Na cmentarzu zrobiło się
straszne zamieszanie. Śmierciożercy byli przerażeni i w popłochu uciekali od
miotającego się we wszystkie strony Voldemorta, a ja wciąż stałam, dysząc
ciężko i przyglądałam się temu wszystkiemu. Odziani w czerń słudzy w końcu
zajęli swoje poprzednie miejsca, zapełniając luki po nieobecnych
śmierciożercach, natomiast Czarny Pan powoli się uspokajał. Odetchnął głęboko i
schował różdżkę do kieszeni, mówiąc spokojnym, choć nieco drżącym od nadmiaru
emocji głosem:
- Nic nie szkodzi. Potter uciekł, ale dokonało się to, po co tu
przybyliśmy. Smarkacz po raz kolejny miał szczęście, ale tym razem nikt nie
uwierzy w jego bajeczki. Nadal musimy trzymać się na uboczu. A teraz wracajcie
do domów i przywdziejcie maski, za którymi kryliście się przez te trzynaście
lat.
Patrzył swymi chłodnymi, szkarłatnymi oczami, jak śmierciożercy znikają
z głośnym trzaskiem. Nie minęła minuta, a cmentarz całkowicie opustoszał,
pozostał na nim tylko Lord Voldemort, Nagini i Glizdogon. Nagrobki otaczające
nas były poobtłukiwane przez zaklęcia, a gdzieś w oddali usłyszałam odgłosy
rozmów. Najwidoczniej mugole mieszkający w pobliskich domach w końcu zdali
sobie sprawę, że na cmentarzu coś się dzieje i postanowili to sprawdzić.
Dlatego czym prędzej pożegnałam się z ukochanym, wsiadłam na dywan i wzbiłam
się w powietrze. Umówiliśmy się, że spotkamy się w zamku. Posiadłam umiejętność
samodzielnego latania, jednak wciąż nie ufałam sobie na tyle, aby udać się w
tak długą i męczącą podróż bez jakiegoś wsparcia.
Przez całą drogę do
Egiptu rozmyślałam tylko o jednym. O Harrym Potterze. W tym momencie Gryfon z
całą pewnością rozpowiadał o wszystkim, co wydarzyło się na cmentarzu. Z jednej
strony czułam strach, z drugiej zaś – satysfakcję. Owszem, Potter uciekł, ale
rytuał się udał. Voldemort miał w sobie krew tego dzieciaka i dzięki temu stał
się silniejszy. Jednak obawiałam się, że Dumbledore uwierzy w opowieść
chłopaka, a to mogło poważnie zaszkodzić Czarnemu Panu. Miałam nadzieję, że
zaplanował coś, czego dyrektor się nie spodziewał.
*
Dotarłam do Egiptu z
nadzieją, że Voldemort już na mnie czekał. Wylądowałam na balkonie, który
łączył się z moją sypialnią. Jedno machnięcie różdżki wystarczyło, aby dywan
zwinął się i ułożył równiutko pod balustradą. Zajrzałam do komnaty, ale panował
w niej zbyt gęsty mrok, abym mogła cokolwiek dostrzec. Jednak w momencie, kiedy
przekroczyłam próg, maleńkie świeczki leżące na podłodze zapłonęły wiotkim,
pomarańczowym blaskiem, a ja spostrzegłam stojącego pod ścianą Czarnego Pana. W
duchu westchnęłam z radości, że miałam go już tylko dla siebie. Poczułam, jak
łzy podchodzą mi do oczu, kiedy przebiegałam przez sypialnię. Rzuciłam mu się w
objęcia, a on otoczył mnie ciepłymi, miękkimi ramionami. Nareszcie poczułam, że
wróciłam do domu. To było moje miejsce na świecie. Mimo wszystko podjęłam temat
zdania na cmentarzu:
- Myślałam o tym, do czego
doszło w Little Hangleton. Sądzisz, że Dumbledore…?
- Przestań – przerwał mi, a
jego oczy zalśniły w ciepłym półmroku. – To
nie czas na rozmowy o Harrym Potterze. Teraz, kiedy odzyskałem ciało, możemy być
już naprawdę razem. W najczarniejszych chwilach, kiedy sądziłem, że to już
koniec, myślałem o zemście i wspominałem nasze wspólne noce. Jesteś moją żoną i
musisz teraz wypełnić swój małżeński obowiązek.
Pochylił się i pocałował mnie tak namiętnie, jak wiele lat temu.
Dopiero teraz uwierzyłam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Moje ciało
zapłonęło gorącym pożądaniem i przypomniało sobie, co to znaczy pragnąć.
Zasiedliliśmy na łóżku, nie odrywając od siebie wzroku. Kiedy Czarny Pan zdjął
szatę, jego nagie ciało zalśniło perłowo białą poświatą. Było szczupłe i tak
blade, że gdyby było przezroczyste, pomyślałabym, że jest duchem. Przysunęłam
się do niego na bezpieczną odległość, pragnąc jednocześnie jego bliskości.
Dotknęłam koniuszkami palców wystających obojczyków, przesunęłam je po piersi,
po czym pochyliłam się i musnęłam ustami najpierw jeden, potem drugi różowy
sutek. Mimo że na ciele byłam spokojna, w środku cała drżałam. Obawiałam się
tego, co miało za chwilę się wydarzyć, choć jednocześnie z niecierpliwością
oczekiwałam.
Lord Voldemort natomiast sięgnął po medalion, który zasłaniał mi
piersi. Kiedy diamenty opadły, a on przytulił twarz do obu sutków, moje gardło
opuściło westchnienie. Pożądanie narastało z każdym jego dotykiem, pocałunki
zaś wywoływały elektryzujące dreszcze, które rozchodziły się po całym ciele.
Jednak w pewnym momencie
na korytarzu rozległy się jakieś odgłosy szarpaniny, kłótnie, aż w końcu ktoś
załomotał w dość niegrzeczny sposób do drzwi. Voldemort natychmiast się odział
i wyskoczył z łóżka wściekły jak osa. Jego humoru nie poprawiła osoba, która
wywołała to zamieszanie. Usłyszałam cichy, drżący głos przerażonego mężczyzny:
- Panie mój, padam ci do stóp. Pozwól mi wyjaśnić…
Snape!
Moja wściekłość wzrosła tak gwałtownie, że sama poczułam się tym
zadziwiona. Opuściłam łoże równie szybko, co Czarny Pan, podtrzymując jedną
ręką narzutę, aby ukryć nagie ciało, jednak nie podeszłam do drzwi.
- Co ten zdrajca robi w moim
domu?! – Zawołałam, patrząc z wyrzutem na Voldemorta, który spróbował mnie
uspokoić:
- Dżahmes, zostaw to mnie. Rozmówię się ze Snape’em i zaraz do ciebie
wrócę. Przejdźmy do mojej komnaty. Mam nadzieję, że twoje usprawiedliwienie coś
znaczy, Snape.
Zamknął za sobą drzwi, a ja usłyszałam, jak oddala się wraz ze swym
niewiernym sługą. Znów pozostałam sama. Wróciłam do łóżka i rozsiadłam się
wygodnie pośród poduszek, usiłując zachować spokój. Byłam wściekła, że Czarny
Pan pozwolił swemu słudze, który notabene zasługiwał jedynie na serię tortur,
oderwać się od tak istotnej dla nas sprawy jak pierwsza po jego odrodzeniu
wspólna noc. Zamierzałam tego wieczora począć dziecko, którego tak pragnęłam, a
niewierny śmierciożerca skutecznie mi to utrudniał.
Mijały minuty, które
śmiertelnie mi się przeciągały; w końcu przerodziły się w godzinę, a ja wciąż
nie słyszałam wrzasków Snape’a, choć z całych sił wytężałam słuch. Może
Voldemort go zabił? Wątpiłam, aby wdawał się z nim w tak długą rozmowę, nie był
człowiekiem skorym do dyskusji. Zaczynałam naprawdę się niecierpliwić, kilkakrotnie
nawet wstawałam i zaczynałam się ubierać, aby wpaść do sali tronowej, do której
Czarny Pan zaprowadził śmierciożercę, jednak szybko się rozmyślałam, ponieważ
postanowiłam sobie, że w momencie, gdy Lord Voldemort odzyska już pełnię sił,
nie będę ingerować w jego plany i decyzje, chyba że sam mnie o to poprosi.
Spostrzegłam czającego
się w ciemności Midnighta. Jego oczy błysnęły jak dwie srebrne gwiazdy, po czym
kot przebiegł truchtem przez komnatę i wskoczył na łóżko, aby przytulić się do
swej pani. Przez kilka minut dopraszał się o pieszczoty, ocierał się wąsatym
pyszczkiem o moje uda i tarzał po pościeli. Ale po chwili znudziło mu się to
monotonne głaskanie i drapanie za uszami, więc zaczął się ze mną drażnić,
gryząc moje dłonie i obłapiając pazurami nadgarstki. Moją uwagę prędko zwróciło
coś innego. Usłyszałam kroki dobiegające z korytarza, zbliżające się do mojej
sypialni. Szybko zrzuciłam kota z łóżka i usiadłam sztywno, natomiast drzwi
powoli się otworzyły, a w progu stanął Czarny Pan. Był opanowany i chłodny,
kiedy przemierzał pokój w moim kierunku. Nie minęła sekunda, a już znalazł się
przy mnie całkiem nagi i ogarnięty żądzą. Mieliśmy spędzić tę noc razem,
nadrabiając trzynaście lat bolesnej rozłąki.
*
Kolejne dni mijały nam
lekko i przyjemnie. Byłam zaskoczona, że Lord Voldemort miał dla mnie tyle
czasu, przypuszczałam, że po ucieczce Harry’ego Pottera przez mój dom będą
przewijać się tłumy śmierciożerców. Wiedziałam, że ów spokój prędko się
skończy, dlatego postanowiłam maksymalnie wykorzystać ten czas. Czarny Pan
powiedział mi, że najbezpieczniej było teraz odczekać kilka dni, aby nie
wzbudzić podejrzeń. Zgadzałam się z nim, gdyż wiedziałam, że wielu
śmierciożerców pracuje w Ministerstwie Magii na wysokich stanowiskach. Byli nam
w najbliższym czasie bardzo potrzebni.
Postanowiłam jak
najszybciej pokazać mu królestwo. Kiedy przechadzaliśmy się białymi uliczkami
pomiędzy świeżo wzniesionymi budynkami, był zachwycony rozkwitem mego małego
państewka, które sięgało już niemalże po horyzont. Pałac znajdował się raczej
na obrzeżach, natomiast po drugiej stronie, gdzie płynęła woda i rosła dość
gęsto roślinność, wypasano bydło, a odurzeni magicznym pyłem mugole uprawiali
ziemię. Wygląd tamtych miejsc znałam tylko z opowieści, ponieważ nigdy nie
miałam chęci się tam zapuszczać.
- Dlaczego zostawiłaś tu ten
wielki, pusty plac? – Zapytał Voldemort, a ja spojrzałam na niego
pałającymi oczami, nie mogąc się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.
- Powstaną tutaj dwie figury
przedstawiające największych władców, jakich nosiła egipska ziemia. Wszak to za
naszego panowania powstało to królestwo i prędko przewyższyło potęgą pozostałe
w tak krótkim czasie. Jeszcze dziś wydam rozkaz.
Lewa brew Czarnego Pana drgnęła, a na twarzy pojawił się najszczerszy
podziw, który był dla mnie największą pochwałą. Ucałował mnie namiętnie, a
kiedy odsunął twarz, rzekł:
- Nie jesteś tu królową, ale
wielkim budowniczym.
Zgodnie z obietnicą
jeszcze wieczorem zarządziłam planowanie posągów. Oba miały mieć dokładnie
sześćdziesiąt sześć stóp, gdyż życzyłam sobie, aby swą wspaniałością
przewyższały Sfinksa, który był jednym z największych zabytków w Egipcie. Z
niecierpliwością oczekiwałam, aż nadworni architekci naszkicują kształt naszych
kamiennych odpowiedników. W tej chwili była to dla mnie sprawa najpilniejsza, a
pojawiający się wciąż śmierciożercy nie poprawiali mi nastroju. Po pięciu
cudownych, lekkich dniach i pięciu namiętnych, nieprzespanych nocach nadszedł
najważniejszy dla Czarnego Pana moment. Wszyscy jego słudzy zgromadzili się w
sali tronowej; spodziewałam się, że będzie wśród nich niewierny Tomasz, ten
Snape, ale jego miejsce pozostało puste, zresztą tak samo, jak i miejsce
Lucjusza Malfoya. W sercu liczyłam na to, że odpowie na wezwanie swego pana, a
ja będę mogła go przesłuchać. Mimo że oficjalnie byłam wściekła na siostrę,
wciąż żywo interesowałam się jej losem i bardzo zależało mi nad kontrolą choć
jednego z kochanków. Nie mogłam wymóc posłuszeństwa na siostrze, ale z Malfoyem
nie powinno mi pójść tak źle.
Czarny Pan nie nalegał,
abym uczestniczyła w tajnych spotkaniach śmierciożerców, ja zaś nie
wspominałam, że chciałabym brać w nich udział. Uznaliśmy, że najbezpieczniej
będzie, jeśli on zajmie się swoimi sprawami, a ja swoimi. Wspierałam go w
decyzjach, które podejmował oraz żywo interesowałam się jego planami, o których
wieczorami mi opowiadał, aczkolwiek sama byłam zbyt zajęta kontrolowaniem
wszystkiego, co działo się w moim królestwie, aby brać w nich czynny udział. Teraz
najważniejsza była dla mnie budowa dwóch ogromnych posągów, które rosły z dnia
na dzień, jakby wielki Geb układał ogromne bloki przybierające coraz to
bardziej ludzkie kształty. Byłam dumna z siebie i swoich budowniczych, jednak
wciąż miałam dylemat związany z dochodowym i odpowiedzialnym stanowiskiem.
Rozwój państwa stał się dla mnie najistotniejszą sprawą pod słońcem, dlatego
nadal nie mianowałam Wielkiego Budowniczego Egiptu. Zdawałam sobie sprawę z
tego, że gdybym w końcu zadecydowała, kto zasługuje na tę posadę, bardzo bym
siebie odciążyła, przez co miałabym o wiele więcej czasu na pozostałe sprawy.
Mimo to wolałam jeszcze poczekać. W duchu łudziłam się, że pewnego dnia Zivit
na nowo wkupi się w moje łaski, powróci do Egiptu, a Wielkim Budowniczym
mianuję Nathira, dzięki czemu Qutajbah będzie jeszcze bardziej godzien ręki
mojej siostry, niż teraz. Jednak wiedziałam, że moja bajka nieprędko się
spełni.
*
Lord Voldemort
interesował się nie tylko rozkwitem mego Imperium, ale ciekawiły go także
tajniki starożytnej magii. Byłby głupi, gdyby nie wykorzystał czegoś, o czymś
jego największy wróg nawet nie wiedział, a nieroztropnie byłoby przypuszczać,
że magia moich bogów nie byłaby w stanie zwyciężyć magii Albusa Dumbledore’a.
Jednak ja chciałam zaskoczyć Czarnego Pana w inny sposób.
- Jak wiesz, postanowiłam
uczynić kolejny krok w kierunku nieśmiertelności – rzekłam, prowadząc go do
komnaty, w której modliłam się do wielkiego Anubisa. – Dlatego stworzyłam kolejnego horkruksa. Ukryłam go w takim miejscu, że
nikt go nigdy nie dopadnie.
Ciężkie drzwi się otworzyły, a ja zajrzałam do sali. Wszędzie panował
czerwony, przyjemny półmrok, a w powietrzu unosił się zapach aromatycznych
świec i kadzideł, na wysokiej podstawie natomiast stał sporej wielkości posąg.
Kiedy podeszliśmy bliżej, słychać było miarowe, spokojne bicie serca. Voldemort
nie zadawał żadnych pytań, po prostu podszedł do rzeźby i zaczął ją obmacywać.
Długie, trupioblade palce błądziły przez chwilę po psim łbie, a płaski nos
wydymał się, jakby chciał wyczuć zapach czarnej magii. Gdy skończył i odwrócił
się w moją stronę, oczy rozbłysły mu czerwonym blaskiem, a na ustach pojawił
się cień uśmiechu.
- Bardzo mnie to cieszy, że nie
zamknęłaś się tylko na swoją starożytną magię – odparł.
Wystarczyło, że raz spojrzałam na jego jaśniejącą twarz, abym się
zorientowała, że w jego głowie narodził się już jakiś plan, lecz ja
postanowiłam spytać o coś innego. Odczekałam jeszcze, aż Czarny Pan zapoznał
się bliżej z moim ukrytym w posągu Anubisa horkruksem, po czym opuściliśmy
komnatę, a ja zapytałam:
- Zostawmy na chwilę Egipt i
moje sprawy. Mówiłeś, że masz już jakieś plany dotyczące Pottera i
Dumbledore’a…?
Voldemort uśmiechnął się szeroko. Moje zainteresowanie jego decyzjami
mile połechtało jego próżność. Zauważyłam, że od momentu, kiedy skupiłam się na
własnych sprawach, Czarny Pan zaczął liczyć się z moim zdaniem. Odzywałam się
też rzadziej, dzięki czemu z chęcią słuchał tego, co miałam do powiedzenia, a
najbardziej cieszyły go pytania, które zadawałam. Dlatego natychmiast odparł:
- Pamiętasz, jak dawno temu
zacząłem interesować się pewną przepowiednią wypowiedzianą przez nauczycielkę
wróżbiarstwa, Sybillę Trelawney. Dotyczyła mnie i Pottera…
- Ach, tak, pamiętam, pamiętam.
Voldemort poprowadził mnie długim korytarzem w kierunku sali tronowej,
w której zazwyczaj gromadzili się śmierciożercy, aby wysłuchać, co ich pan ma
im do powiedzenia.
- Postanowiłem spróbować poznać
jej treść, ale nie będzie to już takie proste – kontynuował. - Lata
temu Snape usiłował ją podsłuchać, ale przekazał mi tylko jej część. Działałem
dokładnie tak, jak radziło mi proroctwo, jednak coś poszło nie tak…
Podejrzewam, że odpowiedź na moje pytanie znajdę z drugiej części przepowiedni.
Zanim skończył mi o tym opowiadać, w głowie natychmiast zawitał mi
pomysł tak banalny i oczywisty, że zdziwiłam się, dlaczego Czarny Pan jeszcze
na to nie wpadł. Nie mogłam powstrzymać się od cichego śmiechu.
- Dlaczego nie porwiecie tej
wróżbitki? – Zapytałam. – Uprowadzenie
Harry’ego Pottera nie pójdzie wam już tak łatwo. Bo chyba do tego dążysz,
prawda?
- Nie do końca o tym myślałem.
Sybilla Trelawney nie jest świadoma, że wypowiedziała tę przepowiednię. Jeśli
Dumbledore jej tego nie powiedział, a wątpię, aby popełnił ten błąd,
nauczycielka nie pamięta, że wygłosiła jakiekolwiek proroctwo, nie mówiąc już o
jego treści – odparł, a jego wąskie wargi rozciągnął uśmiech zadowolenia,
że dałam wpuścić się w maliny. – Zadecydowałem,
że wyciągniemy tę przepowiednię z Ministerstwa Magii. W Departamencie Tajemnic
znajduje się odpowiednia komnata, w której przetrzymywane są wszystkie
wypowiedziane dotąd przepowiednie. Zajmie się tym Lucjusz Malfoy. Chyba jesteś
rada, że ostatnio tutaj nie przebywa?
Pomachał mi po królewsku ręką i zniknął za drzwiami do sali tronowej,
gdzie, jak mniemam, czekali już zniecierpliwieni śmierciożercy. Wiedziałam, że
obecna kwatera główna ich pana bardzo im nie odpowiada, co niesamowicie mnie
cieszyło. Każdego z nich uważałam za prostaka i tchórza, dlatego wszystko, co
mogło im uprzykrzać życie, było powodem mojej satysfakcji. Znów musiałam udać
się do swoich zajęć, jednak był tego pewien wielki plus. Dzięki temu, że
nieustannie bywałam zajęta, nie musiałam ich widywać, niemniej jednak
wiedziałam, że śmierciożercy nie potrafili zachowywać się w towarzystwie
mieszkańców mojego pałacu. Irytowało mnie, że nieustannie kręcili się po jego
korytarzach, zaczepiali kapłanki i usiłowali klepać je po tyłkach, jakby były
najpodlejszymi kurwami. Starałam się jednak zachowywać spokój, gdyż wiedziałam,
że w momencie, kiedy poskarżę się na obecność sług, Czarny Pan przeniesie się
do Londynu, co było mi kompletnie nie na rękę.
Kilka następnych dni
spędziłam na podziwianiu wznoszących się ku niebu figur, które wciąż otoczone
były wysokimi, niestabilnymi, drewnianymi rusztowaniami, jednak można już było
dostrzec rysy twarzy. Z głową posągowego Lorda Voldemorta nie było
najmniejszych problemów, jednak mój kamienny odpowiednik sprawił robotnikom
sporo kłopotów. Mimo że magia wiele ułatwiała, nie mogła zrobić za nich
wszystkiego. Nie mogłam się już doczekać, aż drewniane szkielety znikną, a
oczom wszystkich ukażą się dwie, potężne, kamienne postacie, które będą
widoczne z najodleglejszych krańców mojego królestwa.
Czarny Pan odwiedził
mnie wieczorem, kiedy stałam na balkonie i obserwowałam ostatnie tego dnia
prace. Zawsze nieco mnie drażniło patrzenie na wykończonych mugoli, którzy
marzyli już tylko o powrocie do swoich kwater. Nie mogli myśleć o niczym innym,
gdyż ich odurzone magicznym pyłem umysły pozbawione były pragnienia wolności.
- Chyba się myliłem, sądząc, że
mugoli należy wymordować. Dowiodłaś, że mogą stać się w pewien sposób…
pożyteczni.
Kątem oka dostrzegłam czający się na jego wargach uśmiech. Ten sam,
który widziałam kilka dni wcześniej w sali Anubisa. Zaśmiałam się cicho na te
słowa.
- Ten pomysł narodził się
zupełnie przypadkiem. W moim pałacu mieszkają sami szlachetnie urodzeni, nie
mogłam przecież pozwolić, aby kapłani wielkiego boga Ozyrysa pracowali przy
budowie posągów, a moje służące nosiły im wodę z najbliższych oaz. Jedyne, co
miałam wtedy pod ręką, to dziesiątki wypełnionych mugolami wiosek. To była
konieczność.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a ja odwróciłam na chwilę wzrok od
posągów i omiotłam spojrzeniem znajdujące się najbliżej niego budynki. To w
nich mieszkali ci, którym zezwoliłam na opuszczenie pałacu, a także osoby
przyjezdne. W większości były to osoby popierające politykę Czarnego Pana,
śmierciożercy, którzy zapragnęli zaznać uciech w egipskich karczmach i między
nogami mugolskich prostytutek, ale trafiały tam też osoby balansujące na
granicy prawa. Nie byli to ani słudzy Czarnego Pana, ani szpiedzy Dumbledore’a,
lecz ludzie z pełnymi sakwami, którym znudziło się monotonne, europejskie
życie. Nie przeszkadzali mi w niczym, dopóki zostawiali w karczmach sporo
galeonów, nie zaczepiali szlachetnie urodzonych panien i nie awanturowali się.
Mało tego, ich obecność czasami nawet była mi na rękę, ponieważ wielu z nich
zostawało tu na stałe, dzięki czemu mogłam zyskać kolejnych popleczników, a
moje Imperium – sławę.
- Mam dla ciebie niespodziankę
– przemówił niespodziewanie Czarny Pan, a ja wzdrygnęłam się nieznacznie. – Nie skarżysz się ani słowem, ale ja dobrze
wiem, że wizyty niektórych śmierciożerców trochę cię męczą. Są ordynarni i
traktują to miejsce jak miejsce, w którym mogą się rozerwać, odpocząć od
starych żon…
Zeszliśmy do głównego holu, po czym
Czarny Pan skierował się ku podziemiom. Zaskoczył mnie, ale bez słowa ruszyłam
za nim. Blask jego różdżki rozświetlał mroki wąskiego, chłodnego korytarza.
Raczej nie bywałam w tej części zamku, dlatego czułam się niepewnie, choć
Voldemort wyglądał tak, jakby doskonale znał to miejsce. Na drodze napotkaliśmy
pierwszą przeszkodę w postaci ściany z wielkim, kamiennym sterem przyozdobionym
płaskorzeźbami, ale Czarny Pan pokonał ją bez najmniejszych problemów.
Wystarczyło jedno machnięcie różdżki, a ściana rozpłynęła się w powietrzu,
ukazując nam dalszą część korytarza. Tym razem jednak szybko dotarliśmy do
tego, co znajdowało się na jego końcu, a były to wysokie, ciężkie drzwi. Dwa
razy grubsze od tych, które znajdują się w pozostałych komnatach. Jeszcze jedno
machnięcie różdżki, a i one rozwarły się przed nami. Komnata, w której się
znaleźliśmy, pogrążona była w martwym, nieprzeniknionym mroku. Jednak światła rozbłysły
jasnym, zimnym blaskiem w momencie, kiedy Voldemort zrobił krok naprzód, a moim
oczom ukazała się wysoka, przepastna komnata. Z początku nie widziałam jej
końca, ponieważ wszędzie rosły białe, suche drzewa pozbawione liści. Ich grube
konary wiły się niemal pod samym sufitem; to z niego biło owo jasne, nieco
oślepiające światło. Ja również wkroczyłam do pokoju, a moje nagie stopy
zatopiły się w zimnym, białym piasku. W mojej głowie pojawiło się podstawowe
pytanie: po co Czarny Pan zadał sobie tyle trudu, aby sprowadzić do podziemi te
drzewa? Sądziłam, że będzie chciał sobie urządzić tutaj loch, w którym mógłby
przetrzymywać nieposłusznych.
- Ty to zrobiłeś? –
Niepewność w moim głosie wyraźnie ucieszyła Voldemorta, który ujął mnie pod
ramię i poprowadził powoli wzdłuż wyraźnie zaznaczonej ścieżki. Na jej końcu
majaczyło coś wysokiego i ciemnego.
- To prezent – odparł. – Sprowadziłem
dla ciebie te drzewa z samego centrum Afryki. Dzięki aurze roztaczanej przez
ich korę nikt nigdy nie znajdzie twojego horkruksa, a dostęp do tego
pomieszczenia będziesz mieć tylko ty. Chciałbym, aby cząstka twojej duszy
nareszcie miała spokój.
Sala była na swój sposób bardzo egipska, ale i nowoczesna. Kiedy skupiłam wzrok,
spostrzegłam, że czarne, matowe ściany pokryte są gęsto płaskorzeźbami
przedstawiającymi powstanie świata, wygiętą Nut oraz jej pięcioro dzieci.
Dopiero w momencie, kiedy Czarny Pan wspomniał o moim horkruksie, poznałam
ciemny kształt posągu Anubisa osadzonego na wysokiej, czarnej platformie. To
było teraz jego małe królestwo, do którego nikt nie miał wstępu. Natychmiast
podbiegłam do figury, aby upewnić się, czy aby na pewno jest odpowiednio
ustawiona. Kiedy znalazłam się bardzo blisko niej, usłyszałam znajome,
regularne bicie serca, które natychmiast stłumiło burzę emocji. Odwróciłam się
do Voldemorta z szerokim uśmiechem i pałającymi oczami.
- To prawie że najlepszy dar,
jaki mogłeś mi ofiarować – wyznałam, podchodząc do niego.
- A czego najbardziej pragniesz?
– Spytał cicho i wyciągnął ramiona, by móc mnie objąć.
- Dziecka.
Zatonęłam w jego szkarłatnych oczach, które jarzyły się teraz niczym
dwie pochodnie. Zimne dłonie ujęły moją twarz, a wąskie wargi zamknęły me usta
w czułym pocałunku, który przyćmił mi zmysły. Stałam się tym, kim Czarny Pan chciał,
abym była. Mimo że wieczór wciąż był jeszcze wczesny, a słońce dopiero co
zniknęło za horyzontem, znaleźliśmy się w sypialni, aby kochać się tak długo i
namiętnie, jak tylko oboje chcieliśmy.
~*~
Dzisiaj trochę krócej,
nie chciałam przedobrzyć. Dobrze zrobiłam, że w porę zadecydowałam, aby
wprowadzić fabułę do Egiptu, dzięki temu nie dość, że chce mi się pisać, to
jeszcze zauważyłam pewien progres w opowiadaniu. Mimo że do ostatecznej bitwy o
Hogwart zostało przecież jeszcze trzy grube
tomiszcza „Pottera”, rozdziałów do końca nie zostało aż tak dużo. Ale powiem
Wam, że setkę spokojnie przekroczymy. Moim marzeniem jest (odnoście DLR
oczywiście) dobić sobie spokojnie w roku 2015 do setki i walnąć epilog, ale
znając życie wpadnę na jakiś „genialny” pomysł (tak, jak to było z Seleną) i napiszę kolejne osiemdziesiąt
rozdziałów. Ale cóż. Przepraszam za zwłokę, mam nadzieję, że mnie nie
zabijecie. Jak prędko przeczytacie, to kolejny odcinek też będzie szybko xD
Dedykacja dla Eweline :*
~paulinapatrycjaa
OdpowiedzUsuń2 stycznia 2015 o 15:02
Kochana to gdzie ten rozdział. Czekam Czekam :)
2 stycznia 2015 o 19:55
UsuńW niedzielę już na 100% będzie, Ewelinie trochę skłamałam, nie „powinien się pojawić”, tylko będzie na 100% xD
~Eweline
OdpowiedzUsuń2 stycznia 2015 o 18:24
Jak podajesz terminy, to staraj się dawać w nich rozdziały.
Ja rozumiem brak czasu, ale to jest dawanie złudnej nadziei i mnie to irytuje ;p.
2 stycznia 2015 o 19:54
UsuńPowiem Ci szczerze i bez ironii, że mnie to irytuje jeszcze bardziej, niż Ciebie ;_; Ale jest u mnie narzeczony od kilku dni i nie mam możliwości nic napisać. Ale w niedzielę powinno się coś ukazać.
~Paulinapatrycjaa
OdpowiedzUsuń4 stycznia 2015 o 23:32
No i świetny rozdział :)
miło się czyta i bardzo milo zaskakujesz :)
Śle pozdrowienia i życzę weny nawet na kolejne 200 rozdziałów .:D
5 stycznia 2015 o 12:22
UsuńBardzo dziękuję :)
~Patrycja
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2015 o 01:06
No cóż, rozdział bardzo mi się podobał :)
Nie zanudził w żadnym momencie, do tego fakt iż Czarny Pan się odrodził i Dżahmes nie jest sama, wprowadza jakby więcej ciekawości, wszakże wiadomo iż Voldemort jest osobą nieprzewidywalnie ciekawą ;)
Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam serdecznie ! :)
5 stycznia 2015 o 12:23
UsuńSkupię się teraz na czymś innym, nie tylko na samej przepowiedni, więc nie powinno być nudno xD
~Patrycja
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2015 o 01:14
A co do wpadnięcia na „genialny” pomysł – z Selene ci się udało, później powstało jeszcze kilka opowiadań, niektóre już zakończone, kilka nadal prowadzonych, chociaż z dużymi przerwami. Dlatego uważam, że póki masz pomysł i chęć, pisz! ;)
Ja osobiście czekam na rodział na SCP (jeden z blogów który czytam od samego początku, który nadal istnieje, jest prowadzony i jest z każdym rozdziałem coraz lepszy), Douce Fleur (osoba Bartemiusza jest intrygująca w twoich opowiadaniach, zachęcam wszystkich do czytania! ), ale też n ŁMM, bo historia również mnie ździebko zaciekawiła, aczkolwiek zakładam że gdyby historia się rozwinęła, pokochałabym opowiadanie. W każdym razie, pamiętaj że jesteś świetna w tym co robisz i masz fanów, którzy nie obrażają się na terminy, a wchodzą na blogi i czytają, nie narzekając :)
W końcu na luksusy warto czekać! ;)
Jeszcze raz cię serdecznie pozdrawiam!
5 stycznia 2015 o 12:25
UsuńKurcze, nie wiedziałam, że ktoś czeka na DF XD Na Łzy Marii Magdaleny… no, to opowiadanie byłoby fajne, gdybym poświęciła mu trochę czasu xD Może mi się uda w najbliższym czasie chociaż po jednym rozdziale na wszystkie blogi. A na SCP będzie w tym tygodniu, więc nie ma się czym przejmować xD
~Lauren
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2015 o 15:25
Rozdział czytałam na jednym wydechu. Voldemort wrócił i teraz zacznie się zabawa xD Mam nadzieję, że nie zatrzymasz się tylko na stu rozdziałach, ale dalej rozwiniesz DLR. Cudny szablon :)
P.S. Zazdroszczę talentu xD
5 stycznia 2015 o 18:18
UsuńTeż mi się szablon podoba, aż dziwne, bo na DLR chyba nigdy nie było fajnych szablonów. Kolejny też będzie spoko, różowy <3
Znając mnie, to nie skończę na 100, ale jestem perfekcjonistką jeśli chodzi o liczby, więc 100 rozdziałów i epilog tak pięknie brzmi xD
~Eweline
OdpowiedzUsuń5 stycznia 2015 o 15:49
Dziękuję za dedykację, to tak na początek :)
Rozdział świetny, chociaż miałam nadzieję, że dokładniej opiszesz pierwsze spotkanie Toma i Dżahmes XD.Ale nie narzekam. Miło się czyta, atmosfera jest spokojna po powrocie Toma(tak bardzo na to czekałam!), Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Tylko do 100? Ja bym mogła czytać ten blog w nieskończoność XD.
5 stycznia 2015 o 18:20
UsuńMiała to być niespodzianka, ale ja nie potrafię ich utrzymywać (przynajmniej jeśli chodzi o moje opowiadania). Będzie dwie części DLR, to jest pierwsza, a druga będzie po epilogu xD
~Eweline
Usuń6 stycznia 2015 o 15:04
Druga część? Świetnie :D
6 stycznia 2015 o 15:21
UsuńBędzie, pewno xD Muszę zrobić dwie części, bo druga będzie pisana z trochę innej perspektywy, przynajmniej tak przez 1/3, może przez połowe xD
~Eweline
Usuń6 stycznia 2015 o 16:25
A z jakiej perspektywy? :3. Mam nadzieję, że Toma.
A następny rozdział masz zaplanowany kiedy będzie? :)
6 stycznia 2015 o 16:46
UsuńTo będzie trzecia osoba, ale nie powiem, dlaczego xD I też nie powiem, z czyjej, żeby za dużo nie ujawnić, chociaż jeszcze w pierwszej części wszystko stanie się oczywiste.
Następny rozdział… W tym tygodniu będzie, już mam pół strony napisane, bo mi wpadł fajny opis do głowy, dzisiaj jeszcze coś popiszę, jak wrócę z kościoła to też… Musi być przed piątkiem, bo w weekend robię prezentację z narzeczonym xD
~Medea
OdpowiedzUsuń16 kwietnia 2015 o 13:29
Hm… Dżahmes wydaje mi się w tym rozdziale nieco infantylna. Mam na myśli głównie to, że dla niej najważniejsze jest królestwo, a jednocześnie chce być stawiana na równi z Voldemortem. Tymczasem on dąży przecież do władzy nad całym światem magicznym, a nie tylko kawałkiem ziemi, prawda?
Gdyby był to celowy zabieg, a nie tylko marysuizm, to musiałabym przyznać, że udało ci się wykreować postać z krwi i kości.
Czy mogłabyś rozwiać moje wątpliwości?
17 kwietnia 2015 o 00:34
UsuńAleż Dżahmes jest infantylna. I to bardzo, ona nie potrafi myśleć, jak prawdziwy król, ponieważ nigdy nie była do tego przygotowywana. Żyła prawie całkiem sama w Egipcie przez kilkanaście lat i pomieszało się jej w głowie, ona nie włada tym „królestwem” (jak można nazywać królestwem kawałek ziemi na pustyni wielkości… nie wiem, kilku kilometrów kwadratowych?) i nie jest królową. Tzn. formalnie jest (można tak powiedzieć, jeszcze będę tę kwestię tłumaczyła w rozdziale), ale ona ma w głowie jakiś obraz tego, co powinna robić królowa… a właściwie król, bo ona pełni tu rolę np. Królowej Jadwigi. Zauważ, że Voldemort nie chce się bawić w „faraonowanie”, on ma swoje sprawy i tym się zajmuje, a szalona Dżahmes nie ma nic do roboty, więc tak sobie włada tym małym państewkiem, które jest traktowane przez śmierciożerców i zamożnych czarodziejów jako atrakcja, wspominałam już chyba o tym w którymś rozdziale. Przyjeżdżają, podziwiają, płacą paniom do towarzystwa i bawią się. Oczywiście Voldemort wspiera Dżahmes w tym, co robi, bo dzięki temu może werbować wielu wpływowych (i zagranicznych – co najważniejsze) czarodziejów. Co do samej Dżahmes, to długo nie miałam na nią pomysłu, przez prawie cały jej Hogwart miałam zupełnie inne plany, sądziłam, że będzie po prostu zwykłą Victorią, ale takich OC jest wiele. No, jestem pewna na 100%, że w żadnym fanfiku „partnerką” Voldemorta nie jest egipska królowa xD Nawet po tym, kiedy już nagle narodził się w mojej głowie pomysł na Dżahmes, długo nie mogłam oddzielić jej od mojej bohaterki z innego bloga (Sophie z SCP), dopiero jakiś czas temu stwierdziłam, że jest sporo podniosłych i poważnych bohaterek, które zawsze są tak potężne i istotne dla Voldemorta, więc dość tego i umieściłam Dżahmes w świecie interpretacji. Jest to trudniejsze, bo piszę w pierwszej osobie, więc ciężko mi pokazać, że to, co dzieje się dookoła Dżahmes to tylko interpretacja, że ona wmawia sobie wiele rzeczy (np. jakie to jej królestwo nie jest ważne, a tak naprawdę jest miasteczkiem rozrywki dla bogaczy). Czasami, kiedy opisuję różne dziwne rzeczy (np. budowanie posągów), sama śmieję się do siebie, jak można tak w ogóle pomyśleć, to, co dla mnie jest zabawne, Dżahmes traktuje całkiem poważnie. Ale uspokajam się, że mam wiele opowiadań i nie muszę lubić każdego głównego bohatera xD Mam nadzieję, że w miarę dokładnie wyjaśniłam. Eh, zawsze, kiedy mam kłaść się spać, staję się najbardziej gadatliwa ;/
Situs Judi Casino Resmi - JTHub
OdpowiedzUsuńCasino Resmi. JT Hub has a special focus on social, 순천 출장샵 financial, 익산 출장마사지 and 전주 출장안마 entertainment that's great for people of 안성 출장샵 all ages. Join today to receive 서울특별 출장샵