Wakacje bardzo szybko nam zleciały. Ledwo
zaczął się lipiec, teraz kończył się już sierpień. W tym roku dość wcześnie
zrobiło się zimno. Temperatura sięgała najwyżej dwunastu stopni; mimo to słońce
wciąż świeciło. Liście prędko przybrały złoty kolor, jabłka dojrzały, a wiatr
miał już jesienny zapach. Lubiłam tę porę roku, ale tylko wtedy, kiedy nie
padał deszcz, co rano nie witało mnie zachmurzone niebo, a na ulicach nie
tonęłam po kolana w błocie. Ta jesień chyba zapowiadała się całkiem nieźle,
przynajmniej na razie.
Kiedy tylko się ochłodziło, Zivit z
matką, ojcem i wujkiem wróciły do Egiptu. Ale nie czułam się samotna, przecież
wciąż miałam Toma. No a siostra obiecała, że wróci na Boże Narodzenie, żeby
zobaczyć śnieg. Nie obchodziliśmy już tego święta, co Riddle przyjął z ulgą, bo
od zawsze był zatwardziałym ateistą, ale za to pojawiło się sporo nowych.
Niestety, nie mogłam obchodzić ich tak, jakbym chciała, ale już przywykłam do
pracy u Borgina i Burkesa. Wychodzi na to, że do wszystkiego można się
przyzwyczaić.
Co do mnie i Toma, to nie musieliśmy
sypiać w osobnych łóżkach, ale pilnowaliśmy się. W tej rutynie dnia codziennego
było to trudne, ale w końcu nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro odwiedzanie
dziwaków i nagabywanie ich na sprzedaż cennych przedmiotów mogłam wytrzymać, to
z tym też nie było problemu. Zresztą, znalazłam sobie inne zajęcie, które
skutecznie odciągało mnie od pokus.
Rego dnia było naprawdę zimno, mimo że
był to dopiero pierwszy tydzień września. To było dziwne nie wyjechać do
Hogwartu, jak na przykład Bellatriks. Ciekawa byłam, czy Slughorn znalazł sobie
nową ofiarę, jak tam sobie poczyna Dumbledore…
Zeszłam do sklepu ubrana w gruby, brązowy
płaszcz, pomarańczowy szalik owinięty szczelnie dookoła szyi i czarne
rękawiczki.
- Kogo dziś mam odwiedzić? – spytałam,
mając głęboką nadzieję, że nie będzie to pan Brocki, u którego byłam trzy dni
temu. Cóż, wizyty nie wspominałam zbyt dobrze, by ten znów, zresztą jak podczas
kilku poprzednich odwiedzinach, był obleśnie miły i prawił mi żałosne
komplementy.
- Szykuje ci się dłuższa podróż, będziesz
się musiała teleportować – powiedział Burkes, wręczając mi kawałek pergaminu z
wypisanym adresem, jak zwykle przed wizytą u nowych klientów. – To Pan Stephen
Shellbowl. Tym razem chodzi o sprzedaż. Pan Shellbowl jest za stary, żeby sam
się tu pofatygować, a ja zbyt zajęty, żeby do niego pójść, więc wysyłam ciebie.
Cena wywoławcza to sto pięćdziesiąt galeonów. Mogę spuścić jedynie pięć, ani
knuta więcej.
Wcisnął mi w ręce duży pakunek, który
wcisnęłam do skórzanej torby i opuściłam sklep. Pan Shellbowl mieszkał w domu o
nazwie Silver Manor w wiosce Sheeps Village na obrzeżach Londynu. Nie miałam
pojęcia, gdzie to jest, mimo to okręciłam się na pięcie i zniknęłam.
Aportowałam się jakieś dwadzieścia stóp od drewnianego znaku z wypisaną na nim
nazwą wsi. Wyglądało na to, że dobrze trafiłam.
Wieś znajdowała się na dość dużym
wzniesieniu. Ogólnie była to całkiem pokaźna osada. Widać stąd też było Londyn.
Ale dla jej mieszkańców czas chyba zatrzymał się na przełomie dziewiętnastego i
dwudziestego wieku. Kiedy szłam główną drogą, minęło mnie kilka wozów i
chłopiec na koniu. To dziwne. Albo mieszkało tu kilka czarodziejskich rodzin,
albo ludzie są tu bardzo sentymentalni. Żeby nie powiedzieć nienormalni.
Odnalazłam w końcu Silver Manor.
Znajdowała się dość daleko od centrum wioski. Dom ów miał ładną, żelazną bramę,
lecz poza tym nic nie było w nim zachwycającego. Bardzo już zaniedbany ogród wyglądał
dość śmiesznie w porównaniu z nowoczesnym, schludnym budynkiem. Weszłam na
teren posesji, podeszłam do drzwi i zapukałam dwukrotnie. Otworzył mi chyba
najgrubszy skrzat, jakiego widziałam. Z tego, co wiem, to skrzaty domowe zwykle
się nie objadają, bo są zbyt zajęte pracą. Bez słowa wpuścił mnie do środka,
chwycił za rękaw i zaprowadził do salonu. Siedział tam w wygodnym fotelu stary,
bardzo gruby mężczyzna z siwymi, rzadkimi włosami, w szkarłatnym, przetykanym
złotą nicią kaftanie. Stopy opierał o brzeg pufy.
- Dzień dobry, Victoria, tak? – zapytał,
wskazując mi miejsce na kanapie, naprzeciwko jego fotela. Usiadłam.
- Tak. Może przejdziemy już do interesów?
Wyciągnęłam ze skórzanej torby pakunek,
rozwinęłam brązowy papier i podałam mu pudełko. Pan Shellbowl otworzył je i
wyciągnął złoty naszyjnik z rubinami.
- Należał do mojej prababki, Muriel
Shellbowl. Musiała go sprzedać, bo straciła nagle swój cały majątek. Wymyśliła
kilka zaklęć, tylko dlatego Borgin i Burkes go kupił. A teraz ja chciałbym go
odzyskać – powiedział bardziej do siebie.
- Pan Burkes ustalił już cenę wywoławczą
– zwróciłam się do niego, przywołując staruszka z krainy wspomnień. – To sto
pięćdziesiąt galeonów.
Pan Shellbowl przywołał skrzata. Czy to
nie dziwne, że wszędzie tam, gdzie byłam w interesach, czarodzieje mają skrzaty
domowe? A nie występują one przecież w każdej rodzinie. Najwyraźniej Burkes
dobrze wiedział, które są te najbogatsze.
- Pieniądze tu nie mają znaczenia –
oświadczył stanowczo, po czym kazał skrzatowi domowemu przynieść sobie sakiewkę
z odliczonym złotem.
Pan Shellbowl był dość zgryźliwym
staruszkiem, marudzącym, że bolą go plecy i nerw, ale chyba go polubiłam. On
rzeczywiście chciał coś kupić, to był jego główny i jedyny cel, a nie tylko
obejrzeć mnie jak jakiś towar w sklepie. Ja praktycznie nie miałam dla niego
znaczenia. I bardzo dobrze.
Pożegnałam się, a skrzat odprowadził mnie
do drzwi. Dziś poszło mi całkiem szybko i łatwo. Była zaledwie czwarta po
południu, kiedy wyszłam ze wsi. Pomyślałam sobie, że przyjemnie będzie się
przejść polną drogą, pooddychać jesiennym powietrzem pachnącym opadłymi liśćmi,
zanim pogoda tak się zepsuje, że do wiosny będę siedziała w wolne dni w naszym
maleńkim pokoiku.
Moim oczom ukazał się cmentarz. Tak, to z
pewnością był cmentarz, ale znajdował się w małej dolince, zarośniętej kilkoma
starymi brzozami. Urocze miejsce. Cmentarz znajdował się dość daleko od drogi,
ale mimo to zboczyłam ze ścieżki i zbiegłam z górki. Musiał podlegać pod
kościół w Sheeps Village, ale z niewiadomych
powodów znajdował się trochę dalej od wsi. Wyglądało na to, że jej mieszkańcy
rzadko tu bywali. Groby były dość zaniedbane, ale w jakimś dobrym guście. Przy
końcu dróżki, gdzieś w kącie, stał bardzo stary i bardzo opuszczony nagrobek.
Mech prawie całkowicie zarósł tablicę; musiałam użyć różdżki, żeby go usunąć.
Spoczywał tu mężczyzna, który chyba nie miał już rodziny albo po prostu nie
chciało się jej tu przychodzić. Martwe badyle dzikiej róży rosły za starą,
podłużną tablicą, a mogiłę porastała wysoka żółta trawa kiedy ją powyrywałam,
odkryłam dawno już wypalony, staroświecki znicz. Przysunęłam twarz blisko
tablicy, by móc odczytać napis na niej wygrawerowany.
Szer. Marcus Ryan
* 14 styczeń 1894
+ 23 lipiec 1915
Poległ w walce za Ojczyznę.
„Przechodniu, powiedz Brytanii
Żem poległ wierny jej służbie…”
To ostatnie zdanie mnie zmroziło.
Zobaczyłam uwypuklenie tuż nad nazwiskiem. Okazało się, że mech całkowicie
zarósł czarnobiałe zdjęcie wymalowane na porcelanie. Musiał być to mugol, bo
fotografia się nie poruszała i była w naprawdę kiepskim stanie. Od razu, by w
przyszłości nie uległo większemu zniszczeniu, rzuciłam na nie proste Zakęcie
utrwalające. Kiedy przyjrzałam się mu lepiej, zauważyłam, że był nawet dość
przystojny jak na mugola. Miał ciemne, lekko kręcone włosy, uśmiechał się tak,
jakby moment, gdy zrobiono to zdjęcie, był najcudowniejszą chwilą w jego życiu.
Ubrany był w mundur; nie ulegało wątpliwości, że zginął podczas walki, gdy
trwała pierwsza wojna światowa. Niewiele o niej wiedziałam, była to przecież
bitwa mugoli z mugolami.
Nagle poczułam coś takiego… Jakby więź z
tym miejscem. Wyczarowałam czerwony znicz, postawiłam go na miejscu starego i
zapaliłam go. Nie wierzyłam w religię katolicką. Ale przekonana byłam, że jeśli
Marcus Ryan zginął tak bohaterską śmiercią, ogląda Horusa i cieszy się z
nowego, lepszego życia.
Wstałam z ziemi, otrzepałam płaszcz i
deportowałam się prosto do sklepu Borgina i Burkesa. Tego dnia Tom stał za
ladą, co uznawał za kompletną stratę czasu. Kiedy tylko mnie zobaczył,
natychmiast się ożywił.
- I co? Dlaczego tak późno? – zapytał.
- Byłam po drodze na wiejskim cmentarzu –
wyjaśniłam, kładąc na ladzie sakiewkę ze złotem.
- Co tam odkryłaś?
- Pewien grób młodego żołnierza,
poległego podczas pierwszej wojny światowej, Marcusa Ryana – odpowiedziałam.
Pewna byłam, że Tom, jako że uczył się przed pójściem do Hogwartu w mugolskiej
szkole, będzie wiedział coś więcej o tej wojnie.
- Żołnierza? – powtórzył Riddle. –
Mugola? Odwiedzasz grób mugola?
- Tak, zamierzam tam jutro wrócić, żeby
trochę go uporządkować – przyznałam.
Nic sobie nie zrobiłam z nerwów Toma.
Chciałam wejść na górę, ale zastawił mi drogę. Nie wyglądał na rozwścieczonego,
panował nad gniewem. Jedyną emocją, malującą się na jego twarzy było okropne
rozczarowanie. Ale nie spowodowało to u mnie wyrzutów sumienia, jak zapewne
planował. Już dawno przestałam się bać jego wybuchów. A mnie od życia chyba też
należało się kilka małych przyjemności.
- Tom – zwróciłam się do niego po
imieniu, co spowodowało, że wzdrygnął się okropnie. – Kocham cię, słyszysz? Ale
nie będziesz mi mówić, co mam robić. Rozumiesz?
Ujęłam jego twarz w dłonie, pocałowałam
go w usta i wspięłam się po schodach na pierwsze piętro.
Riddle wrócił do naszego małego pokoiku
półtorej godziny później, kiedy skończyła się jego zmiana. Nie wyglądał na
zadowolonego. Taka mina zwykle zapowiadała kłótnię między nami. Nie chciałam
tego, więc musiałam się pilnować, by jeszcze bardziej go nie rozjuszyć. To
dziwne, ale tylko ja mogłam go uspokoić, ale też i naprawdę rozwścieczyć.
Wszedł do pokoju i usiadł ciężko na krześle, patrząc mi wyzywająco w oczy.
Puściłam Midnight’a, który natychmiast wskoczył na stół i przecisnął się przez
szparę między oknem a futryną na zewnętrzny parapet i zniknął nam z oczu.
Często się tak wymykał.
- Nadal się z tym nie pogodziłeś? –
zapytałam z udawaną uprzejmością.
- Dżahmes – w jego głosie wyczułam nutkę
groźby. – Dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko. Ale zrozumieć, że
będziesz myła mugolskie groby…
Nie dokończył, tylko posłał mi bardzo
nieprzyjemne spojrzenie. Zobaczyłam w jego oczach groźne czerwone błyski. Nie
wiedziałam już, jak go uspokoić. Odłożyłam książkę, podeszłam do niego i
usiadłam mu na kolanach. Nawet nie drgnął. Siedział sztywno wyprostowany, ze
wyrażającym obojętność, utkwionym we mnie. Musiałam objąć go za szyję, żeby nie
ześliznąć się z jego kolan.
- To nie jest tylko mycie grobów –
powiedziałam. – Kiedyś mi powiedziałeś, że zrobisz wszystko, by sprawić mi
radość. Teraz masz ku temu okazję. Gdybym mogła odwiedzać Ryana, to by mi
sprawiło przyjemność. No i jest to też trochę urozmaicenie w tym nudnym życiu.
Los odbiera nam każdą radość. To miejsce jest straszne, kiedy już wrócimy do
naszego domu? Tu jest tak zimno, nawet w tym pokoju cały czas marznę.
Tom objął mnie, ale w dość dziwny,
sztywny sposób. Zamknęłam na chwilę oczy. Już dawno nie byliśmy tak blisko
siebie.
- Mówisz tak, jakby ten dom był także
mój. A ja nic od ciebie nie chcę – zauważył wspaniałomyślnie.
- Ale mimo wszystko weźmiesz.
Domyśliłam się, dlatego tak się wzbraniał
przed przyjęciem czegokolwiek czy uzależnieniem od kogoś. Nie pozwalał mu na to
honor i pieprzone pragnienie samodzielności. Ja byłam jego zupełnym
przeciwieństwem, byłam od niego cholernie uzależniona, nie mogłam podjąć
decyzji bez konsultacji z nim, mimo że sytuacja wcale tego nie potrzebowała.
Ale było mi dobrze tak, jak było.
- I właśnie dlatego zawsze potrafię
postawić na swoim – rzekł. – Bo mam swoje zdanie. Ty też powinnaś mieć. Ale nie
mogę cię o to winić, jesteś jeszcze słaba, a mając kogoś takiego jak ja… Na
twoim miejscu też czułbym się zdezorientowany.
Nic na to nie odpowiedziałam.
Stwierdziłam, że nie warto go prowokować. Oczywiście, mówiąc to, Tom znów
okazał całkowitą sromność i pokorę, nie mówiąc już o kompletnym braku ironii.
Nie wspominając już o tym, że uszanował moją prywatność, nie używając
legilimencji.
- Czytałeś mi w myślach – oświadczyłam
obrażonym tonem. – Obiecałeś, że już tego nie zrobisz.
- Ach, Dżahmes, Dżahmes, czasem widzisz
takie rzeczy, a nawet nie masz pojęcia, jak są dla mnie istotne. Dlatego, od
czasu do czasu, muszę zajrzeć ci do umysłu. Oczywiście, wychwytuję tylko ważne
dla mnie wspomnienia – wyjaśnił i poklepał mnie lekko po policzku.
Poczułam się trochę urażona tym, że tak
bezceremonialnie i, co ważniejsze, w tajemnicy penetrował mój umysł, ale
pozostawiłam to uczucie dla siebie. Mimo tej całej nudnej pracy, mieliśmy mało
czasu dla siebie, a ja zaczęłam odkrywać, że ogarnęła nas jakby… rutyna. Nienawidziłam tego sklepu.
- Odpowiesz mi w końcu? – zapytałam
niespodziewanie.
- Ale na co?
- Och, nie udawaj, że nie wiesz. Kiedy w
końcu opuścimy Londyn? – prychnęłam, podnosząc głowę.
- Nie wiem dokładnie. Ale jeśli chcesz,
ty możesz wracać. Tym lepiej dla ciebie, bo nie mamy już za co się utrzymać.
Uważam, ż powinnaś znać naszą sytuację. A jest nieciekawa. Ledwo udaje mi się
spłacić ten pokój, a jedzenie samo z nieba nam nie spadnie, choćbyś nie wiem
ile modliła się do tych swoich bogów. Nie chcę, żebyś znów zaczęła chorować –
powiedział to takim tonem, jakby go to wszystko mało obchodziło. Za to mnie te
słowa bardzo zmartwiły. Wstałam i zaczęłam się przechadzać po pokoju, a podłoga
pod moimi stopami skrzypiała cicho. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
- Wiesz co, poczekaj tu chwilę – rzuciłam
na odchodnym i wybiegłam ze sklepu, zanim on zdążył podejść do okna, by
zobaczyć, dokąd biegłam.
A popędziłam do Banku Gringotta. Matka
dała mnie i Sokarisowi, a teraz także i Zivit, dostęp do złota w skarbcu. Nigdy
z tego nie korzystałam, byłam mało wymagająca, jeśli chodzi o utrzymanie, ale
uznałam, że teraz jest właściwy moment. Dlatego pojechałam z goblinem do
skrytki Hortusów, a właściwie już Lock-Nah, zapakowałam do sakiewki garść
galeonów, po czym pędem wróciłam do sklepu Borgina i Burkesa. Kiedy wspięłam
się po schodach na piętro, kłujące uczucie w płucach nasiliło się, ale
zignorowałam je. Tom stał przy oknie i patrzył, jak chwiejnym krokiem
przechodzę przez pokój. Zanim jednak zdążyłam choć otworzyć usta, ten mnie uprzedził:
- Nie. Nawet o tym nie myśl.
- Tom… - udało mi się wydyszeć. Opadłam
na krzesło, całkiem pozbawiona sił. Takiego sprintu w moim wykonaniu jeszcze
chyba nikt nigdy nie widział.
- Nie. Teraz uraziłaś mnie bardziej, niż
kiedykolwiek. Nie wezmę twojego złota, rozumiesz? Chcesz przez to mi pokazać,
że nie potrafię utrzymać rodziny? – przerwał mi teraz już naprawdę wściekły.
- Chciałam… chciałam tylko pomóc –
odparłam, oddychając swobodniej. Poczułam się trochę zawiedziona, bo wyszło na
to, że biegłam do Gringotta na próżno.
- Doceniam to, ale poradzimy sobie bez
twojego złota.
Wyciągnęłam z kieszeni sakiewkę i
cisnęłam ją na podłogę. Nawet nie próbowałam ukryć złości i rozczarowania.
- W takim razie będzie tu tak leżeć –
oświadczyłam, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Wyszłam przed sklep i usiadłam na
pierwszym schodku. Gorączka, która mną owładnęła po tej kłótni spowodowała, że
nie czułam chłodu, choć temperatura była tak niska, że mój oddech zamieniał się
w parę. Nie jestem pewna, ile tam siedziałam. Przyszedł do mnie Midnight,
wskoczył na kolana i, mrucząc, jak to miał w zwyczaju, towarzyszył mi. Kiedy
zaczęło się ściemniać, wstałam i wróciłam do sklepu, więc nie było mnie z
półtorej godziny. Nie odzywając się do Toma, wzięłam wszystkie moje pierdoły i
poszłam do łazienki. Wróciłam i wciąż, nie mówiąc ani słowa, położyłam się na
wąskim łóżku. Byłam na niego tak obrażona, że tej nocy chyba nie zniosę jego
dotyku. Dlatego, kiedy materac jęknął głucho pod jego ciężarem, przysunęłam się
bliżej do ściany. Tom zgasił światło różdżką i ostrożnie objął mnie. Musiał
wyczuć, że na więcej mu nie pozwolę, bo nie wykonał żadnego więcej ruchu.
- Gorąca jesteś. Zimno ci? – spytał.
Dopiero teraz zauważyłam, że całą się
trzęsę z zimna. Wcale nie wyczułam, że jest mi gorąco, dopóki nie dotknęłam
swojej szyi. Odwróciłam się do niego twarzą.
- Tak – oświadczyłam. – Chciałam dać ci
trochę złota, żebyś chociaż opłacił mieszkanie, więc pobiegłam do Banku
Gringotta jak głupia, nawet się dobrze nie ubrałam, a ty tak po prostu to
zignorowałeś, bo miałeś akurat taki humor. Gdybym cię bardziej interesowała, to
byś wiedział, że jestem wrażliwa na zimno. Teraz dostanę na pewno zapalenia na
płuc, bo strasznie mnie boli gardło. I umrę.
Nie było to kłamstwo, by wzbudzić w nim
wyrzuty sumienia. Rzeczywiście, czułam w gardle nieprzyjemne drapanie, a w
płucach – kłucie. Chociaż faktycznie, chciałam, żeby poczuł się winny mojej
rozwijającej się błyskawicznie choroby.
Tom przytulił mnie, ale cieplej mi się
nie zrobiło. Miałam ochotę go uderzyć, ale stwierdziłam, że w moim obecnym
stanie to byłoby głupie. Zamknęłam piekące powieki. Jeszcze nigdy nie
chorowałam tak poważnie. Ot, od czasu do czasu łapałam katar czy nieważne
przeziębienie. Do wyleczenia tego potrzebny był eliksir. By go jednak kupić,
trzeba było mieć złoto.
Tom nagle wstał i zaczął się ubierać.
Usiadłam pod ścianę, podciągnęłam kolana pod brodę i obserwowałam go przez
chwilę. Wydawał mi się trochę zdenerwowany, więc wolałam się nie odzywać, choć
ciekawa byłam, co zamierza zrobić. Midnight wskoczył na puste miejsce Riddle’a
i zaczął się ocierać grzbietem o moją łydkę.
- Poczekaj na mnie chwilę – zwrócił się
do mnie dość chłodnym tonem.
- Gdzie idziesz? – spytałam.
- Kupię jakiś eliksir. Musisz do rana
wyzdrowieć – odparł, zapiął płaszcz pod szyją i pogrzebał w kieszeni. Wyciągnął
z niej kilka srebrnych sykli, szybko je policzył i zerknął na mnie z
niepokojem. Chwilę później, nie mówiąc już ani słowa, wyszedł z pokoju.
Usłyszałam mechaniczne kliknięcie zamku, oznaczające, że Tom zamknął drzwi
różdżką.
Nie musiałam długo na niego czekać.
Zaledwie piętnaście minut później na klatce rozległy się kroki, ponowne
kliknięcie zamka, a drzwi się otworzyły. Riddle wszedł do środka, roznosząc po
pomieszczeniu chłód z ulicy. Kiedy wyszedł z pokoju, położyłam się, ale gdy
wrócił, natychmiast się poderwałam.
- Masz, wypij to – podał mi wcześniej
odkorkowaną butelkę z okropnie dymiącym eliksirem. Wypiłam trochę. Mikstura
zadrapała mnie w gardle, co jeszcze spotęgowało kaszel. Z wyrazem obrzydzenia
na twarzy chciałam mu ją oddać, ale Riddle doskoczył do mnie i przystawił mi
buteleczkę do ust, przy okazji wlewając mi do gardła całą jej zawartość.
Zakrztusiłam się. Eliksir przypominał w smaku pieprz. Ohyda. Na dodatek gorąca
para buchnęła mi z uszu, tak, jakby mi się zapaliły włosy. Ale nie byłam tym
zaskoczona, wiele razy widziałam coś takiego w Hogwarcie u innych uczniów, ale
to wcale nie było tak zabawne, jak wyglądało.
Tom rozebrał się i położył obok mnie. Z
ciężkim westchnieniem, kiedy już gorąca para przestała mi lecieć z uszu,
złożyłam głowę na poduszce i na chwilę zamknęłam oczy.
- Dzięki – mruknęłam.
Tom objął mnie w dość brutalny sposób.
Jakbym go nagle zirytowała. Ale jego nastrój wciąż ulegał zmianie, bez względu
na to, co zrobiłam lub czego nie zrobiłam. Dlatego przestałam już przyjmować do
serca jakieś jego złośliwe docinki czy gesty.
~*~
Tu jest właśnie pewien epizod z mojego
życia. Może ktoś go rozpozna? I, nie, nie chodzi o choroby, ja jestem bardzo na
nie odporna. Przepraszam za tę dłuższą przerwę, ale mam dużo nauki i ostatnio
psuje mi się Internet, dziś właśnie tata naprawił. Ale mam nadzieję, że się
podobało. Końcówka trochę mi nie wyszła, ale cóż. Dedykacja dla Eles. :*
~Rozz
OdpowiedzUsuń19 września 2010 o 18:57
Pierwsza?
19 września 2010 o 22:09
UsuńOui xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń19 września 2010 o 19:41
Druga! No to biorę się za czytanie… xD
19 września 2010 o 22:11
UsuńGratuluję xD
~Sheirana
OdpowiedzUsuń19 września 2010 o 20:06
Heh, nie ja jedna chora ^^’. Biedna Dżahmes.Szeregowiec Ryan? Brzmi znajomo ;p. Ciekawa jestem, co się dalej będzie działo w związku z tym grobem. I czy w ogóle coś się będzie działo w związku z tym ^^.Tak swoją drogą u mnie też pojawił się nowy rozdział, jak chcesz, to wpadnij ;).Pozdrawiam.[sheirana]
19 września 2010 o 22:12
UsuńOj, będzie się działo, zwłaszcza w 50-tym xD Ano, nazwisko i stopień dałam z tego filmu, uwielbiam go xD Ale imię już nie, bo będzie mi potem potrzebne xD
~Sheirana
Usuń20 września 2010 o 22:16
No to już się nie mogę doczekać 50. rozdziału xD.A film dobry, dobry, to trzeba przyznać ^^. A najbardziej uwielbiam ten film za mojego ulubionego aktora w roli tytułowego Ryan’a. Matt Damon… <3 xDPozdrawiam.[sheirana]
21 września 2010 o 17:21
UsuńNo, ja jednak wolę Henksa. Tak się to pisze? xD
~Sheirana
Usuń21 września 2010 o 17:28
Nie tak ;p Hanks. Ale spoko xD Jego też bardzo lubię, ale jednak ten Matt Damon… xD
21 września 2010 o 18:44
UsuńBoże, ale to było straszne, jak ten stary żołnierz stał nad tym grobem na końcu i wspominał… To ten Ryan, tak. Ale w ogóle nigdy by się nic takiego nie wydarzyło, kilka osób by życia dla jednego szeregowego nie ryzykowała. Nigdy. Chyba że rzeczywiście matka miałaby z 6 synów i tych 5 umarłoby na wojnie a jeden przeżył, ale to chyba w skrajnych przypadkach.
~Sheirana
Usuń21 września 2010 o 19:36
No… Historia rzeczywiście raczej nierealna, ale film sam w sobie jednak świetny ^^.
21 września 2010 o 21:05
UsuńNo, ja w ogóle uwielbiam takie filmy, chociaż mówiące o 2 wojnie światowej w Polsce są najlepsze. A widziałaś ten, w którym Niemiec został po wojnie zesłany na Sybir i potem chyba 13 lat stamtąd uciekał? Na tvn czasami leci, w dwóch odcinkach xD
~Sheirana
Usuń21 września 2010 o 21:46
Chyba nie… To muszę kiedyś zapolować na to cudo na tvnie xDZ flimów o drugiej wojnie światowej kocham „Pianistę”, ale to już taka klasyka ^^. Za to bardzo lubię też „Imperium Słońca”. To film o angielskim chłopaku, mieszkającym z rodzicami bodajże w Shanghaju, który nigdy nie był w Anglii, ale w Chinach również nie był za dobrze przystosowany do normalnego życia. I właśnie tam, w Shanghaju, zastaje go wojna. Kojarzysz? ;) Moim zdaniem film naprawdę świetny.
22 września 2010 o 20:14
UsuńWedług mnie za to „Pianista” jest świetny. Taki… wstrząsający. Ale „Katyń” chyba bije wszystko na głowę. To jedyny film, na którym ryczałam.
~Sheirana
Usuń22 września 2010 o 21:02
„Katyń” robi wrażenie… Świetny film. Ha, ja ryczałam przy wszystkich wyżej wymienionych xD Ogólnie dość często płaczę przy jakichś wzruszających filmach ^^.
22 września 2010 o 21:05
UsuńJa tylko się na to mogę zdobyć przy wojennych. No i przy ostatniej części Pottera, zwłaszcza przy końcu będę ryczeć, to pewne.
~Sheirana
Usuń22 września 2010 o 23:25
Hehe, to ja się potrafię przy różnych filmach popłakać ^^’. Gdy byłam mała, biłam własne rekordy w płakaniu przy „Lessie” xD I czasem zdarza mi się płakać przy książkach… Zawsze ryczałam przy „Dziewczynce z zapałkami” xD.
23 września 2010 o 22:09
UsuńNo, ja ryczałam przy śmierci Snape’a. I Syriusza. Przy Voldemorcie byłam zbyt zszokowana, żeby płakać xD
~Sheirana
Usuń24 września 2010 o 17:41
Przy śmierci Snape’a nie, ale przy Syriuszu już tak… xD Oj tak, śmierć Voldemorta to był szok. A już liczyłam na piękne (przynajmniej jak dla mnie) zakończenie… xD
24 września 2010 o 17:56
UsuńAle wiesz, że Rowling podobno 8 część Pottera pisze? xD
~Sheirana
Usuń24 września 2010 o 18:58
Tak? O, nie wiedziałam ^^’ Tylko ciekawa jestem, o czym to może jeszcze być, bo Voldemort nie żyje, a na końcu 7. części był taki rozdział ’19 lat później’, czy coś w tym rodzaju. To może o dzieciach Harry’ego i reszty, czy coś… No ciekawe, ciekawe xD
24 września 2010 o 19:46
UsuńNo, ja bym chciała, żeby Rowling tak napisała, jak ja tutaj zrobię po epilogu. Zobaczycie, jak dotrwacie do końca xD Albo raczej… do dwóch końców xD
~Sheirana
Usuń24 września 2010 o 19:56
No proszę, czyżby Tom miał się dochować wesołej gromadki dzieci? xD No to się nieźle zapowiada… Nie wiem, jak długie masz zamiar to napisać, ale chcę dotrwać do końca. Czyli do dwóch końców, tak? ;)
24 września 2010 o 20:56
UsuńMoże i się dochowa. Jeżeli go Dżahmes nie wyrzuci albo sama nie odejdzie po 52 rozdziale xD Ale mnie chodziło o raczej coś innego. Zobaczysz później xD Wiesz, opowiadanie będzie podzielone na dwie części. Dwa prologi (jeden już był), dwa epilogi. Na razie nie było żadnego xD
~Sheirana
Usuń24 września 2010 o 22:07
No, no, no… Zapowiada się ciekawie xD Aha ^^A kiedy można spodziewać się 50. rozdziału? Bo mnie już ciekawość zżera, co będzie dalej xD
25 września 2010 o 15:56
UsuńDziś, przynajmniej ja mam takie plany. Francuskiego muszę się nauczyć i zacznę przepisywać. Bo mam już napisane do przodu do 54 rozdziału xD
~olka
OdpowiedzUsuń19 września 2010 o 23:02
Biedna Dżahmes zachorowała.Chyba wyzdrowieje do rana po tym eliksirze…………Pozdrawiam.
21 września 2010 o 17:20
UsuńKażdy po tym zdrowieje.
~Caitlin
OdpowiedzUsuń20 września 2010 o 17:27
Ach!W tym rozdziale wkradło się pełno słownictwa potocznego! xD raz zjadłaś wyraz, a raz chyba była jedna literówka, ale to nieważne :)Piszesz coraz lepiej. :)Dżahmes ma przechlapane xD Jak Tom dowiedział się o mugolu… Ech. Mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy xDAle kieeedy będzie tenże obiecany rozdział 50? ;>Całuję ;*
21 września 2010 o 17:17
UsuńWiesz co, ja myślę, że to Tom będzie miał przechlapane po rozdziale 53-tym xD Tam jest dopiero potocznego słownictwa. A przekleństw… ohohoh, aż miło xD
~Caitlin
Usuń22 września 2010 o 20:26
Agggr zaciekawiasz, a potem trzeba czekać na kolejne części xD
22 września 2010 o 20:30
UsuńAno. Kurde, wiesz, że jutro miałam dawać 50-ty rozdział, ale mam dyskotekę dla kotów, znaczy, dla uczniów 1 klas liceów i kończy się późno, potem w piątek mam sprawdzian z francuskiego, więc na kompie mnie prawdopodobnie w ogóle nie będzie. Ale nic straconego, jeśli na scp nie dam w piątek, to wtedy dam na dlr, a jeśli nie, to w sobotę xD
~ThisLove
OdpowiedzUsuń20 września 2010 o 20:21
Jestem wkurzona na Toma, znowu jest taki strasznie oziębły ;/ Myślę że Dżahmes wyzdrowieje (; Pozdrawiam i czekam na następny odcinek ;D
21 września 2010 o 17:02
UsuńHahaha, no to ciekawa jestem, co powiesz, jak przeczytasz rozdział 52 xD Hahaha, szpanuję, bo mam kilka napisanych do przodu xD
~House.
OdpowiedzUsuń20 września 2010 o 21:01
Ten epizod z życia Twego aż za bardzo dostrzegalny xD W ogóle nie musiałam się wysilać. No, ale kolejne rozdziały będą pikantniejsze :)
21 września 2010 o 17:01
UsuńTak, 50-ty będzie xD Ale lepszy będzie 52 i 53, zwłaszcza środek 53 xD Na geografii dziś pisałam xD
~Eles.
OdpowiedzUsuń21 września 2010 o 17:29
Dziękuję za życzenia : *
21 września 2010 o 18:41
UsuńS’il vous plait, ma cherie :*
~nicole .
OdpowiedzUsuń26 września 2010 o 11:35
O kurczaki! Przepraszam Cię bardzo, że nie czytałam!Teraz zaczynam nadrabiać. :)
26 września 2010 o 21:55
UsuńSpoko, nic nie szkodzi xD