26 listopada 2010

Rozdział 55

Od tamtego dnia jakoś weszło nam w nawyk spacerowanie ulicami Londynu. Często mieszaliśmy się z mugolami, by odpocząć na moment od czarodziejskiego świata. Tom czasami kupował kawę lub herbatę w kartonowych kubkach u mugolskich sprzedawców. Zawsze on to robił, ja za cholerę nie mogłam pojąć ich dziwnej waluty. Czasami przechodziliśmy obok jego sierocińca, ale Tom udawał, że go wcale nie zauważa, ja zaś nie byłam taka głupia, żeby go szturchać w ramię i mówić: „Patrz, Tom, taj jest twój sierociniec, może wstąpimy na chwilkę?”

Wakacje już się prawie skończyły. Pomyśleć, że gdybym chodziła do Hogwartu, kupowałabym książki. Trochę mi brakowało szkoły, ale przecież musiałam się pogodzić z tym, że rok temu zdałam egzaminy i zakończyłam edukację. Tylko Hogwart trzymał mnie w Anglii. No i jeszcze Tom. Gdyby nie to, że miał tu jeszcze kilka spraw do załatwienia, wróciłabym do Egiptu. Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że jestem bardzo religijna. Nie mogłam czcić swoich bogów tak, jakbym  chciała, co bardzo mi utrudniało życie.
Pewnego dnia, dość ciepłego choć pochmurnego, po pracy znów wyszliśmy na spacer. Nie było sensu chodzić po ulicy Pokątnej, bo i tak prawie codziennie się przez nią przewijaliśmy, nie mówiąc już o śmiertelnym Nokturnie. Poza tym przewijało się tamtędy tylu uczniów z rodzicami, by załatwić wszystkie sprawunki, że przeprawa przez Pokątną była męką. A dla mnie, jako czarownicy, która ze światem mugoli nie miała wiele wspólnego, bardzo interesujące były ulice Londynu.

Tom poszedł akurat do kawiarni, żeby kupić herbatę, ja zaś zostałam na zewnątrz, żeby przyjrzeć się bliżej automatowi z gumami do życia. Ciekawe, jak to działa. Mała srebrna moneta musi uruchamiać jakiś system, który wyrzuca z otworu kolorową kulkę.
Ktoś nagle chwycił mnie za ramię. Był to znajomy dotyk, w końcu „ojciec” często mnie szarpał. Nie pomyliłam się. Henryk, niechlujnie ogolony, w starej, cuchnącej przetrawionym trunkiem szacie, z obłędem w oczach i obnażonymi, żółtymi zębami ściskał mnie mocno za ramię. Przerażona, zaczęłam się z nim szarpać. Było to dość odludne miejsce, wielu mugoli się tędy nie przewijało. Moje krzyki jedynie mogły spłoszyć gołębie, przechadzające się po drugiej stronie chodnika.
Henryk wyraźnie nie miał dobrych zamiarów.
- Nareszcie cię znalazłem – wydyszał mi prosto w twarz cuchnącym oddechem. – Poszedłem na dno, ale pociągnę cię za sobą…
Drzwi do kawiarni się otworzyły, a charakterystyczny dzwonek rozbrzmiał z jej wnętra. Tom błyskawicznie znalazł się przy nas, wyciągając w biegu różdżkę. Przytknął jej koniec do spoconego gardła Hortusa, drugą rękę zaś zacisnął na jego prawym nadgarstku, co spowodowało, że natychmiast mnie puścił.
- Jeszcze raz zbliżysz się do Dżahmes, pożałujesz, że się urodziłeś – wycedził, a koniec jego różdżki wbił się w gardło Henryka.
Odepchnął go od siebie z zadziwiającą siłą, objął mnie ramieniem i wciągnął do małej kawiarni. Zszokowana, wciąż trzymałam się kurczowo jego ramienia, kiedy usiedliśmy. Mugolska kelnerka podała nam wcześniej zamówioną herbatę, a Tom zapłacił jej mugolskimi pieniędzmi.
- Nie bój się, za niedługo się stąd wynosimy. A on już ci nic nie zrobi – przytulił mnie mocniej i wcisnął mi w ręce plastikowy kubek z parującym jeszcze napojem.
- Wiem, ale wciąż się niepokoję, że on mnie znajdzie. Tak, jak było ze Slughornem. On ma tych swoich znajomych… - westchnęłam i upiłam łyk gorącego płynu, po czym odłożyłam kubeczek na stół. Tom nagle się najeżył, a na czole pojawiła mu się pozioma zmarszczka.
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Kiedy dojdę do władzy, zostanie ukarany – rzekł o wiele ostrzejszym głosem. – No i nie jesteś już sama w nocy. Nawet gdyby ktoś chciał cię zaatakować, musiałby najpierw pokonać mnie.
Uśmiechnęłam się tylko na te słowa. Ale coś za ładnie to powiedział. Owszem, musiał coś do mnie czuć, skoro wtajemniczał mnie w swoje plany i w ogóle stosował się do moich rad, ale romantykiem nie był. A ja od niego tego nie oczekiwałam. Wolałam, żeby był sobą, niż udawał. Nawet gdyby czasem był niemiły.

*

Na „ojca” nie natknęłam się przez najbliższe dwa tygodnie, ale nadal byłam czujna. Nawet u Marcusa nie czułam się do końca bezpiecznie. Dlatego starałam się wracać przed zmrokiem. Na początku września, kiedy zaczęło się ściemniać już o dość wczesnej porze, bo około ósmej trzydzieści, wracałam właśnie z domu pewnej klientki. Bardzo rzadko odwiedzałam kobiety. A ta mieszkała akurat w kamienicy, całkiem niedaleko Dziurawego Kotła. Dlatego pomyślałam sobie, że będzie przyjemnie się przejść. Lubiłam zapach wieczoru.

Zwykle, kiedy docierałam do sklepu Borgina i Burkesa o tej porze, w oknie naszego pokoju paliło się mocne światło oliwnych lamp, Tom pracował i nie lubił tego robić po ciemku. Teraz jednak widać było tylko rozdygotany, mdły i bardzo słaby blask, jakby płonęła tylko jedna świeca. Zaintrygowana, wspięłam się szybko po schodach na piętro. Drzwi do pokoju były uchylone. Na korytarzu panował całkowity mrok, więc plamka wąskiego światła wyglądała na podłodze bardzo wyraźnie. Dosłyszałam też dobiegające ze środka stłumione odgłosy przytłumionej rozmowy. Zaniepokojona, ale i zaciekawiona podeszłam do drzwi jak najciszej potrafiłam i, z bijącym mocno sercem, zaczęłam się przysłuchiwać. Natychmiast rozpoznałam, że Tom jest w środku z Vanessą. Wychyliłam lekko głowę, by widzieć, co się dzieje.
Parkinson przyniosła swoje krzesło z pokoju i teraz siedzieli przy stole. Po środku stała na srebrnej podstawce płonąca świeca. Oboje spożywali jakiś posiłek, nie widziałam dokładnie, co, ale słyszałam za to poszczękiwanie sztućców.
-…ona wydaje się być chyba zbyt zazdrosna. Nie daje ci tyle wolności, ile byś chciał i, zdaje się, nie rozumie cię – mówiła Parkinson. Usłyszałam cichy śmiech Toma.
- A co, uważasz, że ty rozumiesz mnie lepiej? – zapytał. W jego głosie wyraźnie dosłyszałam rozbawienie.
- Nie znasz mnie, ale przecież możesz się przekonać – zauważyła dziewczyna.
W bladym świetle świecy zobaczyłam jak uśmiecha się zachęcająco do niego. Zawrzała we mnie złość. Nie tylko na Vanessę, ale i na Toma. Jakim prawem… Jak śmiał spotkać się z nią, nic mi nie mówiąc, pod moją nieobecność, i to jeszcze w naszym pokoju! Może jeszcze ją zaprosi do naszego łóżka. Pożałują. Oboje. Musiałam się jednak opanować. Postanowiłam, mimo nerwów, słuchać dalej. Coś w środku mnie nie pozwalało mi tego jeszcze przerwać.
- Wiesz, czasami jesteście trochę… jakby to powiedzieć… głośni – podjęła na nowo brunetka, a ja z zadowoleniem poznałam po jej minie i brzmieniu głosu, że nie jest zachwycona. Do moich uszu znów dobiegł śmiech Riddle’a.
- No tak, Victoria potrafi mnie zaskoczyć w łóżku, całkiem pozytywnie, przyznaję – rzekł, a na jego twarzy zauważyłam jakby cień złośliwego uśmiechu.
- Ja potrafię to zrobić lepiej – odpowiedziała szybko. Usłyszałam determinację w jej głosie.
- Czy to propozycja?
Nic mu na to nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się, przymknęła powieki i przysunęła się do niego. Dość. Tego już za wiele. Zobaczyłam wystarczająco dużo, żeby ta dziewczyna zginęła straszliwą śmiercią. Wkroczyłam do akcji, zanim zdążyła go pocałować. Znów czułam w sobie siłę, jak w przypadku Carmen, która natychmiast musiała znaleźć ujście. Ale towarzyszyła temu większa i bardziej paląca nienawiść. Czułam, jakby prąd przebiegał falami od każdego zakamarka mojego ciała w kierunku rąk.
Z płonącymi oczami ruszyłam ku Parkinson, która zerwała się na nogi z przerażoną miną. Myślałam, że Tom będzie się temu spokojnie przyglądać, ale nie, ten zainterweniował. Ledwo wyciągnęłam rozczapierzone palce w jej kierunku, ten złapał mnie wpół.
- Kochanie, wszystko możemy spokojnie wyjaśnić – cały czas szeptał mi do ucha, jakby to miało mnie uspokoić. Działo się wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciałam mu się wyrwać i zamordować tę nieszczęsną kobietę.
- Nie! Ona musi mi za wszystko zapłacić! – wycedziłam, nadal desperacko próbując jej dosięgnąć.
- Jutro. Dżahmes, jutro. Proszę, teraz daj jej odejść.
Puścił mnie, kiedy przestałam się wić w jego mocnym uścisku. Kipiąc z bezsilnej złości, chwyciłam ją za kark i wyrzuciłam za drzwi z taką siłą, że odbiła się od przeciwległej ściany. Tom na wszelki wypadek, bym za nią nie ruszyła, osobiście zamknął drzwi. Drżąc z wściekłości, zrzuciłam całą ich kolację z podłogi, następnie pięści skierowałam przeciw Riddle’owi, próbując uwolnić się z uwierającego mnie gniewu.
- Jak śmiałeś, ty podły śmieciu?! – krzyknęłam, raz po raz uderzając go po głowie i ramionach. Ten bezskutecznie próbował mnie uspokoić.
- Proszę cię, daj mi wyjaśnić, to nieporozumienie…
Ale za te słowa dostał kopniaka, i to całkiem porządnego, w krocze. Poczerwieniał na twarzy i pochylił się do przodu, jęcząc z bólu. Moja złość znalazła ujście w tym jednym ciosie.
- Dżahmes… nie musiałaś… - udało mu się wykrztusić.
Ale jego żałosny stan ani trochę mnie nie wzruszył. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej rozjuszył.
- No, teraz masz nauczkę na przyszłość! – zawołałam. – I będziesz trochę bardziej nad nim panował!
Tom powlókł się w stronę łóżka i usiadł z ciężkim westchnieniem na jego brzegu. Wciąż krzywił się z bólu, Choć twarz wróciła już do prawie normalnego odcienia. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej sytuacji, kiedy był bardziej bezbronny niż kiedykolwiek.
- Słuchaj, ja dobrze wiedziałem, że tu jesteś. Widziałem cię przez okno. Ona tu przyszła… Wiedziałem, że będzie siedzieć długo, dlatego jej nie wyrzuciłem. Chciałem, żebyś zdążyła tu przyjść i się zdenerwowała. Nie rozumiesz? Ja chcę cię w ten sposób nauczyć, żebyś wrogów traktowała bez skrupułów. Musiałem coś z tym zrobić, nie mogłaś wciąż mordować tak, jak zamordowałaś Holly. Nigdy bym się nie pozwolił jej pocałować. Kochanie, zacznij mi w końcu ufać.
W jego głosie było coś przekonującego, co spowodowało, że usiadłam pośród rozrzuconych resztek jedzenia na podłodze, ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam płaczem. Ale wcale nie dlatego, że zrobiło mi się przykro z powodu Toma, lecz dlatego, jak mnie potraktował. Specjalnie zabawił się moimi uczuciami, by mnie do czegoś zmusić.
- Przepraszam, nie powinienem był tego robić. Już nigdy nie wykorzystam twojej wrażliwości na tym punkcie – dodał i spróbował wstać. Usłyszałam jego śmiech. – Mocno mnie uderzyłaś.
Wstałam z podłogi, ocierając łzy, usiadłam mu na kolanach i objęłam go za szyję.
- Przepraszam za tego kopniaka – mruknęłam.
- Nie szkodzi. Coś czuję, że jutro Vanessy Parkinson już tu nie będzie. Ale znajdziemy ją.

*

Miał rację. Dziewczyna uciekła przede mną od razu ze sklepu. Oczywiście, nie rzuciła pracy, ale, jak powiedział nam pan Burkes, wynajęła pokój w Dziurawym Kotle. Nie czekając ani chwili, pognałam do baru, nawet nie ubrawszy płaszcza, choć było zimno. Ogrzewała mnie potworna nienawiść. Wpadłam do Dziurawego Kotła i zaczęłam się rozglądać. Tom dogonił mnie, kiedy byłam już przy schodach prowadzących do wynajmowanych pokoików. Chwycił mnie za ramię i wskazał na zamykające się drzwi do damskiej łazienki. Było tak tłoczno, że nikt nie zauważył dwójki ludzi wchodzących do owego pomieszczenia.
Riddle zamknął drzwi różdżką i rzucił zaklęcie uciszające na łazienkę. Usłyszeliśmy dobiegający z jednej z kabin odgłos spłukiwania wody w sedesie. Vanessa opuściła ją, a kiedy się odwróciła, stanęła jak wryta. Spojrzała na Toma, trzymającego się blisko drzwi, potem na mnie. Oczy zapłonęły mi ogniem.
- Ostrzegałam cię – wycedziłam, powoli zbliżając się do niej. Wargi drżały mi od negatywnych emocji.
- Proszę, nie! – zawołała. Oczy miała utkwione w różdżce, którą wyciągnęłam. Też na nią spojrzałam. Uniosłam ją nieco, delikatnie jak dyrygent batutę.
- Co „nie”? Skąd wiesz, co chcę zrobić? – zapytałam niewinnym głosem.
Zatoczyłam różdżką koło, a z kieszeni Parkinson wyrwała się jej broń. Zanim zdążyła zareagować, upuściłam ją na podłogę i przełamałam obcasem. Vanessa była zbyt przerażona, by zaprotestować. Wrzasnęła, kiedy wycelowałam w nią swoją różdżką. Błysnęło, a dziewczyna zaczęła krzyczeć i wyć się z bólu. Zaklęcie Cruciatus to jednak jedna z milszych tortur, jakie dla niej zaplanowałam, tego mogła być pewna. Mimo że nic nie przygotowałam, doskonale wiedziałam, co mam robić.

Cofnęłam zaklęcie, a Parkinson osunęła się na wyłożoną białymi, drobnymi kafelkami podłogę, zlana potem i okropnie obolała. Zaszlochała cicho, ale wcale mnie to nie wzruszyło. Chciałam, by cierpiała bardziej od Carmen. O wiele bardziej zaszła mi za skórę. Chwyciłam ją za włosy, żeby postawić dziewczynę na nogi. Obeszłam ją dookoła, zastanawiając się, co by jej teraz zrobić. Ta stała po środku łazienki, drżąc na całym ciele, cała zasmarkana i morka od potu i łez.
- Co by tu z Toba zrobić – mruknęłam z udawaną zadumą w głosie. Spojrzałam na szerokie, proste lustro, wiszące na ścianie i nagle doznałam olśnienia. Vanessa też na nie zerknęła. Bez ostrzeżenia chwyciłam ją za ramiona i uderzyłam nią w nie. Szkło rozprysło się we wszystkie strony. Najbardziej ucierpiała Parkinson, później ja, otrzymując całkiem sporo ciosów od pryskających odłamków. Tom był za daleko, by rozbite szkło mogło go dosięgnąć. Nie czułam jednak bólu.
- Przestań jęczeć! Tylko mi nie mów, że cię nie ostrzegałam! – krzyknęłam.
Chwyciłam największy odłamek i wbiłam go jej w pierś. Błyskawicznie pochwyciłam drugi, bardzo długi i ostry, po czym dźgnęłam ją z brzuch. To ją zabiło. Ale nie zostawiłam jeszcze jej ciała w spokoju. Chwytałam odłamki szkła, raniąc sobie do krwi ręce, wbijając je w najróżniejsze części ciała, ciężko dysząc, robiąc to niemal w agonii. Sama nie wiedziałam, co robię ja, a co moje ręce.
W końcu Tom przerwał to. Pomógł mi wstać, po czym przemówił:
- Jak ty niesamowicie likwidujesz konkurencję. Bardzo skuteczna metoda. Dzięki temu jesteś jeszcze bardziej podniecająca.
Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. Trwało to chwilę. Zamknęłam oczy. Poczułam się bardzo zmęczona. Riddle przekroczył martwe, najeżone odłamkami lustra ciało Vanessy i otworzył małe okno. Krew była na całej podłodze, mieszała się z wodą z uszkodzonej umywalki. Spojrzałam na swoje dłonie. Były pocięte, krew kapała na śnieżnobiałe płytki, zbroczone już w dość dużej ilości krwią Parkinson. Tom wspiął się na parapet, po czym wyciągnął w moją stronę ramiona, żeby pomóc mi się na niego wdrapać. Oboje wyskoczyliśmy na małe, cuchnące gnijącymi śmieciami podwórko. Riddle rzucił najpierw na siebie, potem na mnie zaklęcie zwodzące, które ukryło nas przed oczami wszystkich. Poczułam, jak obejmuje mnie w talii. Przedostaliśmy się na główną ulicę. Nie pamiętam drogi z Dziurawego Kotła do sklepu Borgina i Burkesa. Jak przez mgłę mogę sobie przypomnieć, jak wchodzimy schodami na piętro. Umysł rozjaśnił mi się dopiero w naszym pokoju.
Tom posadził mnie na krześle, po czym wyszedł na chwilę do łazienki. Mogłam go już zobaczyć, co oznaczało, że zdjął z nas zaklęcie. Szarym ręcznikiem namoczonym w wodzie zaczął przemywać mi rany na twarzy.
- Chyba dzisiaj sobie wezmę wolny dzień – mruknęłam.
- Dobry pomysł. Odpracuję za ciebie – rzekł, po czym wyciągnął z szafki butelkę z esencją dyptamy i posmarował mi twarz ostro pachnącym płynem. Buchnęło zielonym dymem, a ja poczułam, jak zrasta mi się skóra na twarzy. To samo zrobił z dłońmi. Kazał mi natychmiast iść zmyć z siebie tą krew i przebrać się w czystą szatę, a on sam poszedł załatwić z Burkesem sprawę dotyczącą pracy.
Kiedy wróciłam, już na mnie czekał.
- I co, masz wyrzuty sumienia? – spytał łagodnie.
- Nie. Tak naprawdę to czuję się spokojna – wyznałam.
Położyłam się na łóżku i nakryłam kołdrą. Tom usiadł przy mnie. Poczułam się, jakbym była chora, mimo że wewnątrz byłam całkiem zadowolona i rozluźniona.


Obudziłam się około trzeciej po południu, wypoczęta i szczęśliwa. Riddle już skończył, jak widać, moją zmianę i odwiedził kolejną starszą panią, Stephanie Brown. Teraz siedział na podłodze pod ścianą koło drzwi z książką opartą o kolana. Kiedy usłyszał skrzypnięcie materaca, oderwał wzrok od tekstu i przeniósł go na mnie.
- Wyspałaś się? – zapytał.
- Czuję się świetnie. Nawet nie wiesz, jaka to radość pomyśleć, że jej już nie ma – uśmiechnęłam się do niego, odrzucając kołdrę. Przeciągnęłam się, by rozruszać zastygnięte mięśnie.
Tom podszedł do łóżka, żeby mnie pocałować. Uśmiechał się, ale jego wyraz twarzy był dziwny. Wyglądał tak, jakby w naszym pokoiku znajdował się tylko ciałem.
- Wiesz, już niedługo może się stąd wyrwiemy. Mnie też zaczyna męczyć to środowisko, monotonne życie… Stoimy praktycznie w miejscu. Tak dalej być nie może – wyznał.
Ucieszył mnie sens tych słów, ale postarałam się ukryć radość, która mnie wypełniła aż po samo gardło. Zrobiłam zaciekawioną, ale i poważną minę.
- A co takiego zamierzasz zrobić, kiedy już się stąd wydostaniemy? – spytałam.
Riddle uśmiechnął się przebiegle, a oczy zalśniły mu czerwienią w dobrze mi znany sposób.
- Wtedy zaczną wprowadzać w życiu mój plan – odparł.

~*~

Następne morderstwo Dżahmes będę musiała lepiej zaplanować. Rozrywanie na strzępy i krajanie to już przeżytek. Propozycje?

Chciałam, żeby ten rozdział był dłuższy, ale niestety następne zdarzenia zamykają ich przygodę ze sklepem Borgina i Burkesa. Przepraszam, że ostatnio nie pisałam, ale miałam zmienione hasło na komputerze, musiałam korzystać z tym kompów w bibliotece, a to jest po prostu koszmar. Od razu uprzedzam, że nowy rozdział nie ukaże się wcześniej niż w przyszły piątek, bo mam w tym tygodniu tyle nauki i tyle sprawdzianów, że aż się boję pomyśleć, jaka orka mnie jutro czeka. Dedykacja dla Mariny :* 

42 komentarze:

  1. ~angi_414
    26 listopada 2010 o 23:18

    Pierwsza?? xD No ok. Kończe czytać. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 listopada 2010 o 23:23
      Pierwsza, gratuluję xD

      Usuń
  2. ~angi_414
    26 listopada 2010 o 23:35

    No więc tak. Wreszcie nie ma tej Vanessy, uuuf. Co za szczęście xD Ja proponuje, żeby następne morderstwo Dżahmes zrobiła tylko i wyłącznie różdżką. Tzn. musi być dużo zaklęć niewybaczalnych, które zadają ból itp…xD albo nie! jeszcze lepiej! niech użyje chyba Imperiusa, czy jakoś tak (chodzi mi o to zaklęcie, co się tak jakby przejmuje kontrole nad umysłem i ciałem itp…) i żeby ofiara się sama zabiła. dłuuugo i boleśnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 26 listopada 2010 o 23:43
      Ej, faktycznie, to dobre xD z tym Imperiusem. Przemyślę to, owszem. Pewnie kiedyś tego Dżahmes użyje, nie wiem, czy podczas następnego morderstwa, które pojawi się dopiero za jakiś czas xD

      Usuń
  3. ~olka
    26 listopada 2010 o 23:59

    Dżahnes będzie spokojniejsza,pozbyła się rywalki,ale niezłego kopniaka dała Tomowi……………..Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 listopada 2010 o 08:38
      No, a jakie morderstwo proponujesz następne?

      Usuń
    2. ~olka
      27 listopada 2010 o 13:36

      może rzucanie nożami

      Usuń
    3. 27 listopada 2010 o 15:13
      Było na siostrzenicy.

      Usuń
  4. ~angi_414
    27 listopada 2010 o 00:01

    dopiero za jakiś czas??? no wiesz co….. przecież te morderstwa są takie fajne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 listopada 2010 o 08:39
      Spokojnie, nie rozpędzaj się xD Życie Dżahmes nie może się opierać tylko na morderstwach xD

      Usuń
  5. ~PauLina
    27 listopada 2010 o 10:39

    ~angi_414 Cicho tam… Poczekamy ważne że się w ogóle pojawi.Uwielbiam Dżahmes i jej morderstwa, Tom no cóż na kopa zasłużył wrednie ją wykorzystał, to było chamskie.Jestem wniebowzięta że nie ma Vanessy wkurwiała mnie, następną ofiarę niech pociągnie z glana i zakopie żywcem ( żart )Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 listopada 2010 o 10:46
      Ooo, nie było jeszcze wypierdzielenia przez okno! Muszę to zapisać xD

      Usuń
  6. ~House
    27 listopada 2010 o 14:17

    E, defenestracja (wyrzucenie przez okno) to już przeżytek, dobre było i powszechne w średniowieczu xP Może trucizna? Domestos do herbaty? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 27 listopada 2010 o 15:12
      Etam zaraz domestos. Może różowy? Nie, kurde, muszę coś oryginalnego wymyślić xD

      Usuń
  7. ~nicole .
    27 listopada 2010 o 15:30

    Tak troszkę to szalejesz xD Parkinosn dostało się to, co miało jej się stać. I b. dobrze xD

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Marina
    27 listopada 2010 o 19:04

    Dżahmes to…to groźna kobieta jest.xD.Dobrze, że już nie ma tej Vanessy, bo zaczynała mnie doprowadzać do szału, ale ten kopniak wymiata.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 listopada 2010 o 10:29
      Pierwszy nokaut Toma. Dżahmes – Riddle 1:0 xD

      Usuń
  9. ~Emma D.
    27 listopada 2010 o 22:42

    super juz nie moge sie doczekac NN :) dziewczyny strzeszcie sie bo Tom nie dla was chyba ze chcecie zginac :P

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Branzoletka
    29 listopada 2010 o 15:20

    Cześć. Hmm co do tego zabójstwa to może obdarcie ze skóry albo wydłubanie oczu; odrywanie paznokci; upokorzenie publiczne np rozebranie i zabawianie się przez śmierciożerców Riddl’a (wiem wiem, o czym ja myślę ;>); albo może zabijanie jej najbliższych, nic najbardziej nie boli jak patrzenie na ból np dziecka czy osoby którą się kocha. Hmm mogła by też ją rozciąć i wyjmować jej organy gdy ona bd to czuła i bd ją specjalnie przytrzymywać przy życiu taka mini operacja/lekcja biologii. Jeszcze można tą osobę podziałać iluzją, że bd czuła jak coś jej pod skórą chodzi np i sama bd się powoli zabijać; spłaszczenie jej czymś tzn bd ją zgniatać< ?>.Yhm jak na tą chwile, jeszcze nic więcej nie wymyśliłam.Poza tym świetny blog cały czas czytam i niecierpliwie oczekuje następnych notek. Jeden z moich ulubionych. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 listopada 2010 o 13:42
      Noo, widzę tu ekspertkę w metodach zabójstw xD

      Usuń
    2. ~Branzoletka
      7 grudnia 2010 o 16:32

      Może nie koniecznie ekspertkę, ale lubię tego typu rzeczy ^^ A tak myśląc o tych zabójstwach, to może coś na wzór klucza schowanego w oku i żeby uciec musi go wydłubać/wyjąć ( nie pamiętam tytułu filmu w którym to było :|). Coś w tym guście a po prostu Dżahmes wraz z Riddlem bd oglądać to z góry. A jeżeli już to takie coś można było by rozciągnąć na parę rozdziałów bo od razu, że wszystko w jednym czy dwóch dniach się na pewno nie stanie, trochę mało podobne. Może też zabójstwo może być na jakimś aurorze, bo powoli zaczynają się dowiadywać o postępkach LV i żeby się zemścić porwą np siostrę Dżahmes albo mamę? I by ją znaleźć bd musiała zabijać jednego np powoli wypuszczając z niego krew, albo spalić bardzo powoli i np nie dać mu umrzeć czy przymrozić jakąś kończynę mu do lodu a potem odrywać ze skóry< no właściwie jest to obdzieranie ze skóry>. Może też zamknąć kogoś w jakieś dziurze i mu np złamać nogi by nie uciekł xD i robić na nim eksperymenty np nowych zaklęć – może by się podobała Tomowi perspektywa tego że może wymyślić nowe zaklęcia i na nim ćwiczyć. Noo chyba wszystko co wymyśliłam na tą chwile… ;>

      Usuń
    3. 8 grudnia 2010 o 19:42
      Nieno, rozmawiam z geniuszem zbrodni xD Skąd Ci się takie pomysły na to biorą?

      Usuń
    4. ~Branzoletka
      13 grudnia 2010 o 14:29

      Mój wymarzony zawód to morderca, więc trenuje na przyszłość XDD Takk serio to nie wiem :D po prostu jakoś tak mi się nasuwa.A następny pomysł na morderstwo to wlanie do gardła jakiś żrący eliksir. Jestem ciekawa czy jakby wbić różdżkę w serce mogło się coś stać< tu akurat bardziej zdaję się na Twoją wyobraźnie> albo niech pożrą ofiarę jakieś zwierzęta czy coś, może trytony by się zajęły, można też wykorzystać bazyliszka. Przybicie do ściany najlepiej na ministerstwie jako znak, że LV nadchodzi czy coś w tym guście? Hmm musiało by to być coś najlepiej z gustem nie takie… byle coś aby było. Może coś by się stało na cmentarzu u Marka, mogła by spróbować go ożywić a on będzie takim a la „zombie”; będzie chciał ją skrzywdzić i będzie mmusiała go zabić ale będzie z tym problem bo Avada nie będzie działać bo zombie jest martwy więc Dżahmes musi się wysilić by go zabić, pzy okazji może Tom nie bd chciał jej pomóc bo się pokłócą albo będzie uważał że da sobie rade; można również jak by coś takiego było z tego zombi zrobić horkruksa, cóż kto by się spodziewał :)przy okazji ten „zombie” mógł by zjeść kogoś czy coś xD

      Usuń
    5. 13 grudnia 2010 o 20:10
      Już napisałam ową scenę mordu ;> Nie jest bardzo krwawa, flaki nie latają po pokojach, ale jest ciekawie xD

      Usuń
    6. ~Branzoletka
      20 grudnia 2010 o 11:42

      Nie mogę się już doczekać następnego odcinka no i morderstwa oczywiście. :)

      Usuń
    7. 20 grudnia 2010 o 21:19
      Do morderstwa jeszcze daleko, ale do następnego odcinka… noo, może będzie we środę, ale nie obiecuję xD

      Usuń
  11. wiwien@amorki.pl
    1 grudnia 2010 o 00:18

    No i znikneła… Jakoś zaójstwo Carmen bardziej mi się podobało… Sama niewiem czemu… Ale ciesze się, że zmieni się sxeneria i czeka nas podróż do egiptu^^A jeśli chodzi o morderstwa to i tak Dżachmes jest dużo bardziej wymyślna niż Tom on używa jednego zaklęcia, ewentualnie tortury są wcześniej;] więc nie ma się co martwić, że jest nudna narazie zabiła przecież tylko trzy osoby, chyba, że chcesz zrobić z niej seryjną morderczynią;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 grudnia 2010 o 15:27
      Wiesz, musi czasami zabić, żeby nie różnić się tak bardzo od Toma. No, ale w końcu on nie robi tego dla przyjemności, tylko musowo. Dżahmes oczywiście też, ale ona bardziej ulega emocjom. Riddle tak spokojnie xD

      Usuń
  12. ~Marina
    1 grudnia 2010 o 14:37

    Dziękuję!:*Ja mam propozycję: nakarmienie ofiary szkłami z rozbitych słoików.xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1 grudnia 2010 o 15:29
      Ooo, to byłoby niezłe, ale efektów raczej nie byłoby widać xD

      Usuń
  13. ~Marina
    1 grudnia 2010 o 17:32

    Ale zabiłoby.Śmierć natychmiastowa!!xD

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Marina
    1 grudnia 2010 o 17:33

    I również byłoby trochę cierpienia,męki.;)

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Czarownica
    2 grudnia 2010 o 19:33

    Może naprzykład używać jakiś zaklęć lub eliksirów torturujących.Może opracować coś własnego,w końcu jest niezła z eliksirów,czyż nie?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 grudnia 2010 o 14:55
      Z eliksirów była raczej przeciętna. Slughorn chciał ją wykorzystać, więc jej wmawiał, że jest dobra.

      Usuń
  16. ~Marina
    11 grudnia 2010 o 13:10

    A z tymi słoikami tak wypaliłam, bo ostatnio śniło mi się, że z jakimś chłopakiem biłam się słoikami..xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 11 grudnia 2010 o 14:41
      Ano, już scena mordu napisana xD Powiem szczerze: nie skorzystałam z żadnego z pomysłów, ale za wszystkie serdecznie dziękuję xD

      Usuń
  17. ~Marina
    11 grudnia 2010 o 20:02

    MMmmm..Ciekawa jestem co wymyśliłaś…xxxD:*

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Sheirana
    14 grudnia 2010 o 19:56

    Kiedy coś nowego? ;)Sorry, że nie skomentowałam, ale przeczytałam to w dniu, w którym to opublikowałaś, ale nie miałam już czasu napisać komentarza, a potem, szczerze mówiąc, zapomniałam ^^’. A notka oczywiście świetna.Co do sceny mordu, to wiem, że już to napisałaś, ale dodam jeszcze, że mnie jakoś zawsze interesowały historyjki o stosach i paleniu żywcem… xD Za to ciekawa jestem, co Ty wymyśliłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 14 grudnia 2010 o 21:48
      Ano, mogłabym opisać doskonale jęki, smród palonej skóry, itp xD

      Usuń
    2. ~Sheirana
      14 grudnia 2010 o 22:03

      Taa… Byłoby ciekawie xD

      Usuń