Od tamtego dnia jakoś weszło nam w nawyk
spacerowanie ulicami Londynu. Często mieszaliśmy się z mugolami, by odpocząć na
moment od czarodziejskiego świata. Tom czasami kupował kawę lub herbatę w
kartonowych kubkach u mugolskich sprzedawców. Zawsze on to robił, ja za cholerę
nie mogłam pojąć ich dziwnej waluty. Czasami przechodziliśmy obok jego
sierocińca, ale Tom udawał, że go wcale nie zauważa, ja zaś nie byłam taka
głupia, żeby go szturchać w ramię i mówić: „Patrz, Tom, taj jest twój
sierociniec, może wstąpimy na chwilkę?”
Wakacje już się prawie skończyły.
Pomyśleć, że gdybym chodziła do Hogwartu, kupowałabym książki. Trochę mi
brakowało szkoły, ale przecież musiałam się pogodzić z tym, że rok temu zdałam
egzaminy i zakończyłam edukację. Tylko Hogwart trzymał mnie w Anglii. No i
jeszcze Tom. Gdyby nie to, że miał tu jeszcze kilka spraw do załatwienia,
wróciłabym do Egiptu. Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że jestem bardzo
religijna. Nie mogłam czcić swoich bogów tak, jakbym chciała, co bardzo mi utrudniało życie.
Pewnego dnia, dość ciepłego choć
pochmurnego, po pracy znów wyszliśmy na spacer. Nie było sensu chodzić po ulicy
Pokątnej, bo i tak prawie codziennie się przez nią przewijaliśmy, nie mówiąc
już o śmiertelnym Nokturnie. Poza tym przewijało się tamtędy tylu uczniów z
rodzicami, by załatwić wszystkie sprawunki, że przeprawa przez Pokątną była
męką. A dla mnie, jako czarownicy, która ze światem mugoli nie miała wiele
wspólnego, bardzo interesujące były ulice Londynu.
Tom poszedł akurat do kawiarni, żeby
kupić herbatę, ja zaś zostałam na zewnątrz, żeby przyjrzeć się bliżej
automatowi z gumami do życia. Ciekawe, jak to działa. Mała srebrna moneta musi
uruchamiać jakiś system, który wyrzuca z otworu kolorową kulkę.
Ktoś nagle chwycił mnie za ramię. Był to
znajomy dotyk, w końcu „ojciec” często mnie szarpał. Nie pomyliłam się. Henryk,
niechlujnie ogolony, w starej, cuchnącej przetrawionym trunkiem szacie, z
obłędem w oczach i obnażonymi, żółtymi zębami ściskał mnie mocno za ramię.
Przerażona, zaczęłam się z nim szarpać. Było to dość odludne miejsce, wielu
mugoli się tędy nie przewijało. Moje krzyki jedynie mogły spłoszyć gołębie,
przechadzające się po drugiej stronie chodnika.
Henryk wyraźnie nie miał dobrych
zamiarów.
- Nareszcie cię znalazłem – wydyszał mi
prosto w twarz cuchnącym oddechem. – Poszedłem na dno, ale pociągnę cię za
sobą…
Drzwi do kawiarni się otworzyły, a
charakterystyczny dzwonek rozbrzmiał z jej wnętra. Tom błyskawicznie znalazł
się przy nas, wyciągając w biegu różdżkę. Przytknął jej koniec do spoconego
gardła Hortusa, drugą rękę zaś zacisnął na jego prawym nadgarstku, co
spowodowało, że natychmiast mnie puścił.
- Jeszcze raz zbliżysz się do Dżahmes,
pożałujesz, że się urodziłeś – wycedził, a koniec jego różdżki wbił się w
gardło Henryka.
Odepchnął go od siebie z zadziwiającą
siłą, objął mnie ramieniem i wciągnął do małej kawiarni. Zszokowana, wciąż
trzymałam się kurczowo jego ramienia, kiedy usiedliśmy. Mugolska kelnerka
podała nam wcześniej zamówioną herbatę, a Tom zapłacił jej mugolskimi pieniędzmi.
- Nie bój się, za niedługo się stąd
wynosimy. A on już ci nic nie zrobi – przytulił mnie mocniej i wcisnął mi w
ręce plastikowy kubek z parującym jeszcze napojem.
- Wiem, ale wciąż się niepokoję, że on
mnie znajdzie. Tak, jak było ze Slughornem. On ma tych swoich znajomych… -
westchnęłam i upiłam łyk gorącego płynu, po czym odłożyłam kubeczek na stół.
Tom nagle się najeżył, a na czole pojawiła mu się pozioma zmarszczka.
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Kiedy
dojdę do władzy, zostanie ukarany – rzekł o wiele ostrzejszym głosem. – No i
nie jesteś już sama w nocy. Nawet gdyby ktoś chciał cię zaatakować, musiałby
najpierw pokonać mnie.
Uśmiechnęłam się tylko na te słowa. Ale
coś za ładnie to powiedział. Owszem, musiał coś do mnie czuć, skoro
wtajemniczał mnie w swoje plany i w ogóle stosował się do moich rad, ale
romantykiem nie był. A ja od niego tego nie oczekiwałam. Wolałam, żeby był
sobą, niż udawał. Nawet gdyby czasem był niemiły.
*
Na „ojca” nie natknęłam się przez
najbliższe dwa tygodnie, ale nadal byłam czujna. Nawet u Marcusa nie czułam się
do końca bezpiecznie. Dlatego starałam się wracać przed zmrokiem. Na początku
września, kiedy zaczęło się ściemniać już o dość wczesnej porze, bo około ósmej
trzydzieści, wracałam właśnie z domu pewnej klientki. Bardzo rzadko odwiedzałam
kobiety. A ta mieszkała akurat w kamienicy, całkiem niedaleko Dziurawego Kotła.
Dlatego pomyślałam sobie, że będzie przyjemnie się przejść. Lubiłam zapach
wieczoru.
Zwykle, kiedy docierałam do sklepu
Borgina i Burkesa o tej porze, w oknie naszego pokoju paliło się mocne światło
oliwnych lamp, Tom pracował i nie lubił tego robić po ciemku. Teraz jednak
widać było tylko rozdygotany, mdły i bardzo słaby blask, jakby płonęła tylko
jedna świeca. Zaintrygowana, wspięłam się szybko po schodach na piętro. Drzwi
do pokoju były uchylone. Na korytarzu panował całkowity mrok, więc plamka
wąskiego światła wyglądała na podłodze bardzo wyraźnie. Dosłyszałam też
dobiegające ze środka stłumione odgłosy przytłumionej rozmowy. Zaniepokojona,
ale i zaciekawiona podeszłam do drzwi jak najciszej potrafiłam i, z bijącym
mocno sercem, zaczęłam się przysłuchiwać. Natychmiast rozpoznałam, że Tom jest
w środku z Vanessą. Wychyliłam lekko głowę, by widzieć, co się dzieje.
Parkinson przyniosła swoje krzesło z
pokoju i teraz siedzieli przy stole. Po środku stała na srebrnej podstawce
płonąca świeca. Oboje spożywali jakiś posiłek, nie widziałam dokładnie, co, ale
słyszałam za to poszczękiwanie sztućców.
-…ona wydaje się być chyba zbyt
zazdrosna. Nie daje ci tyle wolności, ile byś chciał i, zdaje się, nie rozumie
cię – mówiła Parkinson. Usłyszałam cichy śmiech Toma.
- A co, uważasz, że ty rozumiesz mnie
lepiej? – zapytał. W jego głosie wyraźnie dosłyszałam rozbawienie.
- Nie znasz mnie, ale przecież możesz się
przekonać – zauważyła dziewczyna.
W bladym świetle świecy zobaczyłam jak
uśmiecha się zachęcająco do niego. Zawrzała we mnie złość. Nie tylko na
Vanessę, ale i na Toma. Jakim prawem… Jak śmiał spotkać się z nią, nic mi nie
mówiąc, pod moją nieobecność, i to jeszcze w naszym pokoju! Może jeszcze ją
zaprosi do naszego łóżka. Pożałują. Oboje. Musiałam się jednak opanować.
Postanowiłam, mimo nerwów, słuchać dalej. Coś w środku mnie nie pozwalało mi
tego jeszcze przerwać.
- Wiesz, czasami jesteście trochę… jakby
to powiedzieć… głośni – podjęła na nowo brunetka, a ja z zadowoleniem poznałam
po jej minie i brzmieniu głosu, że nie jest zachwycona. Do moich uszu znów
dobiegł śmiech Riddle’a.
- No tak, Victoria potrafi mnie zaskoczyć
w łóżku, całkiem pozytywnie, przyznaję – rzekł, a na jego twarzy zauważyłam
jakby cień złośliwego uśmiechu.
- Ja potrafię to zrobić lepiej –
odpowiedziała szybko. Usłyszałam determinację w jej głosie.
- Czy to propozycja?
Nic mu na to nie odpowiedziała, tylko
uśmiechnęła się, przymknęła powieki i przysunęła się do niego. Dość. Tego już
za wiele. Zobaczyłam wystarczająco dużo, żeby ta dziewczyna zginęła straszliwą
śmiercią. Wkroczyłam do akcji, zanim zdążyła go pocałować. Znów czułam w sobie
siłę, jak w przypadku Carmen, która natychmiast musiała znaleźć ujście. Ale
towarzyszyła temu większa i bardziej paląca nienawiść. Czułam, jakby prąd
przebiegał falami od każdego zakamarka mojego ciała w kierunku rąk.
Z płonącymi oczami ruszyłam ku Parkinson,
która zerwała się na nogi z przerażoną miną. Myślałam, że Tom będzie się temu
spokojnie przyglądać, ale nie, ten zainterweniował. Ledwo wyciągnęłam
rozczapierzone palce w jej kierunku, ten złapał mnie wpół.
- Kochanie, wszystko możemy spokojnie
wyjaśnić – cały czas szeptał mi do ucha, jakby to miało mnie uspokoić. Działo
się wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciałam mu się wyrwać i zamordować tę
nieszczęsną kobietę.
- Nie! Ona musi mi za wszystko zapłacić!
– wycedziłam, nadal desperacko próbując jej dosięgnąć.
- Jutro.
Dżahmes, jutro. Proszę, teraz daj jej odejść.
Puścił mnie, kiedy przestałam się wić w
jego mocnym uścisku. Kipiąc z bezsilnej złości, chwyciłam ją za kark i
wyrzuciłam za drzwi z taką siłą, że odbiła się od przeciwległej ściany. Tom na
wszelki wypadek, bym za nią nie ruszyła, osobiście zamknął drzwi. Drżąc z
wściekłości, zrzuciłam całą ich kolację z podłogi, następnie pięści skierowałam
przeciw Riddle’owi, próbując uwolnić się z uwierającego mnie gniewu.
- Jak śmiałeś, ty podły śmieciu?! –
krzyknęłam, raz po raz uderzając go po głowie i ramionach. Ten bezskutecznie
próbował mnie uspokoić.
- Proszę cię, daj mi wyjaśnić, to
nieporozumienie…
Ale za te słowa dostał kopniaka, i to
całkiem porządnego, w krocze. Poczerwieniał na twarzy i pochylił się do przodu,
jęcząc z bólu. Moja złość znalazła ujście w tym jednym ciosie.
- Dżahmes… nie musiałaś… - udało mu się
wykrztusić.
Ale jego żałosny stan ani trochę mnie nie
wzruszył. Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej rozjuszył.
- No, teraz masz nauczkę na przyszłość! –
zawołałam. – I będziesz trochę bardziej nad nim panował!
Tom powlókł się w stronę łóżka i usiadł z
ciężkim westchnieniem na jego brzegu. Wciąż krzywił się z bólu, Choć twarz
wróciła już do prawie normalnego odcienia. Jeszcze nigdy nie widziałam go w
takiej sytuacji, kiedy był bardziej bezbronny niż kiedykolwiek.
- Słuchaj, ja dobrze wiedziałem, że tu
jesteś. Widziałem cię przez okno. Ona tu przyszła… Wiedziałem, że będzie
siedzieć długo, dlatego jej nie wyrzuciłem. Chciałem, żebyś zdążyła tu przyjść
i się zdenerwowała. Nie rozumiesz? Ja chcę cię w ten sposób nauczyć, żebyś
wrogów traktowała bez skrupułów. Musiałem coś z tym zrobić, nie mogłaś wciąż
mordować tak, jak zamordowałaś Holly. Nigdy bym się nie pozwolił jej pocałować.
Kochanie, zacznij mi w końcu ufać.
W jego głosie było coś przekonującego, co
spowodowało, że usiadłam pośród rozrzuconych resztek jedzenia na podłodze,
ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam płaczem. Ale wcale nie dlatego, że
zrobiło mi się przykro z powodu Toma, lecz dlatego, jak mnie potraktował.
Specjalnie zabawił się moimi uczuciami, by mnie do czegoś zmusić.
- Przepraszam, nie powinienem był tego
robić. Już nigdy nie wykorzystam twojej wrażliwości na tym punkcie – dodał i
spróbował wstać. Usłyszałam jego śmiech. – Mocno mnie uderzyłaś.
Wstałam z podłogi, ocierając łzy,
usiadłam mu na kolanach i objęłam go za szyję.
- Przepraszam za tego kopniaka –
mruknęłam.
- Nie szkodzi. Coś czuję, że jutro
Vanessy Parkinson już tu nie będzie. Ale znajdziemy ją.
*
Miał rację. Dziewczyna uciekła przede mną
od razu ze sklepu. Oczywiście, nie rzuciła pracy, ale, jak powiedział nam pan
Burkes, wynajęła pokój w Dziurawym Kotle. Nie czekając ani chwili, pognałam do
baru, nawet nie ubrawszy płaszcza, choć było zimno. Ogrzewała mnie potworna
nienawiść. Wpadłam do Dziurawego Kotła i zaczęłam się rozglądać. Tom dogonił
mnie, kiedy byłam już przy schodach prowadzących do wynajmowanych pokoików.
Chwycił mnie za ramię i wskazał na zamykające się drzwi do damskiej łazienki.
Było tak tłoczno, że nikt nie zauważył dwójki ludzi wchodzących do owego
pomieszczenia.
Riddle zamknął drzwi różdżką i rzucił
zaklęcie uciszające na łazienkę. Usłyszeliśmy dobiegający z jednej z kabin
odgłos spłukiwania wody w sedesie. Vanessa opuściła ją, a kiedy się odwróciła,
stanęła jak wryta. Spojrzała na Toma, trzymającego się blisko drzwi, potem na
mnie. Oczy zapłonęły mi ogniem.
- Ostrzegałam cię – wycedziłam, powoli
zbliżając się do niej. Wargi drżały mi od negatywnych emocji.
- Proszę, nie! – zawołała. Oczy miała
utkwione w różdżce, którą wyciągnęłam. Też na nią spojrzałam. Uniosłam ją
nieco, delikatnie jak dyrygent batutę.
- Co „nie”? Skąd wiesz, co chcę zrobić? –
zapytałam niewinnym głosem.
Zatoczyłam różdżką koło, a z kieszeni
Parkinson wyrwała się jej broń. Zanim zdążyła zareagować, upuściłam ją na
podłogę i przełamałam obcasem. Vanessa była zbyt przerażona, by zaprotestować.
Wrzasnęła, kiedy wycelowałam w nią swoją różdżką. Błysnęło, a dziewczyna
zaczęła krzyczeć i wyć się z bólu. Zaklęcie Cruciatus to jednak jedna z
milszych tortur, jakie dla niej zaplanowałam, tego mogła być pewna. Mimo że nic
nie przygotowałam, doskonale wiedziałam, co mam robić.
Cofnęłam zaklęcie, a Parkinson osunęła
się na wyłożoną białymi, drobnymi kafelkami podłogę, zlana potem i okropnie
obolała. Zaszlochała cicho, ale wcale mnie to nie wzruszyło. Chciałam, by
cierpiała bardziej od Carmen. O wiele bardziej zaszła mi za skórę. Chwyciłam ją
za włosy, żeby postawić dziewczynę na nogi. Obeszłam ją dookoła, zastanawiając
się, co by jej teraz zrobić. Ta stała po środku łazienki, drżąc na całym ciele,
cała zasmarkana i morka od potu i łez.
- Co by tu z Toba zrobić – mruknęłam z
udawaną zadumą w głosie. Spojrzałam na szerokie, proste lustro, wiszące na
ścianie i nagle doznałam olśnienia. Vanessa też na nie zerknęła. Bez
ostrzeżenia chwyciłam ją za ramiona i uderzyłam nią w nie. Szkło rozprysło się
we wszystkie strony. Najbardziej ucierpiała Parkinson, później ja, otrzymując
całkiem sporo ciosów od pryskających odłamków. Tom był za daleko, by rozbite
szkło mogło go dosięgnąć. Nie czułam jednak bólu.
- Przestań jęczeć! Tylko mi nie mów, że
cię nie ostrzegałam! – krzyknęłam.
Chwyciłam największy odłamek i wbiłam go
jej w pierś. Błyskawicznie pochwyciłam drugi, bardzo długi i ostry, po czym
dźgnęłam ją z brzuch. To ją zabiło. Ale nie zostawiłam jeszcze jej ciała w
spokoju. Chwytałam odłamki szkła, raniąc sobie do krwi ręce, wbijając je w
najróżniejsze części ciała, ciężko dysząc, robiąc to niemal w agonii. Sama nie
wiedziałam, co robię ja, a co moje ręce.
W końcu Tom przerwał to. Pomógł mi wstać,
po czym przemówił:
- Jak ty niesamowicie likwidujesz
konkurencję. Bardzo skuteczna metoda. Dzięki temu jesteś jeszcze bardziej
podniecająca.
Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie
w usta. Trwało to chwilę. Zamknęłam oczy. Poczułam się bardzo zmęczona. Riddle
przekroczył martwe, najeżone odłamkami lustra ciało Vanessy i otworzył małe
okno. Krew była na całej podłodze, mieszała się z wodą z uszkodzonej umywalki.
Spojrzałam na swoje dłonie. Były pocięte, krew kapała na śnieżnobiałe płytki,
zbroczone już w dość dużej ilości krwią Parkinson. Tom wspiął się na parapet,
po czym wyciągnął w moją stronę ramiona, żeby pomóc mi się na niego wdrapać.
Oboje wyskoczyliśmy na małe, cuchnące gnijącymi śmieciami podwórko. Riddle
rzucił najpierw na siebie, potem na mnie zaklęcie zwodzące, które ukryło nas
przed oczami wszystkich. Poczułam, jak obejmuje mnie w talii. Przedostaliśmy
się na główną ulicę. Nie pamiętam drogi z Dziurawego Kotła do sklepu Borgina i
Burkesa. Jak przez mgłę mogę sobie przypomnieć, jak wchodzimy schodami na
piętro. Umysł rozjaśnił mi się dopiero w naszym pokoju.
Tom posadził mnie na krześle, po czym
wyszedł na chwilę do łazienki. Mogłam go już zobaczyć, co oznaczało, że zdjął z
nas zaklęcie. Szarym ręcznikiem namoczonym w wodzie zaczął przemywać mi rany na
twarzy.
- Chyba dzisiaj sobie wezmę wolny dzień –
mruknęłam.
- Dobry pomysł. Odpracuję za ciebie –
rzekł, po czym wyciągnął z szafki butelkę z esencją dyptamy i posmarował mi
twarz ostro pachnącym płynem. Buchnęło zielonym dymem, a ja poczułam, jak
zrasta mi się skóra na twarzy. To samo zrobił z dłońmi. Kazał mi natychmiast
iść zmyć z siebie tą krew i przebrać się w czystą szatę, a on sam poszedł
załatwić z Burkesem sprawę dotyczącą pracy.
Kiedy wróciłam, już na mnie czekał.
- I co, masz wyrzuty sumienia? – spytał
łagodnie.
- Nie. Tak naprawdę to czuję się spokojna
– wyznałam.
Położyłam się na łóżku i nakryłam kołdrą.
Tom usiadł przy mnie. Poczułam się, jakbym była chora, mimo że wewnątrz byłam
całkiem zadowolona i rozluźniona.
Obudziłam się około trzeciej po południu,
wypoczęta i szczęśliwa. Riddle już skończył, jak widać, moją zmianę i odwiedził
kolejną starszą panią, Stephanie Brown. Teraz siedział na podłodze pod ścianą
koło drzwi z książką opartą o kolana. Kiedy usłyszał skrzypnięcie materaca,
oderwał wzrok od tekstu i przeniósł go na mnie.
- Wyspałaś się? – zapytał.
- Czuję się świetnie. Nawet nie wiesz,
jaka to radość pomyśleć, że jej już nie ma – uśmiechnęłam się do niego,
odrzucając kołdrę. Przeciągnęłam się, by rozruszać zastygnięte mięśnie.
Tom podszedł do łóżka, żeby mnie
pocałować. Uśmiechał się, ale jego wyraz twarzy był dziwny. Wyglądał tak, jakby
w naszym pokoiku znajdował się tylko ciałem.
- Wiesz, już niedługo może się stąd
wyrwiemy. Mnie też zaczyna męczyć to środowisko, monotonne życie… Stoimy
praktycznie w miejscu. Tak dalej być nie może – wyznał.
Ucieszył mnie sens tych słów, ale
postarałam się ukryć radość, która mnie wypełniła aż po samo gardło. Zrobiłam
zaciekawioną, ale i poważną minę.
- A co takiego zamierzasz zrobić, kiedy
już się stąd wydostaniemy? – spytałam.
Riddle uśmiechnął się przebiegle, a oczy
zalśniły mu czerwienią w dobrze mi znany sposób.
- Wtedy zaczną wprowadzać w życiu mój
plan – odparł.
~*~
Następne morderstwo Dżahmes będę musiała
lepiej zaplanować. Rozrywanie na strzępy i krajanie to już przeżytek.
Propozycje?
Chciałam, żeby ten rozdział był dłuższy,
ale niestety następne zdarzenia zamykają ich przygodę ze sklepem Borgina i
Burkesa. Przepraszam, że ostatnio nie pisałam, ale miałam zmienione hasło na
komputerze, musiałam korzystać z tym kompów w bibliotece, a to jest po prostu
koszmar. Od razu uprzedzam, że nowy rozdział nie ukaże się wcześniej niż w
przyszły piątek, bo mam w tym tygodniu tyle nauki i tyle sprawdzianów, że aż
się boję pomyśleć, jaka orka mnie jutro czeka. Dedykacja dla Mariny :*
~angi_414
OdpowiedzUsuń26 listopada 2010 o 23:18
Pierwsza?? xD No ok. Kończe czytać. xD
26 listopada 2010 o 23:23
UsuńPierwsza, gratuluję xD
~angi_414
OdpowiedzUsuń26 listopada 2010 o 23:35
No więc tak. Wreszcie nie ma tej Vanessy, uuuf. Co za szczęście xD Ja proponuje, żeby następne morderstwo Dżahmes zrobiła tylko i wyłącznie różdżką. Tzn. musi być dużo zaklęć niewybaczalnych, które zadają ból itp…xD albo nie! jeszcze lepiej! niech użyje chyba Imperiusa, czy jakoś tak (chodzi mi o to zaklęcie, co się tak jakby przejmuje kontrole nad umysłem i ciałem itp…) i żeby ofiara się sama zabiła. dłuuugo i boleśnie. :D
26 listopada 2010 o 23:43
UsuńEj, faktycznie, to dobre xD z tym Imperiusem. Przemyślę to, owszem. Pewnie kiedyś tego Dżahmes użyje, nie wiem, czy podczas następnego morderstwa, które pojawi się dopiero za jakiś czas xD
~olka
OdpowiedzUsuń26 listopada 2010 o 23:59
Dżahnes będzie spokojniejsza,pozbyła się rywalki,ale niezłego kopniaka dała Tomowi……………..Pozdrawiam.
27 listopada 2010 o 08:38
UsuńNo, a jakie morderstwo proponujesz następne?
~olka
Usuń27 listopada 2010 o 13:36
może rzucanie nożami
27 listopada 2010 o 15:13
UsuńByło na siostrzenicy.
~angi_414
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 00:01
dopiero za jakiś czas??? no wiesz co….. przecież te morderstwa są takie fajne!
27 listopada 2010 o 08:39
UsuńSpokojnie, nie rozpędzaj się xD Życie Dżahmes nie może się opierać tylko na morderstwach xD
~PauLina
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 10:39
~angi_414 Cicho tam… Poczekamy ważne że się w ogóle pojawi.Uwielbiam Dżahmes i jej morderstwa, Tom no cóż na kopa zasłużył wrednie ją wykorzystał, to było chamskie.Jestem wniebowzięta że nie ma Vanessy wkurwiała mnie, następną ofiarę niech pociągnie z glana i zakopie żywcem ( żart )Pozdrawiam :*
27 listopada 2010 o 10:46
UsuńOoo, nie było jeszcze wypierdzielenia przez okno! Muszę to zapisać xD
~House
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 14:17
E, defenestracja (wyrzucenie przez okno) to już przeżytek, dobre było i powszechne w średniowieczu xP Może trucizna? Domestos do herbaty? xD
27 listopada 2010 o 15:12
UsuńEtam zaraz domestos. Może różowy? Nie, kurde, muszę coś oryginalnego wymyślić xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 15:30
Tak troszkę to szalejesz xD Parkinosn dostało się to, co miało jej się stać. I b. dobrze xD
27 listopada 2010 o 15:37
UsuńTaak, wymiatam xD
~Marina
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 19:04
Dżahmes to…to groźna kobieta jest.xD.Dobrze, że już nie ma tej Vanessy, bo zaczynała mnie doprowadzać do szału, ale ten kopniak wymiata.;)
28 listopada 2010 o 10:29
UsuńPierwszy nokaut Toma. Dżahmes – Riddle 1:0 xD
~Emma D.
OdpowiedzUsuń27 listopada 2010 o 22:42
super juz nie moge sie doczekac NN :) dziewczyny strzeszcie sie bo Tom nie dla was chyba ze chcecie zginac :P
28 listopada 2010 o 10:27
UsuńDokładnie xD
~Branzoletka
OdpowiedzUsuń29 listopada 2010 o 15:20
Cześć. Hmm co do tego zabójstwa to może obdarcie ze skóry albo wydłubanie oczu; odrywanie paznokci; upokorzenie publiczne np rozebranie i zabawianie się przez śmierciożerców Riddl’a (wiem wiem, o czym ja myślę ;>); albo może zabijanie jej najbliższych, nic najbardziej nie boli jak patrzenie na ból np dziecka czy osoby którą się kocha. Hmm mogła by też ją rozciąć i wyjmować jej organy gdy ona bd to czuła i bd ją specjalnie przytrzymywać przy życiu taka mini operacja/lekcja biologii. Jeszcze można tą osobę podziałać iluzją, że bd czuła jak coś jej pod skórą chodzi np i sama bd się powoli zabijać; spłaszczenie jej czymś tzn bd ją zgniatać< ?>.Yhm jak na tą chwile, jeszcze nic więcej nie wymyśliłam.Poza tym świetny blog cały czas czytam i niecierpliwie oczekuje następnych notek. Jeden z moich ulubionych. :D
30 listopada 2010 o 13:42
UsuńNoo, widzę tu ekspertkę w metodach zabójstw xD
~Branzoletka
Usuń7 grudnia 2010 o 16:32
Może nie koniecznie ekspertkę, ale lubię tego typu rzeczy ^^ A tak myśląc o tych zabójstwach, to może coś na wzór klucza schowanego w oku i żeby uciec musi go wydłubać/wyjąć ( nie pamiętam tytułu filmu w którym to było :|). Coś w tym guście a po prostu Dżahmes wraz z Riddlem bd oglądać to z góry. A jeżeli już to takie coś można było by rozciągnąć na parę rozdziałów bo od razu, że wszystko w jednym czy dwóch dniach się na pewno nie stanie, trochę mało podobne. Może też zabójstwo może być na jakimś aurorze, bo powoli zaczynają się dowiadywać o postępkach LV i żeby się zemścić porwą np siostrę Dżahmes albo mamę? I by ją znaleźć bd musiała zabijać jednego np powoli wypuszczając z niego krew, albo spalić bardzo powoli i np nie dać mu umrzeć czy przymrozić jakąś kończynę mu do lodu a potem odrywać ze skóry< no właściwie jest to obdzieranie ze skóry>. Może też zamknąć kogoś w jakieś dziurze i mu np złamać nogi by nie uciekł xD i robić na nim eksperymenty np nowych zaklęć – może by się podobała Tomowi perspektywa tego że może wymyślić nowe zaklęcia i na nim ćwiczyć. Noo chyba wszystko co wymyśliłam na tą chwile… ;>
8 grudnia 2010 o 19:42
UsuńNieno, rozmawiam z geniuszem zbrodni xD Skąd Ci się takie pomysły na to biorą?
~Branzoletka
Usuń13 grudnia 2010 o 14:29
Mój wymarzony zawód to morderca, więc trenuje na przyszłość XDD Takk serio to nie wiem :D po prostu jakoś tak mi się nasuwa.A następny pomysł na morderstwo to wlanie do gardła jakiś żrący eliksir. Jestem ciekawa czy jakby wbić różdżkę w serce mogło się coś stać< tu akurat bardziej zdaję się na Twoją wyobraźnie> albo niech pożrą ofiarę jakieś zwierzęta czy coś, może trytony by się zajęły, można też wykorzystać bazyliszka. Przybicie do ściany najlepiej na ministerstwie jako znak, że LV nadchodzi czy coś w tym guście? Hmm musiało by to być coś najlepiej z gustem nie takie… byle coś aby było. Może coś by się stało na cmentarzu u Marka, mogła by spróbować go ożywić a on będzie takim a la „zombie”; będzie chciał ją skrzywdzić i będzie mmusiała go zabić ale będzie z tym problem bo Avada nie będzie działać bo zombie jest martwy więc Dżahmes musi się wysilić by go zabić, pzy okazji może Tom nie bd chciał jej pomóc bo się pokłócą albo będzie uważał że da sobie rade; można również jak by coś takiego było z tego zombi zrobić horkruksa, cóż kto by się spodziewał :)przy okazji ten „zombie” mógł by zjeść kogoś czy coś xD
13 grudnia 2010 o 20:10
UsuńJuż napisałam ową scenę mordu ;> Nie jest bardzo krwawa, flaki nie latają po pokojach, ale jest ciekawie xD
~Branzoletka
Usuń20 grudnia 2010 o 11:42
Nie mogę się już doczekać następnego odcinka no i morderstwa oczywiście. :)
20 grudnia 2010 o 21:19
UsuńDo morderstwa jeszcze daleko, ale do następnego odcinka… noo, może będzie we środę, ale nie obiecuję xD
wiwien@amorki.pl
OdpowiedzUsuń1 grudnia 2010 o 00:18
No i znikneła… Jakoś zaójstwo Carmen bardziej mi się podobało… Sama niewiem czemu… Ale ciesze się, że zmieni się sxeneria i czeka nas podróż do egiptu^^A jeśli chodzi o morderstwa to i tak Dżachmes jest dużo bardziej wymyślna niż Tom on używa jednego zaklęcia, ewentualnie tortury są wcześniej;] więc nie ma się co martwić, że jest nudna narazie zabiła przecież tylko trzy osoby, chyba, że chcesz zrobić z niej seryjną morderczynią;]
1 grudnia 2010 o 15:27
UsuńWiesz, musi czasami zabić, żeby nie różnić się tak bardzo od Toma. No, ale w końcu on nie robi tego dla przyjemności, tylko musowo. Dżahmes oczywiście też, ale ona bardziej ulega emocjom. Riddle tak spokojnie xD
~Marina
OdpowiedzUsuń1 grudnia 2010 o 14:37
Dziękuję!:*Ja mam propozycję: nakarmienie ofiary szkłami z rozbitych słoików.xD
1 grudnia 2010 o 15:29
UsuńOoo, to byłoby niezłe, ale efektów raczej nie byłoby widać xD
~Marina
OdpowiedzUsuń1 grudnia 2010 o 17:32
Ale zabiłoby.Śmierć natychmiastowa!!xD
~Marina
OdpowiedzUsuń1 grudnia 2010 o 17:33
I również byłoby trochę cierpienia,męki.;)
~Czarownica
OdpowiedzUsuń2 grudnia 2010 o 19:33
Może naprzykład używać jakiś zaklęć lub eliksirów torturujących.Może opracować coś własnego,w końcu jest niezła z eliksirów,czyż nie?:D
4 grudnia 2010 o 14:55
UsuńZ eliksirów była raczej przeciętna. Slughorn chciał ją wykorzystać, więc jej wmawiał, że jest dobra.
~Marina
OdpowiedzUsuń11 grudnia 2010 o 13:10
A z tymi słoikami tak wypaliłam, bo ostatnio śniło mi się, że z jakimś chłopakiem biłam się słoikami..xD
11 grudnia 2010 o 14:41
UsuńAno, już scena mordu napisana xD Powiem szczerze: nie skorzystałam z żadnego z pomysłów, ale za wszystkie serdecznie dziękuję xD
~Marina
OdpowiedzUsuń11 grudnia 2010 o 20:02
MMmmm..Ciekawa jestem co wymyśliłaś…xxxD:*
~Sheirana
OdpowiedzUsuń14 grudnia 2010 o 19:56
Kiedy coś nowego? ;)Sorry, że nie skomentowałam, ale przeczytałam to w dniu, w którym to opublikowałaś, ale nie miałam już czasu napisać komentarza, a potem, szczerze mówiąc, zapomniałam ^^’. A notka oczywiście świetna.Co do sceny mordu, to wiem, że już to napisałaś, ale dodam jeszcze, że mnie jakoś zawsze interesowały historyjki o stosach i paleniu żywcem… xD Za to ciekawa jestem, co Ty wymyśliłaś.
14 grudnia 2010 o 21:48
UsuńAno, mogłabym opisać doskonale jęki, smród palonej skóry, itp xD
~Sheirana
Usuń14 grudnia 2010 o 22:03
Taa… Byłoby ciekawie xD