W końcu zaczęło się ocieplać. Albo raczej
przestał sypać śnieg, a wiatr szarpać wszystko, co mu się nawinęło. Cierpiałam
z tęsknoty za grobem Marcusa, ale podczas wichur nie mogłam wybrać się na
cmentarz. Dlatego, kiedy w lutym nareszcie wyszło słońce, a śnieg zrobił się
ciężki od wilgoci, z szerokim uśmiechem na ustach teleportowałam się do wioski.
Prawie biegiem, brnąc po pas w mokrym śniegu, dotarłam do cmentarza. Pchnęłam
mocno żelazną bramkę. Otworzyła się o wiele ciężej niż zwykle, ale było to
pewnie spowodowane mrozem.
Groby były prawie całkowicie przysypane
śniegiem. Pośród tej hordy białych pagórków ledwo odnalazłam Marcusa. Mimo że
pokrywała go rozmoknięta już kołderka śniegu, kiedy usunęłam ją jednym
machnięciem różdżki, moim oczom ukazał się nienaruszony przez mrozy, uroczy
nagrobek. Marcus na zdjęciu uśmiechał się identycznie jak w mojej pamięci,
litery układały się w ten sam wiersz. Poczułam przypływ ciepła w okolicy
żołądka. Z rozczuleniem oplotłam ramionami wysoki, kamienny krzyż, policzek
oparłam o zimną figurkę Chrystusa, w którego już nie wierzyłam. Pragnęłam, by
ta chwila trwała wiecznie. Tak bardzo się za nim stęskniłam, że na początku widziałam
tylko ten nagrobek. Jednak, kiedy już osunęłam się na ziemię, zobaczyłam małe
wybrzuszenie pod śniegiem. Szybko rozgrzebałam go, a moim oczom ukazał się
znicz. Ale nie taki, który ja zapaliłam, kiedy byłam tu ostatnio. Ten był z
plastiku, miał jeszcze przylepioną cenę. Knot nie był wypalony do końca.
Wyglądało na to, że musiał zostać zapalony wczoraj, a przysypane nocą. Czułam
jak serce tłucze mi się w piersiach. Poczułam przemożną ochotę chwycić
plastikowy znicz i cisnąć go w śnieg. Tak też zrobiłam. Podniosłam go,
zamachnęłam się i rzuciłam nim aż poza ogrodzenie cmentarza. Ktoś tu był. I
śmiał odwiedzić Marcusa. A on był tylko mój.
Poczułam coś, czego nie czułam chyba
nigdy. Zazdrość. Ale jakąś bardzo dziwną zazdrość. Tom pewnie musiał właśnie coś
takiego odczuwać. Ogromny gniew i przekonanie, że jeśli dorwę tego, kto wywołał
u mnie te uczucia, poniesie karę.
Przy bramie coś się zaczęło dziać. Jakiś
przygarbiony staruszek w wyświechtanym płaszczu przez pewien czas mocował się z
oblodzoną klamką. W końcu wszedł na teren cmentarza i zaczął powoli iść w moją
stronę, patrząc pod nogi. Plastikowa torba zachybotała na jego ramieniu, kiedy
dotarł do grobu znajdującego się niedaleko Marcusa. Dopiero teraz mnie
zauważył. Uśmiechnął się lekko, zerkając na grób, który odwiedzałam.
- Nareszcie ktoś przyszedł do biednego
Marcusa – w jego głosie zabrzmiała jakby ulga.
- Znał go pan? – zapytałam z ożywieniem.
- Oczywiście. Oboje poszliśmy do wojska,
a kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, zostaliśmy wysłani na front. Ja
przeżyłem, Marcus… niestety poległ – opowiedział pokrótce.
- Jaki on był?
Emerytowany żołnierz westchnął ciężko i
zapatrzył się na porcelanowe zdjęcie zmarłego przyjaciela. Jestem pewna, że
pogrążył się we wspomnieniach z jego młodości.
- To był taki jajcarz. Zawsze potrafił
znaleźć weselszą stronę w okropnej sytuacji. Miał narzeczoną, już planowali
ślub, ale Marcus zginął… to nie była prawdziwa miłość. Ledwo dwa tygodnie po
pogrzebie wyszła za mąż za jego brata, w ogóle nie nosiła żałoby – rzekł.
Chciałam dowiedzieć się o Marcusie
wszystkiego, ale pozwoliłam mu przez minutę zagłębić się we wspomnieniach. W
końcu zakaszlałam cicho, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
- Ja bym go nigdy tak nie zostawiła –
powiedziałam, przerywając milczenie. – Ma jakąś żyjącą rodzinę? Ktoś tu
przychodził, zanim ja zaczęłam go odwiedzać?
- Nie zapaliłem tu znicza od dwudziestu
lat. Jakoś tak wyszło. Ale kiedy przychodziłem tu na grób moich rodziców, nikt
nigdy tu nic nie zrobił – odparł. Na jego twarzy pojawił się wyraz zawiedzenia,
jakby miał wyrzuty sumienia.
- Bo widzi pan, kiedy tu dziś przyszłam,
zobaczyłam znicz. Ja go nie zapaliłam.
Starszy pan wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie słyszałem, żeby jego
bliska rodzina jeszcze żyła – mruknął.
- Cóż, w takim razie dziękuję za
informacje – dodałam, pożegnałam się i opuściłam cmentarz. Odeszłam na tyle, by
przyjaciel Marcusa mnie nie zauważył i teleportowałam się.
Pojawiłam się przed sklepem Borgina i
Burkesa. Tom tego dnia odwiedzał Chefsibę, więc musiałam czekać na niego
jeszcze około godziny. Kiedy wszedł do pokoju, osaczyłam go, zanim jeszcze
zdjął pelerynę.
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia –
powiedziałam szybko, chwyciłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go. Tom
odpowiedział z takim samym entuzjazmem. Musiałam mocno się zaprzeć ramionami,
żeby mnie w końcu puścił.
- Ja też… - zaczął, ale ja byłam szybsza.
- Fajnie, powiem pierwsza. Byłam dzisiaj
u Marcusa, zauważyłam, że ktoś się wtarabanił na jego grób, więc wywaliłam
wszystkie znicze. A później spotkałam jego przyjaciela, byli razem na wojnie…
Ano właśnie, opowiesz mi coś o pierwszej wojnie światowej, musiałeś się o niej
uczyć w mugolskiej szkole – wyrzuciłam z siebie na wydechu.
Tom słuchał tego z uwagą, przyglądając
się mojej zarumienionej z radości twarzy.
- No tak, ale to później. Teraz chcę ci
coś pokazać. Chodź – zdjął płaszcz, chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę
łóżka, wyciągając po drodze różdżkę. Pochylił się, wyciągnął spod niego swoją
walizkę, machnął swoim magicznym atrybutem, a zamek błyskawiczny rozsunął się
automatycznie. Moim oczom ukazał się srebrny przedmiot, jakby korona. Ozdobiona
była orłem i wygrawerowanym napisem „Kto ma olej w głowie, temu dość po
słowie”. Zerwałam się z podłogi na równe nogi. Serce waliło mi w piersiach.
- Horusie… to… to diadem Roweny
Ravenclaw! – wyszeptałam. Tom uśmiechnął się z zadowoleniem na widok mojej
miny.
- Dokładnie. Miałem ci powiedzieć już
dawno, ale wolałem to zrobić, kiedy już będziemy powoli… zbliżać się do końca
naszej przygody z tym miejscem – rzekł.
- Och, Tom… - nie przyszło mi do głowy,
jakim słowem określić radość, która mnie wypełniła, więc przylgnęłam do niego
całym ciałem i wpiłam się w jego usta. Czułam, jak diadem, który Riddle trzymał
nadal w rękach, wbijał mi się w brzuch.
- Jeszcze kilka takich twoich wybuchów
radości i skończymy tam – wskazał na łóżko. – Nie zaprotestowałbym.
Wzięłam od niego diadem tak delikatnie i
ostrożnie, jakby był zrobiony ze szkła i uniosłam na poziom oczu. To, że
właśnie trzymałam go w dłoniach i patrzyłam na niego wciąż wydawało mi się
nierealne.
- Skąd go masz? Natychmiast mi się
wytłumacz – spojrzałam na Riddle’a surowo.
- To długa historia. Wiesz, że Rowena
Ravenclaw miała córkę. Wyrodną córkę.
Ukradła jej diadem i uciekła z nimi. Ravenclaw była już bliska śmierci, kiedy
wysłała pewnego mężczyznę, aby ją odnalazł. Wytropił ją w Albanii. Helena
odmówiła powrotu, więc ją zabił, a potem przebił się mieczem. Od tamtego
momentu stał się Krwawym Baronem, duchem-rezydenrem Slytherinu, a Helena –
Ravenclawu. Nikomu nie wyjawiła tajemnicy diademu. Do czasu, aż spotkała mnie.
Udało mi się ją przekonać, żeby powiedziała mi, gdzie ukryła diadem. Na feriach
zimowych, kiedy byłaś u matki, wybrałem się tam i zabrałem diadem – opowiedział
mi w dużym skrócie.
Bojąc się, że coś mogę temu historycznemu
przedmiotowi zrobić, upuścić albo coś, oddałam go Tomowi, który włożył
delikatną koronę do kufra i zabezpieczył zaklęciami. Usiadłam na brzegu łóżka,
dysząc ciężko ze strachu. Od dawna nie czułam takiego stresu. Midnight wskoczył
mi na kolana. Gładziłam jego grzbiet przez dobre kilka minut, wpatrując się
tępo w podłogę. W końcu się odezwałam:
- Przemienisz go?
Nie musiałam wyrażać się jaśniej. Tom
natychmiast zrozumiał, co miałam na myśli.
- Tak. Wiesz, dążę do podzielenia duszy
na siedem części. Rozumiesz? Siódemka to najpotężniejsza magiczna liczba. Nie
będzie mnie już nic w stanie pokonać – w jego oczach rozbłysły czerwone iskry,
twarz przybrała złowieszczy wyraz. Zawsze, gdy stawał się taki, naprawdę się go bałam. Kiedy usiadł obok mnie, nie śmiałam
się odsunąć, a już na pewno odepchnąć jego ręki, kiedy mnie obejmował. O
jakimkolwiek proteście nie było mowy.
- Ale czy jeden… no, sam wiesz, co… nie
daje nieśmiertelności? – zapytałam ostrożnie, starając się, by mój głos
zabrzmiał w miarę uprzejmie.
- Daje, ale warto mieć ich dużo, na
wszelki wypadek, gdyby ktoś spróbował je zniszczyć – spojrzał na mnie, ale
kiedy zobaczył w moich oczach cień, uśmiech spełzł z jego twarzy, a on sam
westchnął. – Nie rozumiesz tego.
- Więc mi wytłumacz – to nie była prośba,
lecz rozkaz. Riddle podniósł się na nogi i zaczął krążyć po pokoju. Wyglądał na
wzburzonego.
- Rozerwanie duszy nie czyni z ciebie
człowieka. Jeśli twoja dusza jest cała, przy śmierci opuszcza ciało. Ale jeśli
jest w kawałkach, nie może tego zrobić. Jest jakby na stałe zrośnięta z ciałem.
Nie starzejesz się, ale w jakiś sposób się zmieniasz. Im bardziej rozdzierasz
duszę, tym więcej tracisz z człowieczeństwa – mówił o tym takim tonem, jakby to
było coś najcudowniejszego na świecie. Skrzywiłam się, słuchając tego. Riddle
nagle spoważniał, na jego twarzy zobaczyłam złość. – Nadal nie rozumiesz! Ty
nigdy tego nie zrozumiesz, bo jesteś zbyt słaba i tchórzliwa, by posiąść tak
wielką moc!
- Rozumiem! – krzyknęłam, podbródek
zaczął mi drżeć, a z oczu popłynął strumyk łez. – Więc uspokój się! Nie
widzisz, że ja się ciebie boję?
Paraliżuje mnie strach, kiedy się tak zachowujesz! Tego chcesz? Żebym się bała?
Tom zamrugał, jakby się obudził z
głębokiego snu, twarz odzyskała zwykły wyraz. Chciał mnie objąć, mamrocząc
jakieś przeprosiny, ale ja cofnęłam się na łóżku pod ścianę.
- Nie dotykaj mnie! Chcę być sama! –
warknęłam.
Wzięłam Midnight’a na ręce, a on zaczął
zlizywać z nosa i policzków moje łzy. Riddle obrzucił mnie zrezygnowanym
spojrzeniem, wziął płaszcz widzący na haku i wyszedł. Położyłam się na łóżku,
Midnight usiadł na poduszce Toma i zaczął trącać łapą kosmyki moich włosów.
Czasami myślałam, że tylko on jeden mnie rozumie.
*
Już się ściemniało, kiedy wszedł do pubu
i zamknął za sobą drzwi. Czuł głębokie poirytowanie. Nie gniew, ten jest oznaką
słabych. Dręczyło go poczucie bezsilności. Choćby nie wiedział ile miał się
starać, Dżahmes nie pojmowała tego, czego chciał jej nauczyć. Może to była kwestia
złego podejścia? Nie wiedział tego. Nie rozumiał kobiet.
Usiadł przy pustym, brudnym stoliku
umieszczonym w cieniu karczmy. Nie przyszedł do Dziurawego Kotła. Udał się do
pubu na ulicy Śmiertelnego Nokturna o nazwie Czarny Neptun. Było tu mnóstwo
podejrzanych postaci, robiących czarne interesy, wyzywający się na pojedynki na
śmierć i życie czarnoksiężnicy, znający takie zaklęcia, że Dumbledore’owi
zbielałoby oko i magiczne stwory. Riddle przychodził tu często, by coś
przemyśleć. Jak zwykle zamówił sobie szklankę ognistej whisky, którą wypił
jednym haustem.
- Co taki przystojny facet robi tu sam? –
usłyszał ochrypły od papierosów, lecz zmysłowy głos.
Podniósł wzrok znad pustej szklanki.
Zobaczył wyzywająco ubraną dziewczynę, starszą od niego, mniej więcej
dwudziestoletnią, opierającą się biodrem o krawędź jego stolika. Tom zdał sobie
sprawę, że musi być to jedna z prostytutek, pracujących w pubie. Zwykle nie
zwracał na nie uwagi, tak jak one na niego, bo przebierał się za starca. Teraz
był jednak zbyt rozemocjonowany, by o tym pomyśleć.
Ta, która go zaczepiła miała na sobie
wyzywający, szkarłatno-złoty kostium z mocno odsłoniętymi piersiami,
jasnobrązowe włosy mocno poskręcane w dość już niechlujne loki, twarz
zniszczoną od mocnego makijażu, we włosach, na szyi i przegubach mnóstwo
fałszywych ozdób.
- Nie życzę sobie towarzystwa – odparł
chłodnym tonem.
- Wszyscy tak mówią, a dziesięć minut
później krzyczą z rozkoszy piętro wyżej – wydęła usta w uwodzicielski sposób. –
Biorę tylko dwanaście galeonów za godzinę.
Tom zmierzył ja spojrzeniem.
- Rozumiesz po angielsku, szmato? Nie –
wycedził. Naprawdę mało brakowało, a wyciągnąłby różdżkę i zabiłby tę kurwę.
Dziewczyna zaśmiała się ochryple.
- Zaczekaj tu – mruknęła i odeszła,
kołysząc biodrami.
Wróciła minutkę później, niosąc butelkę z
trunkiem. Bez słowa nalała obficie do szklanki bursztynowego alkoholu. Riddle
zawahał się. Należało mu się przecież. Dżahmes nie lubiła, kiedy nadużywał
alkoholu. A on zrobi jej na złość i napije się. Chwycił szklankę i znów wypił
do dna.
Prostytutka stawiała mu parę następnych
kolejek, przyglądając mu się z zachwytem. Zwykle trafiała na ohydnych klientów.
Mimo że byli bogaci, nie czerpała przyjemności z seksu. A tego faceta musiała
mieć w swojej kolekcji, choćby miała zburzyć jego związek z żoną, dziewczyną,
nieważne… Po prostu musiała.
- Dosyć – Tom stanowczo się wyprostował.
Zamigotało mu w oczach.
- Nie chcesz już whisky? – zapytała. – To
może pójdziemy na górę? Dla ciebie może być nawet za pół ceny.
Nie dosłyszał ostatniego zdania.
Dziewczyna sięgnęła dłonią w kierunku jego kroku, ale ten chwycił ją z
zadziwiającą siłą za nadgarstek i wygiął jej rękę.
- Nie – odpowiedział.
Dziewczyna nalała mu znowu. Zgodził się
dopiero za trzecim podejściem, ale musiała wlać w niego trzy butelki whisky.
Bez słowa pozwolił się ująć za rękę i poprowadzić po schodach do jednego z
pokoi. W oczach mu migotało, nogi się plątały, w głowie wirowało. To był mocny
alkohol.
Poczuł, że prostytutka kładzie go na
łóżku, po czym siada na nim w rozkroku. Pochyliła się, żeby go pocałować, ale
Tom nagle chwycił ją z tyłu za włosy, zanim poczuł jej oddech na twarzy i
odciągnął jej głowę do tyłu.
- Nie waż się mnie całować – warknął, ale
w odpowiedzi usłyszał tylko jej ochrypły śmiech. Była obrzydliwa. W myślach
usłyszał jej imię. Carmen. Idealne imię
dla kurwy, pomyślał głupio.
Usłyszał, że mówiła coś do niego. Chyba,
że jest oziębły i leży jak kłoda. Zerknął na nią. Siedziała na nim, przyglądała
się jego twarzy i rozpinała mu powoli płaszcz. W ogóle go nie podniecała.
Widział już wiele kobiet, ale tylko Dżahmes mogła sprawić, że jego lodowata
krew się w nim wzburzy, tylko ona potrafiła, nieświadomie, zaspokoić jego
dzikie żądze. Urzekła go ta udawana niewinność panny Lock-Nah; nakręcała go
jeszcze bardziej, kiedy nieświadomie krzyczała jego imię, którego nie znosił, a
w jej ustach brzmiało tak pięknie. Czasami, gdy kończyli, wzdychała imię
Horusa, boga, którego nienawidził z tej całej listy najbardziej. Więc co on
robił z tą rozpustnicą? Wiedział doskonale, że Dżahmes by mu nigdy nie
przebaczyła.
Zrzucił z siebie dziwkę tak szybko, jak
mu pozwalało na to alkoholowe otumanienie. Ta nie zdążyła mu zdjąć nawet
płaszcza. Protestowała, by nie odchodził, ale wbił jej różdżkę w skórę na szyi
i wycedził:
- Zamknij się, kurwo, i ciesz się, że
jeszcze żyjesz.
Zataczając się, opuścił bar, wciąż czując
na sobie zapach jej ciężkich, mdłych perfum.
*
Już prawie spałam, kiedy usłyszałam na
korytarzu jakieś hałasy. Na początku pomyślałam, że to złodzieje, ale przecież
Burkes miał sposób na rabusiów. A ta osoba chyba nie robiła sobie nic z
hałasów. Kliknął zamek. Przylgnęłam do szafy, z oczami szeroko otwartymi,
utkwionymi w drzwiach, które rozwarły się. Stanęła w nich wysoka, ciemna
postać. Natychmiast ją poznałam. A właściwie go. Riddle zrobił krok do przodu,
ale… potknął się o próg? Chwyciłam go pod ramiona, żeby nie wyłożył się na
podłodze. Wyczułam od niego mocny zapach alkoholu.
- Horusie, jesteś pijany! – zauważyłam z
wyrzutem w głosie.
Kiedy mój nos przyzwyczaił się do zapachu
ognistej whisky, wyczułam coś jeszcze. Kobiece perfumy. Ale z pewnością nie był
to mój zapach. Puściłam go, a on osunął się na podłogę.
- Nie dość, że wracasz pijany, to jeszcze
po wizycie u jakiejś kochanki! – dodałam rozjuszonym tonem. Ledwo podźwignął
się na nogi, popchnęłam go tak, że znów o mało się nie przewrócił. Uderzyłam go
z otwartej dłoni w twarz, aż chlasnęło. Moje emocje szalały, gdyby nie był tak
pijany, oberwałby zaklęciem.
- Dżahmes… to nie tak… - bełkotał
zaskakująco trzeźwym głosem, zasłaniając sobie głowę ramionami, by uniknąć
kolejnych ciosów. Wzbudził we mnie swego rodzaju podziw, bo mimo że ledwo
trzymał się na nogach, twarz miał całkiem rozbudzoną i mogłam zrozumieć, co
mówił.
- Oczywiście – zadrwiłam, wciąż bijąc go
po głowie zaciśniętymi pięściami. – Myślałeś sobie, że jestem taka głupia i nie
poznam zapachu kobiecych perfum? I śladów szminki? Ale bezgustny kolor, to
musiała być tylko dziwka, skoro używa takiej szminki. I rozporek sam ci się
rozsunął, tak? Nie wierzę, że wielki Tom Marvolo Riddle musi odwiedzać
prostytutki, chociaż przecież ma w zasięgu ręki niczego sobie dziewczynę!
Myślałam, że seks ze mną ci się podobał, ale najwyraźniej ulicznice lepiej
zaspokajają twoje potrzeby!
W innej sytuacji zaczęłabym płakać, ale
byłam tak wściekła, że chciałam go tylko zabić. Nareszcie zrozumiałam, co
wcześniej usiłował mi wytłumaczyć. Miałam ochotę wbić paznokcie w jego kark i
urwać mu głowę.
- Wysłuchaj mnie, to wszystko tylko tak
wygląda, ona mnie upiła, a ja byłem na ciebie wściekły… - zaczął i opuścił
ręce, ale był to błąd, bo znów dostał w twarz.
- Nie będę cię teraz słuchać. I nawet nie
próbuj się odzywać, bo tak ci się dostanie, że będziesz nosił po tym ślady do
końca życia – przerwałam mu, chwyciłam go za kołnierz i pociągnęłam w stronę
łóżka. Był ciężki, ale moja wściekłość była o wiele silniejsza. Dlatego bez
problemu popchnęłam go na nie i rzuciłam mu koc. – Porozmawiamy jutro, kiedy
wytrzeźwiejesz, a ja się zastanowię, co z tobą zrobić.
Zdjęłam płaszcz z haka, ubrałam go, po
czym otworzyłam okno i usiadłam na zewnętrznym parapecie. Cała wręcz drżałam ze
złości.
~*~
Musiałam urwać w tym momencie xD Znacie
mnie, lubię trzymać w niepewności. Hehehe, nie mogę się od złośliwego uśmiechu
powstrzymać. Uwielbiam im tak utrudniać życie, bo moje też nie jest różowe. No,
a w porównaniu do Dżahmes, ja mam sielankę i jestem przeszczęśliwa. Ha xD No a
dzisiaj miałam występ i w szkole nie byłam. Chemia mnie ominęła. Dedykacja dla Mony za odkrycie analogicznego sensu
„magicznego atrybutu” :*
~House
OdpowiedzUsuń18 października 2010 o 20:56
1? xD
18 października 2010 o 21:59
UsuńOui xD
~House
OdpowiedzUsuń18 października 2010 o 21:14
No, nawet, nawet xd No świetne! Bardzo podobał się mi początek, nie wiem, dlaczego. Jak już pisałam… Te miłosne wątki męczą mi psychikę. ;P
18 października 2010 o 22:00
UsuńA czy to był wątek miłosny? Hehehe, po tym zdarzeniu Dżahmes długo nie będzie mieć ochoty na jakiekolwiek czulsze sytuacje xD A ten początek to też z mojego życia jest, ale cóż, ja dowiedziałam się o wiele mniej.
~olka
OdpowiedzUsuń18 października 2010 o 22:41
Dżahmes chyba wysłucha wyjaśnień Toma,no chyba że go udusi……………..Pozdrawiam.
19 października 2010 o 18:06
UsuńHmm, raczej wysłucha. Później go udusi.
wiwien@amorki.pl
OdpowiedzUsuń19 października 2010 o 16:53
Ja bym udusiła, najpierw tą całą Carmen, a potem Toma. Pewnie pójdzie żalić się Marcusowi, ciekawe kto zapalił tamtego znicza?
19 października 2010 o 18:17
UsuńNie. Pierwsze, co zrobi, to odwiedzi pewien pub xD
~Mona :*
OdpowiedzUsuń19 października 2010 o 17:47
łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii xD to moja chwila i nikt jej nie zepsuje! :D dedykacja dla mnie :P ach.. jaka jestem wzruszona! xd rozdział boski, ale to już wiesz ;d;d :*
19 października 2010 o 18:18
UsuńNo tak, pierwsza czytałaś xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń19 października 2010 o 17:59
Zabić Toma! xD Chociaż kocham Voldzika (<3) , to teraz zachował się wprost okropnie. xD
19 października 2010 o 18:22
UsuńAno, gdyby Dżahmes chciała Toma zabić, musiałaby znaleźć jego horkruksy.
wiwien@amorki.pl
OdpowiedzUsuń19 października 2010 o 19:37
O tym jakoś nie pomyślałam:/
20 października 2010 o 18:02
UsuńAno, Tom również ma swoje horkruksy bardzo chronione, więc wiesz.
~Ew
OdpowiedzUsuń20 października 2010 o 17:27
Nie jesteś pewny/a jak wygląda Twój blog oczami innych? Masz wątpliwości co do fabuły czy poprawności językowej? Czujesz, że jest coś nie tak z wyglądem strony? Nie zwlekaj i szybko zgłoś się do oceny opowiadania na http://www.oceny-legilimens.blog.onet.pl Jeżeli jednak nie jesteś zainteresowany/a oceną własnego bloga, możesz spróbować swych sił jako oceniający/a! Nabór otwarty, zapraszamy!Pozdrawiamy serdecznie,Załoga Oceny-Legilimens.P.S. Przepraszamy za SPAM, ale inaczej nie dało się zareklamować strony.
~Caitlin
OdpowiedzUsuń21 października 2010 o 17:40
Ojejciu.Ooooch.No i co teraz? Dżahmes MUSI go wysłuchać! Tym razem jest niewinny, noo! :PŚwietna notka, jak zwykle ;)Jak Ci poszedł występ? :)Buziaki ;*
22 października 2010 o 18:27
UsuńNie jest winny? PPhi! A kto do baru się poszedł upić?
~Caitlin
Usuń22 października 2010 o 22:10
Aaale chodziło mi o stosunek z tą Carmen czy jak jej tak xD
22 października 2010 o 22:18
UsuńStarczy, że polazł z nią do pokoju. Gdzie jego silna wola się podziała? Wg mnie zasługuje na karę. Najbardziej ze wszystkiego nie toleruję zdrady, nie mogłabym spokojnie pisać o tym, jak Dżahmes mu wybacza.
~Caitlin
Usuń27 października 2010 o 19:36
Nie no jasne :DZdrada jest najgorszą rzeczą.Tylko szukam jakichś czynników usprawiedliwiających, bo mam tendencję to usprawiedliwiania każdego :)
27 października 2010 o 20:12
UsuńJednym usprawiedliwieniem jest to, że Riddle to facet. Czasami nie panuje nad sobą. Co ja mówię, zwykle nie panuje nad sobą. Ale to żadne usprawiedliwienie xD
~PauLina
OdpowiedzUsuń22 października 2010 o 16:20
Nareszcie ! Brakowało mi cię…I tak nawiasem JAK MOGŁAŚ hmmm ??W takiej chwili ? och jesteś okrutna !Kurde Tom potykający się o próg widok musi być zniewalający.Czekam na kolejny rozdział…No to tyle chyba. A i jeszcze weny życzę :)
22 października 2010 o 18:30
UsuńTaak, musiał byś niesamowicie seksowny xD
~Lady Malfoyka ; *
OdpowiedzUsuń24 października 2010 o 14:09
Świetny rozdział. Mam nadzieję, że Dżahmes ( nie jestem pewna, czy imię dobrze napisałam xD) uwierzy Tomowi. Pozdrawiam ; **
24 października 2010 o 20:20
UsuńDobrze napisałaś xD Owszem, wysłucha go, może mu nawet przebaczy, ale karę będzie mieć ciężką, oj tak xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń25 października 2010 o 22:38
Hmm… Coś przegapiłam ^^’.No to nieźle się porobiło. Ha, słusznie mu Dżahmes przywaliła xD Chociaż lepiej by było, gdyby się pogodzili… Pogodzą się, prawda? ;D
26 października 2010 o 17:32
UsuńWhahaha, zależy, jak się Tom wytłumaczy xD I zależy od tego, jak go Dżahmes kocha.