ruszyłam w kierunku drzwi, których zwyczajowo strzegli dwaj ciemnoskórzy czarodzieje odziani jedynie w czerwone przepaski na biodrach i plecione, skórzane sandały, a w dłoniach trzymali długie, zakończone ostrym szpikulcem włócznie. Z reguły żaden ze strażników nigdy się do mnie nie odzywał, teraz jednak w momencie, kiedy znalazłam się tuż przy nich, obaj zasłonili kopiami drzwi, a jeden wystąpił naprzód, mówiąc:
- Królowa dzisiaj nie przyjmuje nikogo w swoich prywatnych komnatach.
Bardzo zaskoczyły mnie jego słowa. Z początku nie dostrzegłam w ich twarzach niczego podejrzanego, gdyż emocje całkowicie przyćmiły mój rozsądek. Intensywniej natarłam na muskularnego czarodzieja, który delikatnie, acz stanowczo odepchnął mnie od drzwi. Zirytowana naskoczyłam na niego:
- Ja jestem królową, zwariowałeś, dworaczku? Zjedź mi z drogi…
W tej samej chwili doskoczył do mnie drugi strażnik, a ja spostrzegłam jakiś dziwny obłęd błyszczący w jego ciemnych, otępiałych oczach. Nie zdążył jednak nic więcej uczynić, ponieważ ja prędko pchnęłam drzwi i przecisnęłam się niezgrabnie do własnej sypialni. Dwaj czarodzieje natychmiast chwycili mnie za ramiona, usiłując odciągnąć na bok, ale przeraźliwy wrzask i niewidoczna fala gorącej energii podziałała na nich jak zaklęcie tarczy na mniej groźną klątwę. Jednocześnie wpadłam do środka i wycofałam się, widząc to, co działo się na moim własnym łóżku.
         Na jego brzegu siedziała Zivit. Miała na sobie moje własne szaty, moją perukę ze złotymi końcami, a jej ciało zdobiły malowidła. Poczułam się tak, jakbym patrzyła w lustro, tylko że siostra nie miała rozdętego brzucha, a w dłoni dzierżyła wielki puchar wypełniony jakimś trunkiem. Pochylona była do przodu, ku Voldemortowi, który znajdował się tuż obok niej. Oboje oderwali się od siebie, kiedy doszedł ich hałas, którego narobiłam. Czarny Pan cofnął rękę, którą obejmował policzek Zivit, a na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Pierwszy raz od jego powrotu jego oczy przygasły, przysłonięte kurtyną przerażenia. Poderwał się na nogi, a moja siostra cofnęła się w głąb łoża – po jej twarzy poznałam, że moje przybycie naprawdę ją zaskoczyło.
- Bogowie… o bogowie… Co tu się wyprawia? Co się tu wyprawia…? – Udało mi się wydyszeć, a ciężar tego, co tutaj widziałam zgiął moje plecy wpół.
Przed oczami miałam ciemność, doskoczyłam więc do Czarnego Pana na ślepo. Nie wiedziałam, czego tak naprawdę od siebie oczekiwałam, moje dłonie powędrowały gdzieś w górę z zamiarem ataku i obrony jednocześnie, lecz mężczyzna złapał je w połowie drogi, usiłując mnie uspokoić, ale nie słyszałam jego słów. Jak przez pomarańczowo złotą mgłę widziałam, jak poruszają się jego wargi, lecz nic nie dotarło do moich uszu.
- Noszę pod sercem twojego syna, a ty wynagradzasz mi to, łajdacząc się z moją siostrą! Ty dziwkarzu…! – Odepchnęłam go od siebie z taką siłą, jakiej się po sobie nie spodziewałam.
Jednak Voldemort nie dał za wygraną. Jeszcze raz się do mnie zbliżył, ale słabość, która ogarnęła mnie w progu, prędko mnie opuściła, uwalniając nagromadzony gniew. Uderzyłam go kilkakrotnie, rycząc mu przekleństwa prosto w twarz, a gorączka ogarnęła mnie niczym paląca trucizna. Szarpnęłam się też w stronę siostry, co Czarny Pan szybko wykorzystał, łapiąc mnie od tyłu.
- Precz stąd, Zivit! Natychmiast! – Rzucił do niej, a czarownica zwinnie zsunęła się z łóżka i odskoczyła w kierunku drzwi prowadzących do kolejnych komnat, w których mieszkałam.
- Nie było dla mnie nic bardziej pewne niż twoja wierność! – Zawyłam, miotając się w jego silnym uścisku niczym złapany w pułapkę zając. Głos mi się łamał, a w gardle czułam wielką gulę, gdyż wciąż walczyły we mnie dwa żywioły: rozpacz i wściekłość.
- Uspokój się – Czarny Pan szeptał mi do ucha, choć i on był bardzo roztrzęsiony. – Uspokój się, pomyśl o naszym synu…
Słowa te miały ugasić pożogę, a stały się oliwą, która jeszcze bardziej roznieciła szalejący we mnie pożar. Z całych sił odepchnęłam od siebie swego kochanka i bluznęłam w jego kierunku:
- A ty o nim myślałeś, szmacąc się z tą dziwką?!
Z oczu trysnęły mi łzy, choć twarz wciąż miałam wykrzywioną w potwornym grymasie gniewu. Pasja, która mnie ogarnęła przyćmiła na chwilę moje zmysły, czyniąc mnie nieczułą boginią. Ten stan jednak nie trwał długo; Lord Voldemort nie zdążył nawet pomyśleć nad odpowiedzią, kiedy przeszła mnie pierwsza strzała bólu biegnącego od kręgosłupa do brzucha. Dziecko w moim łonie poruszyło się niespokojnie, zatrzepotało kończynami jak uwięziony w klatce ptak. Ono również doznało przeszywającego bólu, który był niczym silna, kamienna ręka chwytająca mnie za kark, przyciskając do zroszonej jakąś szkarłatną substancją podłogi. Przycisnęłam obie dłonie do brzucha, lecz ból narastał, przechodził przez moje ciało falami jak nieudolnie rzucony Cruciatus. Czarny Pan doskoczył do mnie, ale ja zdążyłam już osunąć się na kolana. Poczułam jakąś gorącą substancję spływającą po wewnętrznych stronach ud, a zaledwie sekundę po tym spostrzegłam zabarwioną krwią szatę.

~*~


         Bałam się tego rozdziału. Bałam się końcówki i tego, że nie podołam. Ale efekt już musicie ocenić sami. Przepraszam za miesięczną przerwę, moim jedynym i prawdziwym wytłumaczeniem są studia. Bardzo mi zależy, żeby wszystko pozdawać w jednym terminie. Ale obiecuję Wam, że na kolejny rozdział nie będziecie zbyt długo czekać, mam nadzieję, że chociaż trochę Was zaciekawiłam. 

37 komentarzy:

  1. ~♠ TDL ♠
    10 marca 2015 o 20:01

    I gdzież on jest, ach, gdzież?!
    Frozenko, my tutaj… Zamarzamy w oczekiwaniu. :D
    Damn, jakie to… suche. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Eweline
    15 marca 2015 o 19:57

    Nadal czekam…

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Eweline
    5 kwietnia 2015 o 09:53

    O nie, nie, nie.
    Powiedz proszę, że Dżahmes nie poroniła :-;

    Jeśli tak, to nienawidzę Zivit.
    Nie wiem co myśleć o tej końcówce, przyćmiła ona cały wcześniejszy tekst.
    Jestem ciekawa, jak Czarny Pan się z tego wytłumaczy.
    Zresztą, zobaczę.

    Nie mogę się doczekać :)
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 kwietnia 2015 o 11:35
      Być może Czarny Pan nie będzie miał nawet możliwości się wytłumaczyć xD

      Usuń
    2. ~Eweline
      5 kwietnia 2015 o 12:13

      Jeśli dlatego, że Dżahmes umrze, to foch z przytupem i koniec XD.

      Ale jeśli dlatego, że Dżahmes nie będzie chciała go słuchać, to jestem na tak ! Najlepiej, żeby przez długi długi czas mu nie wierzyła, żeby musiał się naprawdę wysilić.
      Nie lubię motywów w opowiadaniu, w którym dziewczyny to takie lekkie jemioły, co wybaczają wszystko i do tego od razu ;)

      Usuń
    3. ~Eweline
      5 kwietnia 2015 o 12:16

      A czekaj, Dżahmes ma horkruksy, nie może umrzeć.
      No to jestem spokojna.

      (Tak btw – cały czas czekam, aż Dżahmes się odwdzięczy pięknym za nadobne i też zrobi sobie małą zdradę. W formie odwetu :D)

      Usuń
    4. ~Eweline
      5 kwietnia 2015 o 12:55

      Chociaż w sumie, jakby głębiej się nad tym zastanowić, to Dżahmes nie jest typem kobieta, która zdradza ;p.

      Usuń
    5. 5 kwietnia 2015 o 19:13
      Mogę Ci obiecać, że Dżahmes Voldka nie zdradzi, ale między nimi już nie będzie tak, jak dawniej. Czym innym jest romans z przypadkową kobietą, a czym innym jest chociażby flirt z siostrą.

      Usuń
  4. ~Lauren
    5 kwietnia 2015 o 18:15

    Nienawidzę Zivit! Dżahmes powinna zrobić z nią to samo, co z tam tymi dziewczynami, które próbowały usidlić Toma.
    Jeśli Dżahems poroni, to się powtórzy sytuacja z początku DLR i zrobi się nudno (przynajmniej w moim mniemaniu). A Dżahmes nacierpiała się aż za dużo. Nawet ja tak nie komplikuję życia swoim postaciom niż ty.
    P.S. Życzę weny i nam nadzieję, że rozdział tym razem nie pojawi się z poślizgiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 kwietnia 2015 o 19:01
      Powinna, oj tak. Zwłaszcza, że ona z premedytacją skonfundowała tych strażników i specjalnie nakręcała Dżahmes na Bellę, aby odwrócić od siebie uwagę. Ale jest też jej siostrą, więc nie sądzę, aby Dżahmes z taką łatwością ją zabiła xD
      Wiesz, do Bitwy o Hogwart jeszcze zostało dwa lata, więc Dżahmes może narodzić dzieci… ohoho xD Zresztą zawsze może przeżyć tylko dziecko, a ona może umrzeć. Horkruksy nie chronią przed śmiercią, tylko umożliwiają powrót xD

      Usuń
    2. ~Eweline
      5 kwietnia 2015 o 19:32

      Tylko mnie nakręcasz na kolejny rozdział :D

      Usuń
    3. 5 kwietnia 2015 o 20:16
      Nie będzie już takiej przerwy pomiędzy 92 a 93, więc szybko się dowiesz, co tam dalej wymyśliłam xD

      Usuń
    4. ~Lauren
      5 kwietnia 2015 o 22:28

      Chyba zacznę bać się twoich pomysłów na DLR. Ale wciąż jestem ciekawa co będzie dalej :D

      Usuń
    5. 5 kwietnia 2015 o 23:36
      Nie będzie aż tak źle, zawsze staram się umieszczać modonasukcesowane pomysły na SCP xD

      Usuń
  5. ~Klaudia15
    7 kwietnia 2015 o 18:31

    Świetna rozdział.Blagam tylko żeby Dzachmes nie poroniła.Jeszcze bardziej nie znoszę Zivit.Niech umierze powolna śmiercią XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7 kwietnia 2015 o 19:02
      Powiem tak: do bitwy zostało jeszcze dwa lata, Dżahmes jeszcze spokojnie może urodzić przynajmniej jedno dziecko xD

      Usuń
  6. ~Klaudia15
    7 kwietnia 2015 o 18:35

    *swietny
    Przepraszam za błędy ale pisałam ten komentarz na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Sheirana
    8 kwietnia 2015 o 23:42

    Jeśli znowu będę tyle czekać na rozdział, to nie wiem, co z Tobą zrobię. No ale tak czy siak coś gorszego zrobiłabym najchętniej Zivit, żadnej litości >.< Dziwi mnie tylko trochę, że Voldek dałby się tak łatwo skusić Zivit, raz, że sam wcześniej nie wydawał się jakoś bardzo nią zainteresowany, dwa, że w pałacu Dżahmes, dosłownie pod jej nosem, trudno byłoby coś takiego ukryć, a trzy, że jednak zawsze był jej wierny i tak się cieszył z ich dziecka… No ale w każdym razie jestem ciekawa, jak to dalej rozwiniesz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 kwietnia 2015 o 00:49
      Nie no, aż tak długo nie będziesz musiała czekać xD Możliwe, że 10.04 nie zdążę dodać rozdziału, bo mam kolokwium z całego roku z dość trudnego przedmiotu i trzeba się uczyć. Ale tak długo nie trzeba będzie czekać, obiecuję :D
      Wiesz, Dżahmes tylko widziała, jak siedzą na łóżku, a Zivit się do niego klei. Tak naprawdę nie musiało do czegoś dojść, ale ważna jest interpretacja, która nie musiała być u Dżahmes właściwa, ale doprowadziła do takiej reakcji xD Jeśli jej dziecko zginie, już jakiś flirt albo romans (o ile miał miejsce) nie będzie tak ważny przy tragedii, która może ich spotkać.

      Usuń
    2. ~Sheirana
      9 kwietnia 2015 o 00:54

      Cieszę się :D
      Hmm, też prawda. Mam nadzieję, że jednak dziecko przeżyje. No i Dżahmes też ^^

      Usuń
    3. 9 kwietnia 2015 o 10:51
      Jedno mogę powiedzieć: ktoś umrze xD

      Usuń
  8. ~ ljausrt
    12 kwietnia 2015 o 19:13

    Wow.
    Chyba na nic lepszego mnie nie stać..
    Z początku miała obawy.. no bo w końcu bloga prowadzisz już od bardzo dawna, a to jest Twój 92 rozdział! Przecież tyle mnie ominęło.. o tylu rzeczach nie wiem, nawet nie znam imienia bohaterki xd
    Myślałam, że się w tym nie odnajdę.. Ale o dziwo piszesz to wszystko tak, że ja osoba, która czyta to po raz pierwszy wie o co chodzi..
    Jestem mile zaskoczona bo zdawałam sobie sprawę, że Twój blog jest jednym z tych z tej wyżej półki, że tak to określe.. Wiedziałam, że piszesz od bardzo dawna i zapewne masz już te wszystkie problemy z dobieraniem słów za sobą i, że znalezienie synonimu by nie powtarzać jest dla Ciebie mogę to określić pikusiem.. I tak jest.. Przynajmniej ja to tak widzę bo piszesz jak dla mnie na bardzo wysokim poziomie *o* i słownictwo, które używasz budzi we mnie swojego rodzaju respekt.
    I oniemiałam po przeczytaniu tego.. na serio! Końcówka oczywiście najlepsza ;3
    Na początku przyznam szczerze czytanie szło mi bardzo opornie.. może to też dlatego ten komentarz pojawił się tak późno :D
    Odpychała mnie długość ; c xd
    Ale tekst jest naprawdę bardzo wartościowy <3
    Jak zaczynałam czytać to marzyłam tylko by dotrwać do końca naprawdę.., ale myślę, że to dlatego iż nie jestem z twoim blogiem od początku :D Dopiero później wzbudziłaś we mnie emocje ;*

    Tą jej siostre to bym chyba udusiła naprawdę!!
    A wogóle jak Voldek się zachował? Nie chce nikogo oceniac no, ale.. przegiął :< Dziwi mnie zachowanie tych całych strażników.. No ja rozumiem, że Czarny Pan im kazał jakby zatrzymać główną postać, ale ich zachowanie nie było dla mnie takie naturalne tylko sztuczne i uważam, ze mogli rozegrać to całkowicie inaczej :( Ja wiem, że to twoje pomysły i nie chce w nie ingerować! Broń boże! Ja tylko chciałam zaznaczyć, że odczytałam ich jak nienaturalnych :< xd
    Egh.. Ciekawe czy fakt, ze jej siostra się przebrała bardzo podobnie do niej będzie miał coś do rzeczy xp I czy oni tak długo już? Myślałam, że Bella zacznie mieszać! No po siostrze czegoś takiego bym się nie spodziewała..
    Ooo, co do Belli to ojejku <3 Mam nadzieje, że coś, więcej jej dasz xp
    Wgl ciekawi mnie jak ona na to zareaguje.. W sensie na "zdrade" xd
    No i pewnie poroni ;< Bo raczej umrzeć to nie umrze co? Ej! Ja się chyba wkręciłam w tego bloga :* Nie rób mi tego! Voldkowi to ja mam nadzieje da nauczke :(

    A i tutaj:
    " W momentach, kiedy spotykała mnie na korytarzu, prędko oddalała się prędko w przeciwną stronę. "
    Chyba jedno "prędko" jest tutaj zbędne :)
    Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na następny rozdział!! <3
    http://laura-w-hogwarcie.blogspot.com/

    Pozdrawiam! <3
    ljausrt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 kwietnia 2015 o 19:30
      Ohoho, jaki długi komentarz xD
      Powiem Ci, że nie ma osoby, która pisze perfekcyjnie i idealnie dobiera słowa. Z pewnością mam większe doświadczenie, niż ponad połowa osób piszących opowiadania, ponieważ bardzo łatwo jest wymyślić jakiś początek historii, założyć bloga i wstawić pięć rozdziałów. Ale muszę się też bardzo bardzo dużo nauczyć, lecz wszystko przede mną xD Wystarczy, że przeczytasz kilka pierwszych rozdziałów i zobaczysz, że zaczynałam na średnim poziomie.
      W kolejnym rozdziale wszystko wyjaśnię, ponieważ będzie to odcinek pisany w trzeciej osobie, więc będę mogła sobie pozwolić na trochę większy luz, przemycę więcej informacji… Ale dobrze, że odczytałaś ich zachowanie za nienaturalne, bo z całą pewnością takie nie było :D
      Tak, w tym cytacie jest literówka. Często tak mam, że piszę rozdział, potem coś mnie od niego oderwie, muszę wstać i coś zrobić (pranie wyjąć albo jakąś inną pierdółkę), potem siadam i kontynuuję, stąd często mam tego typu powtórzenia. Albo coś takiego: „W momentach, kiedy spotykała mnie na korytarzu, prędko prędko oddalała się w przeciwną stronę.”

      Usuń
    2. ~♠ TDL ♠
      14 kwietnia 2015 o 17:44

      Prędko, prędko po doktora, bo kocica bardzo chora. :D

      Usuń
    3. 17 kwietnia 2015 o 00:36
      Rozdział w sobotę xD

      Usuń
    4. ~Eweline
      21 kwietnia 2015 o 19:09

      Rozdział się chyba wstydzi ;p

      Usuń
    5. 21 kwietnia 2015 o 20:07
      Rozdział będzie po jutrzejszym kolosie ;_;

      Usuń
  9. ~lamala
    17 kwietnia 2015 o 20:23

    Ohohohohohohoho jeszcze troche i nastepny rozdzial. Tak btw jestem nowa i dopiero zaczęłam czytac opko ipowiem ci : uzaleznilam.sie.od.niego.. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Eweline
    25 kwietnia 2015 o 16:37

    Ile jeszcze czekania?
    Napisz chociaż. ;p.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Sheirana
      29 kwietnia 2015 o 23:39

      No właśnie, my tu czekamy :D

      Usuń
    2. 30 kwietnia 2015 o 16:03
      Szablon już zmieniłam, co jest oznaką nowego rozdziału, kolokwium wczoraj napisałam, może mi się coś uda uciułać podczas majówki, a jak nie, to zaraz po xD

      Usuń
  11. ~panterkaa mr
    3 maja 2015 o 13:28

    Hej . Czekam na nastepny rozdzial. Tak btw dodasz jeszcze cos na kochanek muz. ? Proszeee bo tak bardzo cieszylam sie tym ze zblizamy sie do pobytu w azkabanie a tu nagle pisze ze aawieszasz :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 7 maja 2015 o 00:17
      No, rozdział na DLR już jest xD
      A co do Kochanka i innych opowiadań, to oczywiście, pojawią się. Bardzo inteligentnie skasowałam sobie połowę rozdziału na KM Oo” I musiałam napisać to jeszcze raz, ale pierwsze, gdzie pojawi się rozdział (poza SCP) to KM. Więc niczym się nie przejmuj xD

      Usuń