Długo
podróżowaliśmy. Głównie nocami. Tom Riddle jako Lord Voldemort osiągnął dużą
sławę, niekoniecznie pozytywną. Mnie osobiście na tym nie zależało, w końcu
liczył się dla mnie tylko on. Nie ukrywałam jednak, że towarzyszenie mu wyszło
mi na dobre. Voldemort pokazał mi taką magię, jakiej jeszcze nigdy nie
doświadczyłam. Dużo się nauczyłam, sama nie wiem, jak długo podróżowaliśmy.
Ledwo automatycznie przeniosłam się do niego, by ukarać napaloną dziewczynę,
mającą na Toma ochotę, już minęło pół roku. Nie spodziewałam się, że tak bardzo
znał się na magii. Niektóre jego zaklęcia sprawiały, że przeszywał mnie zimny dreszcz.
Były to już czary na najwyższym poziomie.
Przeszukaliśmy praktycznie całą Azję.
Najgorzej było w Chinach. To bardzo dziwny kraj, muszę przyznać, bardzo różnił
się od Anglii czy nawet Egiptu nie tylko klimatem, ale i kulturą. Od początku
wiedziałam, że nie przypadnie mi do gustu, dlatego z ulgą przyjęłam wiadomość o
zmianie.
- Sądzę, że nic więcej tu nie znajdę.
Musimy przenieść się w inne miejsce. Pomyślałem o Albanii, Serbii, Bułgarii…
Słowianie mają bogatą wiedzę na temat magii, która mnie interesuje, nawet
mugole – powiedział mi pewnego wieczora. Wzruszyłam tylko ramionami. Byłam na
niego nieco obrażona; ostatnio przebąkiwał coś o moim powrocie do Egiptu. Niby
tęskniłam za domem, ale nie chciałam znów się z nim rozstawać. Myśl o pustych
korytarzach w wielkim apartamencie przyprawiał mnie o nieprzyjemny skurcz
żołądka.
- Wiesz, obserwuję cię od czasu, kiedy
się tu zjawiłaś – dodał, posyłając mi znaczące spojrzenie. – Z dnia na dzień to
cię bardziej męczy, nawet nie próbuj zaprzeczać. No a teraz wybieram się do
dość niebezpiecznych krajów, tam magia jest praktycznie wszędzie. I to nie byle
jaka magia. Nie ukrywam, że mi bardzo zależy, by tam się udać.
Utkwiłam w nim wzrok, prawie nie mrugając
powiekami. On również mi się przyglądał, nie mówiąc ani słowa. Fakt, chciał tam
pojechać. Ale na jak długo? Jeśli odwiedzenie Azji tyle nam zajęło, gdzie magii
było naprawdę niewiele, to co dopiero Europa Środkowa… Nie mogłam mu przecież
zabronić tego, by był szczęśliwy. A byłby taki właśnie tam, odkrywając coraz to
nowe rytuały, mity i legendy, eksperymentując, ile tylko się da. Ale co z moim szczęściem? Jakoś sobie poradzę,
jak zwykle.
Westchnęłam ciężko.
- Dobrze. Jeśli mam ci przeszkadzać, to
wrócę do domu – powiedziałam cicho.
- Nie o to chodzi, po prostu nie chcę
męczyć ani ciebie, ani siebie – żachnął się Tom. – Nie będzie mnie kilka
miesięcy, może nawet trochę mniej. Zrozum, jeśli mam ci zapewnić wszystko, co
byś chciała, muszę stać się kimś.
- To ty
zrozum, że chcę tylko ciebie. Nie potrzebuję ani władzy, ani bogactwa.
- Ale mimo wszystko chcę ci to dać –
przerwał mi.
Ujął moją twarz w dłonie, żeby mnie
pocałować. Znów musieliśmy się rozstać. Chciałam dobrze zapamiętać jego twarz.
Czarne jak żuki, głębokie oczy, wąski nos, ciemne włosy… Czułam, że po powrocie
bardzo się zmieni. To był ostatni raz, kiedy widziałam go przed tą zmianą.
*
Powróciłam
do Egiptu, zgodnie z zaleceniami Riddle’a. Po tej całej podróży byłam naprawdę
zmęczona. Kilka dni dochodziłam do siebie, ale przynajmniej przyzwyczaiłam się
do wysokości. Kiedy wróciłam, okazało się, że Zivit i rodzice wrócili do Anglii
kilka tygodni wcześniej. Sama poczułam tęsknotę za tamtym krajem, dlatego
wybrałam się tam w kolejną podróż. Najbardziej jednak brakowało mi
Marcusa. Wynajęłam pokój w Dziurawym
Kotle na kilka dni; musiałam chodzić cały czas w przebraniu. Okazało się, że
Lord Voldemort jest tam bardzo znany i dorównuje swoją potęgą słynnemu niegdyś
czarnoksiężnikowi – Gellertowi Grindelwaldowi. Ku mojemu zaskoczeniu i, nie
przeczę, niepokojowi, okazało się, że teraz plotkowano i o mnie. Nikt na
szczęście nie znał mojego imienia, nazywano mnie po prostu „Egipcjanką”, nie
śmiałam podawać jednak mojego prawdziwego nazwiska, więc, przynajmniej
tymczasowo, Dżahmes-Meritamon Lock-Nah zamieniłam na Victorię Hortus.
Z Tomem przez całą jego nieobecność
korespondowaliśmy, ale nie mogłam zasypywać go sowami, by mu nie przeszkadzać.
On również nie miał czasu, dlatego otrzymywałam od niego średnio jeden list na
miesiąc. Po upływie pół roku od mojego powrotu, czasami wręcz płakałam z
rozpaczy. Zaczynałam mieć wątpliwości, czy warto tak cierpieć, co powodowało
wyrzuty sumienia, które jeszcze bardziej nakręcały moją tęsknotę. Coraz
częściej słyszałam o poplecznikach Lorda Voldemorta, nazywających siebie
śmierciożercami. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że osiągnął już tak dużo,
miał swego rodzaju władzę, bo ludzie zaczęli się bać wypowiadać jego imię i
posiadał w końcu tę moc, o której zawsze marzył, choć z drugiej strony chciało
mi się płakać. Powróciłam z zimnego, wilgotnego Londynu do słonecznego Egiptu.
Dla zabicia czasu studiowałam i udoskonalałam magię, mnóstwo czasu, zwłaszcza
nocy, spędzałam na pustyni. Nikt mi tutaj nie przeszkadzał, a ja mogłam
wzniecać burze piaskowe tyle razy, ile miałam na to ochotę. Czasami zabierałam
ze sobą Midnight’a. Nic się nie zmieniał, był tak samo pozaczasowy jak zawsze.
Ze mną było podobnie. Nie starzałam się, mimo to zmieniałam się. Barwne życie
religijne nie pozwalało mi się nudzić, mimo to nie mogłam zapomnieć, że Toma
nie było już ponad półtora roku. Pisał coraz rzadziej i coraz krócej. Zaczęłam
podejrzewać, że uciekał ode mnie.
Tego
wieczora, spędziwszy dzień całkiem przyjemnie jak na moją obecną sytuację,
powróciłam właśnie z kolacji i zaczęłam przygotowywać się do snu. Ledwo
odłożyłam pierwszą bransoletę na szafkę, ktoś chwycił mnie za nadgarstek przerażająco
silną i lodowatą dłonią. Przerażona odwróciłam się gwałtownie. Musiałam cofnąć
się aż pod ścianę, z sercem walącym mi w piersiach. Po środku sypialni stała
postać w długiej, czarnej pelerynie, odsłaniającej jedynie głowę i dłonie. Owa
postać ręce miała śmiertelnie białe, chude, o nienaturalnie długich palcach.
Bezwłosa twarz, bledsza od nagiej czaszki, z bardzo wąskim nosem, oczach
przekrwionych, z rysami bardzo dziwnymi, jakby rozmytymi. Moje oczy
nieświadomie rozszerzyły się ze strachu, ja sama zaś zaczęłam krzyczeć. Wpadłam
w prawdziwą panikę. Mężczyzna zaczął powoli zbliżać się do mnie, mówiąc
łagodnie:
- Dżahmes, kochanie, nie bój się, to ja.
Nie poznajesz mnie? Wróciłem może trochę później, niż obiecałem, ale już
jestem.
Podszedł tak blisko, że słyszałam szmer
jego oddechu. Powoli zacisnął jedną dłoń na moim nadgarstku, drugą zaś zakrył
mi usta. Zesztywniałam, oddech miałam płytki i urywany. Po policzku spłynęła mi
jedna łza.
- To ja, naprawdę. Spójrz – mężczyzna
powoli odetkał mi usta, po czym odsłonił kawałek swojej piersi; widniał na nim
wyraźnie znak węża. – Tylko dzięki temu mnie tu wpuszczono.
- T-Tom… wyglądasz jakoś… - udało mi się
wyszeptać. Kiedy mnie przytulił, utwierdziłam się w przekonaniu, że to on.
- Wiem, zmieniłem się. Bardzo dużo
eksperymentowałem. Musiałaś słyszeć o moich dokonaniach, w końcu już trochę
osiągnąłem – rzekł.
- No tak, Czarny Pan, Sam-Wiesz-Kto, Ten,
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać… całkiem sporo masz tych przydomków –
przyznałam. Wciąż byłam w szoku, ale w końcu Riddle wrócił i to, zdaje się, na
stałe.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.
Wiem, że nie wyglądam… - zaczął, ale przerwałam mu stanowczo:
- Wygląd nie ma tu znaczenia. Nie dla
mnie. Wystarczy, że ja jestem ładna, ty możesz wyglądać bardziej kreatywnie.
Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i wspięłam
się na palcach, żeby go pocałować. Nie odrzucał mnie jego wygląd. Kiedy już się
okazało, że to on, zaczął mnie pociągać taki, jaki był. Jego ciało okazało się
zimne, o wiele trudniejsze do rozgrzania. Zupełnie jakby żyły rozprowadzające
krew wcisnęły się w jego głąb. Mimo tak długiej, bo prawie dwuletniej przerwy,
dopiero po dwudziestu minutach udało mi się go uaktywnić. Jakby ta cała magia
sprawiła, że stał się bardziej oziębły, choć chęci miał niemniejsze niż ja.
Pomyślałam głupio, że teraz jego umysł nie chce współgrać z ciałem. Całkowicie
już zapomniałam, jakie to uczucie kochać się. A on przypomniał mi idealnie. Pod
koniec, kiedy odetchnął głęboko, zrobił coś, czego nie robił nigdy dotąd.
Owinął sobie dookoła długiego palca gruby kosmyk moich włosów, odciągnął mi
głowę do tyłu i wtulił twarz w zagłębienie w mojej szyi. Poczułam się dziwnie,
zupełnie jakby Voldemort był Midnight’em w ludzkiej skórze i obwąchiwał mnie.
- Ćwiczyłaś ostatnio. Bardzo podszkoliłaś
się w czarowaniu – powiedział, przesuwając czubkiem nosa po mojej szyi.
- Skąd wiesz? – zapytałam automatycznie.
- Czuję to. Czuję dużo magii.
Odsunął się nieco, żeby móc mi się
przyjrzeć. Pozostało mi się tylko domyślać, jak wyglądałam. A wyglądałam
okropnie. Rozczochrana, dysząc ciężko po miłosnym uniesieniu, z lśniącymi
oczami, drżąc lekko. On zaś wyglądał idealnie, oddychając spokojnie. Wyciągnął
rękę, żeby mnie przytulić. Kiedy przysunęłam się do niego, objął mnie mocniej.
Przez całą noc nie zmrużyliśmy oka. Tom
zdawał się mieć wręcz nieograniczoną ilość energii, ja zaś padałam z
wyczerpania, chcąc więcej. Riddle był o wiele silniejszy, niż przed naszym
rozstanie, panował nad sobą, pomagając mi utrzymać rytm czy wyrównać oddech.
Jego silne ręce puściły mnie dopiero nad ranem, kiedy niebo powoli jaśniało,
gwiazdy bledły, a chłód nocy powoli ustępował. Zasnęliśmy całkiem wyczerpani,
tylko po to, by Heather dwie godziny później przyszła nas obudzić. Podczas
nieobecności Toma kazałam jej budzić mnie o świcie. Dlatego tego ranka, kiedy
kapłanka zapukała głośno i oświadczyła, że jest już szósta godzina, podniosłam
głowę z piersi Riddle’a z bardzo niezadowoloną i nieprzytomną miną.
- Nie
musisz mnie już budzić – mruknęłam, nie bardzo wiedząc, co mówię i
zamknęłam oczy. – Dziękuję.
Czułam, że bolą mnie wszystkie mięśnie,
ale i rozpiera, łagodząc ten ból, jakaś niesamowita energia. Kiedy Heather mnie
obudziła, byłam bardzo senna, ale jakoś nie mogłam zasnąć. Leżałam tak, czując
pod sobą chłód ciała Toma, serce bijące tuż pod moim policzkiem, klatkę
piersiową unoszącą się w miarowym oddechu, a zmęczenie i ból mięśni mijały
prawie zauważalnie. W końcu otworzyłam oczy. Niebo było jak zwykle bezchmurne.
Uwielbiałam taką pogodę, a tu, w Egipcie, miałam ją cały czas. Voldemort wciąż
jeszcze spał, więc pochyliłam się, żeby pocałować go w usta. Po tych miesiącach
rozłąki i tęsknoty nadal nie mogło do mnie dotrzeć, że jest tu teraz ze mną. Przez
sen objął mnie w dość mocnym uścisku, wbijając lekko długie, białe paznokcie w
moją skórę. Dopiero chwilę później otworzył oczy. W pełnym świetle wyglądał
jeszcze dziwniej, ale jak na mój gust wcale go to nie szpeciło.
- Śpij dalej, jeśli jesteś zmęczony –
powiedziałam, całując go w policzek. Musnęłam językiem kącik jego ust, na co
Riddle zaśmiał się. Poczułam jak jego najwrażliwsza część ciała sztywnieje
powoli.
- Przestań. Nie chciałbym narobić ci
siniaków – mruknął. – Pamiętasz? Kłóciliśmy się o Marcusa, jak zwykle. Wtedy,
no… trochę mnie poniosło.
- Później Zivit pomyślała, że mnie
maltretujesz – na samo wspomnienie miny siostry parsknęłam śmiechem.
Po jego wyrazie twarzy rozpoznałam
natychmiast, że rozważa rzucenie mnie brutalnie na łóżko i dokończenie
czynności z wczorajszego wieczora. Wiedziałam jednak, że jeśli nie zrobię
jakiegoś przyjaznego ruchu, nie ośmieli się na więcej. Leżeliśmy praktycznie na
krawędzi łóżka, więc kiedy Tom chwycił mnie za ramiona i pociągnął w bok,
spadliśmy z niego na podłogę. Poczułam nieprzyjemny ból w krzyżu, kiedy moje
ciało uderzyło głucho o posadzkę.
W końcu, po wielu minutach, Voldemort
podparł się na obu rękach, dysząc ciężko. Kiedy dochodził do siebie, ja w tym
czasie leżałam nieruchomo, z podbródkiem sztywno zadartym do góry, włosami
rozsypanymi na marmurze, rękami powykrzywianymi pod dziwnymi, nienaturalnymi
kątami, zupełnie jak porzucona szmaciana lalka. To było straszne, ale i cudowne
zarazem. Mogłam nawet powiedzieć, że zaczynałam rozumieć, co Voldemort miał na
myśli, mówiąc zapach magii.
Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Tom położył głowę na moich ciężko
unoszących się piersiach.
- Zostajesz na stałe? – zapytałam.
- Tak. Poznałem magię bardziej, niż
ktokolwiek inny – odparł. – Stworzyłem horkruksa. A z mojej podróży coś
przywiozłem. Ty masz Midnight’a, jesteś do niego bardzo przywiązana. Poczekaj
chwilę.
Podniósł się z podłogi, narzucił na
siebie satynową kołdrę i wyszedł z pokoju. Nie musiałam długo czekać. Wrócił po
minucie lub dwóch. W ręku trzymał duże, lśniące jajo o grubej, szarej skorupie.
Podniosłam się na nogi, żeby za chwilę opaść na łóżko.
- Co się z tego wykluje?
- Wąż. Dostałem je od pewnego mężczyzny,
który pomógł mi już w kilku sprawach – odparł.
Położył ostrożnie jajo na szafce i wrócił
do łóżka. Objęłam go rękami w pasie i oparłam głowę na jego brzuchu. Voldemort
wspomniał coś o kolejnym spotkaniu ze śmierciożercami i dyrektorze Hogwartu.
- Dumbledore na stanowisku dyrektora
Hogwartu… to dość imponujące – mruknęłam, rysując palcem niewidzialne koła na
jego podbrzuszu. Niby słyszałam, że Dumbledore po śmierci profesora Dippeta
został dyrektorem Hogwartu, ale nie byłam pewna, czy to prawda. Powiem więcej,
nawet mnie to tak bardzo nie interesowało. Ale skoro Tom wspominał w takiej
chwili właśnie o nim, pewnie miał co do jego osoby jakieś plany.
- Powinienem chyba znów zgłosić się do
dyrektora, po tym, co dokonałem, Dumbledore nie może mi odmówić tej posady –
rzekł.
- A przyjmujesz też do świadomości, że
może być inaczej?
Nie odpowiedział mi na to ani słowem, ale
nie musiał. Dobrze wiedziałam, że nigdy nie przyjmował odmowy. Nawet ode mnie.
A ta posada była dla niego bardzo ważna, aż boję się pomyśleć, co by zrobił,
gdyby mu odmówiono. Dumbledore miałby duże kłopoty, a ja – chaos w domu.
- W takim razie kiedy do niego pójdziesz?
– spytałam, podnosząc głowę. Plecy wciąż okropnie mnie bolały po upadku na
twardy kamień. Heather będzie musiała się tym później zająć. Przywykłam już do
tego, że kapłanki latały dookoła mnie, wyręczając przy najdrobniejszych wręcz
czynnościach. Pozwalano mi jeszcze korzystać samodzielnie z łazienki, ale nie
mam pojęcia, jak długo to potrwa. Przy kąpieli zwykle towarzyszyły mi co
najmniej trzy dziewczyny. Na początku było to dla mnie krępujące, w końcu od
dawna obnażałam się tylko przed Tomem.
- Na razie mam inne plany. To wszystko
musi poczekać. Chciałbym się zająć teraz rządami i tobą – rzekł i pocałował
mnie w usta. Nadal byłam w lekkim szoku, kiedy widziałam go takiego, ale mimo swojej dziwności
sprawiał, że na mojej skórze pojawiała się gęsia skórka.
- Mną? – zdziwiłam się, unosząc lekko
brwi. – Musiałeś chyba za mną bardzo tęsknisz, skoro mówisz coś takiego. Jesteś
miły, wiesz?
- Nie jestem. Tylko mówię, jak jest. Chcę
ci dać to, czego pragniesz. A biorąc pod uwagę to, że nie było mnie ponad
półtora roku, chciałbym wszystko nadrobić.
Podciągnął mnie wyżej, twarz ukrył w
zagłębieniu mojej szyi. Natychmiast poczułam, jakie ma zamiary. I to dosłownie,
bo gdzieś w okolicach podbrzusza wyczułam jak jego przyrodzenie twardnieje. By
uniknąć niepotrzebnych nieprzyjemności, przerwałam to natychmiast, bez
ociągania się.
- Nie rób tego. Chyba musisz trochę
ochłonąć – stwierdziłam i szybko się odsunęłam, zanim zdążył mnie mocniej
złapać i przyciągnąć do siebie. Ubrałam cienki, na wpół przezroczysty szlafrok
i ruszyłam w stronę ciężkich drzwi. To skutecznie wyrwało Riddle’a z łóżka.
- Zaraz, tak cię nie puszczę – oświadczył
poważnym tonem i zaczął czegoś szukać.
- Co? Dlaczego? – zdziwiłam się.
Voldemort ubrał mnie w swój długi, czarny płaszcz podróżny, po czym sam
przywrócił jednym machnięciem różdżki czarną szatę na swoje nagie, idealnie
gładkie ciało. Objął mnie w talii, trochę za mocno, niżbym tego chciała i
wyprowadził z sypialni. Piętro niżej czekała mnie odpowiedź, dlaczego.
Po domu snuli się, jak łatwo zgadnąć,
śmierciożercy. Posłałam Voldemortowi zniechęcone spojrzenie, ale nic nie
powiedziałam. Skoro chciał, by tu przebywali… No, trudno. Nic na to nie
poradzę, to także jego dom. Śmierciożercy tu, śmierciożercy tam… Wszyscy kłaniali
się nam w pas, niektórzy zagadywali lub
rzucali przymilne uwagi. To wszystko było głupie i niepotrzebne, a ja i tak
wolałam, by zostawili mnie w spokoju.
~*~
Powiem szczerze, że szybko przeprowadzę
całą tę akcję i dotrę do morderstwa Potterów. W końcu czeka mnie jeszcze całe
cztery potterowskie lata do opisania, te trzynaście lat bez Lorda Voldemorta
prawdopodobnie szybko miną. Ale za to zrobię przerwę między tymi rozdziałami,
prawdopodobnie symbolizującą tę liczbę. Może jakiś trzy tygodnie, hmm? No nie
wiem, jeszcze się zastanowię. Dedykacja dla Nelrinel :*
PS: Założyłam nowe opowiadanie, tutaj
link, serdecznie zapraszam xD
Nelrinel
OdpowiedzUsuń6 sierpnia 2011 o 19:39
Pierwsza, hahahah <3. Cudny rozdział, och i ach. Nawet nie wiem, co napisać… Ale dobiło mnie to ze śmieciojadkami XD
6 sierpnia 2011 o 19:43
UsuńAno ba xD Gratuluję xD
~olka
OdpowiedzUsuń6 sierpnia 2011 o 20:09
Tom się zmienił na tym wyjeździe,że aż się Dżahnes przestraszyła…………Pozdrawiam.
6 sierpnia 2011 o 22:36
UsuńNo pewnie, w końcu wyglądał raczej strasznie xD
~Czarownica
OdpowiedzUsuń6 sierpnia 2011 o 21:45
Czy on nie powinien się zmienić po powrocie?Chyba,że jakoś przywrócisz mu dawny wygląd.No bo raczej nie pójdzie tak do szkoły,nie?Uczniowie się przestraszą;)
6 sierpnia 2011 o 22:45
UsuńOn tak był, dużo zmieniam, ale te szczątkowe informacje z hp pozostaną. W książce wyglądał dziwnie, takie wspomnienie pokazał Harry’emu Dumbledore.
~GranatowaDama
OdpowiedzUsuń6 sierpnia 2011 o 21:50
Już od dawna niczego nie czytałam. Od bardzo, bardzo dawna. A jednak dziesięć pierwszych odcinków Twojego opowiadania połknęłam w ciągu całego wieczoru! Gratulacje, masz piękny styl i choć czasami naprawdę zabrakło mi opisów uczuć innych niż gniew, bawiłam się doskonale, czytając historię Victorii spod Twojego pióra.Postaram się wkrótce napisać kolejny komentarz. Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła śledzić opowiadanie na bieżąco. Cieszę się, że znalazłam tego bloga.Powodzenia w jego prowadzeniu!
6 sierpnia 2011 o 22:54
UsuńŁał, strasznie się cieszę, że Ci się podoba. Gniew i w ogóle wszelkie negatywne uczucia to coś, co najbardziej lubię opisywać.
~Isabelle
OdpowiedzUsuń8 sierpnia 2011 o 16:02
Nie powiadomiłaś mnie :D Kocham twoje opowiadania są świetne, gdy je czytam na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech xD kurcze Tom musiał wyglądać okropnie ;s nie mogę sobie wyobrazić go jako Voldemorta bez nosa xD jako gad :D niech będzie taki jaki jest :P czekam na kolejny rozdział, jutro skomentuję siostrzenicę i dounce[ nie wiem czy dobrze napisałam ] nie mam czasu, niestety:) pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;* http://everything-scares.blog.onet.pl/
8 sierpnia 2011 o 18:23
UsuńDouce* xD To znaczy po francusku „słodki”. Takim określeniem mogę nazwać też Voldemorta, on jest fantastyczny z nosem, czy bez… nieważne. Ważne, że to on xD Nie powiadomiłam? Niedobra Frozenka! Pewnie zapomniałam xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń11 sierpnia 2011 o 18:15
To musiał być dla Dżahmes szok; Tom zmienił się w ufoluda! Dobrze, że nie przywiązuje wagi do wyglądu, bo miałaby niezły orzech do zgryzienia… ;)Notka jak zwykle świetna, choć osobiście bardziej podobał mi się poprzedni rozdział :))Pozdrawiam!
11 sierpnia 2011 o 21:06
UsuńHahaha, ufoldu. Nie prawda! Voldemort ze swoją dziwnością jest bardzo ładny xD
uaithne@onet.pl
OdpowiedzUsuń14 sierpnia 2011 o 14:12
Co może uczynić człowiek, gdy pokocha nieodpowiednią osobę? Gdy przeznaczenie zechce zesłać nań zgoła inny los? W końcu, to ono rozdaje karty…Jednak, czy człowiek zdeterminowany nie walczyłby?Czy Ty byś zawalczyła?Shakespeare mawiał, iż należy mówić szeptem, jeśli mówi się o miłości.Pozwól, że zaproszę Cię na początek opowiadania o tym, co najważniejsze, co kieruje naszym życiem, wpycha w schematy i unicestwia.I pozwól, że opowiem Ci tę historię szeptem.www.dolina-potluczonego-szkla.blog.onet.pl/Pozdrawiam i przepraszam za SPAM.
~Merimaat
OdpowiedzUsuń25 sierpnia 2011 o 13:26
No i w końcu dobrnęłam do końca. Dobrze wychodzi Ci opisywanie emocji negatywnych, zwłaszcza przy mordowaniu. Ale… szczerze powiedziawszy praktyki Dżahmes mnie (jakoś zaakceptowałam to imię. Twoje opowiadanie, Twoje pomysły, Twój wybór – wybacz, ale za bardzo jestem przyzwyczajona do egiptologicznego dorobku zwłaszcza polskich uczonych. ) przerażają. Ona morduje w okrutny sposób, może Tom tak na nią wpływa, może też to rozszczepienie duszy. Nie wiem. Nie przepadam za tymi momentami, ale rozumiem, że to wszystko po prostu zależy od gustu i preferencji danej osoby, więc nie bierz tego do siebie. Kreacja Toma na, nie oszukując się, boga seksu wychodzi Ci całkiem ok. Zażyłość między głównymi bohaterami jest ogromna, jednak czasem brakuje mi opisu czy dialogu wyrażającego to. Niby ostatnia notka to nadrabia, ale czuję ciągły niedosyt. Wracając do spraw dla mnie najważniejszych, a tyczących się tego bloga, a mianowicie Egiptu – skoro interesowałaś się tym, to może zamiast wtrąceń, że np. Dżahmes zwiedziła muzeum w Kairze i w duchu śmiała się z interpretacji mugoli, to podaj jej pkt widzenia tego. Jeśli Kemet ma być głównym tłem no i oczywiście religia tej ziemi, to zabłyśnij swoją wiedzą i wykorzystaj swoje umiłowanie pisania – daj poznać czytelnikom ten cudowny świat, przybliż go. Trochę to urozmaici fabułę, może kogoś czegoś nauczy, a przyznam szczerze, oczekuję Twojego zapatrywania się na sprawy… egipskie. Często mieszasz świat arabski i staroegipski, rozumiem, że w Twoim opowiadaniu one się stopiły w jedno, co stanowi dla mnie miłe zaskoczenie. Mam jedno pytanie, bo nie do końca rozumiem Twoją koncepcję – skoro Zivit i Dżahmes są bliźniaczkami, a ta pierwsza przez całe swoje życie wychowywała się na ziemi faraonów, to czemu właśnie Dżahmes jest wybrana na królową? Czemu jej powierzono ten dom/świątynię?Nie ukrywam, że zaczęłam czytać i będę czytać Twoje opowiadanie (TO) dla Egiptu. „Siedzę” w tej tematyce od dobrych kilkunastu lat i w tym się specjalizuję. Religia, gospodarka no i oczywiście dzieje XVIII dynastii są moimi konikami, na tym się skupiam, więc ciekawi mnie pkt widzenia kogoś innego, w tym wypadku Twój. Dlatego mam prośbę (wiem, powtarzam się), gdy będziesz poruszać tematy religii egipskiej, rozwiń je jakoś, jeśli oczywiście uznasz to za stosowne.Pozdrawiam
26 sierpnia 2011 o 08:38
UsuńŁaaał, komentarz długaśny xD Ano, a dzięki mojej odpowiedzi mam w statystyce fajną liczbę: 2222 xD Dobra, ale do rzeczy xd No to tak. Co do tej egipskiej „królowej”. Ja, nie wiem, czy może czytałaś moje inne opowiadania jeszcze wcześniej, przed dlr, „słynę” ze strasznego mieszania i robienia z opowiadania takiej mody na sukces. Nie mówię, że każdy z każdym śpi, ale raczej chodzi tu o utrudnianie wszystkiego. Ten wątek zostanie rozwinięty dopiero po Wielkiej Bitwie o Hogwart, czyli jeszcze trochę mi tutaj zostało, bo Lily i James jeszcze nie ukończyli szkoły, więc…. ale mogę na razie powiedzieć tyle, że właśnie dlatego, że Zivit miała ten swój świat od samego początku, teraz jest kolej Dżahmes. Dziewczynie należy się coś od życia. No i to ma związek z pewną przepowiednią xD Ale nie taką potterowską. No i ona jest z Tomem, no nie? xD Co do mojej egipskiej wiedzy… powiem szczerze, że nawet jak bym chciała, to bym zbyt dużo nie mogła tutaj opisać, bo świat staroegipski i świat potterowski za bardzo się wykluczają. Na tym etapie życia Dżahmes po prostu nie mogę wpleść zbyt dużo takich wątków, ale planuję coś takiego zrobić, kiedy Voldemort zniknie na trzynaście lat (a tak konkretniej, to dwanaście). Przecież nie będę opisywała życia Harry’ego, prawda? xD A co do tych morderstw… Główna bohaterka jest słaba, nie jest to kolejna niesamowicie silna psychicznie i twarda dziewczyna, jakich pełno w opowiadaniach, w których Tom Riddle znajduje sobie dziewczynę. Nie. Dżahmes jest słaba i nie wyróżnia się niczym specjalnym w magii. Tzn, miałam na myśli, że nie ma specjalnego talentu, to, co ma to po prostu efekt uboczny przebywania z Riddle’em i całej serii ćwiczeń. Dla Dżahmes Tom jest całym światem, gdyby nie to, że dawno temu się zaprzyjaźnili, ona byłaby dobra. A tak, teraz bez problemu wyrywa z klatki piersiowej żyjącej dziewczyny żebro. Jest po prostu podatna na wpływy. Zawsze opisuję dziewczyny, które mają własne zdanie. Trzeba trochę w życiu zaszaleć xD Whoooho, też mi długa odpowiedź wyszła xD
~Merimaat
Usuń26 sierpnia 2011 o 11:50
Dzięki wielkie za odpowiedź. W takim razie będę cierpliwie czekać na te lata bez Voldemorta :)Miłego dniaPS Nie czytałam Twoich innych blogów.
27 sierpnia 2011 o 15:05
UsuńNo wiesz?! :) Jak możesz, czasy z Voldkiem są najlepsze głównie dlatego, że jest tam Voldek! xD