Sądził, że zachowanie
zimnej krwi w takiej sytuacji nie będzie niczym trudnym, ale rzeczywistość jak
zwykle okazała się zupełnie inna. Białe, kościste dłonie, na których widniały
już ślady krwi, trzęsły mu się nieznacznie, kiedy niezdarnie obmacywał szatę w
poszukiwaniu różdżki. Był jak zwykły śmiertelnik, wstydził się słabości, która
namieszała mu w głowie. Dwaj strażnicy, którzy chwilę temu stoczyli się ze
schodów za sprawą gniewu Dżahmes, znaleźli się już przy swoim panu i kręcili
się niespokojnie, podczas gdy krew uchodziła z blednącej coraz bardziej
królowej. Voldemort nareszcie wyszarpnął różdżkę z licznych fałd szaty i jednym
machnięciem umieścił ciężarną kobietę na niewidzialnych noszach, które
popłynęły swobodnie w kierunku schodów. Czarny Pan biegł tuż obok unoszącej się
w powietrzu Dżahmes i patrzył, jak przewraca zapadniętymi oczami.
Cholera.
Zamek jeszcze nigdy nie
wydawał mu się tak ogromny. Nakazał strażnikom, aby pobiegli do świątyni
Imhotepa i obudzili kapłanów, po czym sam odegnał zaklęciem rozpaczające służki
królowej, które sypiały w pokojach przystających do komnaty Dżahmes. Wszystko
zdawało się działać przeciwko niemu, a na czele tych rozlicznych trudności stał
czas. Otóż to. Czas. Nie miał teraz
czasu na palące poczucie winy, które natarczywie nacierało na tarczę
przerażenia. O wiele łatwiej było mu obwinić Dżahmes za to, że zjawiła się w
swej komnacie w niewłaściwym momencie. Gdyby nie to, nie doszłoby do konfrontacji,
a ich dziecko nadal żyłoby spokojnie w jej łonie. Mogła też zrozumieć, że…
Nie było teraz czasu na
myślenie. Przerażające wizje skutecznie blokował widok rozcieńczonych, krwawych
śladów na schodach, później na podłodze… Jego oczy z ulgą powitały zaspanego,
pomarszczonego kapłana, który ze skupieniem odebrał od niego lewitujące,
niewidzialne nosze z królową. Choć jej oczy były już zamknięte, Czarny Pan nie
mógł pozbyć się wrażenia, że patrzą na niego oskarżycielsko. Zatrzymał się
gwałtownie przed grubymi drzwiami do świątyni, za którymi zniknął czarodziej.
Mimo że na korytarzu panowała idealna cisza przerywana jedynie stłumionymi
odgłosami krzątaniny, w głowie Voldemorta nieustannie odtwarzały się sceny
sprzed kilkunastu minut. Stał tak nieruchomo przez kilka chwil, a do jego
świadomości powoli docierała narastająca bezsilność. Nie mógł już nic zrobić,
teraz los jego dziecka leżał w różdżce starego kapłana. Odetchnął kilkakrotnie
i oparł się plecami o chłodną ścianę. Kiedy osunął się po niej i zamknął na
chwilę oczy, mrok ostudził na chwilę gorączkę, której pozwolił się owładnąć.
Teraz mógł dać myślom swobodnie płynąć przez płonący umysł.
Nie tylko myśli
bezlitośnie walczyły o jego uwagę. Z głębi zlodowaciałego serca zaczęły
przebijać się również emocje, które pamiętał jeszcze sprzed swego upadku.
Strach i poczucie winy zdecydowanie królowały nad wszystkimi innymi, lecz
Czarnemu Panu udało się również rozpoznać nieprzyjemne uczucie wstydu. Był zły
sam na siebie, że pozwolił dać się ponieść ludzkim popędom. Nie potrafił jednak
sobie przypomnieć, jak do tego właściwie doszło…
Z zaskoczeniem spostrzegł przechadzającą się po komnacie kobietę. Już
wcześniej wyczuł czyjąś obecność w sypialni Dżahmes, lecz wiedział, że to nie
ona, choć kobieta, którą zastał w pokoju była do niej łudząco podobna. Gdyby
nie fakt, że miała zgrabne ciało i szczupłą talię, mógłby pomyśleć, że to
królowa. Gdy się odwróciła, powitało go płomienne spojrzenie Zivit. Chciał ją
zrugać, ale z jego ust wydobył się śmiech, który zaskoczył nie tylko kobietę,
ale i jego samego.
- Zwariowałaś –
oświadczył, lustrując kobietę wzrokiem, podczas gdy ona wykonała zgrabny
piruet, chcąc zademonstrować Czarnemu Panu swoje przebranie.
Miała na sobie
śnieżnobiałe szaty należące do Dżahmes, ramiona i kostki obleczone były w złote
bransolety, spod których wystawało przyozdobione malowidłami ciało, na głowie
zaś spoczywała jedna z dziesiątek królewskich peruk. Jednak największą jej
ozdobą były błyszczące niczym dwa szmaragdy oczy patrzące nań z prawdziwie
gorącym płomieniem, który mile połechtał jego próżność. Ostatnimi czasy próżno
mógł szukać takiego ognia u jej siostry.
- Jak ci się
podobam? – Zapytała, kręcąc przed nim jeszcze jeden piruet.
Nie wdzięczyła
się głupio. Choć jej twarz rozjaśniał czarujący uśmiech, w oczach bez problemu
dostrzegł chłodną emocję. Spoczęła niedbale na łóżku i poklepała dłonią miejsce
obok siebie, a Voldemort bez wahania odpowiedział na to zaproszenie. Zanim się
zorientował, już siedział przy Zivit i wpatrywał się w nią, ciekaw kolejnego
ruchu.
Uderzył kilkakrotnie
zaciśniętymi pięściami w czubek głowy i zacisnął zęby. Musiał przyznać, że to
on zawinił, choć wcale nie było to proste. Doskonale wiedział, że Zivit
skonfundowała strażników i dla żartu przebrała się za Dżahmes, mając nadzieję
na to, że Czarny Pan da się namówić na flirt.
Zivit była śmieszna w tych swoich
przebierankach i wcale nie wydawała się być bardziej rozsądna niż jej siostra,
ale Voldemort potrzebował rozrywki, dlatego chętnie wdał się z nią w rozmowę o
wszystkim i o niczym. Pozwolił sobie na krótką chwilę typowo ludzkiej słabości,
gdyż męczyło go przeciągające się oczekiwanie na rozwiązanie. Choć jego plany
prężnie się rozwijały, w Królestwie wszystko zamarło, z niecierpliwością
oczekując na pojawienie się księcia. A Czarny Pan… Pomimo swojej boskości i
aury świętości, która go otaczała, chciał krótkiej, prostej rozrywki, a
przedstawienie Zivit doskonale zaspakajało tę potrzebę. W jej dłoni
niespodziewanie pojawił się pękaty, miedziany puchar wypełniony jakimś
trunkiem.
- Napijesz się? –
Spytała, obnażając zęby w zachęcającym uśmiechu.
Ale Lord
Voldemort pokręcił głową, nie odzywając się do czarownicy ani słowem. Ta wypiła
jednym haustem połowę zawartości naczynia i znowu go zagadnęła:
- Czy teraz jestem
jak Dżahmes?
W oczach Zivit
zaigrały figlarne iskierki, lecz twarz dziewczyny była poważna i delikatnie
uśmiechnięta, jakby oczekiwała, że Czarny Pan odpowie twierdząco na jej
pytanie. Jednak on nie dał się wciągnąć w jej grę. Również się uśmiechnął, ale
był to raczej groźny grymas.
- To ty zabiłaś
Nathira – rzekł, obserwując uważnie reakcję czarownicy. – Otrułaś go.
Zivit roześmiała
się serdecznie, jakby usłyszała od swego rozmówcy jakiś zabawny żarcik. Upiła
jeszcze trochę z dzierżonego w dłoni kielicha i oblizała usta w bardzo
erotyczny, świadomy sposób, również wpatrując się w Czarnego Pana. Uznała to za
doskonale wysmakowany flirt, a rozbawienie przebijające się przez maskę
surowości na twarzy Voldemorta tylko podsycało jej ekscytację.
- Tak, zrobiłam
to – przyznała. Choć powiedziała to w sposób niewinny i lekki, jej oczy pałały
szkarłatną żądzą. - Podtruwałam go przez cały czas, kiedy leżał w naszym
małżeńskim łóżku. Biedny Nathir, sądził, że troskliwie się nim opiekuję. Chyba
nie byłam zbyt dobrą żoną, co?
Znów parsknęła
ordynarnym śmiechem i przysunęła puchar do warg, aby równie prędko wysączyć z
niego kolejny maleńki łyk. Nie była nawet podchmielona, ale w jej zachowaniu
było coś niepokojącego, jednak Czarny Pan przyglądał się temu z lekko uniesionymi
brwiami i przekrzywioną nieznacznie głową, jakby Zivit była jakimś wyjątkowym
magicznym stworzeniem. Kiedy tak trzęsła się ze śmiechu, Voldemort dodał:
- A teraz
ukradłaś swojej siostrze szaty, perukę i skonfundowałaś jej strażników.
- Było tak, jak
mówisz.
Już wiele lat temu
spostrzegł, że Zivit jest szalona. Jednak obłęd, który dojrzewał powoli w jej
umyśle ujawnił się dopiero w momencie, kiedy Voldemort powrócił do świata
żywych. Czarny Pan sądził egoistycznie, że to właśnie jego powrót był punktem
zapalnym. Nie było to dlań żadnym zaskoczeniem, ponieważ od dawna doskonale
wiedział, że i Dżahmes-Meritamon była w pewnym sensie na wpół obłąkana, jednak
nigdy jej za to nie winił. W momencie, kiedy poznał ją na stacji King’s Cross,
wiedział, że jest słaba. Z biegiem czasu okazało się, że jest tak plastyczna,
jak młody Riddle sobie to wymarzył. Dżahmes myślała, że w chwili, kiedy poznała
swoją prawdziwą tożsamość, stała się silną i odpowiedzialną kobietą, ale tak
naprawdę wciąż była w pełni zależna od swego pana. Voldemort niejednokrotnie
analizował swoje przywiązanie do Dżahmes i odkrył, że tylko naiwność
nastoletniej Victorii i swoje młodociane niedoświadczenie sprawiły, iż w jego
skostniałym sercu pojawiło się coś na kształt uczucia – najpierw było ono
niezgrabne i całkowicie mu obmierzłe, z czasem przybierało bliżej określoną
formę, aby nareszcie w pełni rozgorzeć. Ale ten płomień był czarny i trujący,
ponieważ Czarny Pan codziennie nienawidził się za tę słabość, która czyniła go
jednocześnie silniejszym i słabszym. Po nieudanym zamachu na życie Harry’ego
Pottera uznał, że najprostszym rozwiązaniem byłby powrót do Egiptu, gdzie
kapłani natychmiast przywróciliby mu ciało, lecz wiedział, że jeśli
zawdzięczałby Dżahmes swój powrót, znienawidziłby ją z całego swego przegnitego
serca. Pozostał w nim jakiś ludzki odruch.
Już godzinę temu
przestał czuć chłód i szorstkość posadzki, na której siedział. Rozmyślał i
wsłuchiwał się w kaleczącą uszy ciszę z nadzieją, że wyłapie choć jeden dźwięk
potwierdzający bądź negujący jego obawy, lecz świątynia milczała, tym samym
karząc go za występek przeciwko królowej. Czuł przemożną chęć wsunięcia się do
środka, ale coś w środku zatrzymywało go na miejscu. Uciekał myślami od
ostatnich wydarzeń; powrócił do wygodnego oskarżenia Dżahmes. Sama była sobie
winna, gdyby tak bardzo nie uwierzyła w to, że naprawdę jest królową… Gdyby
odnalazła w sobie choć odrobinę pokory, zrozumiałaby, że to, co wydarzyło się w
jej sypialni nie miało dla Czarnego Pana żadnego znaczenia. Voldemort od razu
spostrzegł, że wieść o jego śmierci bardzo silnie wpłynęła na Dżahmes. Niemniej
jednak o wiele łatwiej było mu pozwolić królowej myśleć, że jej małe,
oddzielone od reszty świata miasto jest wielkim imperium, a to, co dzieje się w
jego wnętrzu ma ogromny wpływ nie tylko na Egipt, ale i na resztę świata. Mało
tego, cieszył się, że szaleństwo objawia się w ten sposób; nie zniósłby drugiej
Bellatriks pod swoim dachem. Dżahmes była szczęśliwa w świecie swoich
interpretacji, Czarny Pan zastanawiał się tylko, czy ona naprawdę nie była
świadoma prawdy, czy po prostu nie chciała jej znać. Nie zmieniło to uczuć,
którymi darzył Lock-Nah, być może nawet kochał ją bardziej, ponieważ nareszcie
stała się dokładnie taka, jaką chciał ją widzieć.
Nagle gdzieś w oddali do
jego uszu dobiegł odgłos przytłumionych nieco kroków. Nie chcąc, aby któryś z
mieszkańców pałacu dostrzegł go w tak skulonej postawie, natychmiast się
wyprostował i ruszył żwawym krokiem w kierunku holu. Prędko dostrzegł ciemny
kształt i burzę czarnych, grubych włosów. Bellatriks również go rozpoznała;
sunęła teraz ku swemu panu z wyrazem niepokoju i bezgranicznego uwielbienia na
woskowo bladej twarzy. Za czarownicą natomiast czaił się jej jak zwykle potulny
i skryty mąż.
- Panie mój, to prawda, co mówią o królowej? – Ostatnie słowo wypluła
tak, jakby było nasączone trucizną.
Brwi Czarnego Pana drgnęły impulsywnie, ale on sam nie pozwolił sobie
na kolejną słabość. Choć gniew i przerażenie nieustannie w nim szalały, zapytał
cicho:
- A co mówią, Bellatriks?
Czarownica wymieniła pełne emocji spojrzenia z Rudolfem, który
przystanął gdzieś z boku, jakby był tylko paziem swojej żony, po czym na nowo
zwróciła swą twarz w kierunku Voldemorta.
- Że… że straciła dziecko – jej głos był ledwo dosłyszalny.
Przez twarz Czarnego Pana przebiegł cień, który wywołał w
śmierciożercach niepokój. Lestrange skinęła głową na męża, a on natychmiast
zrozumiał gest i wycofał się w cień. Jego ciężkie kroki jeszcze przez chwilę
niosły się echem po przepastnym, wysokim holu. Jeszcze kilka sekund i w sali
wejściowej zapanowała całkowita cisza. Zostali sami. Bellatriks rozluźniła się
nieco i zrobiła nieśmiały krok w kierunku swego pana, jakby walczyła z
pragnieniem pocieszenia go.
- Jest silna, a mój syn nie może umrzeć – oświadczył, bardzo chcąc
uwierzyć w swoje słowa. – Płynie w nim moja krew, a ja jestem tutaj bogiem.
Powiedz mi, czy boskie dziecko może umrzeć?
W jego głosie wyraźnie zabrzmiała groźba, którą Bellatriks szybko
rozpoznała. Natarczywość w oczach Voldemorta sprawiła, że kobieta skuliła się
tak, jak uprzednio jej mąż i prędko odparła:
- Nie, mój panie… Oczywiście, nie…
- Plugastwo, które rozpowiada te fałszerstwa czeka śmierć – przerwał
jej czarnoksiężnik, czując, jak wściekłość rozsadza go od środka. – Zejdź mi z
oczu. Odejdź i znajdź Zivit Lock-Nah. A kiedy to zrobisz, zamknij w jej
komnatach pod groźbą śmierci, zrozumiałaś?
Z trudem powstrzymywał drżenie głosu. Bellatriks nie zadawała pytań;
odeszła tak szybko, jak tylko mogła, a Czarny Pan patrzył, jak wspina się po
schodach, podniecona misją, którą otrzymała. Voldemort natomiast poczuł ulgę,
kiedy na powrót został sam. To krótkie spotkanie z Bellatriks i jej mężem
całkowicie wytrąciło go z równowagi. Zdał sobie sprawę z tego, że przestał
panować nad mieszkańcami pałacu.
Szybkim krokiem wrócił
pod drzwi świątyni i przytknął ucho do nieheblowanego drewna, nasłuchując
uważnie. Choć jego zmysły były wyostrzone, dosłyszał jedynie jakieś podejrzane
pomrukiwanie i odgłosy krzątaniny. Żałował, że nie zapoznał się bliżej z
czarodziejską sztuką medyczną. Gorsza od czekania była tylko niepewność; Czarny
Pan nie zniósłby upokorzenia związanego z utratą dziecka. Każdy śmierciożerca
już wiedział, że niebawem Dżahmes urodzi jego syna. Była silną kobietą, a
horkruksy chroniły ją przed śmiercią, lecz dziecko… Paraliżujący strach chwycił
go za gardło jak dłoń obleczona w stal. Nigdy przedtem nie zakładał, że mógłby
świadomie i rozmyślnie spłodzić dziedzica, ale teraz, gdy to już się stało,
dostrzegł sporo korzyści z posiadania syna. Bo kto inny jak nie własne dziecko
pójdzie w ślady ojca? Mając nieśmiertelną, chętną do rodzenia kobietę, mógłby
stworzyć nową dynastię. Prawdziwy, nadludzki klan wywodzący się z jego
przeczystej krwi. Nigdy dotąd nie analizował tego tak dokładnie.
Zivit nie musiała się przysuwać, aby Voldemort mógł dostrzec pożądanie
błyszczące w jej oczach. Choć sam nigdy nie zwracał uwagi na jej wdzięki, teraz
przez myśl przebiegła mu typowo ludzka pokusa.
- Kobiety
Lock-Nah mają do ciebie słabość – wyznała czarownica.
- Nie tylko
kobiety Lock-Nah – odparł, a na jego usta wkradł się ironiczny uśmiech, którego
nie mógł już dłużej powstrzymywać.
Wściekłość eksplodowała
w nim z siłą, której nie potrafił przewidzieć. Jak rozdrażniona kobra odkleił
się od drzwi i skoczył w przeciwnym kierunku, szeleszcząc po podłodze połami
szaty. Absurd zaistniałej sytuacji był dlań nie do pojęcia. Był on wszak władcą
tego zamku, a czaił się u progu świątyni niczym chłopiec na posyłki,
nasłuchując srogiego głosu pana. Jeden krok wystarczył, aby znaleźć się na nowo
przy drzwiach. Ledwo załomotał w nieheblowane drewno, w progu pojawił się stary
kapłan. Choć ręce i białą przepaskę miał uwalaną krwią, na jego twarzy malował
się spokój i głębokie skupienie, jakby Voldemort wyrwał go z modłów.
- Co z moim synem? Jak się czuje
królowa?
Chciał popchnąć drzwi i wtargnąć do środka, ale uzdrowiciel chwycił
ich krawędź z siłą, jakiej Czarny Pan się po nim nie spodziewał. Przez ułamek
sekundy wpatrywali się w siebie, po czym starzec odrzekł krótko:
- Wszystko w rękach bogów. I w moich.
Enigmatyczne słowa wytrąciły czarnoksiężnika z równowagi, lecz kapłan
już zniknął mu z oczu, a wrota zamknęły się na cztery spusty. Gniew zalał
Voldemorta swym jadowitym płomieniem, a on nie mógł dłużej tłumić w sobie
wściekłości. Z całej siły uderzył pięściami w drzwi, a z jego gardła wyrwał się
ryk, którego nie powstydziłby się sam lwi król. Przerażenie, złość i
narastające poczucie winy stworzyły doprawdy niebezpieczną mieszankę, którą
mogły zneutralizować jedynie dobre wieści.
Nie miał pojęcia, jak
długo miotał się pod świątynią, jednak porażająca moc, którą emanował,
skutecznie działała na mieszkańców pałacu, gdyż od odejścia Bellatriks w
okolicy kaplicy nie pojawiła się ani jedna żywa dusza. W głowie Lorda
Voldemorta znów zagościła Zivit. Nie potrzebował wieści od Lestrange, aby
wiedzieć, że wiedźma siedzi zamknięta w swojej komnacie i oczekuje na wyrok.
Tak. To nie Dżahmes zasługuje na to, aby obarczać ją winą. Wszystko uknuła
Zivit i to ona poniesie karę, jeśli jego syn umrze. Czarny Pan przysiągł sobie
zemstę na podłej dziewce. Było dla niego niepojęte, że jeszcze kilka godzin
wcześniej byli dla siebie tak przyjaźni. Ale Voldemort miał w sobie coś z
bogów, potrafił dowolnie zmieniać swoje uczucia, gdyż był swoim panem i władcą.
Całkowicie panował nad zaistniałą
sytuacją. Choć Zivit wydawało się, że ma nad Czarnym Panem kontrolę, nie było
to możliwe, gdyż czytał on w jej umyśle, jakby był otwartą księgą.
- Ty wiesz, że
mam do ciebie słabość od wielu lat – jej głos stał się niższy, a oczy
przymrużyły się lekko .
Voldemort zaśmiał
się cicho, a Zivit drgnęła lekko, jakby jego reakcja minęła się z tą, której
oczekiwała. Coraz bardziej bawiła go ta sytuacja i miał ochotę pociągnąć ją
jeszcze jakiś czas, gdyż wciąż doskwierał mu brak rozrywki. Wyciągnął dłoń i
zbliżył blade palce do umalowanego policzka czarownicy, której piersi uniosły
się w ciężkim oddechu.
- Zivit, Zivit,
naiwne z ciebie dziewczę – rzekł, wodząc leniwie wzrokiem po jej napiętej z podniecenia
twarzy.
- Naiwna, ale nie
bardziej, niż moja siostra. Głupia. Wierzy, że jest królową potężnego
królestwa, a tak naprawdę zasiada na tronie ukrytego na pustyni cyrku.
W tej chwili
Czarny Pan chwycił ją za podbródek, wbijając palce w zapadnięte policzki
kobiety. Przysunął twarz do jej oblicza, cedząc przez zaciśnięte do białości
wargi:
- Jest szczęśliwa
i dobrze włada królestwem. Bez względu na to, jak istotne dla świata jest to
miejsce. Ponadto wkrótce urodzi mi syna. A co ty masz mi do zaoferowania, podła
trucicielko?
Ich wargi prawie
się stykały, kiedy Czarny Pan mocno przyciągnął do siebie jej twarz i skradł
jej zachłannie namiętny pocałunek. Trzymał ją twardą dłonią, a Zivit całkowicie
się temu poddała. W jednej chwili straciła pewność i swą intrygującą zaciętość.
Trzasnęły drzwi.
Voldemort poderwał się z
podłogi, na którą osunął się jakiś czas temu. Niejednokrotnie wystawiał swoje
boskie ciało na trudy, brak snu, gniew i zmęczenie, lecz teraz czuł się
rozbity. Z tego fatalnego stanu wyrwał go nieoczekiwany, głośny dźwięk
otwieranych drzwi, a w progu stanął kapłan.
- Jakie wieści? – Jego
własny głos wydał się Czarnemu Panu obcy i martwy.
Spojrzał najpierw na uwalane zakrzepnięta krwią dłonie i irytująco
spokojne oblicze uzdrowiciela. Poczuł się jak uczniak oczekujący na wyniki z
decydującego egzaminu.
~*~
Długo zastanawiałam się,
jak mam przedstawić prawdę o Dżahmes i jej królestwie. Ciężko jest to zrobić,
kiedy piszę z jej perspektywy, a tu pojawił się rozdział pisany w trzeciej
osobie, do tego świat widziany oczami Voldemorta… Nie mogłam nie wykorzystać
takiej świetnej okazji. Znów nie było mnie tu jakiś czas, a wszystko przez
kolokwium z całego roku. Kolejny odcinek będzie niedługo, ale po nim będę znów
musiała zrobić krótką przerwę z dwóch powodów: egzaminy i inne blogi. Musze
dodać miniaturkę i coś na pozostałe opowiadania, ponieważ okazało się, że są
jednak osoby, które na nie czekają, co jest bardzo miłe. Dedykacja dla Sheirany :*
~Eweline
OdpowiedzUsuń7 maja 2015 o 12:43
Hej :D
Ale ten Tom ma burzę myśli. Fajnie i szybko się to czytało, ale mam niedosyt, bo nadal nie wiem, co z Dżahmes i jej dzieckiem! :/
Mam nadzieje, że kolejny rozdział w terminie :).
Podła Zivit, wiedziałam, że to ona zabiła Nathira. Jestem ciekawa, jak Voldemort ją ukarze.(to wypieranie się, że nie ma w tym jego winy, jest bardzo w jego stylu).
Cóż, weny :)
Eweline
7 maja 2015 o 12:48
UsuńStarałam się taką burzę tu przedstawić, ale jest zbyt mało chaotycznie, jeszcze będę to betować. Ale mam nadzieję, że chociaż się wyjaśniło, jak naprawdę wygląda idealny świat Dżahmes xD
~Lauren
OdpowiedzUsuń7 maja 2015 o 16:17
Dlaczego skończyłaś w takim momencie? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej! Zivit to podła żmija.
Pisz szybko, bo nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Życzę weny i pozdrawiam.
11 maja 2015 o 21:21
UsuńA wystarczyło dosłownie jedno zdanie, dosłownie dwa słowa, nie? :D
~Sheirana
OdpowiedzUsuń7 maja 2015 o 22:56
Aww, dostałam dedykację! Dziękuję :*
Bardzo mi się podoba ten rozdział, teraz Tom wydaje mi się zdecydowanie bardziej realistyczną postacią, w tym rozdziale świetnie widać, że mimo wszystko, na kogo by się nie kreował, dalej jednak jest człowiekiem i, czy tego chce, czy nie, ludzkie emocje w końcu i jego dopadają. I dobrze, bo przez to jego postać według mnie nabrała pełniejszego charakteru. U Ciebie Voldemort nie jest postacią „spłaszczoną” do roli negatywnego bohatera, jak to trochę było u Rowling i bardzo mi się to podoba ^^.
Przy okazji w tym rozdziale wyjaśnił pewną kwestię, która mnie momentami faktycznie zastanawiała, a mianowicie królestwo Dżahmes. Czasami przechodziło mi przez myśl coś w stylu „ale zaraz, jak to, jakieś królestwo w środku Egiptu?” :D Fajnie, że poruszyłaś tę kwestię, bo pewnie nie tylko mnie to czasem nurtowało.
Swoją drogą, ciekawie też pokazałaś stosunek Voldemorta do Dżahmes, chociaż czytając to, dalej miałam lekkie wrażenie, że o Tomie nie da się wprost powiedzieć, że kocha, bo on sam by tego wprost nie powiedział i nie chce tego przyznać sam przed sobą, ale jednak z Dżahmes łączy go chyba nie tylko jakieś „przywiązanie”. Zdziwił mnie za to jego stosunek do dziecka, myślałam, że zależy mu na nim nie tylko dlatego, że mogło to być dla niego korzystne.
A Zivit życzę wszystkiego najgorszego.
Ale Ci się rozpisałam… Sorki, miałam dzisiaj maturę z polskiego rozszerzonego i tak jakoś… Pięć stron wypracowania widocznie mi nie wystarczyło. Co ta matura robi z ludźmi ._.
11 maja 2015 o 21:39
UsuńTen rozdział wzorowałam na momencie, kiedy Voldemort w HP7 dowiedział się, że horkruks zniknął z depo Bellatriks. Oczywiście nie był podparty na tym fragmencie, nie, HP7 zostało niestety w Jaśle, ale kiedy czytałam HP7, za każdym razem ten fragment obnażał coraz więcej człowieczeństwa w Czarnym Panu. Dlatego postanowiłam napisać coś z jego perspektywy na DLR, coś z perspektywy Czarnego Pana w samotności, bo tylko wtedy może on do końca pokazać samemu sobie swoją twarz. I ja tak go właśnie na DLR widzę.
Królestwo, fakt, nie może istnieć w państwie, nie może być to takie… stricte Królestwo, ale ja miałam na myśli coś podobnego do hrabstwa lub tego, co my Polacy mieliśmy we własnym kraju – Generalna Gubernia, ale przecież nie mogę tego tak nazwać w opowiadaniu, więc stwierdziłam, że najbezpieczniej będzie to nazwać królestwem. Bardziej chodziło mi o to, żeby wyjaśnić, jaka jest różnica między tym, co widzi Dżahmes, a jak jest naprawdę – mimo emocji i bezradności, Voldek doskonale widzi różnicę między tym, jaka jest prawda, a jak ją interpretuje Dżahmes.
Odnośnie dziecka i samej Dżahmes… Z tą drugą jest o wiele łatwiej, ponieważ zawsze to jeden poplecznik więcej, Lock-Nah jest Czarnemu Panu bardzo potrzebna, choć sądzę, że bez problemu Voldek mógłby się bez niej obejść. Z dzieckiem natomiast pojawiła się spora trudność. Wiedziałam od początku, że tak będzie, ale przecież trudności to nie powód, aby rezygnować z planów. Voldemort nie znosi dzieci. Tak jest u Rowling i tak jest u mnie. Nie zamierzam robić z Voldka wujka pantoflarza. Dlatego będzie to ciężkie, aby jakoś połączyć i przede wszystkim PRZEDSTAWIĆ konflikt, który się w nim narodził – nienawiść do dzieci i swego rodzaju „uczucie” do własnego potomka. Ale uważam, że dam radę xD
Ach, czyli mamy świeżo upieczoną maturzystkę! No, to po trudach i cierpieniach związanych z nauką, czekają Cię za chwilę najdłuższe wakacje xD
~Klaudia15
OdpowiedzUsuń8 maja 2015 o 14:18
Rozdział świetny. Co tu dużo mowić.
Bardzo podobały mi się myśli Voldemorta o Dzahmes. Dobrze, ze twój Voldemort nie jest głownie maszynka do zabijania jak ten Rowling. Chociaż książkowego Voldka i tak wprost wielbię :)
Ps.Od początku wiedziałam, iż Zivit podtruwala swojego męża. Biedny Nathir.
11 maja 2015 o 21:25
UsuńJa się wcale nie dziwię, że wiedziałaś, mam w końcu samych bystrych Czytelników xD
Mój Voldek jest nieco inny, ponieważ Rowling inspirowała się Hitlerem i pewno szatanem, ja natomiast – Henrykiem VIII (pominęłam tylko tę obsesję na punkcie synów), muszę kiedyś umieścić gdzieś taką notkę, co by się ludzie nie oburzali xD
~Tenebris
OdpowiedzUsuń8 maja 2015 o 17:41
Nie no jak mogłaś… Znowu w takim momencie! Ech :D
11 maja 2015 o 21:23
UsuńKolejny rozdział niebawem xD
~Patrycja
OdpowiedzUsuń11 maja 2015 o 17:05
Cóż ja Ci mogę rzec… Rozdział ma intrygującą fabułę, trzyma w napięciu, czytając go chce się ciągle więcej… Ale tak ma chyba każde twoje opowiadanie ;)
Co będzie z Dżamhes i jej dzieckiem, to mnie zastanawia. Ty potrafisz zmieniać fabułę w tempie zawrotnym i całkowicie nieprzewidywalnym… W końcu mówimy tu o magii :P
Voldemort… Jak zwykle pod Twoim piórem jest niesamowitą postacią… Nie całkowicie przesiąkniętym złem czarnoksiężnikiem jak ukazuje Rowling, a człowiekiem, który pomimo dużej ilości zła które przeżył i które czyni, potrafi mieć jakiekolwiek ludzkie uczucia i odczucia…
Wspomniał tu Voldemort o tym że i Zivit i Dżamhes są szalone… Aczkolwiek on sam także jest!
Życzę weny, bo twój talent pisarski z rozdziału na rozdział, z opowiadania na opowiadanie jest coraz bardziej rozwinięty i genialny.
Czekam na kolejne wpisy na DLR i mam nadzieję że na SCP, LMM i DF też coś się niebawem ukaże…
Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę! :)
11 maja 2015 o 21:52
UsuńOwszem, Voldek jest szalony, ale w nieco inny sposób to szaleństwo się objawia. On jest socjopatą i ma w głowie konkretną ideologię. Dżahmes zmysły pomieszało długie czekanie na niego i samotność. Nigdy tego nie ukrywałam, ale Dżahmes jest nieco bardziej ogarnięta od siostry, ponieważ wychowywała się w domu Henryka Hortusa, gdzie była przyzwyczajana do tego, aby emocje ukrywać, itp. Natomiast Zivit żyła swobodniej, więc szaleństwo mogło się lepiej rozwinąć (mimo że ona sama jest od Dżahmes inteligentniejsza i silniejsza). Obie mają pomieszane w głowach, ale to nie ich wina. Pochodzą z królewskiego, egipskiego rodu, gdzie (podobnie, jak u Gauntów) małżeństwa zawierane były w rodzinie, np. kuzynostwo, często nawet rodzeństwo. I stąd to szaleństwo. Teraz piszę historię rodu Ghost z SCP, ale jak się z tym uporam, to napiszę coś o rodzinie Dżahmes, co by każdy mógł poczytać xD
~Patrycja
Usuń12 maja 2015 o 06:10
Teraz to u ciebie widzę nutkę szaleństwa! ;)
Kolejne opowiadania? Widzę że kochasz swoich czytelników :P
12 maja 2015 o 09:01
UsuńPewnie, że kocham, poza rodzicami i bratem to właśnie Was znam najdłużej, a Ciebie to już… hohoho xD
Nie będzie to opowiadanie, a raczej coś na kształt… słownika? Hmm, nie, nie słownika. Wpadłam na ten pomysł, kiedy byłam w warszawskim empiku razem z narzeczonym i natknęłam się na taką książkę związaną z „Grą o Tron”, to się chyba nazywa „Świat Lodu i Ognia”, jest tam opis krain z ilustracjami, itp. Takie Pottermore. I to mnie natchnęło, aby gdzieś umieścić jakieś istotne wątki, o których w opowiadaniu nie będę się rozpisywać (a nawet jeśli, to przecież nikt na takim SCP nie będzie się przekopywał przez Bóg wie ile rozdziałów, żeby sobie poczytać o historii Ghostów, ja sama mam już z tym problem, aby cokolwiek na blogu odnaleźć). Wszystko będzie alfabetycznie i może będzie jakimś ułatwieniem i oczywiście bonusem xD
~Eweline
OdpowiedzUsuń15 maja 2015 o 16:51
Już piętnasty :<
6 czerwca 2015 o 17:47
UsuńWiem, ale mam teraz na studiach czas egzaminów i muszę się uczyć. ;_;
~Ana
OdpowiedzUsuń17 maja 2015 o 17:01
Pierwszy raz przeczytałam twojego bloga i jestem zachwycona. Burza uczuć Voldemorta genialnie opisana. Niby nadal uważa siebie za najważniejszego, boga, ale jest w nim jakaś cząstka człowieczeństwa. Podobała mi się rozmowa Zivit z Czarnym Panem. Przez chwilę myślałam, że ona chce mu podać eliksir miłosny, a on to wyczuł (albo wykrył z jej umysłu), ale to chyba byłoby zbyt prymitywne, sądząc z opisu postaci Zivit i tego, że otruła własnego męża (poprzednich rozdziałów nie czytałam, ale może jeszcze przeczytam. :)). Czuję niedosyt. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Teraz będzie mnie zżerać ciekawość co z dzieckiem. xD Zastrzeżeń nie ma. Chyba jedną literówkę znalazłam, ale kto by tam zwracał na to uwagę. Chociaż… do jednego mogę się przyczepić. Kolor czcionki zlewa się z tłem i musiałam zaznaczać tekst, bo ledwo widać.
Mogę prosić cię o komentarz na moim blogu? http://colkalapy.blogspot.com/ Mile widziane rady i wgl. ^^
6 czerwca 2015 o 19:58
UsuńCieszę się, że tak go odbierasz, bo taki był mój zamysł, nie uważam, aby nawet najgorsi mordercy i socjopaci byli całkowicie wyprani z uczuć. Przeżywają je tylko trochę (lub całkiem) inaczej.
O kurcze, na to nie wpadłam! xD Nie pomyślałam o tym, aby Zivit mogła coś takiego zaplanować, choć z pewnością byłaby w stanie to zrobić, gdyby nie była tak pewna siebie i nie sądziła, że samym wyglądem załatwi wszystko. Czytelnicy wciąż zaskakują mnie swoją kreatywnością :D.
Kurcze, jesteś kolejną osobą, która narzeka na czcionkę, chyba faktycznie coś w tym musi być. Będę to musiała do kolejnego rozdziału zmienić.
Przeczytam Twój najnowszy rozdział i coś Ci podpowiem, pierwsze, co zauważyłam, to chyba literówka w adresie, nie miałaś na myśli „cóRki”?
~Ana
Usuń6 czerwca 2015 o 22:20
W adresie mam „colkalapy”, bo takiego tego typu adresy pojawiły mi się przy zakładaniu bloga. Oczywiście chodziło o córkę. Chyba nie miałam propozycji adresu z „corka”, bo bym taki wybrała.
7 czerwca 2015 o 11:46
UsuńRozumiem :).
~Eweline
OdpowiedzUsuń28 maja 2015 o 13:34
A rozdziału nie ma :<
6 czerwca 2015 o 17:47
Usuń;_;
~Laura
OdpowiedzUsuń3 czerwca 2015 o 21:16
Hej! Na początku przepraszam, że dopiero teraz pojawił się komentarz, ale przez ostatnio okres nie miałam czasu, a jak już miałam to długość tego rozdziału mnie przerażała.. Muszę się przyzwyczaić :) Wiedział, że na pewno będzie ciekawie i chciałam się dowiedzieć co się wydarzy, ale kiedy już zaczynałam czytać Bum! Ktoś przerywał no i tak jakoś ten czas szybko biegnie ;/
Dosyć o mnie! Czas o Twoim blogu :)
Zacznę od tego, że uwielbiam Twojego bloga – naprawdę. Do tej pory takie odczucia i chęć czytania miałam do jednego bloga, a właściwie ff, który był umieszczany na jednej z Potterowych stron. Zakochałam się w nim <3 Osoba pisząca go miała dar pisania jak dla mnie ;* Ale po poznaniu Twojego bloga mam dokładnie tak samo. Od pierwszego rozdziału, który przeczytałam oby dwie mnie oczarowałyście! Niesamowite .o. Choć ten rozdział nie wiem dlaczego, ale jednek nie wciągnął mnie tak jak poprzedni, wręcz troszkę mnie znużył, ale jednak i tak mnie zauroczył. Powiesz mi jak to robisz? Jak tak świetnie opisujesz? Uczucia? Miejsca? Wow.
W niektórych momentach zwyczajnie uśmiechnęłam się bo po prostu niektóre momenty były genialne: O! Np to!
"- Zwariowałaś – oświadczył " – O nie jego reakcja! Ahahaha świetna!
Voldka można interpretować jak się chce, zresztą jak każdą postać, ale Twoja interpretacja.. Chyba się z czymś takim nie spotkałam ;o
" Jest szczęśliwa i dobrze włada królestwem. Bez względu na to, jak istotne dla świata jest to miejsce." – Łał ;v On pragnie by ktoś był szczęśliwy ;D Jak kiedyś będę miała czas i wgl to przeczytam jak się poznali
Jak on się ładnie wyraża :O ‚Ponadto wkrótce urodzi mi syna. A co ty masz mi do zaoferowania, podła trucicielko’ ;D
Błędów oczywiście nie znalazłam i nie mam oka to wynajdowania ich, ale mam dziwne przeczucie, że u Ciebie ich chyba nie znajde ;x
o! Tutaaj chyba coś jest nie tak:
‚A kiedy to zrobisz, zamknij w jej komnatach pod groźbą śmierci, zrozumiałaś?’ – chyba, ze dla mnie tylko ;v Tam nie powinno być „ją”?? :>
Wiesz co mnie boli? Że masz tak mało komentarzy. Strasznie mnie to boli. Bo sama po sobie Wiem, że lepiej się komentuje coś co zawiera błędy(i w komie zwraca się na nie autorowi uwage) bo wtedy Twój komentarz jest naprawdę wartościowy, ale przelanie uczuć, które każdy pewnie ma po przeczytaniu może nie koniecznie tego rozdziału, ale wcześniejszego? Zauważyłam, że reklamujesz się na grupach, a jakieś fp może? Kurde bo akurat Tobie się należy mnóstwo komentarzy o może głupiej treści typu „Świetne! Pisz szybko!” ( ale ta treść też np. dla mnie jest piękna <3) Wiem, że komentarze nie są życiem, ale fajnie jest znac opinie wielu osób ;d
Pozdrawiam życzę weny! I zdania egzaminów czy co Ty tam teraz masz ;)
http://laura-w-hogwarcie.blogspot.com/
6 czerwca 2015 o 18:07
UsuńTy mówisz, że przeraża Cię długość rozdziału, a ja nadal smutam, że było krótko. ;_; Chciałabym pisać jeszcze dłuższe odcinki, ale wtedy nie byłoby tego momentu zaskoczenia, bo staram się urywać w najciekawszych momentach *wredna Frozenka*.
Ten rozdział był poświęcony wyjaśnieniom i Czarnemu Panu, sama też trochę się męczyłam, kiedy go pisałam, bo chciałam już przejść do akcji, a musiałam ciągnąć to czekanie i gorączkę Voldemorta, co jest dość uciążliwe. Wolę pisać w pierwszej osobie, to jest ciekawsze, więc doskonale Cię rozumiem.
Co do uczuć, miejsc i innych… Staram się patrzeć na bohaterów jak na normalnych ludzi, którzy czują, spostrzegają, zachwycają się, itp. Jeśli są pod wpływem emocji, to jest trochę chaotycznie (jak w tym rozdziale), a jak bohater jest spokojniejszy, to mogą pojawić się opisy. To naturalne, że w momencie, kiedy się dokądś zmierza (np. na przystanek autobusowy) i człowiek nie jest pogrążony jakoś głęboko w swoich myślach, to patrzy się na to, co go otacza, przygląda się temu, co mija, więc stąd opisy. Dlatego bardzo nienaturalne wydają mi się opisy (zwłaszcza w trzeciej osobie, kiedy bardziej od przemyśleń bohatera liczą się opisy tego, co na zewnątrz), kiedy bohater sobie dokądś maszeruje i nagle teleportuje się z jednego miejsca na drugie, nigdzie nie jest wspomniane, że schodzi po schodach czy idzie jakimś lasem. Staram się unikać takiej ignorancji, choć i mnie się czasami zdarza.
Mam kilka opowiadań, gdzie Voldemort jest istotną postacią i poza Selene Snape wszędzie Czarny Pan kreowany jest bardziej na władcę niż na szatana. Powiem nieprofesjonalnie, że to Henryk VIII posłużył mi za wzór. Choć wyznanie Rowling, że Voldek nie potrafił kochać, bo był poczęty bez miłości jest (jak na ten świat) dość logiczne, to jakoś ciężko mi w to uwierzyć, bo na świecie bardzo wiele dzieci rodzi się, choć rodzice się nie kochają. A później te dzieci jakoś potrafią kochać, więc… Oddałam Voldkowi umiejętność kochania, choć trochę ją upośledziłam, poszłam z kanonem na kompromis. :D
Tak, tak, miało być „ją”, nie betuję rozdziałów, tylko wklejam takie, jak napiszę i często mogą się pojawiać literówki i powtórzenia typu „Jest szczęśliwa szczęśliwa i dobrze włada królestwem”.
Powiem Ci, że z początku też mnie to trochę bolało, bo (choć tego nie widać) wyłażę ze skóry, żeby wykreować świat, dopracować dodatki, stworzyć historię, która bezpośrednio nie ma wpływu na DLR, ale jednak jest fajnym dodatkiem. Rozkminiam i codziennie uczę się czegoś nowego, żeby opowiadanie było lepsze, jednak ludziom się nie chce wczytywać i rozmyślać o takim opowiadaniu, skoro dookoła mają pełno blogasków Dramione i Sevmione, które nie trzymają się kupy. Ale już mi to jakiś czas temu przestało przeszkadzać, ponieważ zawsze pisałam dla siebie, a publikuję dla moich Czytelników, jeśli chcą czytać, to jest mi bardzo miło, a jeśli nie – trudno.
Mam fp, nazywa się Prorok Frozenki, ale mam tam tyle lajków, co kot napłakał. xD Średnio go lansuję.
Bardzo dziękuję za taki długi i szczery komentarz, dla takich Czytelników warto publikować i bawić się w to całe blogowanie. xD
~Laura
OdpowiedzUsuń6 czerwca 2015 o 21:50
„*wredna Frozenka*” – bardzo wredna ;-;
Ja też staram się patrzeć na nich jak na normalnych ludzi i nie zawsze wychodzi w sensie mam problem z przelaniem tej „normalności” na papier ;-;
” Choć wyznanie Rowling, że Voldek nie potrafił kochać, bo był poczęty bez miłości jest (jak na ten świat) dość logiczne, to jakoś ciężko mi w to uwierzyć, bo na świecie bardzo wiele dzieci rodzi się, choć rodzice się nie kochają. A później te dzieci jakoś potrafią kochać, więc… ” Jejuś! *-* Prawda tak bardzo ;)
„Tak, tak, miało być „ją”, nie betuję rozdziałów, tylko wklejam takie, jak napiszę i często mogą się pojawiać literówki i powtórzenia typu” – a mi się to bardzo podoba bo przynajmniej mam szanse choć trochę Ci pomóc w rozwijaniu się, choć Ty jesteś już pisarką bardzo rozwinięta jak dla mnie, ale wiesz..
Ty mi takie piękne komentarze strzelasz! (XD) I tam mówisz co jest nie tak i wgl jakieś literówki, przecinki, coś, a ja? Moje koemntarze tylko takie uczuciowe, więc jak wyłapie literówkę to się ciesze! Bo w jakimś tam stopniu Ci pomogłam ;magic;
Wiem chyba już dawno masz ode mnie lajka (lajki życiem xp)
Bardziej mi chodziło…, a dobra nie ważne ja na swoich Cię trochę wypromuje ;*
„Bardzo dziękuję za taki długi i szczery komentarz, dla takich Czytelników warto publikować i bawić się w to całe blogowanie. xD”
Ojeje <3 To ja dziękuje bo Twoje komentarze bardzo, bardzo mi pomagają, a moje z Twoimi nie mają się co równać i dlatego aż mi serduszko poczerwieniało, że mi za niego dziękujesz ;o
Btw. Chyba ja na większość Twoich komentarzy u siebie już odpowiedziałam, jak Cię tam interesuję to sb zajrzyj .o.
7 czerwca 2015 o 11:52
UsuńI ja bardzo doceniam to, że ktoś wyłapie jakieś moje błędy, bo ułatwia mi to później betowanie :).
Właśnie to jest taka moja irytująca przywara, że wszystko, co czytam, muszę lustrować i automatycznie już to betuję w głowie, nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się wysmażyć taki zwyczajny, uczuciowy komentarz bez wytknięcia choćby jednego błędu czy czepienia się choćby jednego (mało ważnego) akapitu xD.