1 listopada 2013

Rozdział 80

         - Opuszczasz mnie?!
Wiadomość ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Mimo że Czarny Pan powoli odzyskiwał zdrowie, nadal nie wydawał mi się być wystarczająco silny. Poza tym po tak długiej, wieloletniej rozłące nie chciałam znów go utracić. Nie mieściło mi się w głowie, jak Lord Voldemort mógł teraz cokolwiek planować. W tej karłowatej, delikatnej postaci? Starałam się o tym nie wspominać, gdyż wiedziałam, jak istotna jest dla niego sprawa jego ciała i utraconej potęgi. Nienawidził mieć kogokolwiek nad sobą, nie znosił podlegać innym i być od nich zależny.
- Nie na wieczność – odparł. Jego głos był całkiem spokojny. – Muszę wziąć tę sprawę w swoje ręce. Im szybciej zacznę działać, tym rychlej odzyskam dawne ciało i moc.
Wszystko to rozumiałam. Ale nie potrafiłabym się jeszcze pogodzić z jego ponowną utratą. Umiałam bez niego żyć, to było oczywiste. Jednak człowiek bardzo łatwo przyzwyczaja się do wygód obecności osoby, którą się kocha. Do tego obawiałam się o jego zdrowie, nie był już tak potężny, jak dawniej.

         Mimo to Lord Voldemort nie poddawał się. W tym momencie nie mógł mi się postawić. Doskonale zdawał sobie sprawę z mojej wyższości nad nim, lecz także znał mnie i wiedział, że w końcu ulegnę. I tak się stało. Jednak postanowiłam zachować to przez jakiś czas tylko dla siebie, by mieć czas, aby przyzwyczaić się do myśli, iż znów zostanę sama.
Z Heather nie rozmawiałam na temat Czarnego Pana. Przez te wszystkie lata, które spędziłam w tym pałacu, zdążyłam się bardzo do niej przywiązać. Stała się dla mnie bardziej przyjaciółką, bratnią duszą, niż służącą.
Dlatego postanowiłam poprosić ją o radę. Kiedy zapadł mrok, a wszystkie kapłanki udały się na spoczynek, opuściłam komnaty, w których nocowałam i skierowałam swe kroki w stronę pokoju Heather. Ujrzałam ją, siedzącą przy kominku i grzejącą sobie plecy. Natychmiast poderwała się na równe nogi, kiedy tylko zdała sobie sprawę z mojej obecności.
- Mogę ci w czymś pomóc, pani? – zapytała. Była nieco zaniepokojona, czemu nie mogłam się dziwić, w końcu odwiedziłam ją o późnej porze bez konkretnego powodu.
- Chciałabym cię o coś zapytać – odpowiedziałam cicho i wkroczyłam do komnaty, zamykając za sobą drzwi. Bacznie śledzona przez kobietę, usiadłam przy niej obok kominka, jak równa z równą i dodałam: - Mam problem, którego nie potrafię sama rozwiązać. Wiesz, w jakim stanie jest teraz nasz pan. Ponadto chce nas opuścić, na co nie mogę pozwolić. Ale nie chcę też stawać na drodze do realizacji jego ambitnych planów.
Heather milczała przez chwilę, zadziwiona moją szczerością. Dopiero za jakiś czas przemówiła:
- Och, sama nie wiem… Czy pani chce, abym coś poradziła w tej sytuacji? Naprawdę nie powinnam…
- Nie, Heather. Nie krępuj się. Co ty zrobiłabyś na moim miejscu? Zezwoliłabyś mu na opuszczenie tego bezpiecznego pałacu? Czarny Pan jest jeszcze zbyt słaby, a ja nie mogę z nim jechać. Kto by się wtedy zajął tym wszystkim? Jednak Glizdogon to bufon, nie chciałabym, aby…
Westchnęłam zrezygnowana.
- Za przeproszeniem – głos Heather stał się nagle jaśniejszy, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł. – Ale możesz, pani, wysłać z nim kogoś, kto byłby na tyle kompetentny, aby pomóc, gdyby stało się coś złego.

*

         Następnego dnia udałam się do komnaty, w której sypiał Czarny Pan. Gdy weszłam, siedział już spokojnie w fotelu i bawił się różdżką, przetaczając ją pomiędzy nienaturalnie długimi, szczupłymi palcami. Uniósł szybko głowę i rzekł:
- Dobrze, że już jesteś.
Zamknęłam za sobą drzwi, aby nikt nie mógł nas podsłuchać, po czym usiadłam przy jego fotelu.
- Wyjedź, jeśli chcesz – powiedziałam stanowczo, lecz bez choćby cienia surowości w głosie. – Ale tym razem musisz iść ze mną na kompromis.
Zauważyłam kpiący uśmiech na jego płaskiej twarzy, który wyrażał również rezygnację.
- A mam inne wyjście? – zapytał.
Zignorowałam to.
- Pojedzie z tobą ktoś, kto będzie potrafił zaopiekować się tobą, gdyby coś poszło nie tak. Heather wybierze osobiście kapłana, który będzie ci towarzyszył. Bez obaw. Mogę za nią poręczyć.
Zamilkłam, uważnie przyglądając się Czarnemu Panu. Jego wyraz twarzy prawie w ogóle się nie zmienił. Odwrócił wzrok, aby utkwić go w szczątkach spalonego, czarnego bierwiona. Widziałam, jak bardzo nie jest mu na rękę moja nadopiekuńczość, nie mógł jednak nic na to poradzić.
- Muszę robić wszystko, co mi rozkażesz – rzekł, a szkarłat jego oczu niego przygasł. – Powiem szczerze, że nawet ci się trochę nie dziwię, że tak reagujesz. Nie zawsze byłem sprawiedliwy wobec ciebie.
- To nie jest zemsta – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu dbam o twoje zdrowie i bezpieczeństwo. Jedź do Londynu i realizuj swoje plany, ale nie pozwól mi już więcej umierać ze strachu o ciebie.

*

         Otrzymywałam od Lorda Voldemorta tak często, jak tylko on sam mógł do mnie pisać. Heather wysłała z nim i z Glizdogonem nadwornego medyka, jednak powrócił od do Egiptu zaraz po drugim tygodniu nieobecności Czarnego Pana. Domyślałam się od samego początku, że go odprawi. Nie ufał osobom, których sam nie wybrał.
Opierałam się nie tylko na listach autorstwa mego pana, ale i na tych pochodzących od Glizdogona. Miałam spory problem z rozszyfrowaniem niechlujnych, krzywych liter, jednak zawierały one więcej prawdy, niż te, które dostawałam od Voldemorta. Pettigrew bał się w równej mierze swego pana, jak i mnie, dlatego mogłam być pewna jego prawdomówności. Zamówiłam również prenumeratę „Proroka Codziennego” i, choć wydałam na to sporo złota, musiałam być na bieżąco ze wszystkim, co działo się w Wielkiej Brytanii. Byłam całkowicie zdesperowana.
Ostatnie tygodnie stały się nie do zniesienia. Ani na chwilę nie zatrzymałam budowy labiryntu, który miał być nową formą więzienia. Jednocześnie musiałam zaangażować się całkowicie w życie duchowe. Spałam zaledwie kilka godzin dziennie, nie miałam czasu na spożywanie posiłków. Dodatkowo starałam się żyć tym, co działo się w Hogwarcie i Ministerstwie Magii, mianowicie Turniejem Trójmagicznym. Z lakonicznych, niesamowicie zamglonych wypowiedzi Czarnego Pana wywnioskowałam, że jego plany są z tym przedsięwzięciem ściśle związane. Trochę żałowałam, że nie mogę być na miejscu i śledzić przebiegu wydarzenia gdzieś z ukrycia. Zapowiadała się całkiem interesująca, ale i niebezpieczna przygoda. Co prawda Pierwsze Zadanie odbyć się miało dopiero dwudziestego czwartego listopada, lecz w prasie aż huczało od plotek na temat zbliżającego się Turnieju. Hogwart, Durmstrang i Beauxbatons.

         Październik nie różnił się w Egipcie niczym od pozostałych miesięcy. No, może jednak było coś… Ale swoich urodzin nie obchodziłam już chyba od wieków. Pewnego wieczora usiadłam na chwilę, aby odpocząć od obciążających mnie obowiązków i zaczęłam rozmyślać. Skończyłam trzydzieści trzy lata. W tym prawie połowę swojego życia spędziłam w oczekiwaniu na Czarnego Pana, który znów mnie opuścił. Starałam się wymyśleć, jak można powiązać jego powrót, Turniej Trójmagiczny (w którym zresztą mogli brać udział jedynie pełnoletni, młodzi magicy) i Harry’ego Pottera, ale wierzyłam, że Lord Voldemort już od dawna realizuje swój plan, który po prostu musiał być dobry.
Zaledwie kilka dni później mrok całej tajemnicy został rozwiany przez blask, na który natknęłam się pewnego ranka w gazecie. „Prorok Codzienny” czekał na mnie jak zwykle na stole, przy którym jadałam. Jednak tego dnia utraciłam apetyt zaraz po przeczytaniu nagłówka na pierwszej stronie. To, co przeczytałam, wydało mi się całkowitą abstrakcją.
- Harry Potter drugim reprezentantem Hogwartu? – zapytałam sama siebie. Z chwilą, gdy te słowa przechodziły mi przez gardło, doznałam olśnienia. Szczerze wątpię, żeby to był przypadek. Jestem przekonana, że to właśnie był plan Czarnego Pana. W głowie pojawiło mi się tysiące pytań. Nie wiedziałam jeszcze, jak zamierzał zabić chłopaka, dodatkowo odzyskując ciało i potęgę, niemniej jednak czułam, że czas naszego wygnania powoli dobiegał końca.

~*~


         Udało mi się dotrzymać obietnicy, rozdział dodany jeszcze przed rocznicą. Kolejny będzie za dziesięć dni. Zauważyłam, że moja sumienność w dodawaniu postów to taka sinusoida. Raz mam zapał, a raz nie. Dedykacja (spóźniona, urodzinowa) dla house’ika :* 

4 komentarze:

  1. ~house
    3 listopada 2013 o 14:01

    No, w końcu. Teraz tylko nadrobię podajże 5 rozdziałów w czytaniu i będę na bieżąco. W sumie lepiej, czytać więcej, bo jak się doczekać od pani Studentki nie można…:) Dzięki, Froziu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 listopada 2013 o 14:24
      Ha, widzisz xD Jeszcze rozdział na rocznicę w przyszłą niedzielę będzie normalnie, a później pewnie długo, długo nic xD

      Usuń
    2. ~house
      16 listopada 2013 o 19:20

      Skończyłam, nadrobiłam YEAH. xD

      Usuń
    3. 16 listopada 2013 o 22:29
      No, przynajmniej jedna xD

      Usuń