„Groby są cieplejsze od ludzi!”
Rozdział zawiera wątki erotyczne, sceny nieprzeznaczone dla dzieci,
dlatego życzę miłego czytania xD
*
Przez całą jesień, bez względu na pogodę,
dzień w dzień odwiedzałam grób Marcusa. Lubiłam siadać przy jego mogile i wpatrywać
się w jego zdjęcie. Czasami też rozmawiałam z nim o tym, co się tego dnia
stało. Że Tom był w kiepskim nastroju, Zivit wysłała mi sowę lub trafił mi się
nieuprzejmy klient. Z czasem zaczęłam traktować go jak żywego człowieka,
połączyła nas dziwna miłość. Czasami nawet wolałam spędzać z nim więcej czasu
niż z Tomem. Łączyło nas nieprawdopodobne uczucie, czułam do niego coś
podobnego do tego, co żywiłam do Riddle’a. Był to niesamowity związek. Mój i
Marcusa. A Tom chyba coś podejrzewał, bo traktował mnie jeszcze chłodniej niż
zwykle. Zaczynał być zazdrosny o to, ile czasu spędzam na cmentarzu, ale nie
non stop, tylko czasami. Kiedy przychodziłam późno do naszego pokoju albo
wracałam przemoczona, bo akurat rozpadał się deszcz, pytał poirytowany:
- Byłaś u tego Marcusa, tak? Dałabyś
sobie z nim spokój. Życia mu nie wrócisz, a przywiązując się do grobu
ukazujesz, zresztą po raz kolejny, ludzką słabość.
Zwykle ignorowałam te docinki, ale jeśli
dochodziło do tego, że obrażał Marcusa, szturchałam go lub popychałam, mówiąc:
- Albo wyrażasz się o nim z szacunkiem,
albo w ogóle się nie odzywaj, zrozumiałeś?
Często wybuchały między nami kłótnie.
Kiedy trwały, nie hamowałam się w ogóle, ale gdy mijały, zaczynałam mieć
wyrzuty sumienia. Czy nasz związek to przetrwa… miałam poważne wątpliwości.
- Czy tobie tak trudno jest zrozumieć, że
go kocham? – krzyczałam.
- Bardzo trudno! To głupota wiązać się z trupem! Tylko tracisz czas! No i
szargasz swoje dobre imię! Jeśli jeszcze raz ram do niego pójdziesz, zrównam
ten grób z ziemią! – Tom nie był mi dłużny.
Zawsze groził, że mu coś zrobi, ale nigdy
tego nie robił. Zwykle po takich kłótniach następowało kilkudniowe nieodzywanie
się do siebie, później znów przejściowy spokój; wtedy odnosiliśmy się do siebie
przesadnie ugrzecznionym tonem. I znów kłótnia. Czułam, że długo tak nie
pociągniemy.
Tego dnia panowała między nami akurat
faza znaczącego milczenia. Było bardzo zimno, deszcz mieszał się ze śniegiem,
mdłe, szare chmury przysłaniały niebo. Moja zmiana zaczynała się o szesnastej,
co oznaczało, że pół godziny później miałam się spotkać z Chefsibą Smith.
Próbowałam jakoś wyperswadować Tomowi, by ostatni raz, w pierwszy dzień urlopu,
odwiedził ją i załatwił to wszystko, ale jak na złość, nie zgodził się.
Dlatego, z bardzo niezadowoloną miną, wyszłam ze sklepu i teleportowałam się.
Znalezienie odpowiedniego domu zajęło mi trochę czasu. Okazało się, że Chefsiba
miała swoją własną kamienicę. Kiedy zadzwoniłam do drzwi, otworzył mi
najbardziej pomarszczony, najstarszy i najbrzydszy skrzat domowy, jakiego w
życiu widziałam. Nie rozumiem tych ludzi. Co odwiedzę kolejny dom, właściciele
mają starszego skrzata, niż wcześniejsi. Ale ten, który mi otworzył drzwi,
wydał się z nich wszystkich „naj”. Konkretniej skrzatka. Uniosła lekko krzaczaste
brwi, widząc mnie.
- A pani do kogo?
- Jestem Victoria Hortus. Przyszłam do
pani Chefsiby Smith, przysłał mnie pan Burkes – wyjaśniłam.
Skrzatka nic mi nie odpowiedziała, tylko
chwyciła mnie za rękaw i zaprowadziła do salonu. Był to pokój duży, ale tak
wypełniony różnymi przedmiotami i meblami, że to byłby chyba cud przejść przez
niego, nie przewracając po drodze przynajmniej pół tuzina stolików i wysokich
stojaków na kwiaty. Na niskim krześle siedziała bardzo gruba starsza pani.
Ubrana była w zwiewną, jasnozieloną szatę, a na głowie miała tak wymyślną, rudą
perukę z powtykanymi w nią pawimi piórami, że przez kilka sekund wpatrywałam
się w nią, nie mówiąc ani słowa, jakby była jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem,
stworem z innej planety. Dotarłam do bardzo zaskoczonej Chefsiby, przy okazji
potykając się o niewielką pufę.
- Dzień dobry, przysyła mnie pan Burkes –
wyjaśniła, lekko zdyszana, widząc jej pytające spojrzenie. Miała bardzo małe
świńskie oczka, policzki tak pokryte różem, że wyglądała, jakby miała gorączkę.
Usiadłam na wskazanej przez nią pufie, nie mówiąc ani słowa.
- Dlaczego nie przyszedł dziś Tom? –
zapytała takim tonem, jakby to była moja wina, że to mnie Burkes wysłał, a nie
Riddle’a.
- Lubi go pani, prawda? – odparłam
wymijająco. Peruka na głowie Chefsiby zachybotała lekko.
- Oczywiście. To taki miły, grzeczny
chłopiec, do tego przystojny – odpowiedziała. W jej głosie zabrzmiało
oburzenie, jakbym popełniła fatalny błąd, nie zauważając wcześniej jego cech.
Stłumiłam śmiech. Tak, Tom w istocie jest taki, jak go Chefsiba opisała, a już
zwłaszcza miły. Spuściłam wzrok, żeby czasami nie parsknąć śmiechem. A panna
Smith wybitnie mnie do tego prowokowała.
- Zgadzam się w stu procentach –
przyznałam, a choć z moim głowie bardzo łatwo dosłyszeć się można było
sarkazmu, Chefsiba nic nie zauważyła. – Tom przebywa obecnie na urlopie, wziął
sobie kilka dni wolnych, by trochę odpocząć.
- I dlatego dziś zjawiasz się ty – pojęła
w końcu starsza pani.
- Zgadza się.
Spojrzałyśmy sobie w oczy. Nie jestem
pewna, czy mi się tylko wydawało, ale dostrzegłam w nich cień zazdrości.
Zachwycona i rozbawiona tym zarazem, postanowiłam przez chwilę, zanim przekażę
jej słowa Burkesa, pobawić się z
panną Chefsibą Smith.
- Nie słyszałam o pani zbyt wiele. Tom nigdy
mi o pani nie mówił – podjęłam na nowo, obserwując uważnie jej reakcję.
- A dlaczego miałby mówić? – spytała, a w
jej tonie usłyszałam irytację.
- Bo mieszkamy ze sobą i często
rozmawiamy o pracy – wyjaśniłam. – Oczywiście, nie dziwię się, że pani jest
zdziwiona. Tom zwykle nie mówi klientom pana Burkesa o swoich prywatnych
sprawach.
- Jesteś jego siostrą.
- Nie, jestem jego dziewczyną. Nazywam
się Victoria Hortus.
Chefsiba przez pewien czas mierzyła mnie
oceniającym spojrzeniem. W końcu westchnęła ciężko.
- Co pan Burkes ma mi do zaoferowania? –
spytała.
- Och, drobiazg. Tym razem sprzedaje.
Wie, że lubi pani kolekcjonować przedmioty należące do sławnych czarodziejów. A
nabył niedawno pelerynę Egberyka Zuchwałego, obdarzoną wielką mocą. Oczywiście,
nie posiada zdolności czynienia niewidzialnym, jak wszelkiego rodzaju niewidki,
ale potrafi odbijać Zaklęcia Niewybaczalne. Z wyjątkiem Morderczego. Na to nie
ma ochrony – pokrótce przedstawiłam jej plan mojego pracodawcy.
- A pan Burkes chce mi ją sprzedać, bo…?
- Bo wie, że doceni pani wartość
historyczną i…
- I lepiej zapłacę – dokończyła za mnie
zgryźliwym tonem. – Jeśli się zgodzę, Tom dostarczy mi tę pelerynę, kiedy wróci
z urlopu?
- Ależ oczywiście! Będzie to pierwsza
rzecz, którą zrobi – przytaknęłam gorliwie, w duchu rycząc ze śmiechu.
Długo nie musiałam ukrywać litościwego
uśmiechu, bo Chefsiba szybko mnie wyprosiła. Kiedy tylko skrzatka Bujdka
zamknęła za mną drzwi, zaczęłam się śmiać. To było silniejsze ode mnie. Nigdy w
życiu nie widziałam tak łatwowiernej kobiety.
Deportowałam się, ale nie do sklepu
Borgina i Burkesa, lecz na cmentarz przy Sheeps Village. Pogoda była fatalna,
ale nie powstrzymało mnie to od spędzenia tam dwóch godzin. Usiadłam tuż przy
starym kamieniu i zaczęłam opowiadać Marcusowi o Chefsibie.
- To dziwna kobieta. Wielka napompowana
baba w rudej peruce, a wredna tak bardzo, że współczuję Tomowi ciągłych wizyt u
niej. Ale ta cała Smith chyba coś do niego ma, w każdym bądź razie uważam to za
śmieszne. Niesamowite, że czuję współczucie do Toma. Dwa dni temu znów mu się
zaczęło nie podobać, że tak długo z tobą rozmawiam. Chociaż, pomimo całkowitego
braku seksu w moim życiu muszę stwierdzić, że nie mam najgorzej. Już niedługo
przyjeżdżają rodzice i Zivit, bo siostra chciałaby zobaczyć śnieg…
Potrafiłam tak mówić godzinami, aż
zasychało mi w gardle. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, pomyślałby sobie, że
zwariowałam. Ale odkąd tu zaczęłam przychodzić, nie spotkałam nikogo.
Do
sklepu Borgina i Burkesa wróciłam, kiedy zaczęło się powoli ściemniać.
Czyli tak około ósmej wieczorem. Pokrótce objaśniłam pracodawcy, że Chefsiba
zgodziła się pod warunkiem następnych odwiedzin Toma, po czym wspięłam się na
górę. Gdy zdejmowałam mokry płaszcz, Tom obserwował mnie znad książki. Teraz
już doskonale rozumiał hieroglify, więc czasami czytywał wypełnione nimi
książki.
- Byłaś u Marcusa – to nie było pytanie,
lecz raczej stwierdzenie. Zawsze byłam z nim szczera, więc pokiwałam twierdząco
głową. – Jesteś cała mokra, chodź tu.
Posłusznie podeszłam i usiadłam przy nim
na łóżku. Tom objął mnie, jakby chciał mnie ogrzać, odrzucając przy tym książkę
na podłogę. Zamknęłam na chwile oczy. O wiele bardziej wolałam takie godzenie
się, niż ostre stwierdzenie któregoś z nas: „Mam tego dość”.
- Nie powinnaś tam się szwendać o tej
porze – dodał. Różdżką przywołał moją szczotkę i zaczął mi rozczesywać mokre
włosy.
- Już o tym rozmawialiśmy…
- Nie o to mi chodzi – przerwał mi
stanowczo. – Jest późno, ciemno, a cmentarz na skraju lasu nie jest dobrym miejscem
na spędzanie tam wolnego czasu.
Zaprowadziłam tam Toma trzy tygodnie
temu, trzydziestego pierwszego października, na jego osobiste życzenie. Od
tamtego czasu wciąż mnie straszył niebezpieczeństwem czającym się w lesie, ale
byłam głucha na każdą jego próbę zniechęcenia mnie do odwiedzania Marcusa.
- Może i tak – mruknęłam. – Ale każdy ma
inne hobby.
Jego ręce niebezpiecznie zatrzymały się
na moich piersiach. Od bardzo dawna nie pozwalałam się mu tak dotykać. W ciągu
dnia nie było na to czasu, a w nocy spaliśmy, każde odwrócone w swoją stronę.
Czasami też zdarzało się, zwłaszcza po naszych kłótniach, że Tom rozkładał
sobie latający dywan na podłodze i przykrywał się peleryną, bo nie chciałam
obok niego leżeć. Ale i tak była w tym jego zachowaniu jakaś lepsza strona. Nie
wyrzucał mnie, tylko kazał mi spać w łóżku, jak prawdziwy dżentelmen, choć
często kłótnie wybuchały przeze mnie.
- Jesteś mokra – powtórzył. – Przebierz
się. Zaraz zrobię ci herbatę.
Poczułam jego usta z tyłu, na karku.
Dobrze znałam skutki tego, co mogło się stać, więc wstałam z łóżka i
otrząsnęłam włosy z wody, wciąż zerkając na niego z niepokojem. Nie nakrzyczał
na mnie, że wróciłam do Marcusa tak późno, co wydało mi się złowieszcze.
Zaczęłam szukać w szafie koszuli nocnej.
Usłyszałam skrzypnięcie sprężyn materaca, co oznaczało, że i Riddle opuścił
łóżko. Po raz pierwszy poczułam się trochę zagrożona w jego obecności.
Zwłaszcza, że odłożyłam swoją różdżkę na stół. Oczywiście, nie miałam żadnych
szans w pojedynku z nim, ale mimo to… wolałam mieć ją w kieszeni. Odwróciłam
się, by po nią sięgnąć, ale ku swojemu zdumieniu dostrzegłam Toma, stojącego
tuż przede mną, z moją różdżką w ręku.
- Tego szukasz? – zapytał, unosząc ją na
wysokość moich oczu. Zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek gest, wyciągnął swoją,
po czym obie różdżki odrzucił na podłogę. – Ni ufasz mi już?
Nic na to nie odpowiedziałam. Po prostu
przyglądałam się mu, oczekując na następny jego ruch. A był on bardzo dziwny,
biorąc pod uwagę okoliczności. Zrobił krok naprzód, przyciskając mnie do
ściany. Zaczął mnie całować. Namiętność, z jaką to zrobił, nie spodobała mi się
na początku, ale szybko wymazała też z mojej głowy wszelkie zaprzeczenia.
Jeszcze nigdy tak mnie nie całował. Zwykle robił to delikatniej, ale teraz…
Z niezwykłą wręcz łatwością podciągnął
mnie do góry i przygwoździł do ściany. Nagle zauważyłam, że w jakiś magiczny
sposób pozbył się koszuli. Zacisnęłam nogi dookoła niego. O grozie tego
wszystkiego przypomniałam sobie, kiedy zerwał mi apaszkę z szyi.
- Puszczaj, nie chcę tego – powiedziałam
zaskakująco stanowczym tonem.
- Chcesz. Mnie nikt nie oszuka.
Jego głos był niesamowicie trzeźwy, co
tylko wzmogło mój niepokój. Zaparłam się obiema rękami, choć udami wciąż
ściskałam go za biodra.
- Wyrażę się jaśniej. Nie możemy tego
zrobić. A kiedy ja mówię nie, to nie – warknęłam.
Myślałam, że mnie puści, ale nie.
Zupełnie zignorował moje słowa. Brutalnie pochwycił moje usta, wolną ręką
rozdarł mi bluzkę. Na początku zdębiałam, ale szybko odzyskałam czucie w
kończynach. Tom przyparł mnie mocniej, żebym mu się nie wyśliznęła. Zupełnie
nie wiedziałam, co robić. Byłam rozdarta między rozsądkiem a spontanicznością.
Ja chciałam czego innego, ale moje ciało reagowało zupełnie odwrotnie.
Zacisnęłam palce na jego plecach, wbijając w nie paznokcie aż do krwi. Riddle,
dość nieskładnie chcąc zedrzeć ze mnie szatę, porwał ją tylko na strzępy.
- Jesteś potworem! – krzyknęłam.
- Też cię kocham – wysyczał mi do ucha.
Nadział mnie na siebie jednym mocnym
pchnięciem. Poczułam łzy na policzkach, ale jednocześnie, kiedy zacisnął wargi
na moich ustach, o wiele mocniej niż zwykle, posłusznie oddawałam pocałunki,
dopóki sam nie skierował swoich ust na inną część mojego ciała.
- Nienawidzę cię! – udało mi się
wykrztusić, dławiąc się łzami, pomiędzy dwoma przeciągłymi jękami… rozkoszy?
- Zaprzeczasz sama sobie – usłyszałam
jego lekko zdyszany głos.
Znów spróbowałam się mu wyrwać, mimo że
pragnęłam, by to trwało wiecznie.
- Sukinsyn! – uderzyłam go z całej siły w
ramię, ale Riddle mocniej pchnął mnie na ścianę, więc dałam sobie spokój z
wyzwiskami. Teraz to do mnie dotarło. To cudowne okropieństwo, ten gwałt miał
być karą za nieposłuszeństwo. Tak. To był gwałt! Nie wierzę, że Tom mi to
zrobił. Ale było to coś, czego zawsze skrycie pragnęłam i oczekiwałam od niego,
choć nigdy bym się do tego nie przyznała.
Jeszcze nigdy tak nie krzyczałam, jak
tego wieczora. Moje jęki łączyły się z płaczem, bo łzy cały czas płynęły mi po
twarzy. I nie przejęłam się tym, czy inni mogą to usłyszeć. A prawdopodobnie
mogli. Kiedy przeszyła mnie strzała najwyższej ekstazy, opadłam na Toma
całkowicie pozbawiona sił, wciąż szlochając mu w ramię i drżąc, pokonana.
Riddle wydał z siebie ostatnie iście zwierzęce, triumfalne warknięcie i
pozwolił mi się zsunąć na podłogę. Opadł się obiema rękami o ścianę,
uspokajając oddech. Spojrzałam mu w oczy z taką nienawiścią, jak nigdy dotąd.
- Groby są cieplejsze od ludzi! –
wysyczałam, mrużąc powieki.
Tom nic nie odpowiedział, tylko podszedł
do szafy, po drodze zasuwając rozporek. Pozostawił mnie pod ścianą w podartej
szacie, wciąż drżącą na całym ciele i wyciągnął z szuflady małą buteleczkę
dyptamu. Z dawnym uśmiechem na twarzy wrócił do mnie, odkorkował butelkę i
wręczył mi ją.
- Pomożesz? – zapytał.
Odwrócił się do mnie plecami. Jego skóra
w tym miejscu była pocięta, jakby nożem. Spojrzałam na swoje dłonie. Były
bogato upstrzone krwią, jak i jego plecy. Zawahałam się, ale w końcu wylałam na
rękę kilka kropli i wtarłam brązowy płyn w największe zadrapanie. Buchnął
zielony dym, a skóra natychmiast mu
odrosła. Zrobiłam to samo z pozostałymi ranami. Zakorkowałam butelkę, odłożyłam
ją na bok i utkwiłam wzrok w Tomie. Ciekawa byłam, co zrobi. Wyciągnął z szafy
moją koszulę nocną, znów do mnie podszedł i usiadł na podłodze.
- Idź się przebrać – powiedział bardzo
cicho.
- Myślisz, że będę spała z tobą w jednym
łóżku? – zapytałam drżącym głosem. Nie mogłam tego opanować! A chciałam mu
pokazać, że też potrafię być stanowcza.
- Tak, tak myślę – przysunął się do mnie
i objął ramieniem. Zesztywniałam. Tak dziwnie Tom jeszcze się nie zachowywał.
Może rzeczywiście Zivit miała rację? Przede mną tylko grał takiego, by potem
ukazać swoją prawdziwą twarz. Przytulił mnie tak mocno, że aż zatrzeszczały mi
żebra. Nie wiedziałam, że jest taki silny. A może dopiero niedawno taki się
stał? Prawie bezwiednie objęłam go za szyję, ukryłam twarz w zagłębieniu przy
jego szyi i wybuchnęłam płaczem.
- Chciałabym, żeby Marcus żył –
wyjąkałam, kiedy już się uspokoiłam.
Mimo że w pokoju panował chłód, nie czułam
go. Wręcz przeciwnie, było mi gorąco. Tom zdjął mi przez głowę szczątki szaty,
ubrał koszulę nocną, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
Obserwowałam szeroko otwartymi oczami, jak podnosi spod stołu obie różdżki,
swoją zamyka drzwi i gasi wszystkie lampy. Pogrążyliśmy się w odmętach
aksamitnej ciemności. Zanim wzrok się do niej przyzwyczaił, Riddle już rozebrał
się i wsunął się do łóżka. Z przerażeniem przylgnęłam plecami do ściany. Znów
usłyszałam skrzypnięcie materaca, ale tym razem bardzo ciche, co oznaczało, że
Riddle podparł się na łokciu. Wyciągnął rękę, żeby objąć mnie w talii. Nie było
sensu się mu opierać, bo i tak otrzyma to, co chciał. Położyłam się na wznak.
Wzrok powoli przyzwyczaił mi się do ciemności. Zauważyłam niewyraźną sylwetkę
Toma tuż przy moim boku, wciąż podpierającego się na łokciu. Zobaczyłam, jak
podnosi rękę, żeby pogładzić mnie po włosach. Myślałam, że po tym wszystkim
jego dotyk będzie mnie palił, jak to bywało w przypadku Nicolasa, chociaż z nim
było inaczej. Nigdy nie pozwoliłam mu się dotknąć, chociaż, pewnie z tego
powodu, bił mnie. Po tym wszystkim nie pozwalałam mu się nawet do siebie
zbliżyć. Dotyk jego skóry palił mnie żywym ogniem. A w tym wypadku jakoś nie…
- Wcale nie chciałem cię ukarać – odezwał
się nagle, cały czas głaszcząc mnie po włosach. Przysunął się jeszcze bliżej,
tak, że czułam przy ramieniu jego klatkę piersiową, poruszaną oddechem. – Cały
czas wiedziałem, czego naprawdę ci potrzeba.
- Uważasz, że sprawianie mi bólu i
cierpienia to jest to, czego pragnę, tak? – zapytałam nienaturalnie piskliwym
głosem.
- Znasz mnie. Potrafię sprawić okropny,
niewyobrażalny ból, ale i mogę dać kobiecie rozkosz, jakiej nigdy nie doznała –
wyjaśnił oczywiście bardzo skromnie.
- Naprawdę? Nasze ostatnie stosunki były
raczej średnie.
Dla normalnego faceta takie słowa byłyby
totalną kastracją. Ale Tom był tak nadęty i próżny, że moje szczere wyznanie
nie zrobiło na nim wrażenia.
- Nie będę ci się tłumaczył. Chciałem ci
pokazać, że jednak jestem lepszy od Marcusa. On nigdy nie da ci tego, co ja.
Podobało ci się. Zaprzeczysz? No, zaprzecz.
Milczałam. Za nic nie chciałam mu
przyznać, że mi się podobało. Bo naprawdę to było szalenie cudowne. Ale i
obrzydliwe. Riddle pochylił się nade mną tak nisko, że poczułam jego nos tuż
przy swoim. Chwycił mnie z całej siły za nadgarstki i wysyczał:
- Zaprzecz, do cholery.
- Przestań! Sam wiesz, że byłam
zachwycona! Ale to był tylko seks! Moje życie nie kręci się wkoło niego, nim
samym nie wypełnisz mi pustki w sercu! A Marcus, mimo że nie żyje, daje mi
więcej uczucia od ciebie! – krzyknęłam mu prosto w twarz.
Tom warknął jak rozjuszony pies i opadł
obok mnie na poduszki. Leżał tak przez kilkanaście minut, sztywno, z oczami
utkwionymi w niskim sklepieniu.
- Nie wiedziałem – powiedział w końcu już
o wiele spokojniejszym tonem. – Myślałem, że to, co ci dawałem, było
wystarczające.
- Ty nic mi nie dawałeś. Zawsze zajęty
swoimi sprawami, mnie spychałeś na ostatni plan – oświadczyłam.
- Poprawię się. A jeśli jeszcze raz
zapomnę… Możesz mnie walnąć – rzekł.
Te słowa były wystarczającymi
przeprosinami. Odwróciłam się twarzą do niego i, nie mówiąc ani słowa,
przytuliłam się do niego. To był bardzo dziwny dzień. A wieczór… jakaś
abstrakcja. Wydawało się, że będę musiała do tego przywyknąć, bo Riddle ukazał
mi właśnie, jaki jest naprawdę. A może dziś też kłamał?
~*~
Powinnam częściej erotyki pisać, bo wtedy
przypominają mi się różne, zapomniane rzeczy. W tym wypadku zadanie domowe z
polskiego. Chciałabym nabrać wprawy w pisaniu scen miłosnych, aby zrównało się
to z moją namiętną chęcią do opisywania walk, więc teraz będą może częściej się
ukazywać. Myślę, że się nie uskarżacie xD Dedykacja dla Sheirany :*
~Mona
OdpowiedzUsuń25 września 2010 o 23:10
przeczytam za chwilkę :D a na razie skomentuję :D udało Ci się zamieścić xD gratuluje ;p. watki erotyczne zawsze są potrzebne :D
25 września 2010 o 23:14
UsuńTaak, zwłaszcza na teen blogach xD
~olka
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 00:24
Ale Tom jest zazdrosny o Markusa,że aż Dżahmes „ukarał”…………Pozdrawiam.
26 września 2010 o 13:14
UsuńNie ukarał jej wcale.
~nicole .
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 11:34
Zaczynam sobie pisać! :)
26 września 2010 o 13:15
UsuńCo pisać? xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 12:07
O lol. Rozdział zadziwiający. xD Ale mnie się tam podobało. xDDziękuję za szablon! :*
26 września 2010 o 13:16
UsuńBardzo proszę xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 12:57
Tego się nie spodziewałam… No nieźle ^^’. Już mnie ciekawość zżera, co będzie dalej.Dziękuję za dedykację ;*
26 września 2010 o 13:17
UsuńAno. Niedawno na taki cudny pomysł wpadłam, że aż sama siebie zszokowałam xD Ale to jeszcze musicie poczekać trochę xD
~Sheirana
Usuń26 września 2010 o 13:53
Hehe, to już się nie mogę doczekać ;) Ja też jakiś czas temu wpadłam na pewien genialny pomysł co do mojego opowiadania [sheirana] i też sama siebie zaszokowałam swoją pomysłowością xD Aczkolwiek nie zamierzam opisywać żadnych scen erotycznych ^^’
26 września 2010 o 18:54
UsuńA u mnie właśnie poniekąd będzie się to z erotyką wiązać. Muszę chyba więcej tego pisać, bo jak czytam moje sceny miłosne, to aż się ze śmiechu płakać chce xD
~Sheirana
Usuń26 września 2010 o 19:07
Hehe, a pisz sobie, robi się ciekawie xD
26 września 2010 o 19:14
UsuńAno, domyślam się ;>
~Caitlin
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 20:15
Łau.No, Tom trochę przesadził.Ale skoro Dżahmes ostatecznie „się podobało”… ;)Mm. Platoniczna miłość do tego Marcusa… Ech, Dżahmes. co teraz będzie?Mam nadzieję, że związek Toma i jej się nie rozpadnie :PPozdrawiam ;*
26 września 2010 o 20:48
UsuńNie, po tym, co się stało, nie rozpadnie się. Ale po rozdziale 53… noo xD Miałabym duże wątpliwości xD
~Caitlin
Usuń27 września 2010 o 06:45
Och, NIE!xD
27 września 2010 o 19:44
UsuńOch, TAK! xD
~Caitlin
Usuń27 września 2010 o 21:59
^^
~House
OdpowiedzUsuń27 września 2010 o 16:06
Wiesz, że zawsze uwielbiałam sceny erotyczne, ta jest całkiem niezła, ale odkąd zawitałam w liceum, jakoś mi obrzydły. Teraz sceny walki, WALKI!
27 września 2010 o 19:47
UsuńTak, wiem, trochę już nudzą, dlatego walka też niedługo będzie xD
~Lady Malfoyka ; *
OdpowiedzUsuń27 września 2010 o 17:32
Tom jest okropnie brutalny, ale Victoria nie powinna narzekać na taki rodzaj ‚kary’ ;p. Rozdział świetny. Pozdrawiam.
27 września 2010 o 19:48
UsuńAno, Tom będzie miał karę o wiele gorszą, niż Dżahmes xD
~nicole .
OdpowiedzUsuń28 września 2010 o 15:51
Czy w Twoim opowiadaniu będzie można ożywić Marcusa? xD Wiesz fajna para byłaby z niego i Dżahmes xD A Tom…może mieć Belle xDPs. Masz włączony anty-spam. :>nicole
28 września 2010 o 19:41
UsuńJa? Anty-spam? Nie prawda, normalnie wygląda okienko do wpisywania komentarzy. Nie, Marcus nie był zmumifikowany, poza tym, był mugolem, a możliwość wskrzeszenia mają tylko czarodzieje. Sama się przekonasz. Później xD
~Caitlin
OdpowiedzUsuń29 września 2010 o 16:47
Właśnie ukazał się XV rozdział nawww.the-reason-to-cry.blog.onet.plSerdecznie zapraszam ;*
nieustanna@onet.pl
OdpowiedzUsuń29 września 2010 o 20:57
Tom głupieje ! Co odcinek jest coraz gorzej xD Ale odcinek fajny. [ThisLove]
1 października 2010 o 17:38
UsuńDokładnie! Zobaczysz, co za niedługo się stanie xD Okaże się jeszcze większym kretynem xD
~shiloh
OdpowiedzUsuń30 września 2010 o 19:43
sceny erotyczne – jak najbardziej :) ta w w tym rozdziale była świetna. W ogóle Tom jakiego opisujesz – boski. Zimny, wyrachowany, bezwzględny, arogancki, pożądający tylko jedną kobietę ah…czytam cały czas, pozdrawiam :)
1 października 2010 o 17:32
UsuńAno, też jestem z niej dumna xD Mimo wszystko, zawsze wolałam go jako Voldemorta xD Nie wiem, czemu. Mam dziwny gust xD
~PauLina
OdpowiedzUsuń1 października 2010 o 19:59
Jak ty to robisz że każdy odcinek jest coraz bardziej fascynujący hmm?? Oczywiście nie mam czasu nawet wejść na komputer hahaha.Ten pomysł z erotykiem nie jest zły… Dobrze ci to wychodzi :PheheOch i wybacz że nie komentowałam :( mam zapieprz w szkole wybaaaaaaacz
1 października 2010 o 20:21
UsuńJakoś tak wychodzi. Osobiście uważam, że miałam doskonały pomysł na rozdział 52 xD No i oczywiście 53 xD Jakoś tak ostatnio temu blogowi dużo czasu poświęcam xD
~Merimaat
OdpowiedzUsuń23 sierpnia 2011 o 22:10
Mocny opis ich… rozkoszy, że tak powiem. Mimo iż Tom jakoś się z nią liczy, mam wrażenie, że nigdy nie potraktuje jej całkiem poważnie, tylko będzie manipulował.Podoba mi się wprowadzenie do akcji postaci Marcusa. Stosunek Victorii do niego lepiej ukazuje jej charakter
23 sierpnia 2011 o 22:50
UsuńWiesz, Marcusa wprowadziłam tutaj dlatego, że sama miałam podobną historię xD Tom w końcu ją potraktuje poważnie, ale będzie musiało minąć sporo czasu, tak xD