6 sierpnia 2011

Rozdział 60

         Długo podróżowaliśmy. Głównie nocami. Tom Riddle jako Lord Voldemort osiągnął dużą sławę, niekoniecznie pozytywną. Mnie osobiście na tym nie zależało, w końcu liczył się dla mnie tylko on. Nie ukrywałam jednak, że towarzyszenie mu wyszło mi na dobre. Voldemort pokazał mi taką magię, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Dużo się nauczyłam, sama nie wiem, jak długo podróżowaliśmy. Ledwo automatycznie przeniosłam się do niego, by ukarać napaloną dziewczynę, mającą na Toma ochotę, już minęło pół roku. Nie spodziewałam się, że tak bardzo znał się na magii. Niektóre jego zaklęcia sprawiały, że przeszywał mnie zimny dreszcz. Były to już czary na najwyższym poziomie.
Przeszukaliśmy praktycznie całą Azję. Najgorzej było w Chinach. To bardzo dziwny kraj, muszę przyznać, bardzo różnił się od Anglii czy nawet Egiptu nie tylko klimatem, ale i kulturą. Od początku wiedziałam, że nie przypadnie mi do gustu, dlatego z ulgą przyjęłam wiadomość o zmianie.
- Sądzę, że nic więcej tu nie znajdę. Musimy przenieść się w inne miejsce. Pomyślałem o Albanii, Serbii, Bułgarii… Słowianie mają bogatą wiedzę na temat magii, która mnie interesuje, nawet mugole – powiedział mi pewnego wieczora. Wzruszyłam tylko ramionami. Byłam na niego nieco obrażona; ostatnio przebąkiwał coś o moim powrocie do Egiptu. Niby tęskniłam za domem, ale nie chciałam znów się z nim rozstawać. Myśl o pustych korytarzach w wielkim apartamencie przyprawiał mnie o nieprzyjemny skurcz żołądka.
- Wiesz, obserwuję cię od czasu, kiedy się tu zjawiłaś – dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie. – Z dnia na dzień to cię bardziej męczy, nawet nie próbuj zaprzeczać. No a teraz wybieram się do dość niebezpiecznych krajów, tam magia jest praktycznie wszędzie. I to nie byle jaka magia. Nie ukrywam, że mi bardzo zależy, by tam się udać.
Utkwiłam w nim wzrok, prawie nie mrugając powiekami. On również mi się przyglądał, nie mówiąc ani słowa. Fakt, chciał tam pojechać. Ale na jak długo? Jeśli odwiedzenie Azji tyle nam zajęło, gdzie magii było naprawdę niewiele, to co dopiero Europa Środkowa… Nie mogłam mu przecież zabronić tego, by był szczęśliwy. A byłby taki właśnie tam, odkrywając coraz to nowe rytuały, mity i legendy, eksperymentując, ile tylko się da. Ale co z moim szczęściem? Jakoś sobie poradzę, jak zwykle.
Westchnęłam ciężko.
- Dobrze. Jeśli mam ci przeszkadzać, to wrócę do domu – powiedziałam cicho.
- Nie o to chodzi, po prostu nie chcę męczyć ani ciebie, ani siebie – żachnął się Tom. – Nie będzie mnie kilka miesięcy, może nawet trochę mniej. Zrozum, jeśli mam ci zapewnić wszystko, co byś chciała, muszę stać się kimś.
- To ty zrozum, że chcę tylko ciebie. Nie potrzebuję ani władzy, ani bogactwa.
- Ale mimo wszystko chcę ci to dać – przerwał mi.
Ujął moją twarz w dłonie, żeby mnie pocałować. Znów musieliśmy się rozstać. Chciałam dobrze zapamiętać jego twarz. Czarne jak żuki, głębokie oczy, wąski nos, ciemne włosy… Czułam, że po powrocie bardzo się zmieni. To był ostatni raz, kiedy widziałam go przed tą zmianą.

*

         Powróciłam do Egiptu, zgodnie z zaleceniami Riddle’a. Po tej całej podróży byłam naprawdę zmęczona. Kilka dni dochodziłam do siebie, ale przynajmniej przyzwyczaiłam się do wysokości. Kiedy wróciłam, okazało się, że Zivit i rodzice wrócili do Anglii kilka tygodni wcześniej. Sama poczułam tęsknotę za tamtym krajem, dlatego wybrałam się tam w kolejną podróż. Najbardziej jednak brakowało mi Marcusa.  Wynajęłam pokój w Dziurawym Kotle na kilka dni; musiałam chodzić cały czas w przebraniu. Okazało się, że Lord Voldemort jest tam bardzo znany i dorównuje swoją potęgą słynnemu niegdyś czarnoksiężnikowi – Gellertowi Grindelwaldowi. Ku mojemu zaskoczeniu i, nie przeczę, niepokojowi, okazało się, że teraz plotkowano i o mnie. Nikt na szczęście nie znał mojego imienia, nazywano mnie po prostu „Egipcjanką”, nie śmiałam podawać jednak mojego prawdziwego nazwiska, więc, przynajmniej tymczasowo, Dżahmes-Meritamon Lock-Nah zamieniłam na Victorię Hortus.
Z Tomem przez całą jego nieobecność korespondowaliśmy, ale nie mogłam zasypywać go sowami, by mu nie przeszkadzać. On również nie miał czasu, dlatego otrzymywałam od niego średnio jeden list na miesiąc. Po upływie pół roku od mojego powrotu, czasami wręcz płakałam z rozpaczy. Zaczynałam mieć wątpliwości, czy warto tak cierpieć, co powodowało wyrzuty sumienia, które jeszcze bardziej nakręcały moją tęsknotę. Coraz częściej słyszałam o poplecznikach Lorda Voldemorta, nazywających siebie śmierciożercami. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że osiągnął już tak dużo, miał swego rodzaju władzę, bo ludzie zaczęli się bać wypowiadać jego imię i posiadał w końcu tę moc, o której zawsze marzył, choć z drugiej strony chciało mi się płakać. Powróciłam z zimnego, wilgotnego Londynu do słonecznego Egiptu. Dla zabicia czasu studiowałam i udoskonalałam magię, mnóstwo czasu, zwłaszcza nocy, spędzałam na pustyni. Nikt mi tutaj nie przeszkadzał, a ja mogłam wzniecać burze piaskowe tyle razy, ile miałam na to ochotę. Czasami zabierałam ze sobą Midnight’a. Nic się nie zmieniał, był tak samo pozaczasowy jak zawsze. Ze mną było podobnie. Nie starzałam się, mimo to zmieniałam się. Barwne życie religijne nie pozwalało mi się nudzić, mimo to nie mogłam zapomnieć, że Toma nie było już ponad półtora roku. Pisał coraz rzadziej i coraz krócej. Zaczęłam podejrzewać, że uciekał ode mnie.

         Tego wieczora, spędziwszy dzień całkiem przyjemnie jak na moją obecną sytuację, powróciłam właśnie z kolacji i zaczęłam przygotowywać się do snu. Ledwo odłożyłam pierwszą bransoletę na szafkę, ktoś chwycił mnie za nadgarstek przerażająco silną i lodowatą dłonią. Przerażona odwróciłam się gwałtownie. Musiałam cofnąć się aż pod ścianę, z sercem walącym mi w piersiach. Po środku sypialni stała postać w długiej, czarnej pelerynie, odsłaniającej jedynie głowę i dłonie. Owa postać ręce miała śmiertelnie białe, chude, o nienaturalnie długich palcach. Bezwłosa twarz, bledsza od nagiej czaszki, z bardzo wąskim nosem, oczach przekrwionych, z rysami bardzo dziwnymi, jakby rozmytymi. Moje oczy nieświadomie rozszerzyły się ze strachu, ja sama zaś zaczęłam krzyczeć. Wpadłam w prawdziwą panikę. Mężczyzna zaczął powoli zbliżać się do mnie, mówiąc łagodnie:
- Dżahmes, kochanie, nie bój się, to ja. Nie poznajesz mnie? Wróciłem może trochę później, niż obiecałem, ale już jestem.
Podszedł tak blisko, że słyszałam szmer jego oddechu. Powoli zacisnął jedną dłoń na moim nadgarstku, drugą zaś zakrył mi usta. Zesztywniałam, oddech miałam płytki i urywany. Po policzku spłynęła mi jedna łza.
- To ja, naprawdę. Spójrz – mężczyzna powoli odetkał mi usta, po czym odsłonił kawałek swojej piersi; widniał na nim wyraźnie znak węża. – Tylko dzięki temu mnie tu wpuszczono.
- T-Tom… wyglądasz jakoś… - udało mi się wyszeptać. Kiedy mnie przytulił, utwierdziłam się w przekonaniu, że to on.
- Wiem, zmieniłem się. Bardzo dużo eksperymentowałem. Musiałaś słyszeć o moich dokonaniach, w końcu już trochę osiągnąłem – rzekł.
- No tak, Czarny Pan, Sam-Wiesz-Kto, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać… całkiem sporo masz tych przydomków – przyznałam. Wciąż byłam w szoku, ale w końcu Riddle wrócił i to, zdaje się, na stałe.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. Wiem, że nie wyglądam… - zaczął, ale przerwałam mu stanowczo:
- Wygląd nie ma tu znaczenia. Nie dla mnie. Wystarczy, że ja jestem ładna, ty możesz wyglądać bardziej kreatywnie.
Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i wspięłam się na palcach, żeby go pocałować. Nie odrzucał mnie jego wygląd. Kiedy już się okazało, że to on, zaczął mnie pociągać taki, jaki był. Jego ciało okazało się zimne, o wiele trudniejsze do rozgrzania. Zupełnie jakby żyły rozprowadzające krew wcisnęły się w jego głąb. Mimo tak długiej, bo prawie dwuletniej przerwy, dopiero po dwudziestu minutach udało mi się go uaktywnić. Jakby ta cała magia sprawiła, że stał się bardziej oziębły, choć chęci miał niemniejsze niż ja. Pomyślałam głupio, że teraz jego umysł nie chce współgrać z ciałem. Całkowicie już zapomniałam, jakie to uczucie kochać się. A on przypomniał mi idealnie. Pod koniec, kiedy odetchnął głęboko, zrobił coś, czego nie robił nigdy dotąd. Owinął sobie dookoła długiego palca gruby kosmyk moich włosów, odciągnął mi głowę do tyłu i wtulił twarz w zagłębienie w mojej szyi. Poczułam się dziwnie, zupełnie jakby Voldemort był Midnight’em w ludzkiej skórze i obwąchiwał mnie.
- Ćwiczyłaś ostatnio. Bardzo podszkoliłaś się w czarowaniu – powiedział, przesuwając czubkiem nosa po mojej szyi.
- Skąd wiesz? – zapytałam automatycznie.
- Czuję to. Czuję dużo magii.
Odsunął się nieco, żeby móc mi się przyjrzeć. Pozostało mi się tylko domyślać, jak wyglądałam. A wyglądałam okropnie. Rozczochrana, dysząc ciężko po miłosnym uniesieniu, z lśniącymi oczami, drżąc lekko. On zaś wyglądał idealnie, oddychając spokojnie. Wyciągnął rękę, żeby mnie przytulić. Kiedy przysunęłam się do niego, objął mnie mocniej.

Przez całą noc nie zmrużyliśmy oka. Tom zdawał się mieć wręcz nieograniczoną ilość energii, ja zaś padałam z wyczerpania, chcąc więcej. Riddle był o wiele silniejszy, niż przed naszym rozstanie, panował nad sobą, pomagając mi utrzymać rytm czy wyrównać oddech. Jego silne ręce puściły mnie dopiero nad ranem, kiedy niebo powoli jaśniało, gwiazdy bledły, a chłód nocy powoli ustępował. Zasnęliśmy całkiem wyczerpani, tylko po to, by Heather dwie godziny później przyszła nas obudzić. Podczas nieobecności Toma kazałam jej budzić mnie o świcie. Dlatego tego ranka, kiedy kapłanka zapukała głośno i oświadczyła, że jest już szósta godzina, podniosłam głowę z piersi Riddle’a z bardzo niezadowoloną i nieprzytomną miną.
- Nie musisz mnie już budzić – mruknęłam, nie bardzo wiedząc, co mówię i zamknęłam oczy. – Dziękuję.
Czułam, że bolą mnie wszystkie mięśnie, ale i rozpiera, łagodząc ten ból, jakaś niesamowita energia. Kiedy Heather mnie obudziła, byłam bardzo senna, ale jakoś nie mogłam zasnąć. Leżałam tak, czując pod sobą chłód ciała Toma, serce bijące tuż pod moim policzkiem, klatkę piersiową unoszącą się w miarowym oddechu, a zmęczenie i ból mięśni mijały prawie zauważalnie. W końcu otworzyłam oczy. Niebo było jak zwykle bezchmurne. Uwielbiałam taką pogodę, a tu, w Egipcie, miałam ją cały czas. Voldemort wciąż jeszcze spał, więc pochyliłam się, żeby pocałować go w usta. Po tych miesiącach rozłąki i tęsknoty nadal nie mogło do mnie dotrzeć, że jest tu teraz ze mną. Przez sen objął mnie w dość mocnym uścisku, wbijając lekko długie, białe paznokcie w moją skórę. Dopiero chwilę później otworzył oczy. W pełnym świetle wyglądał jeszcze dziwniej, ale jak na mój gust wcale go to nie szpeciło.
- Śpij dalej, jeśli jesteś zmęczony – powiedziałam, całując go w policzek. Musnęłam językiem kącik jego ust, na co Riddle zaśmiał się. Poczułam jak jego najwrażliwsza część ciała sztywnieje powoli.
- Przestań. Nie chciałbym narobić ci siniaków – mruknął. – Pamiętasz? Kłóciliśmy się o Marcusa, jak zwykle. Wtedy, no… trochę mnie poniosło.
- Później Zivit pomyślała, że mnie maltretujesz – na samo wspomnienie miny siostry parsknęłam śmiechem.
Po jego wyrazie twarzy rozpoznałam natychmiast, że rozważa rzucenie mnie brutalnie na łóżko i dokończenie czynności z wczorajszego wieczora. Wiedziałam jednak, że jeśli nie zrobię jakiegoś przyjaznego ruchu, nie ośmieli się na więcej. Leżeliśmy praktycznie na krawędzi łóżka, więc kiedy Tom chwycił mnie za ramiona i pociągnął w bok, spadliśmy z niego na podłogę. Poczułam nieprzyjemny ból w krzyżu, kiedy moje ciało uderzyło głucho o posadzkę.

W końcu, po wielu minutach, Voldemort podparł się na obu rękach, dysząc ciężko. Kiedy dochodził do siebie, ja w tym czasie leżałam nieruchomo, z podbródkiem sztywno zadartym do góry, włosami rozsypanymi na marmurze, rękami powykrzywianymi pod dziwnymi, nienaturalnymi kątami, zupełnie jak porzucona szmaciana lalka. To było straszne, ale i cudowne zarazem. Mogłam nawet powiedzieć, że zaczynałam rozumieć, co Voldemort miał na myśli, mówiąc zapach magii. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Tom położył głowę na moich ciężko unoszących się piersiach.
- Zostajesz na stałe? – zapytałam.
- Tak. Poznałem magię bardziej, niż ktokolwiek inny – odparł. – Stworzyłem horkruksa. A z mojej podróży coś przywiozłem. Ty masz Midnight’a, jesteś do niego bardzo przywiązana. Poczekaj chwilę.
Podniósł się z podłogi, narzucił na siebie satynową kołdrę i wyszedł z pokoju. Nie musiałam długo czekać. Wrócił po minucie lub dwóch. W ręku trzymał duże, lśniące jajo o grubej, szarej skorupie. Podniosłam się na nogi, żeby za chwilę opaść na łóżko.
- Co się z tego wykluje?
- Wąż. Dostałem je od pewnego mężczyzny, który pomógł mi już w kilku sprawach – odparł.
Położył ostrożnie jajo na szafce i wrócił do łóżka. Objęłam go rękami w pasie i oparłam głowę na jego brzuchu. Voldemort wspomniał coś o kolejnym spotkaniu ze śmierciożercami i dyrektorze Hogwartu.
- Dumbledore na stanowisku dyrektora Hogwartu… to dość imponujące – mruknęłam, rysując palcem niewidzialne koła na jego podbrzuszu. Niby słyszałam, że Dumbledore po śmierci profesora Dippeta został dyrektorem Hogwartu, ale nie byłam pewna, czy to prawda. Powiem więcej, nawet mnie to tak bardzo nie interesowało. Ale skoro Tom wspominał w takiej chwili właśnie o nim, pewnie miał co do jego osoby jakieś plany.
- Powinienem chyba znów zgłosić się do dyrektora, po tym, co dokonałem, Dumbledore nie może mi odmówić tej posady – rzekł.
- A przyjmujesz też do świadomości, że może być inaczej?
Nie odpowiedział mi na to ani słowem, ale nie musiał. Dobrze wiedziałam, że nigdy nie przyjmował odmowy. Nawet ode mnie. A ta posada była dla niego bardzo ważna, aż boję się pomyśleć, co by zrobił, gdyby mu odmówiono. Dumbledore miałby duże kłopoty, a ja – chaos w domu.
- W takim razie kiedy do niego pójdziesz? – spytałam, podnosząc głowę. Plecy wciąż okropnie mnie bolały po upadku na twardy kamień. Heather będzie musiała się tym później zająć. Przywykłam już do tego, że kapłanki latały dookoła mnie, wyręczając przy najdrobniejszych wręcz czynnościach. Pozwalano mi jeszcze korzystać samodzielnie z łazienki, ale nie mam pojęcia, jak długo to potrwa. Przy kąpieli zwykle towarzyszyły mi co najmniej trzy dziewczyny. Na początku było to dla mnie krępujące, w końcu od dawna obnażałam się tylko przed Tomem.
- Na razie mam inne plany. To wszystko musi poczekać. Chciałbym się zająć teraz rządami i tobą – rzekł i pocałował mnie w usta. Nadal byłam w lekkim szoku, kiedy widziałam go takiego, ale mimo swojej dziwności sprawiał, że na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka.
- Mną? – zdziwiłam się, unosząc lekko brwi. – Musiałeś chyba za mną bardzo tęsknisz, skoro mówisz coś takiego. Jesteś miły, wiesz?
- Nie jestem. Tylko mówię, jak jest. Chcę ci dać to, czego pragniesz. A biorąc pod uwagę to, że nie było mnie ponad półtora roku, chciałbym wszystko nadrobić.
Podciągnął mnie wyżej, twarz ukrył w zagłębieniu mojej szyi. Natychmiast poczułam, jakie ma zamiary. I to dosłownie, bo gdzieś w okolicach podbrzusza wyczułam jak jego przyrodzenie twardnieje. By uniknąć niepotrzebnych nieprzyjemności, przerwałam to natychmiast, bez ociągania się.
- Nie rób tego. Chyba musisz trochę ochłonąć – stwierdziłam i szybko się odsunęłam, zanim zdążył mnie mocniej złapać i przyciągnąć do siebie. Ubrałam cienki, na wpół przezroczysty szlafrok i ruszyłam w stronę ciężkich drzwi. To skutecznie wyrwało Riddle’a z łóżka.
- Zaraz, tak cię nie puszczę – oświadczył poważnym tonem i zaczął czegoś szukać.
- Co? Dlaczego? – zdziwiłam się. Voldemort ubrał mnie w swój długi, czarny płaszcz podróżny, po czym sam przywrócił jednym machnięciem różdżki czarną szatę na swoje nagie, idealnie gładkie ciało. Objął mnie w talii, trochę za mocno, niżbym tego chciała i wyprowadził z sypialni. Piętro niżej czekała mnie odpowiedź, dlaczego.
Po domu snuli się, jak łatwo zgadnąć, śmierciożercy. Posłałam Voldemortowi zniechęcone spojrzenie, ale nic nie powiedziałam. Skoro chciał, by tu przebywali… No, trudno. Nic na to nie poradzę, to także jego dom. Śmierciożercy tu, śmierciożercy tam… Wszyscy kłaniali się  nam w pas, niektórzy zagadywali lub rzucali przymilne uwagi. To wszystko było głupie i niepotrzebne, a ja i tak wolałam, by zostawili mnie w spokoju.

~*~

Powiem szczerze, że szybko przeprowadzę całą tę akcję i dotrę do morderstwa Potterów. W końcu czeka mnie jeszcze całe cztery potterowskie lata do opisania, te trzynaście lat bez Lorda Voldemorta prawdopodobnie szybko miną. Ale za to zrobię przerwę między tymi rozdziałami, prawdopodobnie symbolizującą tę liczbę. Może jakiś trzy tygodnie, hmm? No nie wiem, jeszcze się zastanowię. Dedykacja dla Nelrinel :*

PS: Założyłam nowe opowiadanie, tutaj link, serdecznie zapraszam xD 

17 komentarzy:

  1. Nelrinel
    6 sierpnia 2011 o 19:39

    Pierwsza, hahahah <3. Cudny rozdział, och i ach. Nawet nie wiem, co napisać… Ale dobiło mnie to ze śmieciojadkami XD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~olka
    6 sierpnia 2011 o 20:09

    Tom się zmienił na tym wyjeździe,że aż się Dżahnes przestraszyła…………Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 sierpnia 2011 o 22:36
      No pewnie, w końcu wyglądał raczej strasznie xD

      Usuń
  3. ~Czarownica
    6 sierpnia 2011 o 21:45

    Czy on nie powinien się zmienić po powrocie?Chyba,że jakoś przywrócisz mu dawny wygląd.No bo raczej nie pójdzie tak do szkoły,nie?Uczniowie się przestraszą;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 sierpnia 2011 o 22:45
      On tak był, dużo zmieniam, ale te szczątkowe informacje z hp pozostaną. W książce wyglądał dziwnie, takie wspomnienie pokazał Harry’emu Dumbledore.

      Usuń
  4. ~GranatowaDama
    6 sierpnia 2011 o 21:50

    Już od dawna niczego nie czytałam. Od bardzo, bardzo dawna. A jednak dziesięć pierwszych odcinków Twojego opowiadania połknęłam w ciągu całego wieczoru! Gratulacje, masz piękny styl i choć czasami naprawdę zabrakło mi opisów uczuć innych niż gniew, bawiłam się doskonale, czytając historię Victorii spod Twojego pióra.Postaram się wkrótce napisać kolejny komentarz. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła śledzić opowiadanie na bieżąco. Cieszę się, że znalazłam tego bloga.Powodzenia w jego prowadzeniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 6 sierpnia 2011 o 22:54
      Łał, strasznie się cieszę, że Ci się podoba. Gniew i w ogóle wszelkie negatywne uczucia to coś, co najbardziej lubię opisywać.

      Usuń
  5. ~Isabelle
    8 sierpnia 2011 o 16:02

    Nie powiadomiłaś mnie :D Kocham twoje opowiadania są świetne, gdy je czytam na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech xD kurcze Tom musiał wyglądać okropnie ;s nie mogę sobie wyobrazić go jako Voldemorta bez nosa xD jako gad :D niech będzie taki jaki jest :P czekam na kolejny rozdział, jutro skomentuję siostrzenicę i dounce[ nie wiem czy dobrze napisałam ] nie mam czasu, niestety:) pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;* http://everything-scares.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 8 sierpnia 2011 o 18:23
      Douce* xD To znaczy po francusku „słodki”. Takim określeniem mogę nazwać też Voldemorta, on jest fantastyczny z nosem, czy bez… nieważne. Ważne, że to on xD Nie powiadomiłam? Niedobra Frozenka! Pewnie zapomniałam xD

      Usuń
  6. ~Caitlin
    11 sierpnia 2011 o 18:15

    To musiał być dla Dżahmes szok; Tom zmienił się w ufoluda! Dobrze, że nie przywiązuje wagi do wyglądu, bo miałaby niezły orzech do zgryzienia… ;)Notka jak zwykle świetna, choć osobiście bardziej podobał mi się poprzedni rozdział :))Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 sierpnia 2011 o 21:06
      Hahaha, ufoldu. Nie prawda! Voldemort ze swoją dziwnością jest bardzo ładny xD

      Usuń
  7. uaithne@onet.pl
    14 sierpnia 2011 o 14:12

    Co może uczynić człowiek, gdy pokocha nieodpowiednią osobę? Gdy przeznaczenie zechce zesłać nań zgoła inny los? W końcu, to ono rozdaje karty…Jednak, czy człowiek zdeterminowany nie walczyłby?Czy Ty byś zawalczyła?Shakespeare mawiał, iż należy mówić szeptem, jeśli mówi się o miłości.Pozwól, że zaproszę Cię na początek opowiadania o tym, co najważniejsze, co kieruje naszym życiem, wpycha w schematy i unicestwia.I pozwól, że opowiem Ci tę historię szeptem.www.dolina-potluczonego-szkla.blog.onet.pl/Pozdrawiam i przepraszam za SPAM.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Merimaat
    25 sierpnia 2011 o 13:26

    No i w końcu dobrnęłam do końca. Dobrze wychodzi Ci opisywanie emocji negatywnych, zwłaszcza przy mordowaniu. Ale… szczerze powiedziawszy praktyki Dżahmes mnie (jakoś zaakceptowałam to imię. Twoje opowiadanie, Twoje pomysły, Twój wybór – wybacz, ale za bardzo jestem przyzwyczajona do egiptologicznego dorobku zwłaszcza polskich uczonych. ) przerażają. Ona morduje w okrutny sposób, może Tom tak na nią wpływa, może też to rozszczepienie duszy. Nie wiem. Nie przepadam za tymi momentami, ale rozumiem, że to wszystko po prostu zależy od gustu i preferencji danej osoby, więc nie bierz tego do siebie. Kreacja Toma na, nie oszukując się, boga seksu wychodzi Ci całkiem ok. Zażyłość między głównymi bohaterami jest ogromna, jednak czasem brakuje mi opisu czy dialogu wyrażającego to. Niby ostatnia notka to nadrabia, ale czuję ciągły niedosyt. Wracając do spraw dla mnie najważniejszych, a tyczących się tego bloga, a mianowicie Egiptu – skoro interesowałaś się tym, to może zamiast wtrąceń, że np. Dżahmes zwiedziła muzeum w Kairze i w duchu śmiała się z interpretacji mugoli, to podaj jej pkt widzenia tego. Jeśli Kemet ma być głównym tłem no i oczywiście religia tej ziemi, to zabłyśnij swoją wiedzą i wykorzystaj swoje umiłowanie pisania – daj poznać czytelnikom ten cudowny świat, przybliż go. Trochę to urozmaici fabułę, może kogoś czegoś nauczy, a przyznam szczerze, oczekuję Twojego zapatrywania się na sprawy… egipskie. Często mieszasz świat arabski i staroegipski, rozumiem, że w Twoim opowiadaniu one się stopiły w jedno, co stanowi dla mnie miłe zaskoczenie. Mam jedno pytanie, bo nie do końca rozumiem Twoją koncepcję – skoro Zivit i Dżahmes są bliźniaczkami, a ta pierwsza przez całe swoje życie wychowywała się na ziemi faraonów, to czemu właśnie Dżahmes jest wybrana na królową? Czemu jej powierzono ten dom/świątynię?Nie ukrywam, że zaczęłam czytać i będę czytać Twoje opowiadanie (TO) dla Egiptu. „Siedzę” w tej tematyce od dobrych kilkunastu lat i w tym się specjalizuję. Religia, gospodarka no i oczywiście dzieje XVIII dynastii są moimi konikami, na tym się skupiam, więc ciekawi mnie pkt widzenia kogoś innego, w tym wypadku Twój. Dlatego mam prośbę (wiem, powtarzam się), gdy będziesz poruszać tematy religii egipskiej, rozwiń je jakoś, jeśli oczywiście uznasz to za stosowne.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 sierpnia 2011 o 08:38
      Łaaał, komentarz długaśny xD Ano, a dzięki mojej odpowiedzi mam w statystyce fajną liczbę: 2222 xD Dobra, ale do rzeczy xd No to tak. Co do tej egipskiej „królowej”. Ja, nie wiem, czy może czytałaś moje inne opowiadania jeszcze wcześniej, przed dlr, „słynę” ze strasznego mieszania i robienia z opowiadania takiej mody na sukces. Nie mówię, że każdy z każdym śpi, ale raczej chodzi tu o utrudnianie wszystkiego. Ten wątek zostanie rozwinięty dopiero po Wielkiej Bitwie o Hogwart, czyli jeszcze trochę mi tutaj zostało, bo Lily i James jeszcze nie ukończyli szkoły, więc…. ale mogę na razie powiedzieć tyle, że właśnie dlatego, że Zivit miała ten swój świat od samego początku, teraz jest kolej Dżahmes. Dziewczynie należy się coś od życia. No i to ma związek z pewną przepowiednią xD Ale nie taką potterowską. No i ona jest z Tomem, no nie? xD Co do mojej egipskiej wiedzy… powiem szczerze, że nawet jak bym chciała, to bym zbyt dużo nie mogła tutaj opisać, bo świat staroegipski i świat potterowski za bardzo się wykluczają. Na tym etapie życia Dżahmes po prostu nie mogę wpleść zbyt dużo takich wątków, ale planuję coś takiego zrobić, kiedy Voldemort zniknie na trzynaście lat (a tak konkretniej, to dwanaście). Przecież nie będę opisywała życia Harry’ego, prawda? xD A co do tych morderstw… Główna bohaterka jest słaba, nie jest to kolejna niesamowicie silna psychicznie i twarda dziewczyna, jakich pełno w opowiadaniach, w których Tom Riddle znajduje sobie dziewczynę. Nie. Dżahmes jest słaba i nie wyróżnia się niczym specjalnym w magii. Tzn, miałam na myśli, że nie ma specjalnego talentu, to, co ma to po prostu efekt uboczny przebywania z Riddle’em i całej serii ćwiczeń. Dla Dżahmes Tom jest całym światem, gdyby nie to, że dawno temu się zaprzyjaźnili, ona byłaby dobra. A tak, teraz bez problemu wyrywa z klatki piersiowej żyjącej dziewczyny żebro. Jest po prostu podatna na wpływy. Zawsze opisuję dziewczyny, które mają własne zdanie. Trzeba trochę w życiu zaszaleć xD Whoooho, też mi długa odpowiedź wyszła xD

      Usuń
    2. ~Merimaat
      26 sierpnia 2011 o 11:50

      Dzięki wielkie za odpowiedź. W takim razie będę cierpliwie czekać na te lata bez Voldemorta :)Miłego dniaPS Nie czytałam Twoich innych blogów.

      Usuń
    3. 27 sierpnia 2011 o 15:05
      No wiesz?! :) Jak możesz, czasy z Voldkiem są najlepsze głównie dlatego, że jest tam Voldek! xD

      Usuń