Rozdział zawiera wątki erotyczne, sceny nieprzeznaczone dla dzieci,
dlatego życzę miłego czytania xD
*
Muszę przyznać, że Tom mnie zadziwił
swoją wytrwałością. Od czasu, kiedy zamordowałam Carmen, jego pokora w ogóle
się nie zmieniła. Robił wszystko, o co go poprosiłam i to bez marudzenia,
słowem się nie odzywał, kiedy mu mówiłam, że wracam lub wybieram się do
Marcusa. W głębi serca podziwiałam jego wytrwałość, to, że powstrzymywał swoje
rządze przez tak długi czas. Nadeszły wakacje, a ja wciąż pozostawałam
nieugięta. Co prawda, nie byłam już tak chłodna, ale w niektórych sprawach
wciąż ziałam jadem, na przykład na wspomnienie Carmen. Na jego riposty, których
nie zdołałam niestety z niego wyplenić, reagowałam gniewem. Nabrał też ostatnio
zwyczaju przynoszenia mi kwiatów. Lubiłam je, ale bez przesady. Dlatego czasami
zanosiłam je na grub Marcusa. To zależało od mojego humoru.
Wzięłam sobie urlop na kilka dni, by
nacieszyć się ciepłymi dniami. Lato nie zapowiadało się tak słonecznie, jakbym
chciała, dlatego podczas tego tygodnia, kiedy słońce mocno grzało, postanowiłam
spędzić trochę czasu na cmentarzu. Przyjemnie było siedzieć przy grobie, w
pełnym słońcu, wdychać woń lasu, wosk i kwiatów.
W pierwszy dzień urlopu pozwoliłam sobie
wstać trochę później. Zwykle kładłam się około północy, dość wcześnie budziłam
się do pracy… Dlatego bardzo schudłam i w ogóle wyglądałam okropnie.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam Toma
siedzącego na brzegu łóżka. Uśmiechał się jak anioł, a przynajmniej usiłował. W
rękach trzymał kubek z parującą herbatą; wiedział, że moim zwyczajem było co
rano wypijać choć kilka łyków tego napoju.
- Dzięki – mruknęłam, biorąc od niego
kubek. – Która godzina?
- Po dziewiątej.
- A ty czasami nie powinieneś być na
dole, w sklepie?
- Dziś mam zmianę od południa.
- No tak.
Zapanowało milczenie, podczas którego
sączyłam powoli herbatę, wpatrując się bezmyślnie w okno. Riddle nagle zrobił
jakiś ruch, a w jego dłoni pojawił się niewiadomo skąd mały bukiecik dzikich
fiołków. Uwielbiałam je, zawsze przypominały mi o Marcusie. Takie w końcu rosły
na jego grobie.
- Dla ciebie – odezwał się.
Hmm, jaki miałam dziś humor? Chyba raczej
nie najgorszy. W końcu to pierwszy dzień mojego urlopu, była ładna pogoda, a ja
wybierałam się do Marcusa… Sądzę, że Riddle zasługuje, by tego ranka być dlań
miła. Wzięłam od niego bukiecik i zbliżyłam do nosa. Pachniał zupełnie tak samo
jak te fiołki na grobie mojego żołnierza. Uśmiechnęłam się znad kubka.
- Dziękuję.
Pozwoliłam mu się pocałować w policzek.
Wyczuł, że nie pozwolę mu na więcej, więc szybko odsunął się ode mnie na
bezpieczną odległość.
- Zaraz, skoro ja mam urlop, Burkes dziś
opróżnia magazyn, a twoja zmiana zaczyna się o dwunastej, to kto pilnuje
sklepu? – zapytałam zaniepokojona. Riddle nagle zrobił zmieszaną miną i
odwrócił wzrok.
- Wczoraj wieczorem Burkes tu przyszedł i
mi wszystko wyjaśnił. Tylko się nie złość. Spałaś już, a ja nie chciałem cię
budzić. Dziś rano zatrudnił tu nową pracownicę. Nazywa się Vanessa Parkinson,
to, zdaje się, jedna z koleżanek Bellatriks Black – odpowiedział. – Pracuje tu,
bo zawaliła sobie SUMY.
Przełknęłam ostatni łyk herbaty i oddałam
mu kubek, a w głowie dokonałam szybkich obliczeń.
- Ale Bella jest chyba teraz w ostatniej
klasie, prawda? – spytałam.
- Parkinson pewnie była starsza. Nie
wiem, nie interesują mnie takie dziewczyny – Tom tylko wzruszył ramionami, a
głos odzyskał dawno już zapomniany przeze mnie ironiczny tembr.
- To jakie interesują?
- Nie wiem. Żadne – odparł i wstał, żeby
odnieść kubek na stół. – Oprócz ciebie.
Ruszył w stronę drzwi, ale nie pozwoliłam
mu tak łatwo zwiać.
- Tom, chodź tu na chwilę – przywołałam
go do siebie gestem ręki. Riddle posłusznie wykonał polecenie. Przysunęłam się
bliżej ściany, żeby mu zrobić miejsce na łóżku. Mój uśmiech mówił sam za
siebie, ale ten, jak każdy facet, któremu wszystko należy powiedzieć wprost,
prostym, zrozumiałym językiem, mało z tego wyłapał. Dlatego musiałam rozpiąć
kilka perłowych guzików koszuli nocnej, by w końcu pojął. Położył się obok
mnie.
- Skąd ta zmiana? – zapytał.
- Nie wiem. Może uznałam, że już odbyłeś
swoją karę? Nie gadaj tyle, tylko mnie pocałuj. No, już.
Zrobił to, co mu kazałam. Już od dawna
mnie nie całował, nauczył się, że dostanie ode mnie w twarz, jeśli się odważy. A
ja muszę przyznać, że trochę za tym tęskniłam. Przetoczył się na mnie i zaczął
powoli, spokojnie rozpinać guziki mojej koszuli. I dobrze, że tym razem nad
sobą panował, bo bardzo ją lubiłam. Nie chciałam, by za chwilę przypominała
kupkę podartych strzępów materiału. Ostrożnie zdjął mi ją przez głowę, jakby
się obawiał, że jeśli będzie zbyt gwałtowny, zmienię zdanie. A ja właśnie
chciałam, żeby taki się stał.
Owinęłam sobie jego kosmyk włosów dookoła
palca i pociągnęłam do tyłu, jedną nogę zaś zacisnęłam na jego biodrze. Ubrany
był w schludną, czarną koszulę i spodnie od garnituru; pewnie znów wybierał się
do Chefsiby. Ale będzie niestety musiał się przebrać, bo nie wypuszczę go z
tego łóżka tak eleganckiego, jak oczekiwała tego panna Smith.
- Tom, wolisz, kiedy mówię otwarcie o
tym, co myślę, prawda? – zapytałam trochę poirytowana. Kiedy przytaknął,
dodałam: - Więc postaraj się, dobrze? Po tym, co mi dałeś wcześniej, taki
spokojny seks mi nie wystarczy.
Uśmiechnęłam się, żeby nie zabrzmiało to
jak irytująca uwaga. Chciałam, aby to była raczej wskazówka. Riddle również się
uśmiechnął, z ulgą, zdaje się. Rozebrał się w sposób dość chaotyczny. Chwycił
mnie za włosy i odciągnął mi głowę do tyłu. Trzymał mnie teraz o wiele mocniej,
niż zwykle, przypomniałam sobie to, co odczuwałam dawno temu, zanim
postanowiłam ukarać Toma. Musiałam przyznać, że tęskniłam i za tym, brakowało
mi tych wszystkich emocji. Nie myślałam jednak, że Riddle tak przesadzi. Bo
przesadził. To było dość obrzydliwe, ale jakoś nie myślałam wtedy o tym. Moje
ciało odbijało się od materaca z każdym jego pchnięciem. Sprawiło mi to ból,
nieznany dotąd, dopiero po chwili pojawiła się przyjemność. Powinnam częściej
zabraniać mu dostępu do mojego ciała.
Pociągnął mnie za lewe ramię, ale chyba
nie wymierzył prawidłowo szerokości łóżka, bo spadliśmy z niego na zakurzoną
podłogę. Miałam to szczęście, że wylądowałam bezboleśnie na Tomie, za to on,
kiedy z głuchym odgłosem uderzył o drewniane, nieheblowane panele, stęknął
cicho. Zaśmiałam się i pochyliłam głowę, żeby go pocałować.
Wbrew pozorom, nie trwało to tak długo,
zaledwie kilka minut. Jego ostatnie pchnięcia były coraz szybsze i bardziej
bolesne. W końcu poczułam w sobie ciepłą stróżkę. Ja doszłam chwilę później, z
przeciągłym jękiem, po czym, ciężko dysząc, oparłam policzek o jego falującą
pierś. Zamknęłam na chwilę oczy, chcąc uspokoić oddech. Riddle przez chwilę
gładził mnie jedną ręką po plecach. Sama nie wiem, jak długo tak leżeliśmy,
całkiem nadzy, na zakurzonej podłodze, wciąż żyjąc emocjami, które niedawno
całkowicie w nas opadły. W końcu Tom poruszył się. Podźwignął się na łokciu,
wstał i zaczął się ubierać. Ja zaś siedziałam, zasłaniając piersi rękami i
przyglądając mu się.
- Wiele kobiet chciałoby się znaleźć na
moim miejscu – odezwał się. – Jaki ty jesteś skromny – zauważyłam z uśmiechem.
Pomógł mi wstać. Poczułam jego spermę, spływającą mi po wewnętrznej stronie
uda. Ubrałam przez głowę koszulę nocną, żeby nie paradować po pokoju nago.
- Sama zobaczysz, jak zejdziesz na dół.
Ta dziewczyna widziała mnie dziś rano tylko raz… - urwał, a na jego twarzy
pojawiło się coś w rodzaju zadowolenia.
Chciałam coś od niego wyciągnąć, ale
kazał mi iść się przebrać. Bardzo chciałam zobaczyć tę całą Vanessę. Dlatego
nie dałam długo Tomowi na siebie czekać. Zaledwie dziesięć minut później, po
wzięciu lodowatego prysznica i wyplątaniu szczotki z włosów, zeszłam z nim a
dół.
Za ladą stała dziewczyna, mniej więcej
mojego wzrostu, z czarnymi, farbowanymi, mocno kręconymi włosami, rumianymi
policzkami i orzechowymi oczami. Ubrana była w zwykłą, czarną szatę czarownicy,
na twarzy delikatny makijaż; nawet byłaby ładna, gdyby nie nieproporcjonalnie
drobny nos, wąskie brwi i wyraz twarzy. Wyglądała, jakby wciąż nękał ją przykry
zapach. Kiedy usłyszała kroki, odwróciła się. Uśmiechnęła się do Toma, ale
kiedy jej wzrok padł na mnie westchnęła cicho, a brwi jej zadrgały.
- To jest Vanessa Parkinson, ta nowa
pracownica – powiedział mi Riddle.
- Aha, miło mi – mruknęłam, choć moja
mina mówiła zupełnie co innego.
- Mniemam, że dobrze się spało? –
zapytała, a w jej głosie dosłyszałam gorycz i irytację.
- Doskonale, ale dzięki za troskę.
- No, to nawet było słychać.
Usiadła na krześle z bardzo niezadowoloną
miną, po czym złożyła łokcie na blacie, a podbródek oparła o zaciśnięte pięści.
- Mówiłeś coś o tej Chefsibie Smith –
zwróciła się do Riddle’a.
- No tak, wspomniałem, że za chwilę do
niej idę – odparł, nawet na nią nie patrząc. Szybko zapiął płaszcz pod szyją,
ujął w dłonie moją twarz, pocałował mnie w usta i dodał: - Niedługo będę z
powrotem, kupię coś na obiad.
Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi. Kiedy
za nimi zniknął, odwróciłam się w stronę Vanessy. Ona również mi się
przyglądała. Nie chciałam robić Tomowi wstydu, dlatego naskoczyłam na nią,
kiedy wyszedł.
- Powiedz mi. Czy ty masz coś do Toma? –
spytałam uprzejmym, ale chłodnym tonem. Parkinson zmrużyła oczy.
- Nie twoja sprawa, czy coś do niego mam,
czy nie – odrzekła.
Rozjuszyły mnie nie tyle jej słowa, co
ton, którym je wypowiedziała. Uśmiechnęłam się, lecz nie było w tym geście nic
przyjaznego. Wręcz przeciwnie, dość wyraźnie można w nim było zauważyć groźbę.
Podeszłam do niej, oparłam obie ręce na blacie lady i spojrzałam jej prosto w
oczy.
- Wiesz, dam ci pewną radę i naprawdę,
będzie dla ciebie lepiej, jeśli się do niej dostosujesz. Jeśli choć zbliżysz
się do Toma, pożałujesz, że się urodziłaś – wysyczałam. – Podam ci taki
przykład… Była kiedyś taka Carmen. Ona bardzo chciała zdobyć Toma. Nie udało
się jej, ale na swoje nieszczęście spotkała mnie. Cóż, jak przypuszczam,
musieli zszyć kawałki jej ciała, zanim ją pochowali. Pomyśl o tym, kiedy
najdzie cię ochota na romans z nim.
- Wątpię, by Tom tak bardzo się ciebie
słuchał. Jeśli będzie miał chęć na mnie, nie powstrzymasz go – oświadczyła,
parskając śmiechem.
- Och, czyżby? Po tej przygodzie z
namolną Carmen odmawiałam mu seksu przez bardzo wiele tygodni. Wątpię, by
ryzykował związek ze mną dla zwykłych dziwek. Zresztą, mam poważne wątpliwości,
by ktokolwiek poza mną zdołał sprawić, że mu stanie – wyprostowałam się i ruszyłam schodami na górę.
Kurde. Kiedy wpadam w gniew, zaczynam
używać prostackich słów. A to z pewnością mi nie przystawało. Musiałam je nabyć
w towarzystwie Nicka i jego znajomych. Powinnam się ich oduczyć.
Jedząc śniadanie i karmiąc Midnight’a
skórkami z szynki, zastanawiałam się, czy czasami Vanessa już samą swoją
fascynacją Tomem nie zasłużyła na karę. Postanowiłam jednak dać sytuacji się
rozwinąć. No i będę mogła sprawdzić wierność Riddle’a. Co do jego uczuć, byłam
pewna, że nigdy mnie nie przestanie kochać. Ale co do ciała… W końcu prędzej
czy później Parkinson spotka taki sam los, który spotkał Carmen. Ale warto
poczekać, choćby dla osobistego wzbogacenia wiedzy.
Oczywiście, cały ten dzień spędziłam na
cmentarzu, bo gdzieżby indziej? Pozwoliło mi to na jakiś czas wymazać z
wyobraźni męczącą mnie twarz Vanessy. Nowa pracownica Burkesa na szczęście i
nieszczęście wynajęła pokój tuż obok naszej sypialni, więc łatwo mogła
dosłyszeć głośniejsze rozmowy i, ehm, nie da się ukryć, inne odgłosy. Riddle oczywiście był zachwycony tym, że brunetka
była w nim tak zadurzona, wykorzystywał to i urywał się wcześniej z pracy, by
spędzić więcej czasu ze mną, podczas gdy ona odrabiała za niego dodatkowe
godziny. Oczywiście nie miała pojęcia, co wtedy robił.
Zauważyłam, że bardzo nie lubiła
Midnight’a, co sprawiało, że moja niechęć do niej wciąż się pogłębiała. Tom na
początku niewiele sobie z tego robił, pewnie dlatego, że nic o tym nie
wiedział, ale kiedy doszło do fizycznego nękania mojego kota, musiałam jakoś
zareagować.
- Tylko ty możesz cokolwiek w tej sprawie
zrobić. Nie życzę sobie, żeby ta dziewczyna kopała cząstkę mojej duszy –
powiedziałam mu, z czułością głaszcząc kota. Riddle, który czytał jakąś
czarnoksięską książkę, natychmiast się wyprostował, twarz mu spoważniała.
- Kopnęła Midnight’a? – powtórzył.
Pokiwałam głową. Ten wstał, odłożył
książkę i bez słowa zszedł na dół do sklepu. Usłyszałam, jak z pół piętra
odzywa się do niej po imieniu. Jego głos nie brzmiał zbyt radośnie. Zachwycona,
pobiegłam za nim, żeby podsłuchać, jak „zwraca uwagę” Vanessie. Wyjrzałam nawet
ostrożnie zza balustrady. Tom opierał się obiema rękami o brzeg lady.
Parkinson, która siedziała na krześle tuż za nią, uśmiechnęła się i spłonęła
rumieńcem.
- O co chodzi? - zapytała, siląc się na
seksowny ton.
- O Midnight’a. To kot Victorii. Dlaczego
go męczysz?
Riddle patrzył na nią tak, że dziewczyna
przestała się uśmiechać. Pochyliła się jednak do przodu, odsłaniając piersi.
Poczułam gwałtowny przypływ irytacji, ale Tom tylko zerknął na nie, po czym
utkwił wzrok w jej oczach.
- Nie lubię go, włóczy się po piętrze i
syczy na mnie – wyjaśniła.
- To bardzo mądry kot. Nawet sobie nie
zdajesz sprawy, jak łatwo rozgryza ludzki charakter.
Wyprostował się i skrzyżował ręce na
piersiach.
- Ale uważam, a i ty pewnie mi nie
zaprzeczysz, że chodzi o Victorię, nie o jej kota – dodał.
Po raz pierwszy Parkinson przestała
zachowywać się jak idiotka, strzelać zalotnie oczami i uśmiechać się. Teraz
wyraźnie się zmieszała, odwróciła wzrok.
- Jest dla mnie niemiła, więc nie dziw
się, że nie darzę jej sympatią – odparła piskliwym głosem. Podbródek jej
zadrżał, a w oczach rozbłysły łzy, co spowodowało, że Riddle westchnął
zrezygnowany. Zawrzałam od gniewu. Z tak dużej odległości wyczułam, że to
krokodyle łzy. Nie wierzę, że on tego nie zauważył.
- Daj spokój. Jeśli klient przyjdzie, nie
obsłużysz go taka rozmazana – głos mu złagodniał, wyciągnął różdżkę, ale nie po
to, by ją ukarać, lecz wyczarować chusteczkę i podać ją naszej beksie. Ta
uśmiechnęła się przez fałszywe łzy, patrząc na niego z wdzięcznością.
- Wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz, Tom
– powiedziała mu.
- Sądzę, że sobie wszystko wyjaśniliśmy –
rzekł o wiele chłodniejszym głosem, jakby chciał nadrobić swoje wcześniejsze, uprzejme zachowanie.
Vanessa nic więcej nie powiedziała, więc
Riddle odwrócił się i wszedł na piętro. W połowie drogi natkną się na mnie. Nie
musiałam mu mówić, co sądziłam o jego rozmowie z Parkinson. Odwróciłam się na
pięcie i wróciłam do pokoju. Kiedy Tom dotarł tam za mną, ja już ubierałam
płaszcz.
- Coś się stało? – zapytał niewinnym
tonem.
- Nie, oprócz tego, że zamiast zwrócić
uwagę Parkinson, ty ją pocieszasz – oświadczyłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Do Marcusa.
Trzasnęłam drzwiami. Pogoda, mimo że było
lato, często się psuła. Dziś padał deszcz, a niebo przysłaniały ciemne chmury.
Przy wejściu na cmentarz było trochę błota, trawa na grobie Marcusa nieco
rozmokła. Nie było nawet sensu zapalać znicza. Usiadłam na ziemi, wciąż kipiąc
ze złości. Ona jeszcze zobaczy. Przekona się, że nie warto ze mną zadzierać.
*
Jestem pamiętliwa, dlatego obrażona byłam
na Toma do końca tego tygodnia. Byłam tak nieprzyjemna, że nawet Vanessa czuła
swego rodzaju lęk przede mną. Trochę się udobruchałam, kiedy skończył mi się
urlop. Musiałam być przecież miła dla klientów i w ogóle…
Chefsiby Smith już nie musiałam
odwiedzać, ale miałam za to takich czarodziejów, do których chodziłam, że można
się tylko załamać. Nie dość, że musiałam znosić ich żałosne zaloty, to i byłam
zmuszona czarować ich wdziękiem. Upokarzające.
Wakacje już biegły ku końcowi, pogoda
była kiepska, jak to w Anglii. Te mgły mnie dołowały. Czułam się bardzo
zmęczona ta pracą, moim monotonnym życiem i wżeraniem się z Vanessą. Coraz
częściej widywałam ją w towarzystwie Toma, który nie był tym zachwycony. W
ostateczności przymykałam na to oczy, ale pewnego dnia, kiedy wróciłam od pana
Brockiego i weszłam do pokoju, który wynajmowaliśmy, dostrzegłam siedzącą na
krześle Parkinson, zabawiającą Riddle’a rozmową, przebrała się miarka.
- A co to ma znaczyć? – zapytałam z
pretensją w głosie.
Vanessa zamilkła i oboje skierowali na
mnie wzrok. Dziewczyna nie zdążyła nawet wypowiedzieć choćby słówka w ramach
wyjaśnień. Ledwo otworzyła usta, chwyciłam ją za kark z zadziwiającą siłą,
podciągnęłam do góry i wyrzuciłam z pokoju.
- Za dwadzieścia minut zaczyna się twoja
zmiana – dodałam i zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Teraz zwróciłam
podejrzliwe spojrzenie na Toma.
- Cieszę się, że ją wyrzuciłaś. Naprawdę,
tak głupiej dziewczyny jak Vanessa jeszcze w życiu nie widziałem. A przecież
znałem Holly-Dolly rzekł z uśmiechem, ale wcale mnie to nie uspokoiło.
- Chyba pamiętasz, co było po tej sprawie
z Carmen – rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie. – Niczego się nie nauczyłeś?
Skoro tak bardzo jej tu nie chciałeś, dlaczego sam jej nie wyrzuciłeś? Wielki
Lord Voldemort nie jest w stanie odmówić jakiejś pracownicy. Panie, zadziwiasz
mnie.
Riddle zaśmiał się.
- Dżahmes, bardzo mi pochlebia, że tak mnie
bronisz i jesteś o mnie zazdrosna, ale przecież nie musisz wpadać w paranoję –
stwierdził. Mimo że byłam na niego trochę obrażona, pozwoliłam mu się objąć.
- Ale pamiętaj, że ja jestem bez przerwy
czujna – mruknęłam.
Nic nie odpowiedział, tylko zaczął mnie
całować. Musiałam go od siebie całkiem mocno odepchnąć, zanim dotarło do niego,
że na nic więcej nie może liczyć.
- Przecież nie mam żadnej kary, czy coś –
zauważył trochę oburzony.
- Nie, ale ja dziś po prostu nie mogę.
Sam mówiłeś, że nie chcesz, bym teraz znów była w ciąży – wyjaśniłam dość,
mętnie, ale zdaje się, że zrozumiał.
- Aha, no tak.
Ku jego zaskoczeniu, uśmiechnęłam się.
- Ja nie mogę, ale nie jest powiedziane,
że ty też – odparłam.
Moja ręka zsunęła się powoli na wysokość
jego paska od spodni. Odpięłam go, po czym wsunęłam dłoń za spodnie, gdzie
napotkałam sztywną już przeszkodę. Drugą ręką ujęłam jego podbródek. Zanim go
pocałowałam, Riddle odezwał się, mało skupiony na tej czynności:
- Kochanie, jeśli to ma być forma kary…
- Nie. To nie jest kara – przerwałam mu i
musnęłam ustami jego dolną wargę.
Wcześniej trochę o tym myślałam, ale
byłam chyba jeszcze zbyt niedojrzała, by zgodzić się na przekroczenie tej
granicy intymności. Ale teraz… Dlaczego by nie spróbować? Uklękłam przed nim i
rozpięłam mu spodnie. Tom przyglądał mi się z góry, trochę zdezorientowany,
kiedy zsunęłam mu bokserki. Sypiałam już z nim wiele razy, ale jakoś nie miałam
okazji przyjrzeć się z bliska owej intymnej części ciała. A teraz miałam ją tuż
przed nosem. Poczułam lekki niepokój, bo po raz pierwszy musiałam wszystko
zrobić sama. Uśmiechnęłam się jednak do Riddle’a, bo i on wyglądał dość
niepewnie, po czym włożyłam do ust jego magiczny atrybut. To dziwne uczucie,
muszę przyznać. Zamknęłam oczy, by się skupić.
Kiedy zaczęłam go ssać, ręce Riddle’a
zsunęły się na mój kark, a on sam wydał z siebie przeciągłe, niskie
westchnienie. Dłonie zaciskały się na moich włosach, trochę zbyt mocno, jak dla
mnie.
Przez kilka minut zajmowałam się z
czułością jego męskością. Zaczęłam łapać, o co w tym wszystkim chodziło, ale
już wiedziałam, że to nie „sport” dla mnie. W końcu, wraz z jego ostatnim
jękiem, poczułam w ustach gorącą stróżkę substancji. Przełknęłam i prawie
natychmiast się zakrztusiłam. Dopiero teraz poczułam, jak bolą mnie kolana. Tom
przykucnął przy mnie, zapinając spodnie.
- Jestem chyba na to jeszcze za młoda –
stwierdziłam, kiedy mnie przytulił.
- Ja chyba też.
Pocałował mnie w szyję, nadal nie
wypuszczając z mocnego uścisku. A przecież nic się nie stało. Nie rozumiem,
dlaczego traktuje mnie tak, jakbym stała się ofiarą jakiejś katastrofy.
- Przestań, nic się nie stało, chciałam
ci sprawić odrobinę przyjemności. Wiem, że ostatnio traktowałam cię okropnie.
Tyle mówiłam o tym, że jesteś oziębły, a sama nie byłam lepsza. Broniłam ci
dostępu do siebie, żeby ci zrobić na złość – wyznałam bardzo skruszona. Dopiero
teraz dostrzegłam tym wszystkim, że stałam się okropnie mściwa. Tom nigdy by
nie zostawił mnie dla innej dziewczyny, bo w jego życiu nie powinno być kobiety.
A to, że ja się w nim znalazła, to pewnie przypadek.
- Raczej przeznaczenie – odezwał się Tom.
Spojrzałam na niego z oburzeniem.
- Przestań czytać mi w myślach!
- Przepraszam ale chciałem znać twoje
zdanie na ten temat – powiedział, a oczy zalśniły mu czerwienią. – Chciałem cię
jeszcze prosić o jedno. Wiem, jak znosisz pobyt tutaj, okropną pogodę, kiepskie
warunki i jeszcze tę całą sytuację z Vanessą. Ale wytrzymaj jeszcze trochę, dwa
miesiące, może nawet krócej. Dobrze?
Pokiwałam głową, a on ujął moją twarz i
pocałował mnie lekko w usta. Stał się jakoś dziwnie dla mnie czuły. Ale to z
czasem mu minie, na pewno. Pomógł mi wstać.
- Chodź, przejdźmy się trochę –
zaproponował.
Bez słowa opuściliśmy sklep. Vanessa
zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem. Coś czuję, że długo na tym świecie nie
pobędzie z takim podejściem do mnie i Toma.
~*~
Trochę porno się zrobiło. Dlatego teraz,
ku mojej radości, dla odmiany stworzę kryminałek. Przydałoby się też
przyspieszyć trochę fabułę. Muszę też przyznać, że z tym rozdziałem chyba
pobiłam swój rekord w szybkości pisania.
Chciałam jeszcze napomknąć, że dzisiaj
mija druga rocznica tego bloga xD Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogłam dotrwać
tak długo i jeszcze się nie załamać. Jest już późno, a ja chciałabym napisać
więcej. Mam nadzieję, że przetrwam tutaj kolejne dwa lata xD Dedykacja dla Was
wszystkich, tych, którzy komentują, i tych, którzy czytają, ale nie mają odwagi
lub weny, żeby dać o sobie znać xD
~Allelek
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 00:27
że tak powiem nie mogłam się doczekać, już myślałam że nic dziś a raczej wczoraj nie dodasz a tu taka niespodzianka :D Było ostro momentami tak jak obiecałaś, rozdział moim zdaniem bardzo fajny a ta Vanessa jakaś taka dziwna jest nie lubie jej, jak mogła kopnąć kota ?! XD Gratuluje tych dwóch lat pisania, bardzo się rozwinęłaś? nie wiem czy to dobre słowo ale chodzi o to że coraz lepsze notki, oby tak dalej to wydasz książkę i ja ją z chęcią zakupie :D jesteś niesamowita ! Pozdrawiam :* PS. Po raz pierwszy jestem pierwsza :D
~Allelek
Usuń11 listopada 2010 o 00:30
aa i zapomniałam wspomnieć że szablon jest cudowny i lubie połączenie złota/żółci z czernią. Ii czuć trochę klimat Egiptu :D
11 listopada 2010 o 17:55
UsuńAno, i ma być egipski klimat, bo ona w końcu Egipcjanką jest xD
11 listopada 2010 o 17:42
UsuńNo, to gratuluję xD Ano, rozwinęłam się, chociaż z tym blogiem też czasami miałam trochę kłopotu. Jak z każdym, ale i tak kocham je wszystkie xD
~olka
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 00:50
Fajny rozdział i ładny szablon…………Dżahnes wyraźnie nie lubi Vanessy,ale chyba jej nie zabije………….Pozdrawiam.
11 listopada 2010 o 17:37
UsuńDobrze powiedziałaś. CHYBA xD
~,,Marina,,
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 13:22
Tak jak mówiłaś obrzydliwe i porno.xDJa Cie podziwiam że wzięłaś się na odwagę i takie zboczone sceny dajesz.Xp/Tak na marginesie troszkę mnie zbierało na odruch wymiotny, ale przeżyłam.Naprawdę świetny rozdział!!xxxD
11 listopada 2010 o 17:36
UsuńNoo, czyli nie tylko mnie mdli, kiedy to czytam! xD Whaha, ciekawa jestem, ile osób jeszcze się przyzna, że się im ta scena nie podobała xD A mówiłam, że na rocznicę szykuję coś szokującego? xD
~House
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 13:27
No comment. xD TO ma być Twój nowy styl? Danke schön.
11 listopada 2010 o 17:29
UsuńKto powiedział, że to mój nowy styl? Poza tym, ostrzegałam, że będzie obrzydliwa scena xD
~PauLina
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 16:22
Szablon magia… Cóż blog ten moim życiem jest.
11 listopada 2010 o 17:27
UsuńTaak, szablon jest udany, tu się zgodzę xD
~PauLina
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 16:25
Wkurwi.a mnie ta jeb.a.n.a Vanessa no. Cholera pisałam poprzedni komentarz długi to go ni ma… Rozdział boski życzę weny i czekam na kolejny ( mi sceny erotyczne nie przeszkadzają )
11 listopada 2010 o 17:27
UsuńAno, ale sądzę, że następny rozdział Ci się baaaardzo spodoba, skoro tak jej nie lubisz xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 18:29
No nieźle… xD Też mnie lekko zemdliło xD Ale ogółem rozdział super. Jak zawsze zresztą.Szczerze, nie spodziewałam się tego xD No i ciekawa jestem, czy Vanessę też potraktuje podobnie do Carmen… W sumie to nie zdziwiłabym się ;D
12 listopada 2010 o 18:18
UsuńPodobnie? Carmen widziała tylko raz. Vanessę widzi codziennie. Więc wiesz, jaka może być jej nienawiść xD
~ThisLove
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 18:40
Gratuluję drugiej rocznicy ! xD Odcinek naprawdę zboczony ale także bardzo dobry ;D Vanessa to wkurzające stworzenie powinno znikąć.
~ThisLove
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 18:40
Gratuluję drugiej rocznicy ! xD Odcinek naprawdę zboczony ale także bardzo dobry ;D Vanessa to wkurzające stworzenie powinno zniknąć.
12 listopada 2010 o 18:16
UsuńAno, wszyscy tylko albo o Vanessie, albo o tym, że odcinek zboczony xD
~,,Marina,,
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 19:06
No mówiłaś.Ja przeżyłam szok!!xD Pojechałaś na maxa!xP
12 listopada 2010 o 18:14
UsuńNo widzisz, wychodzi na to, że mam zawsze rację xD Przynajmniej jeżeli chodzi o moje opowiadania xD
~SK
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 20:12
Na KOWAI-HANASHI.BLOG.ONET.PL Pojawiły się KOLEJNE NN i KONKURSY. przepraszam za spam ;) Gratuluję 2 lat bloga!!! XD Uwielbiam twoje opowiadanie. Masz talent.
~PauLina
OdpowiedzUsuń11 listopada 2010 o 20:42
No mam szczerą nadzieję że tej kretynce Vanessie się coś stanie.O Dżizas jak ja uwielbiam to opowiadanie… Pisałam to już kiedyś ?
12 listopada 2010 o 18:13
UsuńA jak myślisz, pozwolę, żeby łaziła i się naprzykrzała ? xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń12 listopada 2010 o 19:49
Ten rozdział jest taki „łóżkowy” xDFrozen, Frozen jakie ty tu wątki dodajesz. ;dParkinson zachowuje się identycznie jak jej córka/wnuczka/prawnuczka na Siostrzenicy xDPodobieństwo gwarantowane!A ma ta Vannessa (dobrze napisałam?) mopsowatą twarz? Czy może nie doczytałam?
12 listopada 2010 o 19:54
UsuńNo ba, jak każda z Parkinsonów! xD
~,,Marina,,
OdpowiedzUsuń12 listopada 2010 o 19:53
Kobieto, same twoje pomysły są szokujące!!!xD/a jak rozpiszesz je to mi nawet spowiedź nie pomaga!!Heh..xp
12 listopada 2010 o 19:56
UsuńWhahaha, wiem, jestem zboczona xD Ale nie tak bardzo, jak niektórzy. Jestem tak zdrowo zboczona xD Gdybym w ogóle nie była w wieku prawie 17 lat, to bym normalna nie była xD
~Marina
OdpowiedzUsuń12 listopada 2010 o 22:23
Niektórzy czyli?xxD
13 listopada 2010 o 16:56
UsuńNo, jest wielu zboczeńców.
~Eles.
Usuń13 listopada 2010 o 19:15
Na przykład taka ja, ahahhah. Czekałam dłuuugo na ten rozdział i chwała Ci za niego, jest genialny. Znaczy no, wątki erotyczne, tylko takowe czytałam XD.
13 listopada 2010 o 20:13
UsuńWhaha, no, przynajmniej się jedna przyznała xD Wątpię, by wszyscy przeczytali CAŁY rozdział xD Niektórzy pewnie też tylko te wątki xD Aha, na Siostrzenicy porwano Hermionę, co też jest ekscytujące, więc zapraszam xD
~Marina
OdpowiedzUsuń13 listopada 2010 o 20:49
Ja też lubię erotyke ale bez przesady.Dzięki Tobie ją jeszcze bardziej polubiłam. Świat nie jest doskonały
~Marina
OdpowiedzUsuń13 listopada 2010 o 20:49
Ja też lubię erotyke ale bez przesady.Dzięki Tobie ją jeszcze bardziej polubiłam. Świat nie jest doskonały
13 listopada 2010 o 23:13
UsuńWhahaha, dzięki mnie ludzie stają się zboczeni xD
~Nats
OdpowiedzUsuń13 listopada 2010 o 22:04
Wszystkiego najlepszego z okazji drugiej rocznicy ;]… Moja młoda duszyczka na szczęście nie czuje się zgorszona scenami w tym rozdziale :D Jakoś nie lubię tej Vanessy. Niech zrobi coś złego, a Dżahmes niech jej przypier… Ach te marzenia :D Już się nie mogę doczekać tego jak wszyscy będą się bać Victorii, gdy dowiedzą się kogo jest dziewczyną :) [rude-potter]
13 listopada 2010 o 23:12
UsuńWhahaha, wątpię, by ktokolwiek zważał na tę informację na początku rozdziału. Ale przynajmniej mam czyste sumienie, bo ostrzegam. Ja jednak powiem, że tylko ci, którzy znali Dżahmes i Toma osobiście, będą mogli ich rozpoznać po przemianie. Zwłaszcza, że Dżahmes w ogóle z wyglądu się nie zmieni. A inni nie będą mogli poznać, że Lord Voldemort i Dżahmes-Meritamon to Tom Riddle i Victoria Hortus to te same osoby.
~Marina
OdpowiedzUsuń14 listopada 2010 o 16:11
Ale to są plusy nie minusy bo mamy przykład jak praktykować!!!hehehehehexD
14 listopada 2010 o 22:16
UsuńNo, mogę już zakładać szkołę seksu xD
~Marina
OdpowiedzUsuń15 listopada 2010 o 14:11
Zobaczysz, jeszcze będą chcieli twój autograf!!!xDHeh…
15 listopada 2010 o 16:42
UsuńNo, ba, dziwisz się?
~Eles.
Usuń15 listopada 2010 o 18:51
To ja zbiję fortun na kartce któą od Ciebie dostałam, whhhahhahahahahhahahahaahha
16 listopada 2010 o 13:29
UsuńZamierzasz ją sprzedać? Foch.
~Eles.
Usuń18 listopada 2010 o 17:52
Oryginał? Coś Ty. Replikę zrobię XDDDDDDDDDD
19 listopada 2010 o 14:39
UsuńAno, faktycznie xD Ale to już nie to samo co oryginał xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń16 listopada 2010 o 21:53
Kiedy nowy rozdział? Już mnie ciekawość zżera, co będzie dalej, a ja nie umiem wytrzymać dłużej niż kilku dni, żeby znowu nie zacząć Cię dręczyć o nn xD
19 listopada 2010 o 14:36
UsuńNiestety, pech chciał, że zapomniałam w informacji napisać, że do końca tego tygodnie, tzn od poniedziałku do piątku nie będzie mnie na komputerze. Rozdział planuję dodać jutro, ale moja mama wróciła dwa dni temu z wywiadówki, jest nieco podkurzona i nie wiem, czy mi wpisze hasło na kompa, więc nie obiecuję xD
~lav i pav
OdpowiedzUsuń18 listopada 2010 o 21:27
Chcesz wiedzieć co myślą o tobie inni? Czy jesteś głównym obiektem plotek w Internecie? Zgłoś się do oceny na http://www.oceny-lav-pav.blog.onet.pl My powiemy ci prawdę! PS: Tekst wielokrotnie powielany, nie traktuj go jako spam lecz reklama typu zaistnieć w sieci :)
~angi_414
OdpowiedzUsuń20 listopada 2010 o 23:19
super blog. ;D rozdział świetny, szczególnie wspólne sceny tom’a i Dżahmes XD weź ukatrup może tą vanesse, co? nie lubie jej. a dżahmes mogłaby sobie zrobić horkruksa dzięki jej śmierci. ;p
25 listopada 2010 o 16:10
UsuńJuż zrobiła, dzięki śmierci Holly-Dolly xD
~angi_414
Usuń26 listopada 2010 o 23:40
no ale drugiego! xD
26 listopada 2010 o 23:44
UsuńA wiesz, że Holly była w ciąży?
wiwien@amorki.pl
OdpowiedzUsuń24 listopada 2010 o 21:58
świetny rozdział, a Tom faktycznie zrobił się ostatnio za miły i za czuły i to nie tylko dla Dżahmes, ale dla tej całej Vanessy też. Ciekawe czy jak by ich np. Nick ( ten były Dżahmes) odwiedził to też by był taki miły. Podoba mi się też twój nowy szablon;]pozdr
25 listopada 2010 o 16:08
UsuńO Nicku wspomnę jeszcze tylko dwa razy. No, może nieco więcej, ale dopiero po odrodzeniu Voldemorta.