- Opuszczasz
mnie?!
Wiadomość ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.
Mimo że Czarny Pan powoli odzyskiwał zdrowie, nadal nie wydawał mi się być
wystarczająco silny. Poza tym po tak długiej, wieloletniej rozłące nie chciałam
znów go utracić. Nie mieściło mi się w głowie, jak Lord Voldemort mógł teraz
cokolwiek planować. W tej karłowatej, delikatnej postaci? Starałam się o tym
nie wspominać, gdyż wiedziałam, jak istotna jest dla niego sprawa jego ciała i
utraconej potęgi. Nienawidził mieć kogokolwiek nad sobą, nie znosił podlegać
innym i być od nich zależny.
- Nie na wieczność – odparł. Jego głos był całkiem
spokojny. – Muszę wziąć tę sprawę w swoje ręce.
Im szybciej zacznę działać, tym rychlej odzyskam dawne ciało i moc.
Wszystko to rozumiałam. Ale nie potrafiłabym się
jeszcze pogodzić z jego ponowną utratą. Umiałam bez niego żyć, to było
oczywiste. Jednak człowiek bardzo łatwo przyzwyczaja się do wygód obecności
osoby, którą się kocha. Do tego obawiałam się o jego zdrowie, nie był już tak
potężny, jak dawniej.
Mimo
to Lord Voldemort nie poddawał się. W tym momencie nie mógł mi się postawić.
Doskonale zdawał sobie sprawę z mojej wyższości nad nim, lecz także znał mnie i
wiedział, że w końcu ulegnę. I tak się stało. Jednak postanowiłam zachować to przez
jakiś czas tylko dla siebie, by mieć czas, aby przyzwyczaić się do myśli, iż
znów zostanę sama.
Z Heather nie rozmawiałam na temat Czarnego Pana. Przez
te wszystkie lata, które spędziłam w tym pałacu, zdążyłam się bardzo do niej
przywiązać. Stała się dla mnie bardziej przyjaciółką, bratnią duszą, niż
służącą.
Dlatego postanowiłam poprosić ją o radę. Kiedy zapadł
mrok, a wszystkie kapłanki udały się na spoczynek, opuściłam komnaty, w których
nocowałam i skierowałam swe kroki w stronę pokoju Heather. Ujrzałam ją,
siedzącą przy kominku i grzejącą sobie plecy. Natychmiast poderwała się na
równe nogi, kiedy tylko zdała sobie sprawę z mojej obecności.
- Mogę ci w czymś pomóc, pani? – zapytała. Była nieco
zaniepokojona, czemu nie mogłam się dziwić, w końcu odwiedziłam ją o późnej
porze bez konkretnego powodu.
- Chciałabym cię o coś zapytać – odpowiedziałam cicho i wkroczyłam do
komnaty, zamykając za sobą drzwi. Bacznie śledzona przez kobietę, usiadłam przy
niej obok kominka, jak równa z równą i dodałam: - Mam
problem, którego nie potrafię sama rozwiązać. Wiesz, w jakim stanie jest teraz
nasz pan. Ponadto chce nas opuścić, na co nie mogę pozwolić. Ale nie chcę też
stawać na drodze do realizacji jego ambitnych planów.
Heather milczała przez chwilę, zadziwiona moją
szczerością. Dopiero za jakiś czas przemówiła:
- Och, sama nie wiem… Czy pani chce,
abym coś poradziła w tej sytuacji? Naprawdę nie powinnam…
- Nie, Heather. Nie krępuj się. Co ty
zrobiłabyś na moim miejscu? Zezwoliłabyś mu na opuszczenie tego bezpiecznego
pałacu? Czarny Pan jest jeszcze zbyt słaby, a ja nie mogę z nim jechać. Kto by
się wtedy zajął tym wszystkim? Jednak Glizdogon to bufon, nie chciałabym, aby…
Westchnęłam zrezygnowana.
- Za przeproszeniem – głos Heather stał się nagle
jaśniejszy, jakby wpadła na jakiś genialny pomysł. – Ale
możesz, pani, wysłać z nim kogoś, kto byłby na tyle kompetentny, aby pomóc,
gdyby stało się coś złego.
*
Następnego dnia udałam się do komnaty, w której sypiał Czarny Pan. Gdy weszłam,
siedział już spokojnie w fotelu i bawił się różdżką, przetaczając ją pomiędzy
nienaturalnie długimi, szczupłymi palcami. Uniósł szybko głowę i rzekł:
- Dobrze, że już jesteś.
Zamknęłam za sobą drzwi, aby nikt nie mógł nas
podsłuchać, po czym usiadłam przy jego fotelu.
- Wyjedź, jeśli chcesz – powiedziałam stanowczo, lecz bez
choćby cienia surowości w głosie. – Ale tym razem musisz iść ze mną na
kompromis.
Zauważyłam kpiący uśmiech na jego płaskiej twarzy,
który wyrażał również rezygnację.
- A mam inne wyjście? – zapytał.
Zignorowałam to.
- Pojedzie z tobą ktoś, kto będzie
potrafił zaopiekować się tobą, gdyby coś poszło nie tak. Heather wybierze
osobiście kapłana, który będzie ci towarzyszył. Bez obaw. Mogę za nią poręczyć.
Zamilkłam, uważnie przyglądając się Czarnemu Panu. Jego
wyraz twarzy prawie w ogóle się nie zmienił. Odwrócił wzrok, aby utkwić go w
szczątkach spalonego, czarnego bierwiona. Widziałam, jak bardzo nie jest mu na
rękę moja nadopiekuńczość, nie mógł jednak nic na to poradzić.
- Muszę robić wszystko, co mi
rozkażesz – rzekł, a
szkarłat jego oczu niego przygasł. – Powiem szczerze, że nawet ci się
trochę nie dziwię, że tak reagujesz. Nie zawsze byłem sprawiedliwy wobec
ciebie.
- To nie jest zemsta – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu dbam o twoje zdrowie i bezpieczeństwo. Jedź
do Londynu i realizuj swoje plany, ale nie pozwól mi już więcej umierać ze
strachu o ciebie.
*
Otrzymywałam od Lorda Voldemorta tak często, jak tylko on sam mógł do mnie
pisać. Heather wysłała z nim i z Glizdogonem nadwornego medyka, jednak powrócił
od do Egiptu zaraz po drugim tygodniu nieobecności Czarnego Pana. Domyślałam
się od samego początku, że go odprawi. Nie ufał osobom, których sam nie wybrał.
Opierałam się nie tylko na listach autorstwa mego pana,
ale i na tych pochodzących od Glizdogona. Miałam spory problem z
rozszyfrowaniem niechlujnych, krzywych liter, jednak zawierały one więcej
prawdy, niż te, które dostawałam od Voldemorta. Pettigrew bał się w równej
mierze swego pana, jak i mnie, dlatego mogłam być pewna jego prawdomówności.
Zamówiłam również prenumeratę „Proroka Codziennego” i, choć wydałam na to sporo
złota, musiałam być na bieżąco ze wszystkim, co działo się w Wielkiej Brytanii.
Byłam całkowicie zdesperowana.
Ostatnie tygodnie stały się nie do zniesienia. Ani na
chwilę nie zatrzymałam budowy labiryntu, który miał być nową formą więzienia.
Jednocześnie musiałam zaangażować się całkowicie w życie duchowe. Spałam
zaledwie kilka godzin dziennie, nie miałam czasu na spożywanie posiłków.
Dodatkowo starałam się żyć tym, co działo się w Hogwarcie i Ministerstwie
Magii, mianowicie Turniejem Trójmagicznym. Z lakonicznych, niesamowicie
zamglonych wypowiedzi Czarnego Pana wywnioskowałam, że jego plany są z tym
przedsięwzięciem ściśle związane. Trochę żałowałam, że nie mogę być na miejscu
i śledzić przebiegu wydarzenia gdzieś z ukrycia. Zapowiadała się całkiem
interesująca, ale i niebezpieczna przygoda. Co prawda Pierwsze Zadanie odbyć
się miało dopiero dwudziestego czwartego listopada, lecz w prasie aż huczało od
plotek na temat zbliżającego się Turnieju. Hogwart, Durmstrang i Beauxbatons.
Październik nie różnił się w Egipcie niczym od pozostałych miesięcy. No, może
jednak było coś… Ale swoich urodzin nie obchodziłam już chyba od wieków.
Pewnego wieczora usiadłam na chwilę, aby odpocząć od obciążających mnie
obowiązków i zaczęłam rozmyślać. Skończyłam trzydzieści trzy lata. W tym prawie
połowę swojego życia spędziłam w oczekiwaniu na Czarnego Pana, który znów mnie
opuścił. Starałam się wymyśleć, jak można powiązać jego powrót, Turniej
Trójmagiczny (w którym zresztą mogli brać udział jedynie pełnoletni, młodzi
magicy) i Harry’ego Pottera, ale wierzyłam, że Lord Voldemort już od dawna
realizuje swój plan, który po prostu musiał być dobry.
Zaledwie kilka dni później mrok całej tajemnicy został
rozwiany przez blask, na który natknęłam się pewnego ranka w gazecie. „Prorok
Codzienny” czekał na mnie jak zwykle na stole, przy którym jadałam. Jednak tego
dnia utraciłam apetyt zaraz po przeczytaniu nagłówka na pierwszej stronie. To,
co przeczytałam, wydało mi się całkowitą abstrakcją.
- Harry Potter drugim reprezentantem
Hogwartu? – zapytałam
sama siebie. Z chwilą, gdy te słowa przechodziły mi przez gardło, doznałam
olśnienia. Szczerze wątpię, żeby to był przypadek. Jestem przekonana, że to
właśnie był plan Czarnego Pana. W głowie pojawiło mi się tysiące pytań. Nie
wiedziałam jeszcze, jak zamierzał zabić chłopaka, dodatkowo odzyskując ciało i
potęgę, niemniej jednak czułam, że czas naszego wygnania powoli dobiegał końca.
~*~
Udało
mi się dotrzymać obietnicy, rozdział dodany jeszcze przed rocznicą. Kolejny
będzie za dziesięć dni. Zauważyłam, że moja sumienność w dodawaniu postów to
taka sinusoida. Raz mam zapał, a raz nie. Dedykacja (spóźniona, urodzinowa) dla house’ika :*
~house
OdpowiedzUsuń3 listopada 2013 o 14:01
No, w końcu. Teraz tylko nadrobię podajże 5 rozdziałów w czytaniu i będę na bieżąco. W sumie lepiej, czytać więcej, bo jak się doczekać od pani Studentki nie można…:) Dzięki, Froziu :)
3 listopada 2013 o 14:24
UsuńHa, widzisz xD Jeszcze rozdział na rocznicę w przyszłą niedzielę będzie normalnie, a później pewnie długo, długo nic xD
~house
Usuń16 listopada 2013 o 19:20
Skończyłam, nadrobiłam YEAH. xD
16 listopada 2013 o 22:29
UsuńNo, przynajmniej jedna xD